Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Wpisy archiwalne w kategorii

Szlakiem drewnianej architektury

Dystans całkowity:823.53 km (w terenie 195.85 km; 23.78%)
Czas w ruchu:42:18
Średnia prędkość:19.47 km/h
Maksymalna prędkość:47.50 km/h
Suma kalorii:8711 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:41.18 km i 2h 06m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
62.05 km 0.00 km teren
02:52 h 21.65 km/h:
Maks. pr.:38.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 731 kcal
Rower:Author

DiZP, czyli rano w chmurach... po południu z nadzieją

Poniedziałek, 14 maja 2012 · dodano: 16.05.2012 | Komentarze 7

W sobotę spełniłam jedno ze swoich największych marzeń, co w swoich miłych konsekwencjach wiąże się, z częstym korzystaniem z rowerka jako sposobu dostanie się do pracy. Zaczynam w poniedziałek. Wstaję rano i co widzę za oknem mgłę... myślę, cóż może jutro popedałuje.... kładę się znów do łóżka, jednak zasnąć już nie potrafię. Szybka decyzja, co mi tam mgła jakoś się przez nią przeprawię. Szybkie ubieranko, szybka poranna toaleta i pedałuję już w stronę Wielunia.
Po wydostaniu się z leśnego otoczenia okazuję się, że to co widziałam na podwórku to tylko namiastka chmur jakie spowiły ziemię. Przed sobą widzę tylko białą przestrzeń nic więcej. Wilgotność taka, że kask zaczyna mi się "pocić" i co rusz skapują z niego krople wody. W pewnym momencie zaczynam nawet żałować, że nikt nie wymyślił okularów z wycieraczkami ;) W końcu jednak udaje mi się dostać do miasta i po zaparkowaniu rowerku pozostaje tylko czekać na koniec pracy.

Nastaje upragniony moment, kiedy znów można zasiąść na mój dwukołowy pojazd. Patrzę na niebo, które raczej nie zapowiada nic dobrego. Wierząc jednak w zapewnienia pogodynki o bezdeszczowej aurze, postanawiam wybrać nieco okrężną drogę do domu.
Z Wielunia więc kieruję si na Krzyworzekę, gdzie robię krótki przystanek przy cmentarzyku zmarłych na epidemię.
cmentarzyk w Krzyworzece © fotoaparatka


Ruszam dalej. Jedzie się bardzo przyjemnie z wiatrem w plecy, szybko więc docieram do Mokrska. Mijam kościół i przystaję w parku wiejskim przy zabytkowym dworku.
park wiejski w Mokrsku © fotoaparatka


Teraz już bezpośrednio kieruję się na Skomlin , gdzie czeka na mnie zabytkowy spichlerz.
spichlerz przód © fotoaparatka

spichlerz w Skomlinie tył © fotoaparatka


Ze Skomlina skręcam na Praszkę i tak po minięciu Wróblewa na chwilę przystaję w lesie przy kapliczce.
przydrożna kapliczka © fotoaparatka

Ruszam dalej. Wyjeżdżam z lasu i przez Kik, gdzie czeka mnie trochę pedałowania pod górkę z bocznym wiatrem, Przdmośc dojeżdżam do Praszki. Zmieniam troszkę kierunek jazdy co wiąże się z jazdą pod wiatr. Przed Ganą zaczynam mieć kryzys. Nagle odechciewa mi się ruszać nogami. Trwa to przez cały Dalachów. Dopiero po wyjeździe na krajówkę, gdzie już w oddali widać Kałuże wracają siły, które pozwalają dotrzeć do domu.

Dane wyjazdu:
46.18 km 4.36 km teren
02:19 h 19.93 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 541 kcal
Rower:Author

plan oszczędności czas zacząć czyli do i z pracy rowerem

Czwartek, 26 kwietnia 2012 · dodano: 27.04.2012 | Komentarze 4

Po wczorajszym niezrealizowanym planie, dziś z małymi oporami wstaję zgodnie z nawoływaniem budzika. Ubieram się w rowerowe, pakuje plecak i zaczynam plan oszczędnościowy. Zostawiam czerwonego chrząszcza w domu a do pracy zaciągam rower.
Droga do Wielunia tradycyjnie, tak jak w ubiegłym roku, krajówką nr 43. Na szczęście po 5 rano nie ma na niej dużego ruchu, a mijające ciężarówki zachowują bezpieczną odległość :D
Pedałowanie idzie mi dość szybko, co prawda mam lekkie zadyszki przy podjazdach ale co tam jak za chwilę można odetchnąć na zjazdach:) Po 43 minutach jestem już przy drzwiach przychodni.
Teraz tylko zaparkować Authorka, przebrać się w cywilne ubranie i można zacząć pracę, która dzisiaj jakoś nadzwyczaj się dłuży.
Koło godziny 13 udaje się jednak pożegnać ostatniego pacjenta w poradni i można zacząć szykować się na powrót rowerkiem do domu.
Opuszczam przychodnię i przez ulicę Zieloną, następnie Szpitalną opuszczam miasto kierując się na Gaszyn.
Już na początku przestaje mi się podobać. Wiatr, którego rano praktycznie nie było, teraz wieje mi prosto w twarz spowalniając mnie do żółwiego tempa. Do tego ciężarówy, które tym razem nie zważają na moją obecność na drodze, doprowadzają mnie do białej gorączki. Jakież jest moje szczęście kiedy w końcu mogę zjechać w boczną drogę prowadzącą do drewnianego kościółka.
Kościółek w Gaszynie przód © fotoaparatka

