Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2011

Dystans całkowity:277.90 km (w terenie 76.25 km; 27.44%)
Czas w ruchu:14:03
Średnia prędkość:19.78 km/h
Maksymalna prędkość:48.90 km/h
Suma kalorii:1861 kcal
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:25.26 km i 1h 16m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
7.53 km 4.27 km teren
00:21 h 21.51 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

płonie ognisko i szumią knieje .....

Piątek, 29 lipca 2011 · dodano: 31.07.2011 | Komentarze 2

Wieczorem po pracy korzystając z zaproszenia, pakuję kiełbaski wraz z resztą prowiantu do plecaka i pedałuję na Odcinek, gdzie czeka reszta ekipy. Całą ferajną ruszamy pod las do wcześniej przygotowanego ogniska. Spędzam miły wieczór i noc przy dźwiękach gitary i naszych nie do końca utalentowanych rozśpiewanych głosów;) Powrót do domu dość chłodny i bardzo szybki :)
Kategoria W towarzystwie


Dane wyjazdu:
19.08 km 2.23 km teren
01:07 h 17.09 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

kocia historia z pozytywnym zakończeniem

Czwartek, 28 lipca 2011 · dodano: 31.07.2011 | Komentarze 3

I znów z Miłoszem, który jak tylko zobaczył Krzyśka od razu zaczął go molestować o rowerową wycieczkę. Nie ma wyjścia trzeba małego zabrać i znów zmienić trasę na krótszą.
Spotykam się z chłopakami na leśnej drodze, gdzie postanawiamy popedałować do Objawienia. Przez Kałuże docieramy do Koloni, gdzie po skręcie zatrzymuje nas Krzysiek, który dostrzega w rowie małego, wystraszonego kociaka. Zawracamy z Miłoszem zbadać sprawę. Faktycznie na poboczu siedzi małe biedne kociątka. Bierzemy je na ręce, zastanawiając się co z ni począć, kiedy w krzakach kartofli słyszymy kolejne pomiaukiwanie. Krzysiek z Miłoszem ruszają na poszukiwanie kociego rodzeństwa i po chwili odnajdują kolejnego wystraszonego futrzaka. Zastanawiamy się czy zabrać maleństwa do domu, kiedy na naszej drodze pojawia się kobieta, która informuje nas skąd kociaki pochodzą. Idziemy więc oddać zguby właścicielce:)
Zadowolenie pozytywnym rozwiązaniem historii, ruszamy w kierunku Doliny Objawiania.
Dolina Objawiania_źródełko © fotoaparatka

Na miejscu okazuje się, że nasz młody towarzysz jest tu pierwszy raz. Z wielkim entuzjazmem wiec zwiedza kolejne zakątki źródełka. Kosztujemy cudownej wody i ruszamy odwieźć Miłosza na Odcinek.
Milosz i Krzsiek © fotoaparatka

wota w Dolinie Objawiania © fotoaparatka

Po odstawianiu młodego do babci, wypiciu ciepłej herbatki pedałuję do domu.
Kategoria W towarzystwie


Dane wyjazdu:
28.79 km 12.30 km teren
01:32 h 18.78 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Nie wszystkim musi się podobać ....

Środa, 27 lipca 2011 · dodano: 29.07.2011 | Komentarze 3

Pogoda nie pozwala mi na pedałowanie do pracy, brak roweru trzeba więc nadrobić popołudniu. Napotkane okoliczności sprawiają jednak, iż na wycieczkę mogę wybrać się dopiero późnym popołudniem. Dzwonię do Krzyśka i po chwili wybieramy już trasę na dziś. Troszkę doskwiera wiatr, więc postanawiam pokazać mojemu towarzyszowi Rezerwat Bukowa Góra.
Przez Kałuże kol. docieramy do drogi na Kluski, gdzie małe niedogadanie powoduje, że ląduje z rowerem na asfalcie. Na szczęście nic złego się nie staje, tak więc podnoszę się i ruszamy dalej.
W Kluskach skręcamy zgodnie z oznaczeniem żółtego szlaku w las i tak sobie pedałujemy do skrzyżowania szlaków. Skręcamy w prawo i po chwili znajdujemy się przy bagnistym lesie, gdzie mam chwilę na wyciągnięcie aparatu ;)
bagnisty las © fotoaparatka

