Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Wpisy archiwalne w kategorii

sam na sam

Dystans całkowity:3317.14 km (w terenie 952.94 km; 28.73%)
Czas w ruchu:171:24
Średnia prędkość:19.35 km/h
Maksymalna prędkość:49.20 km/h
Suma kalorii:29927 kcal
Liczba aktywności:108
Średnio na aktywność:30.71 km i 1h 35m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
12.54 km 12.54 km teren
00:39 h 19.29 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Droga donikąd...

Niedziela, 18 listopada 2012 · dodano: 18.11.2012 | Komentarze 6

Oj dawno mnie tu nie było, ale to nie oznacza wcale, że nie jeździłam. Po prostu jakoś weny i chęci mi zabrakło, żeby opisywać wszystkie moje rowerowe wojaże.
Dziś wsiadłam na rower po niespełna miesięcznej przerwie i na nowo poczułam co oznacza rowerowa wolność.
Niestety z racji późnego wyjazdu i krótkiego dnia nie udało mi się popedałować zbyt daleko ale zacznijmy od początku...

Po obiedzie i chwilowym przetrawieniu tego, z uśmiechem na ustach przebieram się w rowerowe. Podekscytowana wędruje na strych po rower i ruszam przed siebie. Nie mam zbyt dużo czasu, więc wybieram kierunek Budziaki i .....
już po pierwszej większej górce zastanawiam się, gdzie podziała się moja kondycja? Po wjechaniu na "szczyt" ziałam jak pies a serce wali jakby chciało wydostać się na zewnątrz. Jestem załamana.
Chwilę później jednak organizm przyzwyczaja się i przypomina sobie na jakich obrotach powinien pracować. Jestem w swoim żywiole :)
Po dotarciu do wioski, za zakrętem ukazuje mi się piękna, równiutka, nowa i nieznana mi bliżej szutrówka. Ciekawość prowadzi mnie wprost na nią.
Pedałuje się wyśmienicie a myśl o niewidomej kryjącej się na końcu dodatkowo dodaje sił.



Po drodze robię sobie chwilowe przystanki na uwiecznienie tego i owego.



W końcu udaje mi się dotrzec do końca tajemniczej drogi.... i co widzę? Ogromny parking lub coś do parkingu podobne i nic więcej. Okazuje się, że droga się po prostu urywa nie prowadząc do żadnego konkretnego miejsca. Czuję się trochę rozczarowana, ale cóż widocznie tak miało być. Trzeba wracać na szlak.
Ponownie docieram do wioski, skąd dalej kieruję się na leśniczówkę i ulicę Św. Huberta, aby zorientować się dokąd prowadzi wyznaczony we wrześniu nowy czarny szlak, który muszę przyznac jest świetnie oznakowany.



Docieram do rozwidlenia dróg, które ukazuje mi gdzie prowadzi owy nieznany szlak. Z racji tego, iż zaczyna robić się ciemno jestem zmuszona zawrócić. Czas wracać do domu najkrótszą trasą.
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
23.47 km 12.14 km teren
01:21 h 17.39 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

urlopowe ostatki

Środa, 5 września 2012 · dodano: 19.09.2012 | Komentarze 4

Urlopowe ostatki również postanawiam spędzić na rowerze, w końcu to najlepszy sposób na to, żeby zapomniec o rychłym powrocie do pracy.
Tradycyjne po obiedzie przebieram się w rowerowe i ruszam. Obieram kierunek Dzietrzniki. Początkowo leśną szutrową drogą na Budziki....



by chwilę później skręcic na polną drogę nad lasem, która doprowadza mnie do Dzietrznik. Skręcam na asfalt a tu moim oczom ukazuje się ogromne psisko, leżące na środku drogi. Przełykam ślinę i ze strachem w oczach przejeżdżam obok zwierza. Na szczęście psina okazała się niegroźna :)
Z nieco podwyższonym ciśnieniem docieram do krajówki, którą szybko przecinam i dalej już koło kościoła, docieram do polnej drogi nad torami, która doprowadza mnie do Pątnowa.
W Pątnowie moim celem staje się market, gdzie mam nadzieję znaleźc patyczki do szaszłyków ;) Udaję się, więc mogę ruszac w drogę powrotną. Zahaczam jeszcze o źródło Św. Rocha i boisko, po czym już krajówką kieruję się na Kałuże.




W drodze przypominam sobie o trzecim stawie w lesie, a ponieważ mam pewne rzeczy do przygotowania na jutro, postanawiam odwiedzic to miejsce. Wszak tam myśli się najlepiej :)





Tak mi się tam dobrze siedzi, że zbieram się dopiero gdy robi się ciemno .

Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
26.00 km 15.26 km teren
01:47 h 14.58 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Tu i tam czyli ciąg dalszy w nadwarciańskich klimatach

Poniedziałek, 3 września 2012 · dodano: 19.09.2012 | Komentarze 4

Urlop.... Na rower ciągnie mnie już od dłuższego czasu, w końcu jednak dzisiaj się udaję. Pogoda dopisuje idealnie na rowerowe wojaże, więc po obiedzie zasiadam na dwa kółka i ruszam przed siebie.
I tak przez Dolinę Objawienia, gdzie trzeba wypełnic bidon wodą i uwiecznic zmiany jakie dokonały się w tym miejscu, przez leśny dukt nad torami i dalej ścieżyną do drogi krajowej...