Kościółek w Gaszynie tył © fotoaparatka


Po krótkiej chwili spędzonej przy sakralnym zabytku ruszam dalej, znów wyjeżdżając na krajówkę. I tak psiocząc pod nosem na wiatr i samochody docieram do Kadłuba gdzie, robię kolejny przystanek przy następnym drewnianym kościółku.
Kościółek w Kadłubie przód © fotoaparatka

koścółek w Kadłubie bok © fotoaparatka


Ruszam dalej, tym razem chwile tylko pedałuję krajówką, po czym skręcam zgodnie z oznakowaniem szlaku na boczną spokojną drogę. Widoczki jakie ukazują mi się po wyjechaniu z wioski zapierają dech ...
widoczki w Kadłubie © fotoaparatka

wiosenne widoczki © fotoaparatka


Udaje mi się nawet dostrzec ptaka kołującego nad polami ...
kołowanie nad polami © fotoaparatka


Boczną drogą docieram do Popowic, gdzie czeka na mnie kolejny z serii drewnianych kościółków w stylu wieluńskim.
Kościółek w Popowicach © fotoaparatka


Opuszczam plac kościelny i ruszam dalej bocznym szlakiem do Józefki, gdzie skręcam w kierunku nieszczęsnej krajówki. Główną drogą dostaję się do Wierzbie, gdzie zbaczam w kierunku Marek i dalej już lasem do domu.
Posilam się obiadem i znów wsiadam na rower tym razem załadowana książkami do biblioteki. Oddaje przeczytane, pożyczam nowe i wracam do domu, gdzie daje już mojemu rowerowi wolne:)

Dane wyjazdu:
50.34 km 20.32 km teren
02:39 h 19.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 574 kcal
Rower:Author

poszukiwania zguby...

Środa, 18 kwietnia 2012 · dodano: 18.04.2012 | Komentarze 5

Kolejny nierowerowy weekend sprawia, że brak roweru doskwiera mi coraz bardziej. Z niepokojem obserwuje pogodowe prognozy, które ostatnio nie nastrajają pozytywnie do pedałowania. Dziś jednak mówię dość stagnacji i po powrocie z pracy przebieram się w rowerowe i wio przed siebie.

Już na samym początku okazuje się, że nie będzie łatwo. Pierwsze kilka kilometrów pod wiatr daje mi się we znaki, jednak żaden wiatr nie jest dziś w stanie mnie zatrzymać.
Po skręcie w kierunku Kępowizny robi się już przyjemniej co sprawia, iż droga do Bieńca mija mi bardzo szybko. Kiedy już dostaję się do wioski kieruję się na Bieniec Mały i Łaszew, gdzie skręcam zgodnie z oznakowaniem szlaku w szutrową drogę do Przywozu. Po drodze jednak zatrzymuję się przy rzece gdzie już powoli przebija się wiosenny klimat.
Warta w Przywozie © fotoaparatka


Ruszam dalej, jednak nie trwa to długo ponieważ świeża zieleń zatrzymuje mnie jeszcze w jednym miejscu przy szlaku.
Przwóz przy brzegu Warty © fotoaparatka


Mijam bokiem kurhany i po dostaniu się do Przywozu, ruszam w kierunku mostu sprawdzić pewną rzecz. Po przeszukaniu brzegu, wsiadam powtórnie na rower i teraz już asfaltem pedałuję do Kamionu.
Tutaj też przystaję przy moście w tej samej sprawie co poprzednio, nie odnajdując jednak zguby, pstrykam zdjęcie i obmyślam drogę powrotną.
Wrta w Kamionie przy progu © fotoaparatka


Wybór pada na wąwóz, który pokazał mi Piotrek podczas naszej wycieczki do rezerwatu w Niżankowicach. Gdy tylko dostaje się do wąwozu, wiem , że była to dobra decyzja.
Wąwóz w Przywozie © fotoaparatka


Obrany szlak doprowadza mnie do punktu widokowego.
Krzyż na widokowej górze ;) © fotoaparatka

Widok z widokowej góry ;) © fotoaparatka

Przechadzam się po polach, po czym, mając w pamięci ostrzeżenia Piotrka zbieram kamyki do kieszeni i ruszam do Mierzyc. Ostrzeżenia okazują się słuszne bo przy jednym z mijanych domów atakują mnie rozwścieczone psiaki. Na szczęście ich właściciele znajdują się na podwórzu i szybko przywołują zwierzaki do siebie.
Po dotarciu do wioski mam tylko jeden cel elektrownie siłową .... ponoć jedną z największych w regionie.
Wieje przy nim strasznie, nie przeszkadza mi to jednak, żeby obfotografować go ze wszystkich stron.
Wiatraczek w Mierzycach © fotoaparatka


Dopieszczona przez wiatr ruszam dalej na Jajczaki, skąd przez Strugi dostaję się do Pątnowa. Przy Urzędzie Gminy robię sobie przystanek na odbudowanie straconych kalorii :)
Z Pątnowa wyjeżdżam na krajówkę, gdzie po wspięciu się na wzniesienie skręcam na Grębień. Dalej po przejechaniu praktycznie całej wsi docieram do zabytkowego drewnianego kościółka. Jednego z tych zbudowanych w stylu wieluńskim .
Kościółek w Grębieniu Kwiecień © fotoaparatka

Po chwili odpoczynku, ruszam polnymi drogami w kierunku Budziaków. Musze przyznać, że nie jest to dobry wybór. Nie dość, że dziura na dziurze, to jeszcze ogromniaste kałuże, które zmuszają mnie do zejścia z roweru.
W końcu udaje mi się dostać do leśnej drogi, gdzie dalej już szutrówką pedałuję do domu na pulpety :)

Dane wyjazdu:
33.23 km 3.25 km teren
01:32 h 21.67 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 416 kcal
Rower:Author

Z nową misją :)