Z racji iż Krzyśka dopadają wszędobylskie komary, spędzamy tam dosłownie chwilkę po czym ruszamy dalej. Teraz już bezpośrednio do rezerwatu. Muszę przyznać, że gdyby nie oznakowania to chyba bym do Bukowej Góry nie trafiła. Cóż pamięć już powoli zaczyna szwankować;)
Po przebiciu się przez rozjechany przez samochody, błotnisty, ostatni odcinek trasy docieramy do rezerwatu. Czkam na reakcję towarzysza, któremu chyba niespecjalnie miejsce przypadło go gustu. Szkoda bo moim zdaniem jest to najładniejszy rezerwat w okolicy, ale cóż nie wszystkim musi się podobać.
Rezerwat Bukowa Góra © fotoaparatka

rezerwatowa żabka :) © fotoaparatka

W trakcie wędrówki po lesie dostaję telefon, który zmusza nas do rychłego powrotu do domu, a więc nici z dłuższego dystansu.
Wracam dokładnie taką samą drogą jaką dotarliśmy do rezerwatu.

Dane wyjazdu:
16.11 km 6.35 km teren
00:48 h 20.14 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Spacerkiem po pracy w męskim towarzystwie

Wtorek, 26 lipca 2011 · dodano: 26.07.2011 | Komentarze 3

Po pracy chciałam choć na chwilę wyskoczyć na rower. Rower, który ostatnimi czasy mógł czuć się zaniedbany. Dzwonię więc do Krzyska i umawiamy się na wieczorne pedałowanie do Załęcza. Pod koniec pracy dostaję jednak wiadomość, że ma nam towarzyszyć ktoś jeszcze. Z racji, iż towarzysz jest mocno niepełnoletni musimy zmienić trasę na mniej ruchliwą. Wybieramy Marki i Mileniówkę.
Miłosz dzielnie radzi sobie z terenem i nawet górka mu nie straszna. Po kilkunastu minutach jesteśmy na miejscu. Stawiamy rowery i idziemy zamówić coś do picia. Widać, że chłopaczkowi miejsce przypadło do gustu, bo ma ochotę wrócić tu w najbliższym czasie.
Po półgodzinnej przerwie ruszamy w stronę Odcinka. Z marek przez Lachowskie docieramy do Dalachowa, gdzie skręcamy na Odcinek. Odstawiam chłopaków do babci a ja już krajówką wracam do domu.
Kategoria W towarzystwie


Dane wyjazdu:
6.65 km 4.36 km teren
00:21 h 19.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Kawa i ciasto jagodowe

Niedziela, 17 lipca 2011 · dodano: 17.07.2011 | Komentarze 3

Niedziela od rana zapowiada się na wyjątkowo upalną... Nie ma co w taki skwar siedzieć w domu, szukam więc chętnego do wypadu nad wodę. Na szczęście nie muszę szukać długo. Rowery zostają w cienistych piwnicach a my autkiem dostajemy się na Stare Olesno, gdzie bardo przyjemnie upływa nam czas.
Po powrocie zaprzęgamy rowery i korzystając z zaproszenia na kawę pedałujemy z Krzyskiem na Odcinek. Nie jest to długa trasa, ale liczy się chwila spędzona na dwukołowcu. Kawa i pyszne jagodowe ciasto zatrzymuje tam nas do późnego wieczora. Do domu wracamy o zmroku przy bardzo przyjemnej temperaturze. Zapomniałam już jak fajnie pedałuje się w nocy.
Kategoria W towarzystwie


Dane wyjazdu:
23.13 km 23.13 km teren
01:25 h 16.33 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

