Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Wpisy archiwalne w kategorii

do i z pracy

Dystans całkowity:843.38 km (w terenie 45.82 km; 5.43%)
Czas w ruchu:38:45
Średnia prędkość:21.76 km/h
Maksymalna prędkość:45.80 km/h
Suma kalorii:8473 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:44.39 km i 2h 02m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
35.59 km 0.00 km teren
01:29 h 23.99 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

DiZP czyli jak poradzić sobie z brakiem samochodu

Wtorek, 19 czerwca 2012 · dodano: 25.06.2012 | Komentarze 3

I stało się tak jak wczoraj zostało powiedziane, czyli powtórka z rozrywki. Autko wciąż czeka na dostawę części, więc do pracy dostaję się moim jednośladem :) Podobnie jak wczoraj krajówką , z tą małą różnicą, że dziś temperatura bardzo sprzyjająca porannemu pedałowaniu.

Po około 45 minutach jestem w Wieluniu, gdzie czas pożegnać na cały dzień rower i przyodziać codzienność.

Przed godziną 19 udaje mi się opuścić mury przychodni. Mogę wreszcie przebrać się w rowerowe ciuszki i ruszyć w drogę do domu.
Mimo zmęczenia po całym, dniu, jedzie się świetnie.... w końcu nic tak nie odpręża jak rower.
Tempo całkiem, całkiem tym bardziej, że wiatr plecy, a na horyzoncie zaczyna się złowieszczo chmurzyć.
Za Dzietrznikami na łące moim oczom ukazuje się niespotykany widok. Bociany postanowiły chyba urządzić sobie jakiś sejmik. Doliczam się około trzydziestu sztuk. Ech jak ja żałuję w takich momentach, że nie mam ze sobą aparatu.
Po około 38 minutach parkuję na podwórku.

Dane wyjazdu:
35.53 km 0.00 km teren
01:36 h 22.21 km/h:
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

DiZP czyli skleroza nie boli, ale trzeba się przy niej nakombinować

Poniedziałek, 18 czerwca 2012 · dodano: 18.06.2012 | Komentarze 0

Po wczorajszym rajdzie, dzisiejsze posadzenie tyłka na siodełku okazuje się bolesnym doznaniem, ale nie ma wyjścia, auto zastrajkowało, a jakoś do pracy trzeba się dostać.
Pobudka dziś okazuje się wyjątkowo ciężka w realizacji i tak po kolejnym pięciominutowym drzemaniu, od ryku budzika, udaje mi się postawić jedną nogę na podłodze. Dalej już jakoś leci... ubieranko, śniadanko i w drogę.
Nieboskłon wydaje się zachmurzony i jakoś tak zdradziecko zerka na ziemię. Nie wiadomo czy będzie z tego deszcz, czy słońce. Nie ma co ryzykować, trzeba ograniczyć postoje do minimum. Tradycyjnie krajówką, bo o tak wczesnej porze nie mam najmniejszej ochoty na kombinowanie.
Po 45 minutach jestem w Wieluniu. Parkuje rower, dobieram się do zamykania i co.... okazuje się, że moja skleroza posuwa się do przodu... zapominam kombinacji cyfr, która otwiera kłódkę :( Po 15 minutach, załamuję ręce... nie ma szans... nie przypomnę sobie. Na szczęście znajduje się alternatywa, aby przechować rowerek bezpiecznie.... Mogę spokojnie zacząć pracę.

Przed wieczorkiem w końcu udaje mi się opuścić mury przychodni. Skwar z nieba leje się niesamowity, a na dodatek powrót pod wiatr. Wszystko to sprawia, że już za Wieluniem mam dosyć pedałowania. Oj zapomniałam już jak to jest latem na rowerku:) Nie ma jednak wyjścia do domu trzeba wrócić, więc popycham pedały raz wolniej raz szybciej, aż w końcu udaje mi się dotrzeć do domu. Zmęczona ale szczęśliwa, że mogę odetchnąć od tej duchoty.
A jutro powtórka z rozrywki....

Dane wyjazdu:
38.18 km 3.25 km teren
01:41 h 22.68 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 465 kcal
Rower:Author

DiZP czyli rano z Albarosie, powrót z Myslovitz

Środa, 23 maja 2012 · dodano: 23.05.2012 | Komentarze 2

Podobnie jak wczoraj z tym, że dziś w drodze do i z pracy towarzyszy mi muzyka. Znów bez aparatu, który póki co na urlopie. Popołudniu jednak wykorzystuję jego następce.



