Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Wpisy archiwalne w kategorii

Załęczański Park Krajobrazowy

Dystans całkowity:2294.87 km (w terenie 605.51 km; 26.39%)
Czas w ruchu:121:42
Średnia prędkość:18.86 km/h
Maksymalna prędkość:48.90 km/h
Suma podjazdów:400 m
Suma kalorii:20004 kcal
Liczba aktywności:68
Średnio na aktywność:33.75 km i 1h 47m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
32.63 km 0.00 km teren
01:39 h 19.78 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:400 m
Kalorie: kcal
Rower:Author

po raz trzeci w tym roku... po raz pierwszy z mężem sam na sam :)

Środa, 15 maja 2013 · dodano: 18.05.2013 | Komentarze 2

W końcu udaje mi się wykorzystać popołudnie na przejażdżkę rowerem .... po raz trzeci w tym roku.
Po obiadku i złożeniu mojego roweru, który spokojnie sobie odpoczywał w kawałkach po ostatnim rajdzie ruszamy. Kierunek rzeka, a jak rzeka to Kamion.
Z Wielunia przez Rudę i Mierzyce, przed którymi robimy sobie krótką przerwę, zmierzamy w kierunku Toporowa.


Po dotarciu do mostu przystajemy, bym mogła po raz pierwszy w tym roku spojrzeć na rzekę.


W tym czasie Krzysiek uzupełnia płyny



Zjeżdżamy z mostu ...



by nacieszyć się rzeką z bliska.



Chwila odpoczynku i ruszamy w drogę powrotną.



By nie wracać tą samą drogą w Toporowie skręcamy na Przywóz, jednak w miedzy czasie mój towarzysz czuje pragnienie i zatrzymujemy się przy miejscowym sklepie.



Ruszamy tym razem już prosto do Wielunia. Droga powrotna z wiatrem, więc pedałuje się niezwykle przyjemnie. Do miasta docieramy bardzo szybko i aż żal się robi, że zbliża się wieczór i trzeba zakończyć wycieczkę.



Dane wyjazdu:
26.00 km 15.26 km teren
01:47 h 14.58 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Tu i tam czyli ciąg dalszy w nadwarciańskich klimatach

Poniedziałek, 3 września 2012 · dodano: 19.09.2012 | Komentarze 4

Urlop.... Na rower ciągnie mnie już od dłuższego czasu, w końcu jednak dzisiaj się udaję. Pogoda dopisuje idealnie na rowerowe wojaże, więc po obiedzie zasiadam na dwa kółka i ruszam przed siebie.
I tak przez Dolinę Objawienia, gdzie trzeba wypełnic bidon wodą i uwiecznic zmiany jakie dokonały się w tym miejscu, przez leśny dukt nad torami i dalej ścieżyną do drogi krajowej...



Dalej na Dzietrzniki, gdzie szybko przemykam obok kościoła i dalej drogą nad torami docieram do Pątnowa. Dalej już asfaltem przez Bieniecki Kolonie dojeżdżam do wąwozu prowadzącego do źródła Królowej Bony.
Wiedziona wspomnieniami miejsca, które odkryłam w ubiegłym roku, nie skręcam w stronę źródła, lecz ruszam prosto w głąb lasu i po dotarciu do rzeki ruszam jej brzegami w poszukiwaniach, jak się później okazuje bezskutecznych. Dochodzę praktycznie do jakiś zabudowań a miejsca jak nie było tak nie ma :(



Wracam, jednak tym razem nad brzegami Warty.



Docieram do źródła Królowej Bony, gdzie robię chwilowy postój i dalej kieruję się już w stronę Kępowizny.





Zanim jednak docieram do asfaltu, moją ciekawośc wzbudza konny szlak, który prowadzi wgłąb lasu. Nie ma wyjścia trzeba spenetrowac tereny.
Szybko okazuje się, że szlak prowadzi wzdłuż urokliwych brzegów rzeki.






Szlak jednak w pewnym momencie prowadzi w takie chaszcze, którymi mój rower nie zamierza się puszczac. Na szczęście nieopodal znajduję drogę, która prawdopodobnie doprowadzi mnie do asfaltu. Ruszam....
Chwilę później lewej stronie moim oczom ukazuję się cudny widok, prawdopodobnie jakiegoś zapomnianego starorzecza. Nie ma wyjścia trzeba zwiedzic teren.





Zachwycona nowym odkryciem, ruszam już w kierunku domu. Droga wyprowadza mnie jakieś podwórko, z którego dostaję się na asfalt, a dalej już prosto na Kałuże.

