Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2010

Dystans całkowity:386.96 km (w terenie 140.90 km; 36.41%)
Czas w ruchu:23:14
Średnia prędkość:16.66 km/h
Maksymalna prędkość:55.40 km/h
Suma kalorii:1999 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:29.77 km i 1h 47m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
43.41 km 28.00 km teren
02:30 h 17.36 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:34.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 513 kcal
Rower:Author

Załęczańskim łukiem Warty po mojemu

Środa, 30 czerwca 2010 · dodano: 30.06.2010 | Komentarze 3

Szlak tak naprawdę zaczyna się na Ośrodku "Nadwarciański Gród". Ja zaczęłam go od Kałuż po przejechaniu przez most w Załęczu Wielkim, szlak mówi tak: (...)w polu ujrzymy otoczony brzozami metalowy krzyż. Przed nim nasz szlak skręci w lewo (w moim przypadku w prawo) przez laski i polanki zacznie się wspinać na wysoczyznę No i skręciłam ale dałam radę przejechać może z 20 metrów i utknęłam w piachu. Przeprowadziłam jeszcze rower kilkaset metrów i postanowiłam poszukać innej drogi. Nie dało się tam jechać piach praktycznie po kolana. Wróciłam więc na drogę koło mostu i przez Piaski do Bukowców, gdzie skręciłam. Myślałam, że tu droga będzie lepsza i była na początku. Po jakimś czasie pojawiły się znowu piaski. W głowie tylko jedna myśl, żeby się nie zatrzymać, bo gdyby to już raczej nie pedałowanie a prowadzenie by mnie czekało. W dodatku nie byłam pewna czy jadę dobrze, jaka więc była moja radość gdy na drzewie ujrzałam oznaczenie żółtego szlaku. Jakoś się dopełzałam do Przywozu gdzie miałam przejechać Wartę i wyruszyć w stronę Łaszewa. Co się okazało, most po powodzi w remoncie przejazdu nie ma :( Nie uśmiechało mi się wracać tą samą drogą przez piaski, wyjęłam więc mapę i sprawdziłam gdzie znajdę kolejny most. Do Kamionu droga przez pewien czas wyglądała tak samo jak poprzednie, czyli piach, piach i jeszcze raz piach. Po jakimś czasie moim oczom ukazała się jednak piękna droga leśna, gdzie wreszcie można było rozwinąć jakąś przyzwoitą prędkość. Tak jechałam i jechałam a Kamionu ni widu ni słychu w pewnym momencie zaczęłam mieć wątpliwości czy oby na pewno dobrze jadę. I kolejny uśmiech na twarzy gdy ujrzałam zabudowania i most :) Patrząc na ludzi pluskających się w wodzie wreszcie poczułam, że mamy lato.
Warta w Kamionie © fotoaparatka

Warta © fotoaparatka

Po krótkim postoju na moście ruszyłam dalej w poszukiwanie drogi do Przywozu. Okazało się, że nie wszędzie znajdzie się drogowskaz. Po krótkim błądzeniu trafiłam na właściwy szlak. Stamtąd już właściwie prosto drogą asfaltową do Przywozu, gdzie powróciłam na szlak "Załęczańskim Łukiem Warty". Szlak super, trochę piachu było, ale do niego zdążyłam się już przyzwyczaić. Praktycznie cała droga do Łaszewa prowadzi tuż przy samej rzece. Za Przywozem po prawej stronie odnalazłam kurhany książęce. Ja znalazłam dwa, ale jak czytam opis szlaku to wydaje się, że jest jeden.
Kurhan nr 1 © fotoaparatka

Kurhan nr 2 © fotoaparatka

Są to mogiły książęce z okresu rzymskiego z około 180 roku n.e. Jednak żeby je zobaczyć trzeba się "wspiąć" na stromą skarpę doliny. Wróciwszy na szlak już prosto do Łaszewa skąd do Bieńca i Kępowizny, gdzie zrobiłam sobie krótki postój przy zabytkowym, drewnianym młynie wodnym,
Młyn wodny © fotoaparatka

a ponieważ zabrakło wody w bidonie z Kępowizny już prosto do domu.
Przez przypadek pobiłam dzisiaj swój rekord w przejechanych kilometrach. Droga choć na pozór wydawał się trudna, sprawiła mi sporo radości. Szlak pod nazwą "Załęczańskim Łukiem Warty" (EWI6) uważam za przejechany. Nie ma jak to zasiąść na siodełku i popedałować.