Dane wyjazdu:
35.56 km 0.00 km teren
01:32 h 23.19 km/h:
Maks. pr.:42.20 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 440 kcal
Rower:Author

DiZP czyli rowerowa codzienność

Wtorek, 22 maja 2012 · dodano: 22.05.2012 | Komentarze 0

Co tu się dużo rozpisywać do pracy na popołudnie, pogoda piękna toteż trzeba zagnać rower do roboty. Wyjeżdżam późno więc pozostaje mi pedałowanie krajówką. Powrót tę samą trasą, bo lenistwo nie pozwala mi na modyfikację trasy ;) Dziś nie zabieram aparatu, niech biedak sobie odpocznie.

Dane wyjazdu:
43.11 km 4.23 km teren
02:06 h 20.53 km/h:
Maks. pr.:40.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

DiZP czyli jak ciężka przeprwa przez krajówkę

Poniedziałek, 21 maja 2012 · dodano: 21.05.2012 | Komentarze 2

Idę spać późno toteż kiedy rano dzwoni budzik mam ochotę go rozszarpać. Przed tym czynem powstrzymuje mnie tylko fakt, że ów głośny stwór znajduje się w moim telefonie. Z łóżka niestety nie chce mi się wstać, odsłaniam więc roletę i co widzę.... zapowiada się piękny słoneczny dzień. Szkoda byłoby zmarnować ten piękny i ciepły poranek w łóżku. Wstaję więc, wskakuję w rowerowe, zjadam śniadanko i ruszam rowerkiem do pracy. Temperatura naprawdę jak na tak wczesną godzinę bardzo przyjemna i jechało by się wyśmienicie, gdyby nie spora cześć ciężarówek, których kierowcy nie zważają na to, że także jestem uczestnikiem ruchu... że w ogóle jestem !!!
Do pracy docieram w standardowym czasie, parkuję brykę i rozpoczynam przychodni-owe życie.
W końcu udaje się skończyć pracę i znów można wsiąść na rower. Chwilę po tym jak wyjeżdżam na wieluńskie ulice, okazuje się, że powrót raczej nie będzie należał do najprzyjemniejszych. Wiaterek prosto w twarz a do tego niezła duchota. Bocznymi uliczkami docieram do krajówki, którą psiocząc pod nosem dojeżdżam do Kamionki. Koniec tych męczarni... postawiam skręcić i bokiem miną główną drogę.
W Kamionce wjeżdżam do lasu, gdzie szukam jakieś zarośli, w których mogę przebrać górną garderobę na bardziej letnią ;)

Droga do Pątnowa © fotoaparatka


a po bokach zarośla © fotoaparatka


Zmiana odzienia od razu wprawia mnie w lepszy humor, robi się ciut chłodniej i przewiewniej;) Czas więc pedałować dalej. Mijam tory kolejowe, po czym kieruje się na Pątnów. Chwilę przystaję przy wiatrakach, gdzie jakaś para prosi mnie o wytłumaczenie drogi do "zamku" w Pątnowie. Owszem służę pomocą, jednak mylę kierunki, więc jeżeli państwo trafili do hotelu jestem pełna podziwu :D

wiatraki w Pątnowie © fotoaparatka


Ruszam dalej najpierw wspinaczka pod a potem zjazd z górki, na końcu którego krótka przerwa przy kościółku.

Kościół w Pątnowie © fotoaparatka

Mijam źródła Św. Rocha i dalej kieruję się na Bieniec, przed którym jednak skręcam w polna drogę nad torami. Wyjeżdżam w Dzietrznikach przy kościele, gdzie po krótkim podjeździe znów wyjeżdżam na krajówkę . Pedałuję nią około 2 km po czym skręcam w las i już leśnymi ścieżynami docieram do domu.

Dane wyjazdu:
37.42 km 2.56 km teren
01:42 h 22.01 km/h:
Maks. pr.:40.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 447 kcal
Rower:Author

DiZP czyli popołudnie w pracy

Piątek, 18 maja 2012 · dodano: 20.05.2012 | Komentarze 1

Co tu dużo się rozpisywać, nareszcie nastała normalna pogoda i bez żadnych oporów mogę popedałować do pracy na rowerku. Temperatura idealna do jazdy, a i wiaterek w plecy, więc czysta przyjemność. Po drodze do Wielunia zatrzymuję się tylko przed Pątnowem, a w pracy zjawiam się pół godziny przed czasem ;)

Patnów_ droga na cmentarz © fotoaparatka


Wolność odzyskuję po godzinie 18 i mogę ruszać do domu. Robi się późno więc nie kombinuję i krajówką dojeżdżam do lasu za Dzietrznikami, gdzie skręcam w boczną szutrową drogą i dalej już terenem docieram na kolację.

