Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2012

Dystans całkowity:256.58 km (w terenie 62.01 km; 24.17%)
Czas w ruchu:13:51
Średnia prędkość:18.53 km/h
Maksymalna prędkość:43.30 km/h
Suma kalorii:2347 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:36.65 km i 1h 58m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
50.41 km 30.24 km teren
02:46 h 18.22 km/h:
Maks. pr.:39.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

rów, podwórko i pizzerinki

Niedziela, 25 marca 2012 · dodano: 26.03.2012 | Komentarze 8

Cały tydzień czekałam na tę chwilę. Przeżyłam piękną słoneczną sobotę podczas której musiałam zrezygnować z rowerów na rzecz przyziemnych przyszłych spraw. Jednak w końcu nadchodzi niedziela i można wreszcie wyciągnąć rower na przejażdżkę. Dziś w towarzystwie Krzyśka i Forumowego Klubu.

Podczas gdy forumowicze podążają w naszym kierunku z Wielunia Krzysiek i ja próbujemy się wybrać z domu, przy czym mi to wybieranie zajmuje zdecydowanie za dużo czasu. W końcu jednak udaje nam się wyruszyć, naszym przyszłym towarzyszom na przeciw.
Już na początku okazuje się, że pogoda mimo iż słoneczna trąci przenikliwym chłodem. Ja cieszę się, że zabrałam polar ale Krzyśkowi z pewnością zimno;) Przez Kałuże Kol. docieramy do Kępowizny, gdzie przy zabytkowym drewnianym młynie spotykamy się z resztą dzisiejszej ekipy.
Robimy przystanek przy brzegu Warty, podczas którego Krzysiek wraca po cieplejsze odzienie, a mój rower zostaje oznakowany...
i zostałam oznakowana © fotoaparatka


Po chwili przerwy ruszamy w kierunku Doliny Objawiania leśną drogą koło Florka. W końcu docieramy do źródełka, gdzie jak się okazuje cześć osób jeszcze nie była...
Dolina Objawiania widok na źródło © fotoaparatka

Figura Matki Boskiej © fotoaparatka

no więc zwiedzamy....
na wyspie w Dolinie © fotoaparatka

źródełko numer dwa © fotoaparatka


a wodzie natrafiamy na kawior ;)
oj będzie żab w Dolinie © fotoaparatka


Kiedy dociera do nas już przygotowany na chłód Krzysiek ruszamy dalej lasem. Docieramy do przejazdu kolejowego, gdzie dalej za sprawą Ferbika przychodzi nam jechać rower przeciwpożarowym, do kolejnego leśnego przejazdu :) Nie jest jednak tak źle jak się spodziewałam rów okazuje się rowerowo przystępny.
I znów przejeżdżamy przez tory kolejowe i trzymając się drogą przy torowisku docieramy do Dzietrznik, gdzie robimy kolejny krótki przystanek.

Ruszamy dalej pedałując wzdłuż toru. Po zjechaniu jednak w dół drogi okazuje się, że wyprowadza nas ona na jakiś podwórko. Właścicielka jednak okazuje łaskę i pozwala nam przejechać przez jej posesję i tak wydostajemy się z Dzietrznik.

Dalej już skrótem docieramy do Bieńca. Ów skrót jest ostatnio najczęściej prze zemnie przemierzaną drogą ;)
Z Bieńca do Pątnowa, gdzie po raz kolejny przecinamy tory. Po krótkim zjeździe z górki przychodzi nam podjazd, który kończy się przy szkole. Co niektórym odzywa się głodny żołądek, który objawiania się złośliwą miną. Z ratunkiem przychodzi Ferbik, który proponuje nam kolejny przystanek przy piekarni, gdzie dostajemy pyszne pizzerinki i bułeczki.
Z ucieszonymi żołądkami ruszamy dalej w kierunku Strug, gdzie przychodzi nam się pożegnać z wieluńską częścią ekipy. Oni kierują się na Wieluń a my na Kałuże.