..bo te kamienie są takie piękne

Sobota, 16 lipca 2011 · dodano: 17.07.2011 | Komentarze 2

Dopadła mnie w końcu pracująca sobota. Sobota w trakcie, której miałam zagonić rower do roboty ale... Po przebudzeniu, zerkam za okno a tam ciemne chmury... obracam się na drugi bok i śpię dalej, a do pracy dostając się czerwonym chrząszczem.
Kiedy ja ciężko pracuje pochmurne niebo ustępuje miejsca słonecznej pogodzie, a we mnie wzbiera wściekłość. Mogłam jednak pedałować.
Wracam do domu, w którym czekają na mnie codzienne obowiązki i już wiem, że dziś wiele sobie nie pojeżdżę.
Koło godziny 17 na podwórku pojawia się córka kuzynki, której kiedyś obiecałam wycieczkę rowerową. Nie pozostaje nic innego jak obietnicy dotrzymać.
Wybieramy trasę w terenie, gdyż Liwi na asfalt namówić się da. Ruszamy przez żużlówkę.
Przy pierwszym podjeździe pod nico większą górkę, pojawiają się problemy ale moja towarzyszka radzi sobie podprowadzając rower. Przy następnej górce historia się powtarza, z tą różnicą, że tym razem zaliczony najpierw zostaje rów.
Skręcamy w las do drogi na żwirowisko i tu znów więcej chodzenia niż jeżdżenia. Jednak w tym momencie mnie raczej nie dziwi, bo będąc dzieckiem zawsze w tym miejscu robiłam to samo. Kończy się podjazd wsiadamy na rowery i po chwili jesteśmy już przy żwirowisku. Widać Liwi podoba się miejsce, choć bardziej interesują ją kamienie jakie znajduje pod nogami.
Wizyta w żwirowisku kończy się na tym, że kieszonki w koszulce mam wypchane "ciekawymi" okazami większych i mniejszych kamyczków.
Ruszamy dalej. Przez Budziaki docieramy praktycznie do samego Wierzbia, gdzie naglę słyszę zdanie "ja chce już wracać". Nie pozostaje więc nic innego jak tylko zawrócić. Do domu docieramy już bez żadnych problemów, po drodze spotykając Krzyśka.
Po odstawianiu siostrzenicy do babci, czuję niedosyt, więc stwierdzamy z Krzysiem, że jeszcze na chwilę gdzieś popedałujemy. Wybór pada na ranczo Mileniówka w Markach. Nigdy tam nie byliśmy, a że oboje mamy ochotę na piwo toteż nie ma lepszego miejsca. Bardzo mile spędzamy tam czas... ale co dobre szybko się kończy, więc i czas nas w końcu wygnał do domu.

Muszę przyznać, że jak na dziewczynkę. która w ubiegłym roku nauczyła się jeździć na rowerze,to Liwia i tak bardzo dobrze sobie radzi. A dla słów "Ciociu wiesz lubię cię" warto czasem wybrać się na tak krótką i powolną wycieczkę:)
Kategoria W towarzystwie


Dane wyjazdu:
52.67 km 0.00 km teren
02:27 h 21.50 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:29.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 633 kcal
Rower:Author

do i z pracy po mojemu

Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 3

Dawno mnie już nie było rowerem w pracy a, że ostatnimi czasy nogi same się rwą do pedałowania postanawiam wykorzystać fakt, iż kończę pracę wcześniej.
Wstaję więc skoro świt i bez żadnego problemu zwlekam się z łóżka. Tylko rower mnie prowokuje do takich porannych pobudek:) Wrzucam coś na ząb i chwilę później pedałuję już w stronę Wielunia, tradycyjnie krajówką. Pogoda idealna, więc jedzie mi się wyśmienicie, jedyny przystanek robię sobie przy pierwszych oznakach żniw.
zaczynają się żniwa © fotoaparatka

W Wieluniu zjawiam się po 44 minutach pedałowania, przebieram się w cywilne ubranie i ruszam stawiać czoło codziennej rzeczywistości. Nie jest to jednak łatwa rzeczywistość. Człowiek nie zdąży odłożyć słuchawki telefonu a ta znów dzwoni.... jak nie jeden to drugi, ani chwili spokoju. Wielka więc jest moja radość kiedy mogę wreszcie uciec od tego wszystkiego.
Wskakuje na rower i od razu świat staję się piękniejszy.
Trasa powrotna, do której wyboru przyczyniło się nasze lokalne radio, wiedzie mnie przez nieznane mi dotąd ulice Wielunia, Widoradz, Olewin, za którym poszukuje stanowiska dokumentacyjneg. Szybko odnajduje poszukiwane miejsca, znajduje się ono bowiem na wzniesieniu, które kusi mnie swym podjazdem. Nie na darmo męczę się z polną drogą, gdyż widok jaki ukazuje się na jego szczycie jest niesamowity. Obok znajduje się ów punkt, jednak obchodząc go z kilku stron nie odnajduję wejścia, które mogło by mnie zaprowadzić do piaskowców. Postanawiam jednak skorzystać z krzaków i przebrać się w lżejsze ubrania, gdyż skwar leje się z nieba a ze mnie pot :)
punkt widokowy Olewin © fotoaparatka