Środa, 17 sierpnia 2011 · dodano: 18.08.2011 | Komentarze 6

I znów przychodzi mi podróżować w samotności...ale ja to nawet lubię :) Po pracy uporawszy się z domowymi obowiązkami wyruszam w trasę.
Mijam Kałuże Kol. i dalej kieruję się w stronę Kępowizny. Przemykam obok drewnianego młyna wodnego i dalej do Bieńca, gdzie skręcam z asfaltu w teren do Źródła Królowej Bony. Mam tu pewne zadanie do wykonania. Uporawszy się z nim ruszam dalej do wąwozu, który wyprowadza mnie do Bieńca Małego.
wąwóz do Bieńca Małego © fotoaparatka

Wjeżdżam do wioski, gdzie rzucam okiem na coraz ciemniejsze niebo i już wiem, że zaplanowaną trasę będę musiała skrócić. Cóż za spuszczoną głową ruszam do skrzyżowania przy krzyżu, gdzie mój aparat rzuca swe cyfrowe oko na nieboskłon.
nieboskłon © fotoaparatka

Ruszam do Pątnowa, mijam przejazd kolejowy i docieram do Źródła Św. Rocha. majstruje przy chwilę przy zadaszeniu aby umieścić to co mam umieścić i ruszam kawałek dalej obok kościoła w Pątnowie.
Studnia Źródła Św. Rocha © fotoaparatka

kościół w Patnowie © fotoaparatka

Pogoda zaczyna się klarować i zagrożenie opadowo-burzowe z każdą chwilą oddala się. W głowie zaczynają tlić się pomysły jak tu sobie drogę powrotną wydłużyć.
Pedałuje dalej obok Urzędu Gminy, co bym mogła zmierzyć się z górką na krajówce w stronę Grębienia. Przed jej końcem skręcam jednak w lewo i dalej przez boisko, ścieżką wydeptaną wśród żółtych kwiatów docieram do "dworku" w Pątnowie. Montuję kolejną karteczkę i uwieczniam budynek na fotografii.
dworek Pątnów © fotoaparatka

wejści do budynku © fotoaparatka

Ruszam w drogę powrotną. Znów wyjazd na krajówkę, na której nie zabawiam jednak długo. Przy pierwszej okazji skręcam na Grębień, a tam dalej do drewnianego kościółka. Jedzie się wyśmienicie temperatura idealna a i wiatr znikomy.
Docieram do kościółka , gdzie poszukuje jakiegoś miejsca do ukrycia waypointa. Muszę przyznać , że nie jest to łatwe ale w końcu udaję się i mogę pospacerować wokół zabytku z aparatem.
wejście na teren wokół kościoła w Grębieniu © fotoaparatka

dzwonnica przy kościele © fotoaparatka

Wracam ponownie na krajówkę, którą docieram do Dzietrznik. W wiosce skręcam w stronę mojego kościoła parafialnego, po drodze zatrzymując się jeszcze przy drewnianej chatce, ukrytej wśród kwitnących kwiatów.
chatka w kawiatach © fotoaparatka

Teraz pedałuję już bezpośrednio w stronę ponad 100 letniej świątyni.
wieża kościoła © fotoaparatka

kościół w Dzietrznikach z boku © fotoaparatka

Kościół w Dzietrznikach © fotoaparatka

Do domu wracam krajówką.

Dane wyjazdu:
51.88 km 21.32 km teren
02:39 h 19.58 km/h:
Maks. pr.:43.50 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 619 kcal
Rower:Author

pewnej słonecznej niedzieli

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · dodano: 16.08.2011 | Komentarze 4

W końcu doczekujemy się pięknej słonecznej niedzieli, która po deszczowej sobocie napawa niezwykłym optymizmem do życia. Nie da się tego pozytywu nie wykorzystać, tym bardziej, iż kroi się całkiem pokaźna rowerowa ekipa. Plany psuje tylko ograniczenie czasowe jakie pojawia się kilka godzin przed wyjazdem.
Umawiamy się przed drugą i z Kałuż, mając za przewodnika Łukasza przez żużlówkę docieramy do Budziaków, gdzie skręcamy kierując się na Dzietrzniki. Mijamy wioskę boczkiem i dalej drogą nad lasem, psiocząc pod nosem na naszego przewodnika, dojeżdżamy do polnej drogi, na której Krzysiek powoduje kolizje;) Trawiasto- gliniasta trasa doprowadza nas do drewnianego kościółka w Grębieniu. Przystajemy na chwilę by strzepać z siebie pozostałości przejechanego odcinka wycieczki, po czym ruszamy dalej.
Mijamy cmentarz w Grębieniu, gdzie ostry zjazd z asfaltu w teren przyprawia część ekipy o szybsze bicie serca. Z polnej drogi wyjeżdżamy w Popowicach, gdzie kierujemy się na kolejny drewniany kościół, który jak się okazuje jest w remoncie.
Wsiadamy na rowery i przez Józefkę pedałujemy w stronę Kocilewa. Kolejnym punktem wycieczki jest zabytkowy młyn, obok którego całkiem niedawno udało mi się być. Tutaj urządzamy trochę dłuższy postój, więc mam okazję wyciągnąć aparat ;)
zabytkowy młyn w Kocilewie © fotoaparatka

niedzielna ekipa © fotoaparatka

Ruszamy dalej w stronę Ożarowskiego Dworku, na którego teren udaje nam się wjechać rowerami. Robimy kolejny, krótki postój.
Dworek w Ożarowie © fotoaparatka

dworskie podwórze © fotoaparatka

gdyby kiedyś ktoś się wybierał © fotoaparatka

Opuszczamy dworskie podwórze i dalej najpierw szutrową a później polną drogą dojeżdżamy do asfaltu na Marki, gdzie ekipa odłączą się ode mnie i pędzi pokopać piłkę. Mi jednak mało pedałowania i dalej już sama jadę pokręcić się w okolice Warty.
Lasem docieram do krajówki nr 43, którą zjeżdżam do skrzyżowania. Skręcam na Kałuże Kol. Z racji, iż w bidonie susza ocieram się o źródełko Objawiania. Żółtym szlakiem wyjeżdżam na "załęcką" szos i dalej już prosto do Załęcza Wielkiego, gdzie kieruje się na most. Za mostem przystaję na jednym z moich ulubionych miejsc. Spędzam tam dłuższą chwilę przypatrując się ludziom spędzającym wolny czas w kajakach.
jedna z moich ulubionych miejscówek © fotoaparatka

droga na ZHP © fotoaparatka

Ruszam w drogę powrotną zahaczając jeszcze o pomnik upamiętniający żołnierzy walczących na tych terenach w walkach 1-2 września 1939 roku.
pomnik w Załęczu Wielkim © fotoaparatka

Wracam do domu.

