Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2011

Dystans całkowity:90.94 km (w terenie 57.78 km; 63.54%)
Czas w ruchu:05:46
Średnia prędkość:15.77 km/h
Maksymalna prędkość:35.00 km/h
Suma kalorii:717 kcal
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:18.19 km i 1h 09m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
20.09 km 17.00 km teren
01:14 h 16.29 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 216 kcal
Rower:Author

Wbrew innym

Niedziela, 27 lutego 2011 · dodano: 27.02.2011 | Komentarze 7

Po wczorajszym wykładzie na temat mojej nieodpowiedzialności dotyczącej zimowej jazdy na rowerze myślałam, że w lutym już nie popedałuje, ale jak tu siedzieć w domu kiedy na zewnątrz znów dodatnie temperatury. Słońce pięknie zagląda za szyby. Po sprawdzeniu pogody potajemnie przebrałam się w rowerowe i nie całkiem niezauważona wymknęłam się z domu.
Pedałowało się dzisiaj niezwykle przyjemnie, słoneczko, błękitne niebo, wiatr znikomy no i ta temperatura. Kompletnie bez celu, jechałam tam gdzie poniosła mnie kierownica i pedały. Zatrzymując się raz tu, raz tam.
paśnik © fotoaparatka

las © fotoaparatka

Dłuższą przerwę robiąc sobie przy gajówce, której ostatnio nie miałam okazji się dokładnie przyjrzeć z powodu deszczowej aury. Dzisiaj mogłam bez ograniczeń zwiedzić wszystko. Piękne drewniane zabudowania, muszę tam wrócić kiedy wiosna rozpanoszy się na dobre.
leśniczówka © fotoaparatka

leśniczówka_podwórko © fotoaparatka

Spod leśniczówki krótki wyjazd na asfalt, który zaprowadził mnie pod Wierzbie, skąd można było rozkoszować się widokiem powoli znikającej zimy. Stając tak z aparatem w ręku, czując na twarzy ciepłe słoneczne promienie po raz pierwszy w tym roku poczułam zbliżającą się wiosnę.
widok © fotoaparatka

Rozochocona wiosennym doznaniem popedałowałam asfaltem w kierunku Marek. Trzeba przyznać, że asfalt w niektórych momentach nie odczuł jeszcze wiosennego słoneczka, bo lodu na nim co niemiara. Slalomem jednak dało się niebezpieczne odcinki ominąć.a nawet spotkać pasącą się w rowie sarenkę.
sarna © fotoaparatka

W Markach poczułam, że żołądek przypomniał sobie o obiedzie więc nie pozostało mi nic innego jak pognać do domu na schabowego :)
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
10.17 km 10.17 km teren
00:38 h 16.06 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

mroźny poranek

Niedziela, 20 lutego 2011 · dodano: 20.02.2011 | Komentarze 6

Dzisiejszy poranek nie nastawiał optymistycznie do jazdy. Pogoda niby słoneczna ale termometr wskazywał prawie -11 stopni. Pomyślałam za zimno na rower, więc dziś odpuszczam, ale myśl ta nie trwała długo. Ciężko było usiedzieć w domu, więc wyniosłam rower i w drogę na Budziaki.
Przez pierwsze dwa kilometry jechało się tyle nie przyjemnie, że pomyślałam o powrocie do domu. Krótki przystanek i kilka minut spędzonych na usilnych próbach sfotografowania leśnego strumyka, nastawił mnie jednak ochoczo do dalszą jazdy. A gdy zobaczyłam jeszcze bardziej rozsłoneczniony nieboskłon ruszyłam dalej z mocnym postanowieniem dotarcia do wyznaczonego wcześniej celu, krótki przystanek robiąc sobie jeszcze przy paśniku.
strumyk © fotoaparatka

paśnik © fotoaparatka

Po dotarciu do Budziaków postanowiłam bliżej przyjrzeć się opuszczonej drewnianej chatce. I tu odnalazłam plus zimowej aury, ponieważ w inną porę roku bliższe podejście do niej było niemożliwe z racji wszędobylskich krzaków. Zimą odbyło się to bezproblemowo. Pokręciłam się trochę po obejściu i ruszyłam w stroną gajówki a z niej już prosto do domu.
chatka © fotoaparatka

zima © fotoaparatka

las © fotoaparatka

W domu mama powitała mnie słowami: "Dziewczyno czy ty normalna jesteś... w taki mróz na rower" ! No cóż, nie wszyscy muszą być normalni :D
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
24.30 km 2.10 km teren
01:30 h 16.20 km/h:
Maks. pr.:30.00 km/h
Temperatura:-3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 265 kcal
Rower:Author