Dane wyjazdu:
23.81 km 0.00 km teren
01:24 h 17.01 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

spokojnie w nadwarciańskim klimacie

Środa, 8 sierpnia 2012 · dodano: 09.08.2012 | Komentarze 7

Cały dzień jakiś wietrzny, tak i moje popołudniowe plany wyjścia na rower zdają się być płonne. Późnym popołudniem jednak postanawiam przełamać marazm codzienności i odkurzyć rower. Pakuje aparat i w drogę.

Kompletnie nie mam planów na trasę, więc zaczynam tradycyjnie od dostania się na Kałuże Kolonie, gdzie to postanawiam popedałować na Kępowiznę i na miejsce, które uwielbiam, a które ostatnimi czasy zostało przeze mnie zaniedbane. żółtym szlakiem kieruję się w stronę brzegu rzeki, gdzie jak się okazuje pustki.



Nawet wędkarzy z drugiej strony gdzieś wywiało... ale może to i dobrze. Mogę spokojnie połazić z aparatem.





Chwila spędzona w nadwarciańskim klimacie sprawia, iż postanawiam powłóczyć się rowerem po zakamarkach brzegu rzeki. Pakuję, więc aparat i pedałuję przed siebie. Zjeżdżam ze szlaku w tajemniczą ścieżynkę, którą mam nadzieję dostać się do rozdroża. Nie jest to jednak takie łatwe jak myślałam, ale dla widoków roztaczjących się ze ścieżki warto.






W końcu jednak udaje mi się dostać do poszukiwanego miejsca....







gdzie po chwilowym postoju ruszam zgodnie z piaszczystym szlakiem.
Po wydostaniu się z terenu, kieruję się na Załęcze Wielkie a dalej przez most na peryferie Nadwarciańskiego Grodu. Przystaję na chwilę przy rzece rozkoszując się widokami.



Czas jednak mija szybko, do zmroku coraz bliżej więc trzeba wyruszyć w drogę powrotną. Z racji, iż bidon pusty droga powrotna wiedzie przez Dolinę Objawienia, leśną drogą przy Folrku. Szybki przystanek ....



i jestem już na miejscu. Chwytam bidon i moje kroki kierują się ku źródle z cudownie zimną wodą. Tego mi było trzeba.








W Objawieniu spędzam dłuższą chwilę i gdy robi się już wyczuwalnie chłodno, wsiadam na rower i wracam do domu.

Dane wyjazdu:
68.58 km 0.00 km teren
03:58 h 17.29 km/h:
Maks. pr.:44.50 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 815 kcal
Rower:Author

upadki, ognisko, ziemniaczki i rechot

Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 20.05.2012 | Komentarze 4

Kolejna wycieczka z cyklu z WFKR, tym razem wyjazd z niewiadomych mi powodów przypada na sobotę. Zbiórka godzina 12 przy Sedalu. Pogoda wprost wymarzona do pedałowania, więc do Wielunia dostaję się rowerkiem. I tu podobnie jak wczoraj wiaterek w plecy, więc i prędkość przyzwoita. W Pątnowie dogania mnie cyklista, który jak się później dowiaduje pedałuje sobie z Katowic do Kalisza. Wyprzedza mnie na górce i chwilę pomaga pod nią podjechać, a później mogę sobie tylko pomarzyć żeby dotrzymać mu kroku ;) Jednak dzielnie nie podaję się i w mieście pojawiam się już po półgodzinie. Oczywiście pół godziny za wcześnie :D Pozostaje wytrwale czekać do 12.
Pierwszy zjawia się Mrówek, a za nim na czas i po czasie reszta dzisiejszego składu.


Możemy ruszać. Przez bliżej mi nieznane zakamarki Wieluńskich uliczek docieramy do Rudy, gdzie zjeżdżamy w początkowo szutrową, a później leśną drogę. Czerwonym szlakiem docieramy do Strug.



Dalej na Łaszew, gdzie robimy sobie pierwszy dzisiejszego dnia przystanek na uzupełnienie płynów ;) Ruszamy dalej. W Bieńcu Małym, kierując się oznaczeniem żółtego szlaku, skręcamy w teren i pięknym wąwozem docieramy do brzegu Warty, gdzie zaliczam pierwszy dzisiejszego dnia upadek. Na szczęście ląduję na miękkim piachu ;) Cóż urok SPD :D



Otrzepuję się z nadwarciańskiego piaseczku i chwilę później pedałujemy nad brzegiem rzeki do momentu, kiedy Ferbik postanawia skosztować wody ze źródła Królowej Bony. Jednakże zapominając, że ma na nogach SPD-ki spektakularnie ląduje w pokrzywach, fundując sobie taką leczniczą dawkę, że do końca roku powinien być zdrów jak ryba;)



Z pomocą przychodzi Jaro, który pomaga podnieść się naszemu biedakowi. Kiedy już Ferbik dochodzi do siebie po pokrzywowym wstrząsie ruszamy dalej. W Kępowiźnie skręcamy w leśną drogę, która swym piaszczystym podłożem zmusza wszystkich do zejścia z roweru.