Dane wyjazdu:
28.48 km 3.62 km teren
01:25 h 20.10 km/h:
Maks. pr.:47.10 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 338 kcal
Rower:Author

Źródlanym szlakiem zmiennej pogody

Wtorek, 5 lipca 2011 · dodano: 07.07.2011 | Komentarze 8

Po powrocie z pracy wita mnie cudne słońce wyglądające co rusz za chmur. Nie można takiej pogody nie wykorzystać. Zwłaszcza, że ostatnio więcej deszczu niż pogodnego lata.
Ruszam po obiedzie, szczęśliwa, iż wreszcie mogę trochę popedałować. Nie mam obranej trasy ale w trakcie postanawiam pojeździć moim źródlanym szlakiem.
Półtora kilometra od domu nad głową pojawia się duże czarne chmurzysko i chwilę później już leje. Nie chcę wracać do domu, bo to równałoby się z popołudniem spędzonym przed telewizorem lub komputerem. Przyśpieszam więc trochę tempo i pedałuję w stronę przystanku na Kałużach Kol. Przerwę wykorzystuję na dopompowanie powietrza w moim przednim kole. Kiedy kończę deszcz zaczyna powoli tracić na swej sile.
Kałuże w deszczu © fotoaparatka

Chwilę później za chmury wychodzi słońce, więc mogę ruszyć dalej. W Kępowiźnie zaczyna nawet robić się gorąco, jednak to co dzieje się nad moją głową zaczyna mnie trochę niepokoić. Nade mną słońce a dookoła ciemne chmury, zastanawiam się czy uda mi się do domu sucha. W wiosce na chwilę przystaje przy zabytkowym młynie, aby uwiecznić ten skrawek błękitnego nieba.
Zabytkowy młyn wodny © fotoaparatka

Ruszam dalej, teraz już prosto w kierunku pierwszego źródła i znów nad moją głową zawisają ciężkie ciemne chmury.
ciężkie chmury © fotoaparatka

Nie zważając jednak na to co dzieje się na nieboskłonie pedałuję do celu, tu znów spotyka mnie słońce. Chwilę spędzam przy źródle Królowej Bony, po czym kieruje się dalej żółtym szlakiem.Tu towarzyszy mi piękna pogoda, która zostaje ze mną już do końca wycieczki.
z nadzieją nadchodzi pogodne niebo © fotoaparatka

Źródło Królowej Bony © fotoaparatka

błękitne niebo nad polami © fotoaparatka

i nad rzeką się rozchmurzyło © fotoaparatka

Wjazd z terenu na asfalt wiąże się z pokonaniem jednego z moich ulubionych wąwozów, który dziś stał się nawet przejezdny. Spotykam tam kolegę, który zachowuje się troszkę jakby był pod wpływem. Chyba za dużo deszczówki wypił :)
kolega spotkany na szlaku © fotoaparatka

Wyjeżdżam w Bieńcu Małym, skąd kieruję się do skrzyżowania przy Krzyżu. Po wjeździe na punkt widokowy, dostrzegam to co dzieje się w oddali na niebie. Ze złocistym kolorem zbóż, ciemny nieboskłon robi wrażenie.
mój ulubiony punkt widokowy © fotoaparatka

Od skrzyżowania czarnym szlakiem przez Bieniec Parcele docieram do Pątnowa, gdzie czeka na mnie kolejne ze źródeł. Jest to Źródło Św. Rocha, jedyna źródlana woda, której nie piłam bezpośrednio ze studni.
Źródło Św. Rocha Pątnów © fotoaparatka

Opuszczam miejsce kierując się do skrótowej drogi, która zaprowadzi mnie do Dzietrznik. Przed wjazdem do wioski zatrzymuję się jeszcze przy przejeździe kolejowym.
przejazd kolejowy © fotoaparatka

Przemykam obok kościoła parafialnego po czym skręcam na "załęcką drogę". Przejeżdżam Dzietrzniki i w lesie skręcam w stronę Objawiania.
Źródełko Objawiania jest zwieńczaniem mojej dzisiejszej wycieczki, toteż spędzam tam dłuższą chwilę. Mam ostatnio nad czym rozmyślać....
Dolina Objawiania z góry © fotoaparatka

żółty szlak do źródełka © fotoaparatka

Z Objawienia prze Kałuże Kolonie wracam do domu.

Dane wyjazdu:
60.14 km 2.93 km teren
02:45 h 21.87 km/h:
Maks. pr.:44.10 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 716 kcal
Rower:Author

A pani to z jakiej gazety ..?

