Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Dane wyjazdu:
68.58 km 0.00 km teren
03:58 h 17.29 km/h:
Maks. pr.:44.50 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 815 kcal
Rower:Author

upadki, ognisko, ziemniaczki i rechot

Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 20.05.2012 | Komentarze 4

Kolejna wycieczka z cyklu z WFKR, tym razem wyjazd z niewiadomych mi powodów przypada na sobotę. Zbiórka godzina 12 przy Sedalu. Pogoda wprost wymarzona do pedałowania, więc do Wielunia dostaję się rowerkiem. I tu podobnie jak wczoraj wiaterek w plecy, więc i prędkość przyzwoita. W Pątnowie dogania mnie cyklista, który jak się później dowiaduje pedałuje sobie z Katowic do Kalisza. Wyprzedza mnie na górce i chwilę pomaga pod nią podjechać, a później mogę sobie tylko pomarzyć żeby dotrzymać mu kroku ;) Jednak dzielnie nie podaję się i w mieście pojawiam się już po półgodzinie. Oczywiście pół godziny za wcześnie :D Pozostaje wytrwale czekać do 12.
Pierwszy zjawia się Mrówek, a za nim na czas i po czasie reszta dzisiejszego składu.


Możemy ruszać. Przez bliżej mi nieznane zakamarki Wieluńskich uliczek docieramy do Rudy, gdzie zjeżdżamy w początkowo szutrową, a później leśną drogę. Czerwonym szlakiem docieramy do Strug.



Dalej na Łaszew, gdzie robimy sobie pierwszy dzisiejszego dnia przystanek na uzupełnienie płynów ;) Ruszamy dalej. W Bieńcu Małym, kierując się oznaczeniem żółtego szlaku, skręcamy w teren i pięknym wąwozem docieramy do brzegu Warty, gdzie zaliczam pierwszy dzisiejszego dnia upadek. Na szczęście ląduję na miękkim piachu ;) Cóż urok SPD :D



Otrzepuję się z nadwarciańskiego piaseczku i chwilę później pedałujemy nad brzegiem rzeki do momentu, kiedy Ferbik postanawia skosztować wody ze źródła Królowej Bony. Jednakże zapominając, że ma na nogach SPD-ki spektakularnie ląduje w pokrzywach, fundując sobie taką leczniczą dawkę, że do końca roku powinien być zdrów jak ryba;)



Z pomocą przychodzi Jaro, który pomaga podnieść się naszemu biedakowi. Kiedy już Ferbik dochodzi do siebie po pokrzywowym wstrząsie ruszamy dalej. W Kępowiźnie skręcamy w leśną drogę, która swym piaszczystym podłożem zmusza wszystkich do zejścia z roweru.



Na asfalt wyjeżdżamy przy ośrodku wypoczynkowym i dalej kierujemy się do Załęcza Wielkiego gdzie szturmem oblegamy sklep z nadzieją na zakup prowiantu na ognisko. Niestety nie jesteśmy do końca usatysfakcjonowani z zaopatrzenia, więc musimy poszukać innego spożywczaka.
Ruszamy. W pewnym momencie dostrzegam wujka, a reszta grupy kolejny sklep, gdzie w międzyczasie robią resztę niezbędnych zakupów. Teraz już spokojnie możemy ruszać, zdobywać cel dzisiejszego rajdu.
Kawałek za spożywczakiem skręcamy w piaszczysty teren, który doprowadza nas do Starej Wsi. Dalej już kawałek asfaltem, by po chwili znów wjechać w leśną drogę na Troniny.



Za Troninami znów piach, który zmusza do zejścia z siodełka i spaceru z rowerem. Dzielnie walczę z piachem, jednak w pewnym momencie znów tracę panowanie nad rowerem i po raz drugi zaliczam glebę. Tym razem udaje się jednak bez widzów, po tajniacku. Szybko otrzepuję się z piasku i ściółki, jednak dalej decyduje się już rower poprowadzić. Zresztą nie tylko ja ....



Co niektórzy co prawda próbują pedałować dalej jednak kończy się to podobnie jak i u mnie ;)



W końcu udaje nam się dotrzeć do Bobrownik, gdzie Ferbik z Mrówkiem udają się po ziemniaczki do ogniska, a reszta spokojnie sobie odpoczywa w cieniu.
Po ich powrocie, już w pełni zaopatrzeni ruszamy zdobywać górę Zelekę.