Na asfalt wyjeżdżamy przy ośrodku wypoczynkowym i dalej kierujemy się do Załęcza Wielkiego gdzie szturmem oblegamy sklep z nadzieją na zakup prowiantu na ognisko. Niestety nie jesteśmy do końca usatysfakcjonowani z zaopatrzenia, więc musimy poszukać innego spożywczaka.
Ruszamy. W pewnym momencie dostrzegam wujka, a reszta grupy kolejny sklep, gdzie w międzyczasie robią resztę niezbędnych zakupów. Teraz już spokojnie możemy ruszać, zdobywać cel dzisiejszego rajdu.
Kawałek za spożywczakiem skręcamy w piaszczysty teren, który doprowadza nas do Starej Wsi. Dalej już kawałek asfaltem, by po chwili znów wjechać w leśną drogę na Troniny.



Za Troninami znów piach, który zmusza do zejścia z siodełka i spaceru z rowerem. Dzielnie walczę z piachem, jednak w pewnym momencie znów tracę panowanie nad rowerem i po raz drugi zaliczam glebę. Tym razem udaje się jednak bez widzów, po tajniacku. Szybko otrzepuję się z piasku i ściółki, jednak dalej decyduje się już rower poprowadzić. Zresztą nie tylko ja ....



Co niektórzy co prawda próbują pedałować dalej jednak kończy się to podobnie jak i u mnie ;)



W końcu udaje nam się dotrzeć do Bobrownik, gdzie Ferbik z Mrówkiem udają się po ziemniaczki do ogniska, a reszta spokojnie sobie odpoczywa w cieniu.
Po ich powrocie, już w pełni zaopatrzeni ruszamy zdobywać górę Zelekę.



Ku mojemu zdziwieniu podjeżdżam bez żadnego problemu i nawet podjazd mi się podoba, a pamiętam, że jeszcze niedawno nie dawałam rady. Reszta grupy też dzielnie radzi sobie z górką jak nie na rowerach to obok nich.



W końcu docieramy na szczyt i zatrzymujemy się przy szczątkach dawnej, drewnianej wieży widokowej. Chwila oddechu i męska cześć naszego grona zabiera się do zbierania chrustu na ognisko.





podczas gdy ja .....



jeszcze tylko trzeba przygotować kijki na kiełbaski, do czego Mrówkek i Glizda zabierają się siłowo;)




i można przejść do smażenia








Po zapełnieniu brzuchów zarówno kiełbaskami jak i ziemniaczkami, przechodzi czas na chwilę błogiego lenistwa ;)



W końcu jednak trzeba zbierać się w drogę powrotną. Posprzątać bałagan, ugasić ognisko, do czego używane są trzy różne sposoby i możemy ruszać w dół. Z góry zjeżdżamy tym razem inną drogą, a szkoda, bo chętnie bym sobie zjechała z wcześniejszego podjazdu.
Znów docieramy do mostu w Bobrownikach, jednak tym razem przejeżdżamy na jego drugą stronę, kierując się do sklepu. Po zaopatrzeniu w płyny, na chwilę idziemy spocząć na ławeczkach przy malowniczym brzegu Warty.

Nagle w ten sielski widok bardzo chwiejnym krokiem wkracza pan Józek, który ku naszemu zdziwieniu postanawia pokazać nam na co go stać. Podchodzi do drewnianej łódki, czy też promu i odpływa na wody Warty.



Biorąc pod uwagę ilość promili jaka zapewne przepływa w jego żyłach jesteśmy pod wrażeniem tego jak radzi sobie na wodzie.




Po interwencji jednak pan Józek postanawia zawrócić i z gracją podpływa do brzegu, gdzie podczas cumowania zatapia jedną z nóg w nurcie rzeki :D A my zbieramy się w drogę powrotną... i co, i znów piachy. Korzystając z nauczki z ubiegłego roku, postanawiam newralgiczny odcinek pokonać na nogach ;) Kawałek dalej już bez problemu można wsiąść na rower.
Dojeżdżamy do Żabiego Stawu, gdzie postanawiamy na chwilę przystanąć, choć co niektórzy wolą poleżeć ;) I tu Ferbik upada po raz trzeci :D



Rechot żab jaki unosi się sponad toni wody niesamowity, więc Ci którzy słyszą to pierwszy raz nie wierzą, iż ów dźwięk wydają żaby.






chwila odpoczynku .....



i ruszamy dalej, tym razem jest to już mój ostatni odcinek z klubem. Gdzieś w połowie drogi między Bobrownikami a Załęczem pozostaje mi rozstać się z moimi towarzyszami, którzy dalej kierują się na Wieluń. Ja natomiast obieram kierunek Kałuże.
Mijam bokiem Wronią Wodę i dalej malowniczym szlakiem docieram do Załęcza Wielkiego, gdzie spotykam kolegów i koleżanki spod znaku ;)





Przejeżdżam przez most i przez Kałuże Kolonię, nieco okrężną trasą przez las docieram do domu.