Czwartek, 19 maja 2011 · dodano: 19.05.2011 | Komentarze 6

Jak to mówią: "kto rano wstaje...." toteż i ja wstaję dzisiaj zgodnie z budzikiem, który atakuje poranną cieszę dokładnie o 4.30. Zrywa się z łóżka, pakuje manatki do plecaka, jem śniadanko i szykuje sobie drugie, bo przeczuwam, że jak tylko dojadę do pracy obudzi się mały głód.
Ruszam. Wyboru nie mam wielkiego, a nawet specjalnie nie chce mi się kombinować, tak więc tradycyjnie krajówką prosto do Wielunia. Jedzie mi się dzisiaj bardzo fajnie i lekko, nawet podjazdy pod góreczki te większe i mniejsze nie sprawiają mi problemu.
W Wieluniu zjawiam się parę minut po 6 z nadzieją na częściowe sfotografowanie miasta, co po troszku mi się udaję. Krakowskim Przedmieściem docieram do murów obronnych, gdzie parkuję brykę na parkingu i chwytam za aparat. I tak oto wszystkim, którzy wybierają się w sobotę do Wielunia na Bikemaraton przybliżam miasto:)
mury obronne Wieluń © fotoaparatka

Miałam nadzieję na opustoszałe ulice, ale nie wzięłam pod uwagę posiadaczy czworonogów, którzy wyprowadzali swoich pupili na poranne siusiu. Rezygnuje więc z większego, fotograficznego zgłębiania miasta. Zatrzymuje się jeszcze tylko przy klasztorze i kościele Zwiastowania Najświętszej Panny Marii, gdzie dziś swoją siedzibę maja Franciszkanie.
Kościół u Franciszkanów_wieluń © fotoaparatka

otoczenie kościoła © fotoaparatka

Włóczę się chwilę przy kościele po czym siadam na rower z ulicy Reformackiej przez Zamenhofa gdzie skręcam na Mokrą a z niej na Sieradzką docieram do pracy.
Parkuje rower na swoim miejscu, przebieram się i dobieram do drugiego śniadanka. Jeszcze tylko wyssać z chętnych trochę krwi, kilka godzin przy nudnym programie i wprowadzaniu danych i jestem wolna :D
Powrót do rowerowego stanu i ruszam zdobywać kolejne zabytki:) Wojska Polskiego wyjeżdżam z Wielunia i przez Turów docieram do miejscowości Zwiechy, za którą skręcam w szutrowa drogę. Owa trasa doprowadza mnie do zabytkowego drewnianego wiatraka. Jest to drewniany wiatrak typu koźlak powstały w 1888 roku. Nie zachowały się niestety skrzydła ale jest fragment zadaszonego ganku wraz ze schodami.
drewniany wiatrak © fotoaparatka

Obok wiatraka stoi domek, nie jestem pewna czy zamieszkały. Z pewnością podobnie jak i młyn bardzo zaniedbany. Nikt mnie nie przegonił, a łaziłam po młodym zbożu bo nie było innego dojścia, więc albo właściciela nie ma albo jest spokojnym człowiekiem :D
Chwila łażenia po polach i znów odzywa się mały głód, więc robię przerwę na małe co nieco podczas, której obieram dalszą trasę. Kilka minut później pedałuje już w kierunku Chotowa.
widok z drogi Kurów- Chotów © fotoaparatka

Z Chotowa przez Wichernik, Walenczyzne docieram do Skomlina, gdzie czekają na mnie dwa zabytki, których jeszcze rowerowo nie zdobyłam. Zielony szlak, którym kieruję się już praktycznie od Chotowa docieram do pierwszego z nich.
Jest to modrzewiowy spichlerz wybudowany przez właściciela Skomlina Władysława Bartochowskiego w 1777 roku.
spichlerz w Skomlinie © fotoaparatka

Spichlerz mieścił nawet 300 ton zboża, co mnie specjalnie nie dziwi bo obiekt jest sporych gabarytów.
wejście do spichlerza © fotoaparatka

Ruszam dalej wypatrując zabytkowego, drewnianego kościółka, który chwile później odnajduję.
Skomlin przed kościołem © fotoaparatka

Kilka minut przerwy na obejście świątyni z wszystkich stron i oczywiście na zdjęcia :)
Zabytkowy kościółek Św. Filipa i Jakuba jest kolejnym sakralnym obiektem wybudowanym w tzw. stylu wieluńskim. Powstał około 1746 roku.
Zabytkowy kościółek Św. Filipa i Jakuba © fotoaparatka

Teraz już ruszam w drogę powrotną. Ze Skomlina kieruję się na Mokrsko po drodze mijając rowerzystę. Witam się z panem i od razu jedzie się lepiej. Dojeżdżam do wioski, gdzie skręcam na Komorniki. Przy skrzyżowaniu spotykam śpiącego w najlepsze przy płocie pijaczka, którego pilnuje wierna psina.
Do Komornik droga prowadzi raz z górki, raz pod górkę a do tego jeszcze boczny wiatr nie ułatwia mi jazdy. W samej wsi jednak droga skręca co powoduje, że wiatr staje sprzymierzeńcem pedałowania. Docieram do kolejnego tym razem murowanego, zabytkowego kościoła. Parkuje rower i ruszam na fotografowanie. Pstrykam pierwsze zdjęci i nagle słyszę głos: "a pni to z jakiej gazety?...". Myślę sobie, że w takim razie muszę wyglądać profesjonalnie :D Wyprowadzam człowiek z błędu i dalej robię swoje.
Co do kościoła to obecna świątynia powstała w połowie XV wieku i prawdopodobnie jest to trzeci kościół w tej miejscowości.
Kościół w Komornikach © fotoaparatka

obok kościoła w komornikach © fotoaparatka

Wracam do mojej bryki, chwytam za bidon i wypijam ostatnie łyki wody. Od tej pory koncentruje się na poszukiwaniu jakiegoś spożywczaka. Przejeżdżam jednak całe Komorniki, Zmyśloną a sklepu nie ma.
Wyjeżdżam na drogę w kierunku Ożarowa. Wspinam się na wzgórze i robię sobie przystanek by podziwiać widoki roztaczające się z niego.
widok ze wzgórz ożarowskich © fotoaparatka

Obrazy naprawdę niesamowite. Widać wszystkie miejsca, do których do tej pory pedałowałam.
widok numer 2 © fotoaparatka

Zjeżdżam ze wzgórz co doprowadza mnie do Ożarowa a tam atakuję pierwszy przydrożny spożywczak. Huuurra mam wodę!!! :D Teraz to już spokojnie mogę wracać do domu. Przez Wierzbie, Marki dojeżdżam do lasu, którym kieruję się już prosto na Kałuże.