Ku mojemu zdziwieniu podjeżdżam bez żadnego problemu i nawet podjazd mi się podoba, a pamiętam, że jeszcze niedawno nie dawałam rady. Reszta grupy też dzielnie radzi sobie z górką jak nie na rowerach to obok nich.



W końcu docieramy na szczyt i zatrzymujemy się przy szczątkach dawnej, drewnianej wieży widokowej. Chwila oddechu i męska cześć naszego grona zabiera się do zbierania chrustu na ognisko.





podczas gdy ja .....



jeszcze tylko trzeba przygotować kijki na kiełbaski, do czego Mrówkek i Glizda zabierają się siłowo;)




i można przejść do smażenia








Po zapełnieniu brzuchów zarówno kiełbaskami jak i ziemniaczkami, przechodzi czas na chwilę błogiego lenistwa ;)



W końcu jednak trzeba zbierać się w drogę powrotną. Posprzątać bałagan, ugasić ognisko, do czego używane są trzy różne sposoby i możemy ruszać w dół. Z góry zjeżdżamy tym razem inną drogą, a szkoda, bo chętnie bym sobie zjechała z wcześniejszego podjazdu.
Znów docieramy do mostu w Bobrownikach, jednak tym razem przejeżdżamy na jego drugą stronę, kierując się do sklepu. Po zaopatrzeniu w płyny, na chwilę idziemy spocząć na ławeczkach przy malowniczym brzegu Warty.

Nagle w ten sielski widok bardzo chwiejnym krokiem wkracza pan Józek, który ku naszemu zdziwieniu postanawia pokazać nam na co go stać. Podchodzi do drewnianej łódki, czy też promu i odpływa na wody Warty.



Biorąc pod uwagę ilość promili jaka zapewne przepływa w jego żyłach jesteśmy pod wrażeniem tego jak radzi sobie na wodzie.




Po interwencji jednak pan Józek postanawia zawrócić i z gracją podpływa do brzegu, gdzie podczas cumowania zatapia jedną z nóg w nurcie rzeki :D A my zbieramy się w drogę powrotną... i co, i znów piachy. Korzystając z nauczki z ubiegłego roku, postanawiam newralgiczny odcinek pokonać na nogach ;) Kawałek dalej już bez problemu można wsiąść na rower.
Dojeżdżamy do Żabiego Stawu, gdzie postanawiamy na chwilę przystanąć, choć co niektórzy wolą poleżeć ;) I tu Ferbik upada po raz trzeci :D



Rechot żab jaki unosi się sponad toni wody niesamowity, więc Ci którzy słyszą to pierwszy raz nie wierzą, iż ów dźwięk wydają żaby.






chwila odpoczynku .....



i ruszamy dalej, tym razem jest to już mój ostatni odcinek z klubem. Gdzieś w połowie drogi między Bobrownikami a Załęczem pozostaje mi rozstać się z moimi towarzyszami, którzy dalej kierują się na Wieluń. Ja natomiast obieram kierunek Kałuże.
Mijam bokiem Wronią Wodę i dalej malowniczym szlakiem docieram do Załęcza Wielkiego, gdzie spotykam kolegów i koleżanki spod znaku ;)





Przejeżdżam przez most i przez Kałuże Kolonię, nieco okrężną trasą przez las docieram do domu.

Ps. z racji, iż mój aparat nieco szwankuję dziękuję za użyczenie niektórych zdjęć Mrówkowi i Ferbikowi.


Komentarze
uluru
| 09:37 piątek, 8 czerwca 2012 | linkuj Nie ma to jak SPD :)) wycieczka super, masz fajne towarzystwo a widoczki urokliwe :))
pozdrawiam
DaDasik
| 11:03 poniedziałek, 21 maja 2012 | linkuj Super! Ale Ci zazdroszczę :)
PS... Dlatego nie jeżdżę w SPD ;P
Kajman
| 06:32 poniedziałek, 21 maja 2012 | linkuj Nauka jazdy w SPD czasami kosztuje:) W przypadku kolegi kilka siniaków powinno wystarczyć:)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa obiep
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]