Ps. z racji, iż mój aparat nieco szwankuję dziękuję za użyczenie niektórych zdjęć Mrówkowi i Ferbikowi.

Dane wyjazdu:
56.18 km 3.15 km teren
02:41 h 20.94 km/h:
Maks. pr.:45.30 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

krótki lansik z grupą Relaks

Wtorek, 1 maja 2012 · dodano: 01.05.2012 | Komentarze 4

Dziś rozpoczęcie sezonu ma grupa rowerowa z Wielunia Relaks. Za namową Ferbika postanawiamy się dołączyć.
Pogoda od rana słoneczna, więc do Wielunia dostaję się rowerkiem. Przed godziną 10 stawiam się na umówione miejsce pod Starostwem, gdzie czekają już członkowie naszej jak i Relaksowej grupy.






Po przyjeździe burmistrza dołączamy się go Relaksu, gdzie następuje oficjalne otwarcie ich sezonu rowerowego.




Po słowach wstępu burmistrz wręcza wszystkim twarzowe, żółte, przewiewne plecaczki. Jeszcze pamiątkowe zdjęcie na schodach i można ruszać w trasę.



Kilka okrążeń wokół klombu przed starostwa i dwoma grupami ruszamy przez miasto. Na skrzyżowaniu Popiełuszki i 18 Stycznia odbijamy jednak od cyklistów z Relaksu z nadzieją, że spotkamy ich gdzieś na szlaku.



Odstawiamy przyczepkę i zawracamy na obraną wcześniej trasę.



Grupę Relaks spotykamy w Rudzie na przystanku. Na chwilę przystajemy przy nich, po czym żegnamy się i ruszamy już w swoim kierunku na Kamion.



Z Rudy wyjeżdżamy na Mierzyce, gdzie robimy sobie krótki przystanek przy sklepie a potem już prosto do Kamionu. Przejeżdżamy przez most, by chwilę później przeżyć rozczarowanie z powodu zamkniętego "Rancza za mostem".
Z racji jednak, że moi forumowi towarzysze są oznajmieni z miejscem znajdujemy sklep, gdzie można zaopatrzy się w co nieco do picia :) Szczerze mówiąc sklepik wygląda tak niepozornie, że nie wpadłabym chyba na to, że on jeszcze działa :D
Siadamy na ławeczki obok spożywczaka i oddajemy się błogiemu lenistwu ;)



W końcu trzeba jednak ruszyć dalej. Wybór pada na powrót przez Przywóz, gdzie mamy nadzieję spotkać zaprzyjaźnioną grupę. Przez Toporów dostajemy do mostu w Przywozie, gdzie jednak ni widu ni słychu Relaksu.



Zawracamy. Tym razem przychodzi czas na moje rozstanie się z moimi towarzyszami, którzy wracają do Wielunia.



Żegnam się i jadę już w swoją stronę, jedną ze swoich ulubionych tras.
Zatrzymuję się przy jednym z Kurhanów Książęcych, pstrykam kilka zdjęć i ruszam dalej trasą nad brzegiem Warty.
kurhan © fotoaparatka

żółty szlak w Przywozie © fotoaparatka

Z terenu wyjeżdżam w Łaszewie, gdzie dalej przez Bieniec Mały na Bieniec. Po drodze robiąc sobie przystanek na skrzyżowaniu.
stary drewaniany krzyż © fotoaparatka

Dalej już prosto żółtym szlakiem na Kępowiznę, obok drewnianego młyna
młyn_Kępowizna © fotoaparatka

Przez Kałuże Kol. wracam do domu.

Podziękowania dla Ferbika i Mrówka za użyczenie zdjęć.

Dane wyjazdu:
33.47 km 23.21 km teren
01:40 h 20.08 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 389 kcal
Rower:Author

raz chmury, raz słońce

Środa, 25 kwietnia 2012 · dodano: 25.04.2012 | Komentarze 4

Budzę się dziś bladym świtem z myślą, że w końcu popedałuje rowerem do pracy a tu mży i wieje... ze smętną miną kładę się dalej do łóżka a do pracy jadę czerwonym chrząszczem.