Z Krzyśkiem ze Strug skręcamy na Łaszew, dalej na Bieniec i Kępowiznę. Wyjeżdżamy na "załęcką" drogą rozdzielamy się. Mój towarzysz pędzi na obiad, a ja że mi mało jeszcze pedałowania postanawiam ruszyć w stronę Załęcza. Moje plany psuje jednak spora psina pałętająca się poboczem drogi, więc zmuszona jestem zawrócić.
Wracam do skrzyżowania, gdzie rozstałam się z Krzyśkiem i kieruję się w kierunku moich Prusaków, zahaczając jednak po drodze o pierwszy z leśnych stawów.
pierwszy leśny staw © fotoaparatka

Robię sobie chwilę przerwy na obserwację łabędzi po czym ruszam dalej. Kiedy jestem już praktycznie przy płocie, stwierdzam, że jeszcze mi mało. Skręcam w las i ruszam poszukiwać wiosny, bo ponoć już przyszła.
Docieram do leśnego strumyka gdzie dostrzegam pierwszy w tym roku kwiatuszek :)
wiosna zawitała w Kałużach ;) © fotoaparatka

Znalazłam wiosnę, teraz spokojnie mogę wracać do domu. Na podwórku okazuje się jednak, że gdzieś posiałam okularki.... wracam pamięcią do wydarzeń dnia dzisiejszego i cóż muszę się wrócić do strumyka.
Na szczęście pamięć mnie nie myli i odnajduje na miejscu zgubę, wracam do domu teraz już na dobre.
Kategoria z WFKR


Dane wyjazdu:
65.01 km 0.00 km teren
03:28 h 18.75 km/h:
Maks. pr.:43.30 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 736 kcal
Rower:Author

Mój pierwszy raz z Wieluńskim Forumowym Klubem Rowerowym

Niedziela, 18 marca 2012 · dodano: 18.03.2012 | Komentarze 13

Dziś rano wiedziałam tylko to, że z całą pewnością zahaczę o Krzyworzekę i, że na pewno będę pedałować w towarzystwie, a potem to było tak....
Przed godziną 12 ruszam z domu, teoretycznie krajówką prosto do Wielunia, gdzie mam się spotkać z Ferbikiem, jednak w Dzietrznikach dzwoni telefon... cóż po chwili zastanowienia muszę zmienić trasę, bowiem miejsce spotkania zmienia się z Wielunia na Kamion.
Nie ma wyjścia, skręcam z krajówki przy kościele w Dzietrznikach i dalej drogą nad torami, na której trochę mniej błota niż ostatnio, docieram do Pątnowa. Stamtąd już z oszałamiającą jak na mnie prędkością docieram do Bieńca Małego i dalej do Łaszewa, gdzie skręcam na żółty szlak biegnący przy brzegu Warty. Wiaterek chyba w plecy bo jedzie się wyśmienicie i nie wiem nawet kiedy dojeżdżam do Toporowa:) Tam spotykam towarzyszy dwóch i już razem pedałujemy do mostu we wsi, gdzie robimy przerwę w oczekiwaniu na czwartego członka załogi :)
dzisiejsza ekipa w komplecie © fotoaparatka

Chwilę po dotarciu Kitora , gdy zamierzamy ruszyć w drogę w moim rowerze pojawia się przewlekła kontuzja hamulcowa. Chłopcy jednak szybko dają sobie z nią radę , za co nie wypłacę się im chyba do końca życia :D
Ruszamy trasą, którą dotarłam do Toporowa nad brzegami rzeki do Łaszewa. Tam podjazd pod górkę i skręcamy w kierunku Strug, w których zjeżdżamy w zupełnie mi nieznany czerwony szlak. Szlak doprowadza nas do Rudy i dalej na stację Orlen, gdzie przychodzi się rozstać z dwoma członkami ekipy.
Z Kitorem ruszamy dalej polną, skrótową drogą na końcu której opuszcza mnie ostatni towarzysz. Dalej już sama muszę sobie radzić :)
Wyjeżdżam na drogę i już kieruję się bezpośrednio do Krzyworzeki do babci, gdzie od razu rzucam się na ciastka :D
Chwila przerwy na herbatkę i spełnienie zawodowego obowiązku i ruszam w drogę powrotną.
Z Krzyworzeki wydostaję się asfalcikiem przy cegielni. Trochę pedałowania pod górkę ale dla widoków jakie się rozlegają dokoła warto się pomęczyć.
widok na cegielnię w Krzyworzece © fotoaparatka

Po chwilach trudu udaje mi się dotrzeć do szczytu wzniesienia skąd już z górki do Ożarowa., gdzie skręcam na wiatrak. Nie byłabym sobą gdybym go ominęła :D
wiatrak w Kocilewie po raz pierwszy w 2012 © fotoaparatka