Dane wyjazdu:
30.88 km 20.12 km teren
01:35 h 19.50 km/h:
Maks. pr.:32.70 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 346 kcal
Rower:Author

Ostatni dzień kwietnia

Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 30.04.2011 | Komentarze 12

Prognoza pogody nie zapowiadała na dziś ładnej aury, tak więc po wczorajszym rowerowym dniu, nie spodziewałam się, że dziś uda mi się gdzieś wyskoczyć.
Rano jednak okazuje się, że na dworze cieplutko, słonecznie i nic nie stoi na przeszkodzie pedałowaniu. Po uporaniu się z domowymi obowiązkami, napełnieniu żołądka obiadem wyruszam, za cel obierając sobie stawy ożarowskie.
Przez żużlówkę docieram do Budziaków, gdzie odbijam na polną drogę prowadząca do Dzietrznik. Z Dzietrznik dalej typowo terenową polną drogą pedałuję w kierunku Grębienia.
Ostatnio jak zmagałam się z tym odcinkiem, było tam sporo lodu i błocka w którym nie dało się jechać. Dziś zastaję mnóstwo dołków, ale za to suchych i bez piachu.
polna droga © fotoaparatka

Ową drogą docieram do Grębienia i zabytkowego kościółka, do którego nie dotarłam wczoraj. Przystaje na chwilę, by zastanowić się co robić dalej, bo pogoda trochę zaczyna się psuć.
Dzwonnica przy kościółu_ Grebień © fotoaparatka

Kościół w Grębieniu © fotoaparatka

Postanawiam popedałować dalej, w końcu nie lubię wracać tą samą trasą. Kolejnym celem jest drewniany wiatrak w Kocilewie. Stoi na sporej górce, więc będzie widać co i jak dzieje się z pogodą.
Przejeżdżam przez Grębień i docieram do krajówki, z której za chwilę skręcam w szutrową drogę prowadzącą do Kocilewa. Szybko docieram do zabytku.
Wiatrak w Kocilewie © fotoaparatka

Rozglądam się po niebie i zaczynam mieć wątpliwości co robić dalej. Widoki z góry na której stoi młyn są piękne, ale pogoda jakaś taka niezdecydowana.
Widok z Kocilewa © fotoaparatka

Ruszam postanawiając, że w Ożarowie zadecyduję czy ruszać na stawy czy wracać do domu.
droga do Ożarowa © fotoaparatka

W Ożarowie jednak decyduje się na powrót. Mam nadzieję odwiedzić jeszcze jeden drewniany kościół w Wierzbiu, ale na miejscy zastaję parę młodą i tłum gości. Rezygnuję więc z pomysłu.
Z Wierzbia kieruje się w stronę Marek, drogą już bardzo dobrze mi znaną. W pewnym momencie do zjazdu z trasy zachęca mnie boczna leśna droga. Postanawiać zgłębić dokąd prowadzi. Im dłużej pedałuję tym szlakiem tym bardziej zaczyna mnie zastanawiać jej etap końcowy.
tajemnicza droga © fotoaparatka

W pewnych momentach wygląda tak, jakby kiedyś był na niej asfalt. Drążę "temat", aż do większego skrzyżowania, na którym nie wiem gdzie dalej. Postanawiam więc zostawić sobie tę tajemnicę na inny dzień. Zawracam w kierunku asfaltu.
w drodze powrotnej © fotoaparatka

Po powrocie na obrany wcześniej szlak, dojeżdżam do Marek, a stamtąd już prosto do domu.
Teraz trochę żałuję, że odpuściłam sobie stawy ale z pewnością w niedługim czasie tam dotrę.

Dane wyjazdu:
52.29 km 8.43 km teren
02:35 h 20.24 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 617 kcal
Rower:Author

między deszczem

Piątek, 29 kwietnia 2011 · dodano: 29.04.2011 | Komentarze 9

Wczesna pobudka i półgodziny później pedałuje już do pracy, Leń został przerwany. Poranek rześki i nawet ciepły.
Pierwszy przystanek robię sobie przy stawach, niestety nie parują dziś tak jak poprzednio, ale mimo wszystko widok jest piękny.
stawy o poranku © fotoaparatka

Ruszam dalej krajówką przez Dzietrzniki, mijając bokiem Grębień do Pątnowa. Na górce przy Skręcie na Popowice robię sobie chwilkę przerwy na uchwycenie wschodu słońca i drogi w porannym świetle.
droga krajowa nrr 43 © fotoaparatka

wschód © fotoaparatka

Ruch dziś mimo wczesnej pory duży, obserwując kolejne zapakowane po brzegi auto uświadamiam sobie, że to przecież piątek- dzień targowy. Mijam Kamionkę, Nowy Świat i po lekkim podjeździe docieram do Wielunia. Jeszcze kilka skrzyżowań i jestem na miejscu, pół godziny wcześniej. W sam raz aby doprowadzić się ze stanu rowerowego na pracowniczy :D

W samo południe powrót do rowerowego stanu, obranie trasy powrotnej i ruszam. Już po chwili cieszę się, że dziś wybrałam rower. Wieluń zakorkowany po brzegi. Samochody stoją a ja mykam sobie w najlepsze. Po chwili jestem już na drodze w kierunku Gaszyna. Droga ta niespecjalnie przyjazna rowerzystą. Nie dość, że krajówka to jeszcze zero jakiegokolwiek pobocza.
W Gaszynie atakuję drewniny kościółek, koło którego byłam zimą :) Otoczony świeżą zielenią prezentuje się o wiele lepiej.
Kościół Gaszyn © fotoaparatka