Po powrocie do domu komputer zabiera mi dużą część wolnego popołudnia, w końcu jednak mówię dość tego. Przebieram się w rowerowe i w trasę.
Przez Kałuże Kol. do Załęcza, gdzie skręcam w stronę mostu i dalej na Bukowce.
Żółty leśny szlak © fotoaparatka

Wjeżdżam w las, gdzie dalej żółtym szlakiem docieram do Żabiego Stawu. To co spotykam na szlaku nie nastraja mnie zachęcająco. Ostatnia wycinka drzew zostawiła po sobie niemiłe atrakcje na trasie.
Koniec końców docieram w końcu do stawu, gdzie jeszcze załapuje się na godowa zawołania kumaków. Niesamowite, hipnotyzujące odgłosy dochodzą znad toni wody. Niestety nie udało mi się ich zarejestrować :(
żabi staw w pochmurny dzień © fotoaparatka


Krótki postój i ruszam w drogę powrotną, niestety tą samą trasą. Jednak dla jej urozmaicenia przystaje to tu to tam.
wąwóz do bułej wsi Jarzębie © fotoaparatka


Nie omieszkam również zawitać na starorzecze Wronią Wodę, gdzie zastaje mnie słoneczne niebo.
starorzecze Wronia Woda © fotoaparatka


Kiedy mam już wracać do roweru w oddali dostrzegam białą plamkę, po chwili owa plamka zamienia się łabędzia.
łabędź w oddali © fotoaparatka


Ptak wydaje się nie przejmować moją obecnością, a więc mogę przyjrzeć mu się bliżej.
bliższe spotkanie z łabędziem © fotoaparatka


Ruszam dalej przez Bukowce dostaję się znów do Załęcza Wielkiego, po wyjeździe z którego modyfikuję troszkę powrót. Postanawiam wracać przez Dolinę Objawienia, gdzie zatrzymuje się na chwilę by zaczerpnąć wody do bidonu.
Chwilę później ruszam dalej lasem, drogą nad torami, gdzie o mało co nie wpadają na mnie dwie sarny.
Przejeżdżam przez tory kolejowe i po dotarciu do krajówki przecinam ją, by dotrzeć do szutrówki, którą wracam do domu.

Dane wyjazdu:
50.34 km 20.32 km teren
02:39 h 19.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 574 kcal
Rower:Author

poszukiwania zguby...

Środa, 18 kwietnia 2012 · dodano: 18.04.2012 | Komentarze 5

Kolejny nierowerowy weekend sprawia, że brak roweru doskwiera mi coraz bardziej. Z niepokojem obserwuje pogodowe prognozy, które ostatnio nie nastrajają pozytywnie do pedałowania. Dziś jednak mówię dość stagnacji i po powrocie z pracy przebieram się w rowerowe i wio przed siebie.

Już na samym początku okazuje się, że nie będzie łatwo. Pierwsze kilka kilometrów pod wiatr daje mi się we znaki, jednak żaden wiatr nie jest dziś w stanie mnie zatrzymać.
Po skręcie w kierunku Kępowizny robi się już przyjemniej co sprawia, iż droga do Bieńca mija mi bardzo szybko. Kiedy już dostaję się do wioski kieruję się na Bieniec Mały i Łaszew, gdzie skręcam zgodnie z oznakowaniem szlaku w szutrową drogę do Przywozu. Po drodze jednak zatrzymuję się przy rzece gdzie już powoli przebija się wiosenny klimat.
Warta w Przywozie © fotoaparatka


Ruszam dalej, jednak nie trwa to długo ponieważ świeża zieleń zatrzymuje mnie jeszcze w jednym miejscu przy szlaku.
Przwóz przy brzegu Warty © fotoaparatka


Mijam bokiem kurhany i po dostaniu się do Przywozu, ruszam w kierunku mostu sprawdzić pewną rzecz. Po przeszukaniu brzegu, wsiadam powtórnie na rower i teraz już asfaltem pedałuję do Kamionu.
Tutaj też przystaję przy moście w tej samej sprawie co poprzednio, nie odnajdując jednak zguby, pstrykam zdjęcie i obmyślam drogę powrotną.
Wrta w Kamionie przy progu © fotoaparatka


Wybór pada na wąwóz, który pokazał mi Piotrek podczas naszej wycieczki do rezerwatu w Niżankowicach. Gdy tylko dostaje się do wąwozu, wiem , że była to dobra decyzja.
Wąwóz w Przywozie © fotoaparatka


Obrany szlak doprowadza mnie do punktu widokowego.
Krzyż na widokowej górze ;) © fotoaparatka