Chwila postoju i wracam do Ożarowa, skąd już z górki do Wierzbia i asfaltem na Marki. Przejeżdżam obok Mileniówki, która tętni życiem na całego. W sumie nie dziwie się gdybym miała z kim też chętnie bym na zimne piwko wskoczyła, ale, że sama .... trzeba obyć się smakiem ;)
Teraz już prosto lasem do domu z małą przerwą .... dorwałam zwierz
a w oddali podwieczorek © fotoaparatka

Na leśnym skrzyżowaniu mijam jeszcze jakąś zrowerowaną grupkę, po czym kieruję się już prosto po domu.
Na koniec pozostaje mi podziękować członkom Wieluńskiego Forumowego Klubu Rowerowego, którego dziś aktywnie stałam się członkiem, za wycieczkę :D

Dane wyjazdu:
50.13 km 15.50 km teren
02:39 h 18.92 km/h:
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 578 kcal
Rower:Author

Nadwarciańsakimi brzegami punkt po punkcie

Sobota, 17 marca 2012 · dodano: 17.03.2012 | Komentarze 9

Oj jak ja czekałam na ten weekend. Na ten piękny słoneczny weekend i kiedy staje się on w końcu rzeczywistością nogi aż świerzbią, żeby postawić stopy na pedały. Nie ma wyjścia trzeba szybko uporać się z sobotnimi zajęciami i w drogę.
Dziś postanawiam w całości skupić się na ZPK i zakątkach, w których już dawno mnie nie było.
Pierwszy wybór pada na Granatowe Źródła, tak więc przez Kałuże Kolonie, Załęcze Duże docieram do Załęcza Małego skąd już prosto do wyznaczonego miejsca.... przynajmniej tak mi się wydaję.
Po skręcie z asfaltu w teren, który ma mnie doprowadzić do źródeł postanawiam jednak zwiedzić brzegi Warty, więc zamiast zgodnie ze szlakiem postanawiam jechać prosto.
Po chwili jestem już przy rzece. Przechadzając się z aparatem brzegami dostrzegam nieznana mi dotąd drogę. Nie zastanawiając się długo wsiadam na rower i pędzę w nieznane...
Warta nieopodl Granatowych Żródeł © fotoaparatka

bardzo urokliwe nieznane...
Rzeka przy nieznanym szlaku © fotoaparatka

Tak sobie pedałuję przed siebie do momentu, gdy dostrzegam traktor pilnowany przez psiaka, który to nie jest do mnie pokojowo nastawiony.
Z niechęcią zawracam podążając już w kierunku Granatowych Źródeł
Grantowe Żródła © fotoaparatka

Spędzam tam dłuższą chwilę po czym jadę odwiedzić jeszcze pewne miejsce ruiny Ośrodka Wypoczynkowego Uroczysko.
Oj jak ja lubię takie rudery.... Stawiam więc rower przy wersalce i ruszam buszować po terenie :)
Wypoczynek pod chmurką © fotoaparatka

Z ogromną chęcią weszła bym do środka głównego budynku, jednak z racji, iż jestem sama a z sufitu zwisają jego elementy rezygnuję tymczasowo z pomysłu. Na pocieszenie zostaje mi przechadzka po zapuszczonych włościach, gdzie dostrzegam pierwsze tego roku łabędzie
łabędzie na Uroczysku © fotoaparatka

Wracam do roweru, którym wydostaję się z Załęcza Małego docierając do Dużego. I znów skręcam nad Wartę tym razem celem staje się Wronia Woda.
Na moście jednak nie ma mocnych muszę się zatrzymać, ot taki mój rowerowy zwyczaj....
Warta widok z mostu w Załęczu © fotoaparatka


Teraz już bezpośrednio przez Bukowce, gdzie wjeżdżam już zupełnie w las, szlakiem dostaje się do..... no właśnie ..... najpierw kolejny zakątek Warty ....
Warta przy Wroniej Wodzie © fotoaparatka


..... by później moim oczom ukazał się zamarznięty widok Wroniej wody.
Wronia Woda strona pierwsza © fotoaparatka

Swoją drogą to strasznie fajne, temperatura na dworze 20 stopni a tu widzisz zamarzniętą wodną połać.
Wronia Woda strona druga © fotoaparatka

Do dodatkowy plus takiego stanu... przy brzegach nie ma żadnego wędkarza, można więc bez przeszkód przemierzyć brzeg starorzecza.
Wracam tę samą trasą i znów chwila postoju na moście w Załęczu w celach orientacyjnych, po czym ruszam dalej.
Ostatnim punktem dzisiejszej wycieczki jest Kępowizna. Wyjeżdżam z Załęcza i dalej żółtym szlakiem docieram do celu, a dokładniej do miejsca, z którego lubię obserwować wędkarzy. Co tez czynię i tym razem :)
Chwila relaksu i ruszam w kierunku domu, gdzie jeszcze robię rundkę po lesie by dobić do 50 kilometrów.