Dane wyjazdu:
62.05 km 0.00 km teren
02:52 h 21.65 km/h:
Maks. pr.:38.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 731 kcal
Rower:Author

DiZP, czyli rano w chmurach... po południu z nadzieją

Poniedziałek, 14 maja 2012 · dodano: 16.05.2012 | Komentarze 7

W sobotę spełniłam jedno ze swoich największych marzeń, co w swoich miłych konsekwencjach wiąże się, z częstym korzystaniem z rowerka jako sposobu dostanie się do pracy. Zaczynam w poniedziałek. Wstaję rano i co widzę za oknem mgłę... myślę, cóż może jutro popedałuje.... kładę się znów do łóżka, jednak zasnąć już nie potrafię. Szybka decyzja, co mi tam mgła jakoś się przez nią przeprawię. Szybkie ubieranko, szybka poranna toaleta i pedałuję już w stronę Wielunia.
Po wydostaniu się z leśnego otoczenia okazuję się, że to co widziałam na podwórku to tylko namiastka chmur jakie spowiły ziemię. Przed sobą widzę tylko białą przestrzeń nic więcej. Wilgotność taka, że kask zaczyna mi się "pocić" i co rusz skapują z niego krople wody. W pewnym momencie zaczynam nawet żałować, że nikt nie wymyślił okularów z wycieraczkami ;) W końcu jednak udaje mi się dostać do miasta i po zaparkowaniu rowerku pozostaje tylko czekać na koniec pracy.

Nastaje upragniony moment, kiedy znów można zasiąść na mój dwukołowy pojazd. Patrzę na niebo, które raczej nie zapowiada nic dobrego. Wierząc jednak w zapewnienia pogodynki o bezdeszczowej aurze, postanawiam wybrać nieco okrężną drogę do domu.
Z Wielunia więc kieruję si na Krzyworzekę, gdzie robię krótki przystanek przy cmentarzyku zmarłych na epidemię.
cmentarzyk w Krzyworzece © fotoaparatka


Ruszam dalej. Jedzie się bardzo przyjemnie z wiatrem w plecy, szybko więc docieram do Mokrska. Mijam kościół i przystaję w parku wiejskim przy zabytkowym dworku.
park wiejski w Mokrsku © fotoaparatka


Teraz już bezpośrednio kieruję się na Skomlin , gdzie czeka na mnie zabytkowy spichlerz.
spichlerz przód © fotoaparatka

spichlerz w Skomlinie tył © fotoaparatka


Ze Skomlina skręcam na Praszkę i tak po minięciu Wróblewa na chwilę przystaję w lesie przy kapliczce.
przydrożna kapliczka © fotoaparatka

Ruszam dalej. Wyjeżdżam z lasu i przez Kik, gdzie czeka mnie trochę pedałowania pod górkę z bocznym wiatrem, Przdmośc dojeżdżam do Praszki. Zmieniam troszkę kierunek jazdy co wiąże się z jazdą pod wiatr. Przed Ganą zaczynam mieć kryzys. Nagle odechciewa mi się ruszać nogami. Trwa to przez cały Dalachów. Dopiero po wyjeździe na krajówkę, gdzie już w oddali widać Kałuże wracają siły, które pozwalają dotrzeć do domu.

Dane wyjazdu:
36.08 km 0.00 km teren
01:35 h 22.79 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 447 kcal
Rower:Author

DiZP, czyli ekonomicznie i ekologicznie

Środa, 9 maja 2012 · dodano: 09.05.2012 | Komentarze 7

Długo zastanawiam się jaki środek transportu do pracy wybrać... czy przyjemnie się pomęczyć na rowerku, czy raczej wygodnie przewieźć tyłek samochodem. Pierwsza opcja w końcu zwycięża, jednak tygodniowy brak roweru daje się we znaki i mimo, iż jedna kostka jeszcze obolała po niedzielnej kontuzji, postanawiam popedałować. Przebieram się rowerowe, pakuje plecak i po bezskutecznych poszukiwaniach bidonu wyjeżdżam.
Trasa cóż, mam tylko godzinę na dotarcie, przebranie się i stanięcie w pełnej gotowości do zmierzenia się z rzeczywistością, nie ma co wybierać. Wyjeżdżam na krajówkę nr 43 i kręcę do Wielunia. Jedzie się bardzo przyjemnie. Lekki wiaterek w plecy, temperatura bardzo przyjemna wiec i góreczki pokonuje się bez problemu. Docieram w końcu do przychodni, parkuję brykę i .....
.... I szczęśliwa mogę wreszcie pożegnać problemy do jutra i wyruszyć do domu. Nie chce mi się kombinować, tym bardziej, że po paru kilometrach okazuje się, że bidon zostawiałam w pracy. Rozczarowana brakiem picia robię przystanek na górce pomiędzy Kamionką a Nowym Światem.
widok na gminę © fotoaparatka