Widok z widokowej góry ;) © fotoaparatka

Przechadzam się po polach, po czym, mając w pamięci ostrzeżenia Piotrka zbieram kamyki do kieszeni i ruszam do Mierzyc. Ostrzeżenia okazują się słuszne bo przy jednym z mijanych domów atakują mnie rozwścieczone psiaki. Na szczęście ich właściciele znajdują się na podwórzu i szybko przywołują zwierzaki do siebie.
Po dotarciu do wioski mam tylko jeden cel elektrownie siłową .... ponoć jedną z największych w regionie.
Wieje przy nim strasznie, nie przeszkadza mi to jednak, żeby obfotografować go ze wszystkich stron.
Wiatraczek w Mierzycach © fotoaparatka


Dopieszczona przez wiatr ruszam dalej na Jajczaki, skąd przez Strugi dostaję się do Pątnowa. Przy Urzędzie Gminy robię sobie przystanek na odbudowanie straconych kalorii :)
Z Pątnowa wyjeżdżam na krajówkę, gdzie po wspięciu się na wzniesienie skręcam na Grębień. Dalej po przejechaniu praktycznie całej wsi docieram do zabytkowego drewnianego kościółka. Jednego z tych zbudowanych w stylu wieluńskim .
Kościółek w Grębieniu Kwiecień © fotoaparatka

Po chwili odpoczynku, ruszam polnymi drogami w kierunku Budziaków. Musze przyznać, że nie jest to dobry wybór. Nie dość, że dziura na dziurze, to jeszcze ogromniaste kałuże, które zmuszają mnie do zejścia z roweru.
W końcu udaje mi się dostać do leśnej drogi, gdzie dalej już szutrówką pedałuję do domu na pulpety :)

Dane wyjazdu:
30.22 km 2.12 km teren
01:40 h 18.13 km/h:
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 347 kcal
Rower:Author

zawilce pod wiatr

Środa, 11 kwietnia 2012 · dodano: 11.04.2012 | Komentarze 10

Dziś kończę pracę wcześniej, na termometrze słupek dobija do 20 stopni, nie ma więc wyjścia trzeba wykorzystać fakt wolnego popołudnia. Nie jest mi łatwo jednak dzisiaj zebrać do kupy i wsiąść na rower, w końcu się udaje i przed godzinę 15 pedałuję już w najlepsze.

Trasa nad dziś cóż... podczas wczorajszego pedałowania dostrzegłam zawilce to i dzisiaj obieram kierunek na miejsce, gdzie w ubiegłym roku spotkałam ich tysiące.

Przez Kałuże Kol., Kępowizne docieram do Bieńca, gdzie zjeżdżam w teren kierując się na źródło Królowej Bony. Kiedy już znajduję się przy brzegu rzeki, nie potrafię sobie odmówić, by choć na chwilę nie postawić nogi na białym promie, skąd rozciąga się piękny widok na rzekę. Niestety dziś krajobraz zasnuty chmurami.

Wracam do roweru i teraz już bezpośrednio do źródła, wokół którego otoczenia zaczyna się zielenić.
Źródło Królowej Bony_kwiecień 2012 © fotoaparatka


Po chwili spędzonej przy źródle, cofam się do rozwalającej się szopy, gdzie pomiędzy drewnianymi deskami dostrzegam coś ciekawego...
stare sanie © fotoaparatka

Owe znalezisko przypomina mi sanie. Niestety stan szopy w której się znajduje nie pozwala mi na zgłębienie tematu. Groziło by to dłuższym,nie koniecznie przyjemnym, pozostaniem tym drewnainym przybytku.

Wracam do mojego dwukołowca i przez piękny piaszczysty wąwóz dostaję się do Bieńca Małego, z którego już prosto do Łaszewa. Przez całą wieś wiatr jest mym sprzymierzeńcem i cudownie popycha mnie do przodu,jednak w Strugach dobra passa się kończy i trzeba zmierzyć się z dzisiejszą pogodą.
W Pątnowie na pierwszym skrzyżowaniu obieram kierunek w prawo i po przejeździe przez przejazd kolejowy docieram w końcu do celu dzisiejszej wycieczki.
zawilce pomiędzy Pątnowem a Kamionką © fotoaparatka

Niestety zawilce jeszcze do końca nie zakwitły, jednak gdzie nie gdzie w lesie można dostrzec biały dywan.