Dane wyjazdu:
30.24 km 1.12 km teren
01:38 h 18.51 km/h:
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 355 kcal
Rower:Author

Dzisiejszy cel elektrownia wiatrowa

Sobota, 10 marca 2012 · dodano: 10.03.2012 | Komentarze 6

Z nadzieją w oczach zerkam dziś za okno, gdzie raz zza chmur nieśmiało wygląda słońce, a raz zbiera się na deszcz. A ja ma taką wielką chęć na wycieczkę....
Koło godziny 13 przestaję się jednak przejmować tym co dzieje się na niebie, przebieram się w rowerowe i ruszam w świat.
Przez Kałuże Kolonie, Kępowiznę docieram do Bieńca, z którego jednak parę metrów dalej skręcam w stronę mojego ulubionego rozwidlenia dróg:)
Krzyż na rozwidleniu © fotoaparatka

Po chwilowym przystanku wsiadam powtórnie na siedzonko i przez Bieniec Mały docieram do Łaszewa.
Zaraz po wspinacze do wioski napotykam pedałujących w przeciwnym kierunku rowerowych zapaleńców, tak więc nie jestem sama w tym marcowym pedałowaniu.
Przemierzam Łaszew, by w końcu dotrzeć do umyślonego celu dzisiejszej podróży, a mianowicie elektrowni wiatrowej.
Oj powstało jesienią trochę tych wiatraczków na terenie Ziemi Wieluńskiej, ale ponoć ten jest z nich największy....
Elektrownia wiatrowa © fotoaparatka

Nie docieram jednak zbyt blisko, bo okazuje się, że trzeba by było dostać się do Mierzyc, a mi wiatr zaczyna coraz bardziej doskwierać.
Tym razem wystarcza mi jedynie widok z pobliskich Łaszewskich pól, gdzie błota po kolana.
Cóż pozostaje udać się w drogę powrotną i na walkę z coraz mocniejszym wiatrem.
Żegnam Łaszew i przez Bieniec Mały, gdzie o mały włos nie zaatakowało mnie wyrośnięte psisko (ludzie chyba nigdy nie nauczą się zamykać furtek, na których zawsze widnieje tabliczka Uwaga zły pies), znów znajduję się na rozstaju przy krzyżu.
Tym razem wracam przez Parcele i Pątnów, drogą za którą moja gmina będzie musiała słono zapłacić;)
W Pątnowie robię sobie krótki postój na przystanku, żeby choć na chwilę odetchnąć od wszechobecnego wiatru.
Ruszam dalej i przed wjazdem do Bieńca skręcam w teren...... Szybko żałuję tej decyzji... ale już nie chce mi się wracać.... brnę więc w potężnym błocku, prowadząc rower, bo o jeździe nie ma mowy. TRAGEDIA
Wkrótce jednak czaka mnie nagroda za trudy.
Staje przy sadzie, który od zawsze budził moją ciekawość za sprawą szopy, która w nim stoi. Nigdy nie jedna nie pofatygowałam się przyjrzeć jej bliżej. Dziś postanawiam nadrobić zaległości. Zresztą chwila odpoczynku mi się należy.
Sad w Ddzietrznikach dzrewka © fotoaparatka

szopa w sadzie © fotoaparatka

Podchodzę bliżej zabudowania i co dziury w tej szopce takie, że wiatr hula we wszystkie strony.... bardziej to przypomina drewniane sitko, niż szopę:) Postanawiam jednak nie wchodzić do środka, zresztą wszystko i tak widać na zewnątrz.
Zwiedzam dalej sad, a tu w oddali dostrzegam pokaźne stadko pasące się na łące.
stadko wyczuło intruza © fotoaparatka

uciekać czy nie uciakć © fotoaparatka

trzeba przerwać obiad... wiejemy © fotoaparatka

Sarny dają mi czas na wyciągniecie aparatu, pstryknięcie parę fotek po czym uciekają. Nie pozostaje mi nic innego jak też odwrót w stronę roweru.
Udaje mi się w końcu wybrnąć z błota na asfalt, gdzie ma miejsce krótkie czyszczenie opon patyczkiem. Nie wiele to jednak daje...
Ruszam, by po chwili zatrzymać się przy moim parafialnym kościele. Chwile fotografowania, w której stwierdzam, że z nieba zaczynają powoli kapać mokre krople.
Kościół w Dzietrznikach_ parafia © fotoaparatka