Jeszcze szybkie zerknięcie w mapę i ruszam dalej w kierunku Wierzchlasa. Do wioski wjeżdżam od nieznanej mi dotąd strony , gdzie w końcu mam okazję zobaczyć pomnik, postawiony ku pamięci poległych mieszkańców w czasie II Wojny Światowej.
pomnik_Wierzchlas © fotoaparatka

Tu powoli zaczyna się psuć pogoda. Słoneczne niebo ustępuję coraz wiekszym połaciom chmur, które nie rokują zbyt optymistycznie. Z Wierzchlasa kieruje się na Przycłapy, skąd dalej do Mierzyc.
W lesie odkrywam początek szlaku dydaktycznego, którego ostatnio odnalazłam końcówkę. Po zerknięciu na znajdującą się tam mapkę, stwierdzam, że jest jeszcze kilka punktów do odkrycia.
początek szlaku dydaktycznego © fotoaparatka

Siadam na chwilkę na ławce gdzie zaczynam mieć dylemat, którędy dalej. Kusi mnie droga przy kurhanach, ale to co dzieje się nad moją głową i wiatr, który przybiera na sile podpowiada skrócenie trasy. Rozum bierze górę nad chęciami i w Mierzycach skręcam na Łaszew. Niby z górki ale wiatr tak niesamowicie utrudnia jazdę, iż w pewnym momencie mi się odechciewa.
Przełamuję jednak niechęć, podjeżdżam do Łaszewa a tam już jakoś lżej. Przez wioskę, mimo wiatru udaje mi się szybko przemknąć i dalej żółtym szlakiem docieram do Bieńca Małego, skąd na moje ulubione skrzyżowanie, gdzie skręcam na Bieniec.
Droga do skrzyżowania © fotoaparatka

Z Bieńca kieruję się wśród pól kukurydzy na Kępowiznę, przed którą na chwilę przystaję, by odwiedzić pewne miejsce, przy okazji spotykam dwie bardzo gadatliwe krowy :)
gadatliwe krowy © fotoaparatka

dopływik Warty :) © fotoaparatka

Wśród szumu strumyka wysłuchuje narzekań bydła i wsiadam na rower. Teraz już bezpośrednio kieruję się do domu.
Cel wycieczki zostaje osiągnięty, na moim tegorocznym liczniku wybija 2000 i z tego należy się cieszyć. Żałuję jedynie, że wcześniej nie wysłuchałam audycji radiowej, bo jak się okazuje w Widoradzu ominęło mnie grodzisko....ale ja tam jeszcze wrócę.

Dane wyjazdu:
31.38 km 15.61 km teren
01:34 h 20.03 km/h:
Maks. pr.:39.90 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 378 kcal
Rower:Author

A jednak czasem mam trochę szczęścia

Niedziela, 10 lipca 2011 · dodano: 10.07.2011 | Komentarze 8

Ranek zapowiadał nie do końca oczekiwaną przeze mnie pogodę. Po otwarciu oczu za oknem zobaczyłam szare, deszczowe niebo, a w oddali słychać było coraz głośniejsze pomruki nadchodzącej burzy. Chwilę później już lało i grzmiało na całego. Pomyślałam gromy z nieba się skończą i się rozpogodzi. Koło godziny 12 straciłam jednak nadzieją, że dziś uda się wyjść na rower. Oglądając film, co rusz jednak zerkałam za okno.
Po obiedzie zrobiło się na tyle nudno, że postanowiłam mimo dziwnej aury wyskoczyć na chwilę z domu. Nie zabieram aparatu, bo jednak trochę się o niego boję. Nie chcę również oddalać się za nadto, toteż wybieram trasę na Marki i do Wierzbia.
Ruszam. Po podjeździe na pierwsza górkę, przystaję w miejscu gdzie lubią sobie rosnąć kurki. Nie zawodzę się na miejscówce bo po chwili dreptania po lesie mam już pełną garść żółtych grzybów. Pakuje je do tylnej kieszeni koszulki i pedałuję dalej.
Na obwodnicy Marek dogania mnie rządna krwi chmara owadów. W terenie nie potrafię złośliwców zgubić, dopiero po wyjeździ na asfalt i przyśpieszeniu trochę tempa udaje się krwiopijców zostawić w tyle.
Dojeżdżam do Wierzbia i nagle moim oczom ukazuje się polna droga, która kusi swą tajemniczością. Slalomem wokół kałuż dojeżdżam do miejsca, gdzie zaczynam żałować decyzji o pozostawieniu aparatu. Wracam więc...
Asfaltem docieram do Marek, jednak jedzie mi się na tyle dobrze, iż postanawiam trochę zmienić trasę. Kieruję się na Lachowskie. Przystaje na mostku, gdzie powracają wspomnienia ze szczenięcych lat. Cudne to są wspomnienia:)
Wracam na Marki, skąd dalej chce kierować się do "żużlówki", jednak w między czasie zatrzymują mnie apetyczne maliny. Zazwyczaj jestem nieufna, jeżeli chodzi o owoce rosnące przy drodze ale dziś chęć zjedzenia zwycięża. Do domu wracam drogą, która wyprowadza mnie na krajówkę i tu już bezpośrednio kieruję się na swoje podwórko.