Teraz już czas udać się w drogę powrotną tym bardziej, że trzeba będzie się zmierzyć z wiatrem twarzą w twarz.
Wracam przez Pątnów droga przy torach, gdzie na wzniesieniu od ubiegłego roku górują trzy wiatraki.
T
trójca wiatrakowa © fotoaparatka


Zatrzymuję się przy nich na krótką chwilę po czym ruszam dalej. Po dotarciu do szkoły robię kolejny przystanek. Wiatr powoli staje się nie do zniesienia. Uzupełniam płyny i zjeżdżam w dół wprost do źródła Św. Rocha.

Źródło Św. Rocha strużka kwiecień 2012 © fotoaparatka


Nie chce mi się stamtąd ruszać, najchętniej zostałabym na dłużej ale wiatr i pustka w żołądku pogania.
Drogą przy cmentarzu wydostaję się z Pątnowa i znów jestem w Bieńcu, gdzie skręcam na skrótowaca do Dzietrznik. Z polnej drogi wydostaję się nieopodal parafialnego kościoła i dalej już bezpośrednio na krajówkę. Nie chce mi się kombinował więc wybieram najprostszy, choć najmniej lubiany wariant powrotu do domu.
Już przed samym skrętem na ostatnią prosta przystaję jeszcze przy stawach, gdzie przed paroma tygodniami pojawiło się stadko łabędzi. Udaje mi się niestety uwiecznić tylko jednego.
Kałużański łabędź © fotoaparatka

Teraz już prosto do domu.

Dane wyjazdu:
37.14 km 15.62 km teren
02:07 h 17.55 km/h:
Maks. pr.:43.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 420 kcal
Rower:Author

Rezerwat Bukowa Góra w kwietniu

Wtorek, 10 kwietnia 2012 · dodano: 10.04.2012 | Komentarze 9

Oj ta pogoda ostatnio nas nie rozpieszczała, tak więc i mnie to co działo się na zewnątrz nie zachęcało do rowerowych wojaży. Miałam nadzieję, że może w święta ale jak tu oderwać się od stołu kiedy na nim takie pyszności ;) Dziś przychodzi czas na choć częściowe spalenie wielkanocnych kalorii.

Wracam z pracy i co.... słonecznie, nawet ciepło ale jakoś tak wietrznie. Chwilę się zastanawiam i wybierając leśne postanawiam jednak skorzystać z wolnego popołudnia. Za cel obieram sobie Rezerwat Bukowa Góra.

Przez Kałuże przemykam szybko bo wiaterek w plecy ale już po skręcie na "załęcką" drogę nie jest tak przyjemnie.
Chwilę później skręcam w stronę Klusek i tu już mam las i niby spokojnie ale tylko przez chwilę. Tuż po wyjeździe z lasu czeka mnie jednak pedałowanie pod górkę i pod wiatr. Na szczycie muszę trochę odsapnąć, ostatni brak rowerowania daje o sobie znać.
Kluski wjazd © fotoaparatka


Wsiadam ponownie na rower, by przemknąć przez Kluski i dalej żółtym szlakiem już na dobre wjechać w las. Mijam drewnianą chatkę i dalej prosto gdzie nie gdzie męcząc się z piaskiem pod kołami, docieram do skrzyżowania na którym skręcam z głównego szlaku.
leśna droga do rezerwatu © fotoaparatka


Nie jest to jednak prosta droga do celu, co chwila zatrzymuję się by co nieco uchwycić okiem aparatu. I tak rejestrowanie mokradeł kończy się ugrzęźnięciem butów w leśnym, liściastym mule zarówno podczas wchodzenia na mokradła jak i wychodzenia. I sprawdza się powiedzenie, gdzie diabeł nie może tam babę poślę :)
mokradła © fotoaparatka


Teraz ruszam już bezpośrednio do Rezerwatu, który nawet na początku kwietnia, kiedy jeszcze nie ma liści na drzewach, wygląda wspaniale. I choć mały urzeka.

Rezerwat Bukowa Góra w kwietniu © fotoaparatka


rezerwatowy buk © fotoaparatka


wejście do rezerwatu © fotoaparatka


Spaceruję po rezerwacie, co ze względu na jego rozmiar nie trwa długo, po czym wracam do roweru i kiedy mam już wyruszać w drogę powrotną pod moim dwukołowcem dostrzegam mech, który już poczuł wiosnę.
wiosenny mech © fotoaparatka


Pakuję aparat i ruszam w drogę powrotną. Trasa ta sama z małymi zboczeniami z kursu ;) Tym razem pedałuje się o niebo lepiej, bo nie dość, że większość trasy z górki to jeszcze wiatr w plecy.
Po powrocie na "załęcką" drogę postanawiam jeszcze pognać nad Wartę i posiedzieć chwilkę przy moście, gdzie już powoli wierzby zaczynają się zielenić.
Chwila relaksu i ruszam w kierunku domu.
Z racji, iż znów wiatr zaczyna przeszkadzać postanawiam powrót zrobić przez las i tak jadąc do leśnej ścieżki na polu dostrzegam zwierzynę
lokalizacja wroga © fotoaparatka

można jeść spokojnie © fotoaparatka

Sarny nie specjalnie zdają się przejmować moją osobą i spokojnie dają się sfotografować a nawet sfilmować .