Z Gaszyna dalej krajówką do Kadłuba i następnego drewnianego kościoła. Tym razem zastaję otwarte drzwi, więc mogę zajrzeć do środka. Przez kratę co prawda ale to zawsze coś.
wnętrze kościoła w Kadłubie © fotoaparatka

Po wyjściu ze świątyni spoglądam na niebo, które coraz bardziej zaczyna mnie niepokoić. Nad głową zaczyna mi się kłębić coraz więcej ciemnych chmur.
W Kadłubie z krajówki skręcam na czarny szlak, mijam cmentarz i kilka minut później jestem już w Popowicach. Na chwilkę przystaję przy tamtejszym kościele i ruszam dalej, z coraz większym niepokojem obserwując niebo.
Kościół Popowice © fotoaparatka

Czarnym szlakiem docieram do Grębienia, gdzie mam zahaczyć o kolejny drewniany kościół. Jednak przybierający na sile wiatr i chmury, które już centralnie wiszą nad moją głową skutecznie zniechęcają mnie do pomysłu. Czym prędzej pedałuję w kierunku dobrze mi znanej "częstochowskiej".
Po wyjeździe na krajówkę wiatr ostro daje się we znaki, co bardzo szybko zniechęca mnie do dalszej jazdy. W Dzietrznikach zatrzymuje mnie dylemat: czy dalej prosto, czy skręcić i wybrać dłuższą trasę ale za to przez las. Pierwsza opcja zwycięża i szybko okazuje się, że jest to bardzo dobry wybór. Około 1,5 kilometra przed domem atakuje mnie deszcz. Początkowo delikatnie, by później przybrać na sile. Na podwórko dojeżdżam przemoczona, ale to wiosenny deszczy i kto wie może jeszcze urosnę :D

Przeczekuje deszcz i po obiedzie dopada mnie niedosyt pedałowania. Pogoda ni to na deszcz, nie to na słońce. W między czasie dostaję zadanie do wykonania, po męczarniach z drukarką pakuje zaproszenie i ruszam w kierunku Doliny Objawienia.
Ruszam szlakiem, który ostatnio pokazał mi brat. Chcę sprawdzić pewne miejsce.
nowy szlak © fotoaparatka

Nie wiem czy dokładnie trafiam do umyślonego miejsca, jednak muszę jeszcze podpytać tatę o dokładną lokalizację. Po chwili modyfikuję trochę trasę i znaną mi od dawna drogą ruszam do doliny. Wieszam zaproszenie, co wcale nie jest takie łatwe jak myślałam i schodzę do źródełka.
Objawienia tablica © fotoaparatka

Droga do źródełka © fotoaparatka

Pogoda zdecydowanie idzie ku lepszemu, decyduję się więc na Kępowiznę. Z Objawienia wyjeżdżam żółtym szlakiem. Po kilku minutach wyjeżdżam na asfalt i prosto na kąpielisko. Tutaj słoneczko znów pokazuje się za chmur i robi się na powrót piękna pogoda.
Kąpielisko © fotoaparatka

Otoczona brzoza © fotoaparatka

Spędzam chwilę na plaży po czy ruszam w drogie powrotną. Znów przez Objawiane, tym razem docierając tam drogą przy Florianie.
Pedałuję dalej, przejeżdżam przez przejazd kolejowy i za chwilę jestem przy pomniku powstańców.
pomnik © fotoaparatka

Pod nogami spotykam ślimaka, którego przez chwilę niepokoję.
ślimak © fotoaparatka

Stąd drogą przy trzecim stawie docieram do asfaltu i nim już kieruje się prosto do domu.

Dane wyjazdu:
52.31 km 0.00 km teren
03:00 h 17.44 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Na wyjeździe, czyli rycerski gród, pałace i kościoły

Niedziela, 10 kwietnia 2011 · dodano: 10.04.2011 | Komentarze 9

Wyjazd zaplanowany był od kilku tygodni. Weekend wybrany, średniowieczny pokój zarezerwowany, a tu nas zastaje taka pogoda. Jeszcze w piątek wieczorem zastanawiamy się czy nie zrezygnować. Ni to słońce, ni to deszcz, a do tego niesamowity wiatr. W ostateczności zmieniamy plany, zamiast pedałować do Rycerskiego Grodu, pakujemy rowery do mojego chrząszcza i na miejsce docieramy autem. Okazuje się, że chrząszcz mimo swoich niewielkich gabarytów z łatwością połyka dwa rowery :D
pakowanie © fotoaparatka

Docieramy na miejsce po drodze mijając mnóstwo pięknych zakątków, do których trafić musimy, kiedy uda nam się zdobyć gród rowerowo.
Rycerski gród w Biskupicach położony jest nad pięknym zalewem okupowanym przez licznych wędkarzy.
zalew Biskupice © fotoaparatka

Wchodzimy do środka grodu, gdzie woła do nas kierownik i pokazuje nam nasze pokoje, stylizowane na średniowiecze. Po rozpakowaniu ruszamy zwiedzić rycerską posiadłość.
Rycerski gród © fotoaparatka

Pomysł powstania rycerskiego grodu narodził się w 2003 roku. Siły w tym dokonaniu zjednoczyły Gmina Byczyna oraz Opolskie Bractwo Rycerskie. W uzyskaniu środków na inwestycję nawiązano współpracę z partnerską gminą ze Zlatych Hor oraz Grupą Szermierczą z czeskiego Jasenika, dzięki czemu uzyskano dofinansowanie. Dziś drewniana budowla jest ewenementem na skalę światową. Co roku odbywają się tam turnieje rycerskie a turyści mają okazję przebrać się w rycerską zbroję, postrzelać z łuku, porzucać toporami itp.
Baszta © fotoaparatka

Biorąc pod uwagę wiatr, który uniemożliwiał wyjazd rowerowy, postanawiamy skorzystać z oferowanych atrakcji. Krzysiek przebiera się za rycerze. A ja mogę tylko patrzeć gdyż na małych gremlinów zbroi nie mają. :)
rycerz :D © fotoaparatka

Po przygodach w zbrojowni, przychodzi czas na naukę celności. Po kolei przychodzi czas na topory, włócznie i noże. Rozrywki w sam raz dla tych mniejszych jak i wyrośniętych chłopców. Ja też próbuje ale z marnym skutkiem :D
I tak zastaje nas wieczór, a z pedałowania nici. Kładziemy się spać z nadzieją, że jutro będzie lepiej, a tu nagle rozlega się syrena przeciwpożarowy. Nie wiemy czy mamy uciekać, w końcu dokoła wszystko z drewna. Okazuje się jednak, że pożaru to fałszywy alarm .