Po chwilowym odpoczynku ruszam dalej...
Zatrzymuję, się w Pątnowie przy Markecie z nadzieją, że tam uda mi się zakupić wodę. Niestety na półkach znajduję tylko 1,5 litrowe butle, co mi nie odpowiada :( Ruszam więc dalej mijam Grębień, Dzietrzniki i za lasem skręcam na Kałuże.
z tej strony przyjechałam .... © fotoaparatka

a tam pojadę dalej :) © fotoaparatka


Dane wyjazdu:
46.18 km 4.36 km teren
02:19 h 19.93 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 541 kcal
Rower:Author

plan oszczędności czas zacząć czyli do i z pracy rowerem

Czwartek, 26 kwietnia 2012 · dodano: 27.04.2012 | Komentarze 4

Po wczorajszym niezrealizowanym planie, dziś z małymi oporami wstaję zgodnie z nawoływaniem budzika. Ubieram się w rowerowe, pakuje plecak i zaczynam plan oszczędnościowy. Zostawiam czerwonego chrząszcza w domu a do pracy zaciągam rower.
Droga do Wielunia tradycyjnie, tak jak w ubiegłym roku, krajówką nr 43. Na szczęście po 5 rano nie ma na niej dużego ruchu, a mijające ciężarówki zachowują bezpieczną odległość :D
Pedałowanie idzie mi dość szybko, co prawda mam lekkie zadyszki przy podjazdach ale co tam jak za chwilę można odetchnąć na zjazdach:) Po 43 minutach jestem już przy drzwiach przychodni.
Teraz tylko zaparkować Authorka, przebrać się w cywilne ubranie i można zacząć pracę, która dzisiaj jakoś nadzwyczaj się dłuży.
Koło godziny 13 udaje się jednak pożegnać ostatniego pacjenta w poradni i można zacząć szykować się na powrót rowerkiem do domu.
Opuszczam przychodnię i przez ulicę Zieloną, następnie Szpitalną opuszczam miasto kierując się na Gaszyn.
Już na początku przestaje mi się podobać. Wiatr, którego rano praktycznie nie było, teraz wieje mi prosto w twarz spowalniając mnie do żółwiego tempa. Do tego ciężarówy, które tym razem nie zważają na moją obecność na drodze, doprowadzają mnie do białej gorączki. Jakież jest moje szczęście kiedy w końcu mogę zjechać w boczną drogę prowadzącą do drewnianego kościółka.
Kościółek w Gaszynie przód © fotoaparatka

Kościółek w Gaszynie tył © fotoaparatka


Po krótkiej chwili spędzonej przy sakralnym zabytku ruszam dalej, znów wyjeżdżając na krajówkę. I tak psiocząc pod nosem na wiatr i samochody docieram do Kadłuba gdzie, robię kolejny przystanek przy następnym drewnianym kościółku.
Kościółek w Kadłubie przód © fotoaparatka

koścółek w Kadłubie bok © fotoaparatka


Ruszam dalej, tym razem chwile tylko pedałuję krajówką, po czym skręcam zgodnie z oznakowaniem szlaku na boczną spokojną drogę. Widoczki jakie ukazują mi się po wyjechaniu z wioski zapierają dech ...
widoczki w Kadłubie © fotoaparatka

wiosenne widoczki © fotoaparatka


Udaje mi się nawet dostrzec ptaka kołującego nad polami ...
kołowanie nad polami © fotoaparatka


Boczną drogą docieram do Popowic, gdzie czeka na mnie kolejny z serii drewnianych kościółków w stylu wieluńskim.
Kościółek w Popowicach © fotoaparatka


Opuszczam plac kościelny i ruszam dalej bocznym szlakiem do Józefki, gdzie skręcam w kierunku nieszczęsnej krajówki. Główną drogą dostaję się do Wierzbie, gdzie zbaczam w kierunku Marek i dalej już lasem do domu.
Posilam się obiadem i znów wsiadam na rower tym razem załadowana książkami do biblioteki. Oddaje przeczytane, pożyczam nowe i wracam do domu, gdzie daje już mojemu rowerowi wolne:)