podróż z czerwonym nosem

Wtorek, 15 lutego 2011 · dodano: 15.02.2011 | Komentarze 7

Nieplanowany urlop, jakim przyszło mi się dzisiaj cieszyć nie pozostawił mi wyboru na rower trzeba iść. Za oknem słoneczna pogoda z przeogromnym błękitem nieba napawała optymizmem i nieodpartą ochota na pedałowanie. Po drugiej stronie okna okazało się, że oprócz pięknej pogody jest również niekoniecznie przyjemny mrozik. Pomyślałam jednak, że najwyżej wrócę z dzisiejszej wycieczki z czerwonym nosem. Jeszcze chwila na spakowanie mojego niezbędnika oraz przebranie się w rowerowe tak aby jak najmniej odczuć temperaturę i w drogę.
Już na samym początku okazało się, że to nie mróz będzie wrogiem numer jeden a mroźny wiatr, który dotkliwie dawał się we znaki. Przez chwilę przez głowę przepłynęła mi myśl, żeby zawrócić ale na szczęście szybko zniknęła. I zmagając się z dość silnymi podmuchami powietrza dotarłam do mostu w Załęczu Wielkim.
most_Załęcze Wielkie © fotoaparatka

Tam musiałam zrobić chwilkę przerwy aby rozgrzać zmarznięte stopy, gdy tylko nabrały przyjemnej temperatury ruszyłam w kierunku Ośrodka harcerskiego "Nadwarciański Gród". Droga do ośrodka bardzo przyjemna z racji tego, iż z wiatrem w plecy a i widoki wspaniałe.
Droga do ZHP © fotoaparatka

Warta © fotoaparatka

Do "Nadwarciańskiego Grodu" dotarłam bardzo szybko. Na miejscu nie pozostało mi nic innego jak wyciągać aparat i pstrykać, tym bardziej, iż nikt nie kręcił się po terenie. Lód który ostał się jeszcze przy brzegach i na wystających ponad taflę wody gałęziach przepiękny.
rzeka © fotoaparatka

Lód brzegowy © fotoaparatka

młyn © fotoaparatka

Droga powrotna z Ośrodka nie była już tak przyjemna, ale nawet nie specjalnie dała mi się we znaki i gdyby nie zmarznięte palce tym razem u rąk byłby ok. Chwila potrzymania rąk w kieszeni kurtki sprowadziła moje dłonie do normalnego stanu i mogłam popedałować dalej w kierunku Bukoców. Do wioski jednak nie dotarłam bo niezwykle przyciągająca moc miały dla mnie boczne drogi prowadzące na wzniesienia. Po kilku nieudanych próbach, dotarłam wreszcie do miejsca, z którego roztaczał się widok na dolinę Warty.
widok © fotoaparatka

Z tego miejsca postanowiłam zakończyć dzisiejszą wycieczkę i skierować się w stronę domu. Droga powrotna bardzo przyjemna bo z wiatrem, nawet pomyślałam jeszcze aby gdzieś zboczyć i dłużej wracać, ale moje dłonie nie pozwoliły mi na to.
Taki rowerowy urlop uwielbiam!!!!

Dane wyjazdu:
21.18 km 16.21 km teren
01:21 h 15.69 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 236 kcal
Rower:Author

lasem z dala od wiatru

Środa, 9 lutego 2011 · dodano: 09.02.2011 | Komentarze 3

Słoneczna pogoda jaka towarzyszyła przez ostatnie dwa dni sprawiała, że skręcało mnie z zazdrości. Za oknem pięknie a ja w pracy od świtu do nocy. Cóż ktoś musi pracować, żeby bez alergii mógł żyć i pedałować ktoś :D
Na duchu podtrzymywała mnie myśl, że dziś będę mogła spokojnie pobuszować na rowerze przez okolice. Od rana pogoda z przewagą słońca, tak wiec i mój nastrój świetny. Nie zepsuł mi go nawet facet, który zaparkował na tylnym zderzaku mojego samochodu.
Po powrocie do domu szybkie gotowanko i na rower :) Celu nie było. Ważne tylko aby po lesie, bo wiatr nie nastrajaj przyjaźnie. Po kilometrze mojego pedałowania zaczęłam zastanawiać się, czy ja taka nieurodziwa czy rower, że słońce schowało się za gruba warstwą chmur. I tak moja dzisiejsza wycieczka odbywała się pod zachmurzonym nieboskłonem. Pedałowałam tam gdzie podpowiadał mi mój wewnętrzny głos i tak najpierw zaprowadził mnie nad staw "kłąki". Niestety wody w nim tyle, że nie dałam rady podejść bliżej.
staw_kłąki © fotoaparatka