Dane wyjazdu:
30.10 km 15.30 km teren
01:41 h 17.88 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Komary i góra Św. Genowefy

Sobota, 26 czerwca 2010 · dodano: 28.06.2010 | Komentarze 2

Sobota w końcu normalna pogoda, tylko dlaczego ja akurat musiałam wtedy pracować? Tak więc do 13.00 posiedziałam sobie w pracy do domu wróciłam jakaś przybita więc i na rower nie miałam wielkiej chęci. Trochę gimnastyki z mopem jednak wystarczyło by tętno podskoczyło i humor się poprawił. Jeszcze tylko telefon do Krzyśka, żeby brał rower i wyruszyliśmy szukać Góry Św. Genowefy. Przez Załęcze Wielkie gdzie przejechaliśmy Wartę na Piaski, Bukowce a stamtąd przez bardzo piaszczyste leśne drogi w stronę Bobrownik. Na skraju lasu przed Bobrownikami postój i poszukiwania drogi do Góry.
Na skraju lasu © fotoaparatka

Postanowiliśmy trzymać się skraju lasu i pól co okazało się niezbyt dobrym pomysłem. Więcej czasu się rower prowadziło, niż na nim jechało. Krzysiu w końcu zwątpił i chciał zawrócić, ale że ma do czynienia z wyjątkowo upartym baranem brnął przez chaszcze dalej. Wkrótce okazało się, iż mój upór się opłacał. Naszym oczom ukazała się poszukiwana Góra Św. Genowefy.
Mimo szczerej chęci spędzenia przy niej chwili czasu, odpoczynku po przejściu przez gąszcz, postaliśmy tam tylko chwilę. Trzeba było czym prędzej uciekać, bo komary nie dawały nam żyć.
Góra Świętej Genowefy © fotoaparatka

Po górze przyszedł czas jeszcze na żabi staw, który o tej porze roku pokryty jest białym dywanem z lilii wodnych.
Żabi staw © fotoaparatka

Mimo mojego sprzeciwu wracaliśmy do domu tą samą trasą z tą różnicą, że tym razem rower stawał mi w każdym większym piachu :(

Dane wyjazdu:
23.70 km 14.00 km teren
01:07 h 21.22 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 277 kcal
Rower:Author

Kościółki w stylu wieluńskim ... niedojechałam

Środa, 23 czerwca 2010 · dodano: 23.06.2010 | Komentarze 1

Z Kałuż przez "obwodnicę" Marek do Wierzbia tam krótkie spojrzenie na stan chmur, które niestety nie pozwolił mi zrealizować całego planu. Z Wierzbia do Grębienia, gdzie chwilowy postój przy zabytkowym drewnianym kościółku. I tu trzeba było skrócić trasę.
Z Grębienia kawałek przez Pątnów i drogą krajową do Dzietrznik z których już prosto do domu. Na szczęście przez las :)
Dzwonnica kościoła w Grębieniu © fotoaparatka
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
24.55 km 19.20 km teren
01:29 h 16.55 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 288 kcal
Rower:Author

Wytyczając własne szlaki

Niedziela, 20 czerwca 2010 · dodano: 20.06.2010 | Komentarze 1

W ten pochmurny czerwcowy dzień wyruszyłam w drogę właściwie bez celu. Z założeniem takim, iż większość trasy ma wieść po terenie.
Leśnymi drogami jeździłam to tu to tam szukając jakiś ciekawych widoków. Pierwszy przystanek tzw. "trzeci staw" na którym przepięknie rozkwitły lilie.
Lilie © fotoaparatka

Kolejnym przystankiem okazał się mogiła powstańców styczniowych znajdująca się w dzietrznickim lesie, niestety nie mam zdjęć. Leśnymi wertepami ruszyłam dalej raz pod górkę raz z górki przez korzenie, kałuże, błoto i piach. Właściwie to chyba przez wszystko co możliwe, tak mi się przynajmniej wydawało. Przeżyłam też bliskie spotkanie z pokrzywami, których wszędzie pełno :)
w tunelu pokrzyw © fotoaparatka

Po dojechaniu do pozostałości (bo z budynku zostały tylko schody)jakiegoś domu, pokręciłam się trochę pobliskimi drogami.
widoczek © fotoaparatka