Zostawiam leśną zwierzynę w spokoju i dalej drogą przy Florku kieruję się w stronę Objawiania po wodę do bidonu. Tam chwilę przysiadam na ławce po czym przez Kałuże Kolonie, pod wiatr docieram już prosto do domu.

Dane wyjazdu:
65.01 km 0.00 km teren
03:28 h 18.75 km/h:
Maks. pr.:43.30 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 736 kcal
Rower:Author

Mój pierwszy raz z Wieluńskim Forumowym Klubem Rowerowym

Niedziela, 18 marca 2012 · dodano: 18.03.2012 | Komentarze 13

Dziś rano wiedziałam tylko to, że z całą pewnością zahaczę o Krzyworzekę i, że na pewno będę pedałować w towarzystwie, a potem to było tak....
Przed godziną 12 ruszam z domu, teoretycznie krajówką prosto do Wielunia, gdzie mam się spotkać z Ferbikiem, jednak w Dzietrznikach dzwoni telefon... cóż po chwili zastanowienia muszę zmienić trasę, bowiem miejsce spotkania zmienia się z Wielunia na Kamion.
Nie ma wyjścia, skręcam z krajówki przy kościele w Dzietrznikach i dalej drogą nad torami, na której trochę mniej błota niż ostatnio, docieram do Pątnowa. Stamtąd już z oszałamiającą jak na mnie prędkością docieram do Bieńca Małego i dalej do Łaszewa, gdzie skręcam na żółty szlak biegnący przy brzegu Warty. Wiaterek chyba w plecy bo jedzie się wyśmienicie i nie wiem nawet kiedy dojeżdżam do Toporowa:) Tam spotykam towarzyszy dwóch i już razem pedałujemy do mostu we wsi, gdzie robimy przerwę w oczekiwaniu na czwartego członka załogi :)
dzisiejsza ekipa w komplecie © fotoaparatka

Chwilę po dotarciu Kitora , gdy zamierzamy ruszyć w drogę w moim rowerze pojawia się przewlekła kontuzja hamulcowa. Chłopcy jednak szybko dają sobie z nią radę , za co nie wypłacę się im chyba do końca życia :D
Ruszamy trasą, którą dotarłam do Toporowa nad brzegami rzeki do Łaszewa. Tam podjazd pod górkę i skręcamy w kierunku Strug, w których zjeżdżamy w zupełnie mi nieznany czerwony szlak. Szlak doprowadza nas do Rudy i dalej na stację Orlen, gdzie przychodzi się rozstać z dwoma członkami ekipy.
Z Kitorem ruszamy dalej polną, skrótową drogą na końcu której opuszcza mnie ostatni towarzysz. Dalej już sama muszę sobie radzić :)
Wyjeżdżam na drogę i już kieruję się bezpośrednio do Krzyworzeki do babci, gdzie od razu rzucam się na ciastka :D
Chwila przerwy na herbatkę i spełnienie zawodowego obowiązku i ruszam w drogę powrotną.
Z Krzyworzeki wydostaję się asfalcikiem przy cegielni. Trochę pedałowania pod górkę ale dla widoków jakie się rozlegają dokoła warto się pomęczyć.
widok na cegielnię w Krzyworzece © fotoaparatka

Po chwilach trudu udaje mi się dotrzeć do szczytu wzniesienia skąd już z górki do Ożarowa., gdzie skręcam na wiatrak. Nie byłabym sobą gdybym go ominęła :D
wiatrak w Kocilewie po raz pierwszy w 2012 © fotoaparatka

Chwila postoju i wracam do Ożarowa, skąd już z górki do Wierzbia i asfaltem na Marki. Przejeżdżam obok Mileniówki, która tętni życiem na całego. W sumie nie dziwie się gdybym miała z kim też chętnie bym na zimne piwko wskoczyła, ale, że sama .... trzeba obyć się smakiem ;)
Teraz już prosto lasem do domu z małą przerwą .... dorwałam zwierz
a w oddali podwieczorek © fotoaparatka

Na leśnym skrzyżowaniu mijam jeszcze jakąś zrowerowaną grupkę, po czym kieruję się już prosto po domu.
Na koniec pozostaje mi podziękować członkom Wieluńskiego Forumowego Klubu Rowerowego, którego dziś aktywnie stałam się członkiem, za wycieczkę :D