W domu wypijam kawę, bo brak kofeiny zaczyna mi się powoli dawać we znaki. Na dworze robi się coraz przyjemniej, więc postanawiam jeszcze kilka miejsc odwiedzić. Pierwszym z nich jest trzeci staw. Dziś o tyle interesując, iż powoli zakwita białymi liliami.
kwitnący trzeci staw © fotoaparatka

trzeci staw © fotoaparatka

Ze stawu, kieruję się ścieżką do mogiły powstańców.
mogiła powstańców © fotoaparatka

Spędzam tam krótką chwilę i ruszam dalej. Ku mojemu niezadowoleniu wszystkie szlabany w lesie pozamykane, łącznie z tym przy torach. Staram się ominąć przeszkodę, jednak w pewnym momencie tracę równowagę, uderzam głową w szlaban i leżę w trawie, w której pełno mrówek. Kask ratuje mi głową, gdyby nie on nie wiadomo jakby skończyła się ta historia. Naprawdę mam dużo szczęścia.
Wystraszona zbieram się do kupy, otrzepuję z mrówek, które mam dosłownie wszędzie i ruszam dalej.
Nad torami dojeżdżam do kolejnego kolejowego przejazdu, gdzie skręcam w stronę Dzietrznik, wjeżdżam w pola i po wdrapaniu się na wzniesienie odnajduję kolejny, świetny punkt widokowy.
nowy punkt widokowy © fotoaparatka

Schodzę z górki odnajdując w trawie skrzydlatego kolegę
na skraju trawy © fotoaparatka

Udaję się w drogę powrotną, dalej lasem kieruję się do krajówki, tym razem wyjeżdżając na nią z przeciwnego kierunku. Po skręcie z "częstochowskiej" do domu trafiam "żuzlówką" i polną drogą, na której odnajduję inne owadzie cuda.
motyl na łące © fotoaparatka

pajaki też muszą coś jeść © fotoaparatka
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
43.56 km 3.52 km teren
02:07 h 20.58 km/h:
Maks. pr.:48.90 km/h
Temperatura:33.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 512 kcal
Rower:Author

bezskuteczne poszukiwania bezludnego brzegu Warty

Sobota, 9 lipca 2011 · dodano: 09.07.2011 | Komentarze 3

Dziś powróciło tak długo wyczekiwane przez wszystkich lato. Słońce i bezkresny błękit nieba zachęcał do skorzystania z roweru, co też uczyniłam.
Celem dzisiejszej wycieczki stał się Kamion i odnalezienie jakiegoś samotnego skrawka Warty.
Wyruszam po obiedzie. Tradycyjną już trasą docieram do Kępowizny przez która szybko przemykam by za chwile znaleźć się w Bieńcu. Po dotarciu do wioski skręcam na Łaszew, mijam ulubiony krzyż i przez Bieniec Mały docieram do miejsca gdzie asfalt muszę zamienić na teren. Pedałuję szlakiem przez nadwarciańskie domki letniskowe do momentu, w którym docieram do pierwszego Łaszewskiego kurhanu. Wspinam się na wyżyny, wyciągam aparat i napawam się chwilą oddechu.
Krhan książęcy © fotoaparatka

Po chwili spędzonej w cieniu drzew ruszam dalej przed siebie. Z terenu wyjeżdżam w Przywozie, gdzie kieruję się na most.
Wrata w Przywozie © fotoaparatka