Po krótkim przystanku popedałowałam do przejazdu kolejowego, a dalej do nieistniejącego już "zabudowania leśnego" i popatrzeć na panoramę Dzietrznik.
torowisko © fotoaparatka

schody do nikąd © fotoaparatka

Nad torowiskiem przemieściłam się do drogi, która prowadzi do Objawienia, gdzie zrobiłam krótki przystanek na pozbieranie myśli kłębiących się ostatnio w mojej głowie. Dalej głos poprowadził mnie nad Wartę, gdzie się troszkę poszwendałam tu i tam, obserwując cierpliwość wędkarzy. Po wyjeździe na asfalt poczułam jak nieprzyjemny jest dzisiejszy wiatr. Na szczęście nie musiałam z nim długo walczyć, bo droga do domu wiodła przez leśne ścieżki.
Św. Folrian © fotoaparatka

warta © fotoaparatka


Dane wyjazdu:
15.20 km 12.30 km teren
01:03 h 14.48 km/h:
Maks. pr.:31.00 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

leśniczówki i gajówki

Niedziela, 6 lutego 2011 · dodano: 06.02.2011 | Komentarze 6

Od wczoraj planowałam dzisiejszy wyjazd, tylko na trasę nie umiałam się zdecydować. Wieczorem sprawdziłam pogodę, która zapowiadała się bardzo sympatycznie, zdecydowanie słabszy wiatr, minus spore zachmurzenie ale przecież ono w pedałowaniu przeszkodzić nie może. Szłam spać szczęśliwa z myślą, że jutro po raz pierwszy w lutym zasiądę na swojego jednoślada. Poranne zderzenie z rzeczywistością za oknem nie było już tak optymistyczne. Z nieba mokry prysznic i moje rozczarowanie. Nie poddając się stwierdziłam, że przeczekam i tak jakoś do obiadu wytrzymałam. Po obiedzie jednak mimo mżawki, które nieustannie rosiła z nieba wyprowadziłam rower, zapakowałam aparat i w drogę. Jakaż ogromna była wtedy moja radość.
Z racji pogody wybrałam krótką trasę za cel obierając sobie gajówki i leśniczówki. W lesie jak to w lesie, śniegu nie ma, ale za to błota co niemiara. W niektórych momentach można było pedałować w miejscu:) Ale ja błotko lubię, wiec nie spowodowało to mojego zniechęcenia. Czasami miałam nawet wrażenie, że specjalnie podświadomie wybieram drogi na których jest go więcej.
Pierwszą leśniczówkę znalazłam w Markach, gdzie zrobiłam sobie krótki postój na przewietrzenia aparatu:)
Leśniczówka w Markach © fotoaparatka

przydrożny krzyż w Markach © fotoaparatka

W trakcie postoju mżawka zaczęła przybierać na sile i rozpadało się na dobre. Kolejny cel dzisiejszej podróży nie pozwolił mi jednak na zawrócenie, tym bardziej, że przez chwilę mogłam popedałować asfaltem. Nowa droga z Marek do Wierzbia marzenie. Nowiutki, gładki asfalt i cała trasa prowadzi przez las. Uwielbiam tam jeździć.
Przed samym Wierzbiem kolejna drewniana gajówka, prawdopodobnie nie zamieszkana ale widać, że ktoś o nią dba. Nie spędziłam tam jednak więcej czasu, bo deszcz coraz bardziej dawał o sobie znać.
gajówka_Wierzbie © fotoaparatka

Droga powrotna przez błotnistą "obwodnicę" Marek gdzie przyciągnęło mnie jeszcze jedne miejsce, którego latem jakoś nie udało mi się nigdy dostrzec. Mimo sporego przemoknięcia musiałam się zatrzymać.
leśny strumyk © fotoaparatka

Droga powrotna nie tylko w błocie ale już w sporym deszczu. Przez chwilę myślałam jeszcze aby popedałować gdzieś dalej, jednak troska o aparat wzięła górę i skierowałam się prosto do domu.
Rower po dzisiejszej wycieczce pięknie przyozdobiony w błotnisty kubraczek, zresztą podobnie jak i ja :)