Nie ma czasu na dłuższy postój, oraz realizację wcześniejszych planów. Trzeba skrócić trasę i krajówką dotrzeć do domu.
Lekko zroszona wracam do domu, by chwilę później obserwować już deszcz zza okna.

Dane wyjazdu:
18.80 km 14.32 km teren
01:00 h 18.80 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 206 kcal
Rower:Author

po mostku, gajówce i stodole....

Środa, 7 marca 2012 · dodano: 07.03.2012 | Komentarze 10

Ta słoneczna pogoda nie daje mi spokoju.... załapałam powtórnie bakcyla rowerowego na całego ;)
I dziś kiedy kończę prace po głowie chodzi tylko jedna myśl, żeby choć na chwilę, choć na moment wyskoczyć na rower. Udaje się ! Po szybkim obiedzie pakuje manatki, przebieram się w rowerowe i w drogę...
Przez leśna arterie, które ku mojemu zadowoleniu są suche, docieram do mostu na rzece Wierzbie. Tam tradycyjnie robię sobie przystanek
Mosteczek na rzece © fotoaparatka


Ruszam dalej obierając sobie dalej terenową trasę mijając bokiem Marki. Tu już się tak przyjemnie nie jedzie. Gdzie nie gdzie jeszcze błocko, które skutecznie spowalnia pedałowanie.
leśna stołówka © fotoaparatka


Na każdej bocznej ścieżynie zastaje tabliczki z zakazem wstępu Ostoja zwierzyny i faktycznie obok jednej takiej dróżki spotykam pokaźne stadko jeleni. Niestety zwierzęta szybko mnie zauważają i nie zdążam wyciągnąć aparatu :(
Ruszam więc dalej...
Wyjeżdżam z leśnej drogi na asfalt, z którego jednak za chwilę zjeżdżam w stronę gajówki... lubię to miejsce, nie wiem dlaczego ale lubię.
gajówna na Markach © fotoaparatka


Obchodzę zabudowania ze wszystkich stron, co wiosną i latem byłoby raczej niemożliwe, z powodu krzaków okalających płot, po czy wsiadam na rower i "pędzę" w kierunku Wierzbia.
Obieram drogę powrotną, tym razem do samych Marek asfaltem.
Jakże przyjemnie się jedzie, gdyby jeszcze nie to zimne powietrze wypełniające płuca było by świetnie.
Zaraz po wjeździe do wioski zamienia równą asfaltową drogę na terenowe dziury, by po kilku metrach skręcić w stronę Mileniówki. Wcześniej zatrzymują mnie jeszcze opustoszałe zabudowania.
bo ja lubię stodoły © fotoaparatka

Przeczesuje wnętrze stodoły, bo jak by inaczej, jednak oprócz rozwalonej wersalki nic tam ciekawego nie znajduje. Pakuje wiec aparat i dojeżdżając do mostku, wracam do domu tą samą trasą.
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
18.34 km 0.32 km teren
01:00 h 18.34 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 200 kcal
Rower:Author

mimo słońca w burzowej atmosferze

Sobota, 3 marca 2012 · dodano: 04.03.2012 | Komentarze 6

Dzisiejszy wyjazd rowerowy stoi pod ogromnym znakiem zapytania, a to za sprawą dziwnego bólu jaki wkradł się pomiędzy żebra mojego towarzysza.
Po południu postanawiamy pojechać, ze względu jednak porę dnia oraz ograniczone możliwości oddechowe, wybieramy krótką trasę.
Mimo, iż na niebie pełne słońce pomiędzy Authorem a Meridą trzaskają gromy, które jednak im bliżej rzeki tym bardziej tracą na sile.
Nad Wartę dostajemy się przez Kałuże Kolonie, z których skręcamy na Kępowiznę, skąd dalej prosto do głównego punktu naszej wycieczki.
Krzyż w Kałużach © fotoaparatka