Po powrocie na obrany przeze mnie szlak tzn. trzymać się jak najbliżej torów kolejowych, ruszyłam w kierunku Dzietrznik. Ach co to była za przeprawa. Droga w niektórych miejscach właściwie nie uczęszczana, porośnięta tak gęstą i ogromną trawą, że czasami zastanawiałam się czy przypadkiem koło nie ugrzęźnie mi w jakiejś niewidocznej dziurze. Gdy znalazłam więc możliwość wydostania się na drogę krajową z ulgą skorzystałam z okazji.
W Dzietrznikach zatrzymałam się na troszkę przy moim parafialnym kościele. Niestety pogoda nie pozwoliła zrobić ładnego zdjęcia... a szkoda, toż to przecież zabytek.
Figurka © fotoaparatka

Droga powrotna przez Bieniec, Kępowiznę, Źródełko Objawienia z którego już bezpośrednio do domu. Sama się zastanawiam dlaczego tak szybko wróciłam przecież mogłam jeszcze pojeździć.
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
36.20 km 7.40 km teren
01:51 h 19.57 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 413 kcal
Rower:Author

Cel Parzymiechy

Sobota, 19 czerwca 2010 · dodano: 19.06.2010 | Komentarze 1

Pogoda dzisiaj ni to na deszcz ni to na słońce i właściwie wahałam się cały dzień czy zasiadać rower czy nie. W końcu pomyślałam jednak, że z cukru nie jestem a kurtkę przeciwdeszczową przecież mam i deszcz mi raczej nie straszny. Pojechałam, za cel obrałam sobie Parzymiechy.
Z Kałuż na Kluski tam dalej żółtym szlakiem rowerowym po dojechaniu do Cisowej zboczenie ze szlaku. Przez wyboistą, kamienistą, leśną drogę dotarłam do Giętkowizny gdzie spotkałam pana który zaprosił mnie na spływ kajakowy. Od tego miejsca już prosto do Parzymiech po których pokręciłam się trochę .
Droga powrotna przez Kleśniska na końcu których napotkałam pomnik oddający cześć bohaterom.
Pomnik © fotoaparatka

Szukałam gdzieś drogi, która prowadziłaby do Rezerwatu Bukowa Góra ale nie znalazłam, tak więc rezerwat zostawiam sobie na później. Wjeżdżając jednak w boczne leśne dróżki napotkałam fragment bukowego lasu.
bukowy las © fotoaparatka

Z Kleśnisk do Jaworzna z którego skręciłam na Mirowszczyznę i Słowików. Pogoda zaczęła się w końcu klarować i słońce świeciło już praktycznie "pełną gębą" od czasu do czasu zachodząc za chmurkę.
Słowików © fotoaparatka
.
Na stacji w Janinowie postanowiłam, jeszcze odwiedzić zalew na Młynach. Tam właśnie spędziłam większość nastoletnich wakacyjnych wieczorów. Ach co to były za imprezy, aż łza się w oku zakręciła. Co prawda nic nie zostało po tzw "Grajodłku" ale może to i lepiej.
Zalew Młyny © fotoaparatka

Zalew na Młynach © fotoaparatka

Z zalewu już prosto do domu. Pogoda okazała się wspaniała do jazdy, nie licząc tylko niewielkiego wiatru, który czasem utrudniał przejażdżkę.
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
7.38 km 7.00 km teren
00:25 h 17.71 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Krótko po lesie...

Piątek, 18 czerwca 2010 · dodano: 19.06.2010 | Komentarze 0

Po prawie tygodniowej przerwie wsiadłam na rower, a właściwie to brat mnie namówił na przejażdżkę. Pojeździliśmy trochę po leśnych kałużach.
Muszę przyznać, że przez pierwsze półtora kilometra miałam kryzys. Nie chciało mi się pedałować, ale to przeszło i gdyby nie przeszkodził nam padający deszcz pewnie przejechałbym dużo więcej. Cóż pogoda w tym roku nas nie rozpieszcza.
Kategoria W towarzystwie


Dane wyjazdu:
34.50 km 0.00 km teren
02:46 h 12.47 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Istebna dzień trzeci- powroty

Sobota, 12 czerwca 2010 · dodano: 15.06.2010 | Komentarze 1

Ostatni dzień spędziliśmy na zwiedzaniu drewnianych zabytków architektonicznych w okolicach Istebnej.
Choć po wyjściu z domu wydawało nam się, że temperatura jest mniejsza niż dnia poprzedniego, okazało się jednak, skwar był chyba większy niż w piątek. Podróż zaczęliśmy od zwiedzania Kościoła filialnego p.w Św. Józefa w Mlaskawce.
Mlaskawka © fotoaparatka

Po krótkim postoju ruszamy w kierunku Stecówki i muszę przyznać, że z podjazdami szło już mi całkiem całkiem przejechałam wszystkie. Nie było chodzonego :) W Stecówce spotykamy następny zabytek z drewnianą dzwonnicą. Gdzie chwilę czasu spędzamy na studiowaniu mapy.