Dane wyjazdu:
52.67 km 0.00 km teren
02:27 h 21.50 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:29.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 633 kcal
Rower:Author

do i z pracy po mojemu

Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 3

Dawno mnie już nie było rowerem w pracy a, że ostatnimi czasy nogi same się rwą do pedałowania postanawiam wykorzystać fakt, iż kończę pracę wcześniej.
Wstaję więc skoro świt i bez żadnego problemu zwlekam się z łóżka. Tylko rower mnie prowokuje do takich porannych pobudek:) Wrzucam coś na ząb i chwilę później pedałuję już w stronę Wielunia, tradycyjnie krajówką. Pogoda idealna, więc jedzie mi się wyśmienicie, jedyny przystanek robię sobie przy pierwszych oznakach żniw.
zaczynają się żniwa © fotoaparatka

W Wieluniu zjawiam się po 44 minutach pedałowania, przebieram się w cywilne ubranie i ruszam stawiać czoło codziennej rzeczywistości. Nie jest to jednak łatwa rzeczywistość. Człowiek nie zdąży odłożyć słuchawki telefonu a ta znów dzwoni.... jak nie jeden to drugi, ani chwili spokoju. Wielka więc jest moja radość kiedy mogę wreszcie uciec od tego wszystkiego.
Wskakuje na rower i od razu świat staję się piękniejszy.
Trasa powrotna, do której wyboru przyczyniło się nasze lokalne radio, wiedzie mnie przez nieznane mi dotąd ulice Wielunia, Widoradz, Olewin, za którym poszukuje stanowiska dokumentacyjneg. Szybko odnajduje poszukiwane miejsca, znajduje się ono bowiem na wzniesieniu, które kusi mnie swym podjazdem. Nie na darmo męczę się z polną drogą, gdyż widok jaki ukazuje się na jego szczycie jest niesamowity. Obok znajduje się ów punkt, jednak obchodząc go z kilku stron nie odnajduję wejścia, które mogło by mnie zaprowadzić do piaskowców. Postanawiam jednak skorzystać z krzaków i przebrać się w lżejsze ubrania, gdyż skwar leje się z nieba a ze mnie pot :)
punkt widokowy Olewin © fotoaparatka

Jeszcze szybkie zerknięcie w mapę i ruszam dalej w kierunku Wierzchlasa. Do wioski wjeżdżam od nieznanej mi dotąd strony , gdzie w końcu mam okazję zobaczyć pomnik, postawiony ku pamięci poległych mieszkańców w czasie II Wojny Światowej.
pomnik_Wierzchlas © fotoaparatka

Tu powoli zaczyna się psuć pogoda. Słoneczne niebo ustępuję coraz wiekszym połaciom chmur, które nie rokują zbyt optymistycznie. Z Wierzchlasa kieruje się na Przycłapy, skąd dalej do Mierzyc.
W lesie odkrywam początek szlaku dydaktycznego, którego ostatnio odnalazłam końcówkę. Po zerknięciu na znajdującą się tam mapkę, stwierdzam, że jest jeszcze kilka punktów do odkrycia.
początek szlaku dydaktycznego © fotoaparatka

Siadam na chwilkę na ławce gdzie zaczynam mieć dylemat, którędy dalej. Kusi mnie droga przy kurhanach, ale to co dzieje się nad moją głową i wiatr, który przybiera na sile podpowiada skrócenie trasy. Rozum bierze górę nad chęciami i w Mierzycach skręcam na Łaszew. Niby z górki ale wiatr tak niesamowicie utrudnia jazdę, iż w pewnym momencie mi się odechciewa.
Przełamuję jednak niechęć, podjeżdżam do Łaszewa a tam już jakoś lżej. Przez wioskę, mimo wiatru udaje mi się szybko przemknąć i dalej żółtym szlakiem docieram do Bieńca Małego, skąd na moje ulubione skrzyżowanie, gdzie skręcam na Bieniec.
Droga do skrzyżowania © fotoaparatka

Z Bieńca kieruję się wśród pól kukurydzy na Kępowiznę, przed którą na chwilę przystaję, by odwiedzić pewne miejsce, przy okazji spotykam dwie bardzo gadatliwe krowy :)
gadatliwe krowy © fotoaparatka

dopływik Warty :) © fotoaparatka

Wśród szumu strumyka wysłuchuje narzekań bydła i wsiadam na rower. Teraz już bezpośrednio kieruję się do domu.
Cel wycieczki zostaje osiągnięty, na moim tegorocznym liczniku wybija 2000 i z tego należy się cieszyć. Żałuję jedynie, że wcześniej nie wysłuchałam audycji radiowej, bo jak się okazuje w Widoradzu ominęło mnie grodzisko....ale ja tam jeszcze wrócę.