Niedzielny poranek wita nas pięknym słońcem i praktycznie bezchmurnym niebem. Pakujemy, więc tobołki i ruszamy na starcie z wiatrem.
pakowanie :D © fotoaparatka

Pierwszy odcinek bez specjalnych problemów bo powiewa w plecy, ale już przy pierwszym skręcie w Kochłowicach czujemy go z boku. Musimy się pilnować, gdyż chwila nieuwagi kończy się zjazdem na drugi pas. Docieramy do wsi Skałągi, gdzie skręcamy do Rożnowa. Spotykamy tam drewniany kościół św. Trójcy pochodzący z 1788.
Rożnów Kościół św. Trójcy © fotoaparatka

Obok kościoła znajdują się dwa groby, oraz grobowiec w kształcie piramidy dla generała majora Karola Adolfa Augusta von Eben und Brunnen z 1780 roku.
Groby obok kościoła © fotoaparatka

grobowiec piramida © fotoaparatka

Z racji, iż obok kościoła znajduje się park a wiemy, iż okolice bogate są w pałace, ruszamy w poszukiwaniu zabytkowej budowli. Po chwili błądzenia odnajdujemy, podpadnięty w ruinę noegotycki pałac wzniesiony w połowie XIX wieku.
pałac Rożnów © fotoaparatka

otoczenie pałacu © fotoaparatka

Pałac jest tak piękny, iż spędzamy przy nim dłuższą chwilę, po czym ruszamy dalej. W Skałągach odnajdujemy kolejny park i pałacowe zabudowania.
Zabudowania w Skałągach © fotoaparatka

Dalej skręcamy w kierunku Jakubowic do, których siłujemy się z wiatrem wiejącym prosto w twarz. Po do pedałowaniu do wioski rozkładamy naszą prowizoryczną mapkę i obieramy kurs na Krzywiczyny. Przez Bruny docieramy do celu gdzie napotykamy kolejny drewniany kościół z 1623 roku, zbudowany przez cieślę Krzysztofa Bittner.
Krzywiczyny: kościół św. Trójcy © fotoaparatka

Po obchodzie zabytku przysiadamy na pobliskim przystanku w celu uzupełniania kalorii po czym ruszamy, tym razem z pomocą wiatru w stronę Byczyny. Przejeżdżając przez Jakubowice dostrzegam w oddali kolejny kościółek. Wjeżdżamy w szutrowa drogę i po chwili jesteśmy na miejscu.
Jest to filialny, poewangelicki p.w. MB Królowej Polski z 1585 roku.
Kościół Matki Boskiej Królowej Polski Jakubowice © fotoaparatka

Wracamy na trasę w kierunku Byczyny i znów wiatr staje się naszym wrogiem. Docieramy do Proślic, gdzie napotykamy kolejny, tym razem, klasycystyczny pałac z przełomu XVIII i XIX w.
pałac Proślice © fotoaparatka

Kawałek dalej napotykamy drewniany kościół filialny p.w. Najświętszego Serca Jezusowego, pochodzący z 1580 r., przebudowany w 1773 roku. Przy kościele stoi równie urokliwa drewniana kaplica.
Kościół Proślice © fotoaparatka

Tym razem z pomocą wiatru szybciutko pedałujemy do kolejnego pałacu w Polanowicach, zbudowano w 1872 roku a w 1912 r. przebudowanego. W 1981 roku budynek zniszczył pożar, po odbudowanie pałac został pozbawiony cech stylowych. Dziś w obiekcie mieści się Zespół Szkół Licealno - Zawodowych.
pałac polanowice © fotoaparatka

Chwila przerwy i pedałujemy dalej, tym razem już bezpośrednio do Byczyny. Przejeżdżamy przez zabytkowe centrum miasta i kierujemy się do Polo, gdyż Gremlinowi zachciało się pepsi :D
Co do samego miasta to jest to jeden z najlepiej zachowanych średniowiecznych zespołów obronnych w Polsce z zabytkowym kościołem oraz spichlerzem w którym serwują przepyszną pizzę.
Byczyna baszta © fotoaparatka

Spod Marketu ruszamy już w kierunku grodu, gdzie czeka na nas samochód. Na rondzie zjeżdżamy na Kluczbork i krajówką z wiatrem w plecy pedałujemy do Kochłowic. Jakże się przyjemnie jedzie mając wiatr po swojej stronie. Szybko docieramy do wioski, która ma nas doprowadzić do grodu.
W Biskupicach zahaczamy jeszcze o ostatni podczas naszego wyjazdu drewniany kościół św. Jana Chrzciciela z 1626 roku.
Kościół w Kochłowicach © fotoaparatka

A w pobliżu kościoła zjeżdżamy jeszcze do pałacu z 1923 roku pałacu w Kochłowicach.
pałac w Kochłowicach © fotoaparatka

Wracamy do Grodu Rycerskiego, gdzie pakujemy rowery do auta i ruszamy do domu :) Pozostaje żałować, że wczorajsza pogoda nie pozwoliła nam zasiąść na rowery, bo naprawdę w tamtejszych okolicach jest co zwiedzać.