Kościół parafialny p.w. Matki Boskiej Fatimskiej © fotoaparatka

Niestety w samo południe nie da się zrobić ładnego zdjęcia.
rzeźba w kościele © fotoaparatka

Ze Stecówki zjeżdżamy na Zameczek, gdzie spotykamy zabytkową letnią rezydencję Prezydenta RP na terenie której jest kolejny drewniany kościółek. Chciałam zjeżdżać jeszcze w dół do jeziora Czermiańskiego lecz Krzysiu stwierdził, że później nie pojadę. Dałabym radę, ale tak przynajmniej jest okazja, żeby tam kiedyś wrócić.
Letnia rezydencja Prezydenta RP © fotoaparatka

Podjazd rzeczywiście nie był łatwy ale jakoś poszło. Do Kubalonki już na szczęście z górki. Po dojechaniu do głównej drogi zatrzymujemy się na oscypka, którym uzupełniliśmy trochę kalorii.
widokz Kubalonki © fotoaparatka

W drodze powrotnej do Istebnej zahaczyliśmy jeszcze o ostatni zabytek na naszej sobotniej trasie.
kościół © fotoaparatka

Po powrocie ze szlaku przyszedł czas na pakowanie się i ruszanie w drogę na stację kolejową do Wisły. Tam na pociąg do Katowic i tak skończyła się weekendowa podróż w Beskidy

Dane wyjazdu:
31.00 km 0.00 km teren
02:45 h 11.27 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:36.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Istebna dzień drugi

Piątek, 11 czerwca 2010 · dodano: 14.06.2010 | Komentarze 0

Przy wieczornym, czwartkowym studiowaniu mapy zostało ustalone, że następnego dnia wyruszamy do Czech.
Po śniadaniu przy temperaturze prawie 31 stopni ruszyliśmy w drogę. W Istebnej skręciliśmy na zielony szlak rowerowy, na którym podjazdy w moim przypadku były bardziej chodzone niż jeżdżone, natomiast zjazdy sprawiały, iż momentami widziałam śmierć przed oczami :D Na jednym zaliczyłam nawet przydrożne krzaki. Cóż sztuka hamowania nie została jeszcze do końca opanowana:) Po trudach i znojach dojechaliśmy do granicy z Czechami. Tam już spokojnie asfaltem dotarliśmy do Jablonkova. Pokręciliśmy się trochę po mieście, podjechaliśmy do klasztoru sióstr Elżbietanek na którego tyłach zrobiliśmy krótki postój.
Klasztor w Jablonkovie © fotoaparatka

Olza © fotoaparatka

wytchnienie © fotoaparatka

Po około półgodzinnym pobycie w cieniu, wyruszyliśmy w drogę powrotną do Polski po drodze zahaczając jeszcze o Bukoviec. Do Istebnej postanowiliśmy wrócić już główną drogą co również nie było prostym zadaniem podczas niesamowitego skwaru lejącego się z nieba. Wody w bidonach zabrakło, wiec zaatakowaliśmy pierwszy napotkany spożywczak i przystanek autobusowy obok niego. Każdy kawałek cieniu był ratunkiem.
Schronienie przed słońcem © fotoaparatka

W Istebnej natomiast ruszyliśmy na podbój pizzerii by uzupełnić spalone kalorie.
uzupełnienie kalorii © fotoaparatka

Po posiłku podjechaliśmy jeszcze do pobliskiego zabytku architektury drewnianej Kaplicy w Istebnej- Andziołówce, gdzie zapadała decyzja, że jutro ruszymy tym szlakiem. Krótkie zwiedzanie i ruszyliśmy w drogę powrotną.
widok © fotoaparatka

Trzeba przyznać, że pogoda dała nam niezły wycisk. Człowiek wracał nie wykończony fizycznym zmęczeniem, ale zmęczony żarem.
Wieczorem jeszcze spacer po okolicy, na szczęście już przy ludzkiej temperaturze.
Kurna Chata © fotoaparatka

istebna © fotoaparatka

Po spacerze zimne piwko i mecz w telewizji podczas którego zrozumiałam, że jednak nie wiem co to jest spalony :D I chyba nie rozumiem dalej.