Z mostu już prosto do Kamionu. Po drodze mijam sporo dzieciaczków na rowerze, jeden z nich nawet mówi mi dzień dobry :)
Chwilę później jestem już w Kamionie na moście. Nie wiem dlaczego ale ilekroć tam jestem letnio porą, dogłębnie mogę odczuć porę wakacyjną. Kajaki, dzieci taplające się w nurcie Warty, dorośli wygrzewający się na słońcu. Krajobraz iście wakacyjny.
Warta w Kamionie 1 © fotoaparatka

Rzka w Kamionie © fotoaparatka

Spędzam chwilę na moście po czym pedałuję dalej pokręcić się po wiosce. Docieram do zabytkowej kapliczki, po czym ruszam w poszukiwaniu bezludnego brzegu rzeki.
zabytkowa kapliczka w Kamionie © fotoaparatka

Nie znajduję jednak ani skrawka wolnego od ludzi. W bidonie zaczyna się susza więc postanawiam wracać, po drodze odwiedzając spożywczak. Okazuje się jednak, że moje marne 1,50, jakie udaje mi się wygrzebać z plecaka, nie wystarcza na pół litra wody. Zrezygnowana opuszczam sklep z nadzieja na odnalezienie jakiegoś tańszego w drodze powrotnej. Ruszam i jakiś kilometr dalej odnajduję kolejne potencjalne źródło wody pitnej. Parkuję rower, wchodzę i cóż znów brakuje mi jakiś 20 groszy. Kiedy już mam opuszczać sklep, odnajduję Jurajską w dogodnej cenie. Niestety jest tylko smakowa, ale z braku laku dobre i to.
Teraz już bez obaw mogę ruszyć do domu. Wracam tą samą trasą bez już bez żadnych niespodzianek.
Swoją drogą to skandal, żeby to nie można było za 1,50 kupić pół litra zwykłej niegazowanej wody!

Dane wyjazdu:
20.52 km 0.86 km teren
00:56 h 21.99 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

po pracy na kurki

Piątek, 8 lipca 2011 · dodano: 08.07.2011 | Komentarze 8

Cały dzień spędzam w pracy, zamknięta w czterech ścianach, piękną pogodę mogę podziwiać tylko z za okna. Nie można przecież zmarnować tak słonecznego, ciepłego dnia.
Po powrocie szybko zjadam obiadokolację, przebieram się w rowerowe co wywołuje na mej twarzy uśmiech a w sercu radość, i ruszam. Nie mam zbyt wiele czasu, więc postanawiam trochę odstresować się przed weekendem na grzybobraniu. A gdzie można o tej prze roku znaleźć jakikolwiek grzyby... tylko nad Wartą.
Tradycyjną trasą docieram do Załęcza Wielkiego, gdzie po przejeździe przez most wjeżdżam przednim kołem w krowi placek ;) Nie będę opisywać konsekwencje tego czynu, w każdym bądź razie później przydają mi się listki i odrobina wody ;)
W okolicach świeżego placak;) © fotoaparatka

Po dokonaniu toalety swojej i roweru ruszam dalej,kierując się w stronę ośrodka ZHP. Przed Nadwarciańskim Grodem skręcam w leśną drogę tuż przy szałasie. Ukrywam dwukołowca za jakimiś krzakami i idę na poszukiwanie grzybów.
leśna nadwarciańska droga © fotoaparatka

Nie są to obfite zbiory ale zawsze to coś, najważniejsze, że do domu nie przyjadę z pustymi rękoma.
dzisiejsze zbiory © fotoaparatka

Mało mi jeszcze dzisiaj tego pedałowania, postanawiam więc bardziej zbliżyć się do Ośrodka i choć chwilkę spędzić nad brzegiem rzeki. W takich miejscach czuć że nadeszło lato.
plażą nad Wartą © fotoaparatka

Obserwuję chwilę małego Rafałka, który ewidentnie nie chciał słuchać swojego opiekuna i ruszam w drogę powrotną.
Rafałek nad brzegiem rzeki © fotoaparatka

Tuż przed mostem zatrzymuje mnie jeszcze jedno miejsce. Wspinam się na punkt z którego roztacza się widok na Załęcze. Dziś szczególnie interesujący z racji chmur jakie zawisły nad wioską.
zboże i chmury © fotoaparatka

zbożowy widok © fotoaparatka