Przed Bieńcem skręcamy z asfaltu, zgodnie z oznaczeniem żółtego szlaku, w kamienisty zjazd na pola.
To co ukazuje nam się za zakrętem nie zachęca Nas do dalszego pedałowania, bo i pedałować się nie da. Błoto i kałuże po kolna.
Po takim widoku nie upieram się co do odwiedzin źródła Królowej Bony. Mimo, iż jesteśmy niedaleko, skręcamy jednak w stronę rzeki, gdzie robimy krótki pojednawczy postój :)
Gdzie niegdzie jeszcze lód © fotoaparatka

Warta w Bieńcu © fotoaparatka

Na plaży okazuje się, że gdzieś po drodze zniknęło nam przednie oświetlenie Meridy, więc powrót na asfalt to zerkanie po trawiastych brzegach szlaku. Ku naszej radości lampka odnajduje się i możemy już spokojnie ruszać w drogę powrotną, w znacznie lepszych nastrojach:)
Nie kombinujemy z drogą powrotną, po tym co zobaczyliśmy na szlaku wolimy trzymać się asfaltu. Wycieczkę wieńczy widok jaki ukazuje się naszym oczom po do-pedałowaniu do Kałuż.
srenki na łące © fotoaparatka


Dane wyjazdu:
23.65 km 0.51 km teren
01:20 h 17.74 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 272 kcal
Rower:Author

inauguracja 2012

Piątek, 2 marca 2012 · dodano: 03.03.2012 | Komentarze 5

Od mojego ostatniego kręcenia mijają trzy miesiące. Nie sposób więc opisać ogromna radość, kiedy w końcu mogę powtórnie zasiąść na mój ukochany rower.
Pogoda co prawda nie za specjalna bo i pochmurno i gdzieś w eterze ciągle napominają o jakiś deszczu ale co tam... mam towarzysza i ogromne chęci więc wyruszamy przed siebie.

Tradycyjnie po długiej nieobecności, na pierwszy plan idzie rzeka Warta, więc kierujemy się w stronę Ośrodka Nadwarciański Gród. Nie inaczej jak przez Kałuże Kolonie, gdzie zaczynam odczuwać przerwę w rowerowaniu, do Załęcza Wielkiego, gdzie skręcamy w stronę mostu.
Przy przeprawie na druga stronę rzeki robimy, krótki postój głównie dla mnie i dla aparatu, który czekał z wytęsknieniem w plecaku:)
Warta przy moście w Załęczu Wielkim © fotoaparatka

Kiedy Krzysiek stwierdza, że moje pstrykanie to najnudniejsza część każdej rowerowej wycieczki ruszamy dalej, już drugą stronę rzeki. I tak z visa vi z wiatrem docieramy w końcu do Grodu.
Brama główna Nadwarcieńskiego Grodu © fotoaparatka

Tam nasz szlak zmierza w kierunku brzegu Warty, gdzie korzystamy z wszystkich atrakcji placu zabaw, w końcu w każdym z nas tkwi dziecko :)

Po chwili zabawy ruszamy w drogę powrotną. Pogoda coraz bardziej zaczyna nam doskwierać i niebo coraz bardziej się zachmurza. Nie ma co czekać.
Do mostu docieramy tym samym szlakiem, jednak z krótkim postojem :)
kornik w wierzbie © fotoaparatka


Kiedy udaje nam się już wyjechać z Załęcza, Krzysiek wpada na pomysł małej modernizacji drogi powrotnej. Przyznam szczerze, że nie pałam entuzjazmem do nowej idei ale w końcu daję się namówić.
Po wyjeździe z wioski skręcamy, wiec w stronę Klusek, z których przez Garbową dostajemy się do Dalachowa.
Kiedy kończy nam się asfalt i docieramy do skrzyżowania, mój pewny znajomości drogi, towarzysz gubi się :) Nie słuchając moich podpowiedzi kręcimy się po wszystkich bocznych dróżkach.
W ostateczności jednak wybór pada na drogę, którą ja obstawiałam, choć wygląda ona na najmniej zachęcającą .
Koniec końców docieramy wreszcie do Gabryśki, gdzie robimy krótki postój.
Do domu wracamy krajówką męcząc się z wiatrem wiejącym prosto w twarz.