Dane wyjazdu:
33.20 km 0.00 km teren
02:12 h 15.09 km/h:
Maks. pr.:55.40 km/h
Temperatura:36.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Istebna dzień pierwszy

Czwartek, 10 czerwca 2010 · dodano: 13.06.2010 | Komentarze 1

Pobudka godzina 2.45. Po szybkim śniadaniu wyjazd na dworzec do Janinowa z którego o godz. 4.00 wyruszył pociąg w kierunku Wisły. Przynajmniej miałam okazję zobaczyć wschód słońca :D
W Tarnowskich Górach, gdzie dołączył do mnie Krzysiu, przesiadka na cug do Katowic. I jak to zwykle w porannym pociągu rowery osobno i my osobno. Cóż ostatni wagon przeznaczony jest dla większego bagażu i kolejarzy jadących do pracy. Nie było dla nas miejsca.
Z Katowic już bezpośrednio do Wisły i w końcu w jednym przedziale z rowerami.
Stacja końcowa Wisła Głębce, gdzie posadziliśmy tyłki na rowery i ruszyliśmy w kierunku Istebnej. I już na samym początku wycisk. Temperatura ponad 36 stopni (według mojego licznika) i do samej Kubalonki pod górkę. Przyzwyczajona do jazdy po lekko wyżynnych terenach nie miałam pojęcia, że podjazd może tyle trwać. A dodając, że jechałam w dżinsach (nie chciało się słuchać mądrzejszych) PORAŻKA. Za to z Kubalonki już tylko z górki do samej Istebnej, gdzie przyszło nam szukać "Willi pod złotym Groniem" i znów niespodzianka, żeby się tam dostać znów trzeba dymać pod górkę. Nie dałam rady :(
Willa pod Złoty Groniem © fotoaparatka

Droga do Willi © fotoaparatka

Po szybkim prysznicu, przebraniu w rowerowe gacie, uzupełnieniu płynów i kalorii ruszyliśmy do Koniakowa. Komfort jazdy o niebo lepszy i dałam radę wszystkim podjazdom. Co prawda swoim żółwim tempem, ale się udało. Widoki niesamowite, dawały ukojenie po wysiłku.
W drodze do Koniakowa © fotoaparatka

Bo najważniejsze to zwalczać własne słabości © fotoaparatka

Kubalonka © fotoaparatka

Widok dodał mi takiej siły, że postanowiłam zjechać w dół nie przejmując się tym, że z powrotem trzeba będzie podjechać.
łąka © fotoaparatka

W drodze powrotnej zboczyliśmy jeszcze do spożywczaka, aby zrobić zapasy na wieczór, gdzie przy okazji zepsułam swój licznik. Droga powrotna, nie licząc odcinka do willi, z góry więc lajcik.
W Istebnej i okolicach spędziliśmy jeszcze dwa dni, ale o nich jutro.

Dane wyjazdu:
13.74 km 13.00 km teren
00:42 h 19.63 km/h:
Maks. pr.:35.70 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 152 kcal
Rower:Author

Krótko po pracy... uciekając przed komarami

Poniedziałek, 7 czerwca 2010 · dodano: 07.06.2010 | Komentarze 3

Trzeba przyznać, że "Bike stats" mobilizuje. Po pracy usiadałam przy komputerze i tak miałam siedzieć do wieczora, ale jak zobaczyłam ile osób dzisiaj zasiadło swoje rumaki nie mogłam być gorsza.
Przeczekałam krótki deszcz i wyruszyłam na krótki wyjazd w kierunku Budziaków. Przez mokre leśne ścieżki, na których niesamowite widoki tworzyła parująca woda oświetlona chowającym się za horyzont słońcem, przebijałam się przez błotko i kałuże.
leśna ścieżka © fotoaparatka

Po dotarciu na stawy w Markach okazało się, że słońce nagle gdzieś się schowało. Zamiast niego na niebie ukazały się złowieszczo wróżące chmury. Na Budziaki jednak dojechałam a tam wiele dróg donikąd.
Droga donikąd © fotoaparatka

Jeszcze spojrzenie na niebo i ruszam w drogę powrotną, uciekając przed deszczowymi chmurami zatrzymując się jeszcze aby sfotografować ostatni fragment słonecznego nieba.
niebo © fotoaparatka

Do domu wróciłam dziesięć minut przed krótką ulewą, niesamowicie pogryziona przez komary.
Kategoria sam na sam