Dalej na Dzietrzniki, gdzie szybko przemykam obok kościoła i dalej drogą nad torami docieram do Pątnowa. Dalej już asfaltem przez Bieniecki Kolonie dojeżdżam do wąwozu prowadzącego do źródła Królowej Bony.
Wiedziona wspomnieniami miejsca, które odkryłam w ubiegłym roku, nie skręcam w stronę źródła, lecz ruszam prosto w głąb lasu i po dotarciu do rzeki ruszam jej brzegami w poszukiwaniach, jak się później okazuje bezskutecznych. Dochodzę praktycznie do jakiś zabudowań a miejsca jak nie było tak nie ma :(



Wracam, jednak tym razem nad brzegami Warty.



Docieram do źródła Królowej Bony, gdzie robię chwilowy postój i dalej kieruję się już w stronę Kępowizny.





Zanim jednak docieram do asfaltu, moją ciekawośc wzbudza konny szlak, który prowadzi wgłąb lasu. Nie ma wyjścia trzeba spenetrowac tereny.
Szybko okazuje się, że szlak prowadzi wzdłuż urokliwych brzegów rzeki.






Szlak jednak w pewnym momencie prowadzi w takie chaszcze, którymi mój rower nie zamierza się puszczac. Na szczęście nieopodal znajduję drogę, która prawdopodobnie doprowadzi mnie do asfaltu. Ruszam....
Chwilę później lewej stronie moim oczom ukazuję się cudny widok, prawdopodobnie jakiegoś zapomnianego starorzecza. Nie ma wyjścia trzeba zwiedzic teren.





Zachwycona nowym odkryciem, ruszam już w kierunku domu. Droga wyprowadza mnie jakieś podwórko, z którego dostaję się na asfalt, a dalej już prosto na Kałuże.

Dane wyjazdu:
23.81 km 0.00 km teren
01:24 h 17.01 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

spokojnie w nadwarciańskim klimacie

Środa, 8 sierpnia 2012 · dodano: 09.08.2012 | Komentarze 7

Cały dzień jakiś wietrzny, tak i moje popołudniowe plany wyjścia na rower zdają się być płonne. Późnym popołudniem jednak postanawiam przełamać marazm codzienności i odkurzyć rower. Pakuje aparat i w drogę.

Kompletnie nie mam planów na trasę, więc zaczynam tradycyjnie od dostania się na Kałuże Kolonie, gdzie to postanawiam popedałować na Kępowiznę i na miejsce, które uwielbiam, a które ostatnimi czasy zostało przeze mnie zaniedbane. żółtym szlakiem kieruję się w stronę brzegu rzeki, gdzie jak się okazuje pustki.



Nawet wędkarzy z drugiej strony gdzieś wywiało... ale może to i dobrze. Mogę spokojnie połazić z aparatem.





Chwila spędzona w nadwarciańskim klimacie sprawia, iż postanawiam powłóczyć się rowerem po zakamarkach brzegu rzeki. Pakuję, więc aparat i pedałuję przed siebie. Zjeżdżam ze szlaku w tajemniczą ścieżynkę, którą mam nadzieję dostać się do rozdroża. Nie jest to jednak takie łatwe jak myślałam, ale dla widoków roztaczjących się ze ścieżki warto.






W końcu jednak udaje mi się dostać do poszukiwanego miejsca....







gdzie po chwilowym postoju ruszam zgodnie z piaszczystym szlakiem.
Po wydostaniu się z terenu, kieruję się na Załęcze Wielkie a dalej przez most na peryferie Nadwarciańskiego Grodu. Przystaję na chwilę przy rzece rozkoszując się widokami.



Czas jednak mija szybko, do zmroku coraz bliżej więc trzeba wyruszyć w drogę powrotną. Z racji, iż bidon pusty droga powrotna wiedzie przez Dolinę Objawienia, leśną drogą przy Folrku. Szybki przystanek ....



i jestem już na miejscu. Chwytam bidon i moje kroki kierują się ku źródle z cudownie zimną wodą. Tego mi było trzeba.








W Objawieniu spędzam dłuższą chwilę i gdy robi się już wyczuwalnie chłodno, wsiadam na rower i wracam do domu.

Dane wyjazdu:
40.91 km 7.32 km teren
01:47 h 22.94 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

kiedy inni wolą samochód, ja wybieram rower

Piątek, 29 czerwca 2012 · dodano: 29.06.2012 | Komentarze 4

Piątek.... nareszcie na świat spogląda wszędobylskie słońce. Wymarzona pogoda na rower, a że od środy posiadam zaproszenie na odpustową kawę do Krzyworzeki, postanawiam to wykorzystać na rowerowo.
Po powrocie z pracy, dogaduje się z rodzicami, którzy jednak postanawiają wybrać samochód, przez chwilę tłumacząc, że powinnam jechać z nimi. Na nic jednak zdają się tłumaczenia... wybieram rower i już.
Zanim jeszcze reszta rodzinki wsiada do auta, ja zaprzęgam rower i ruszam. Przez las szutrówką na Marki i tam dalej asfaltem do Wierzbia. Wyjazd na krajówkę, z której jednak po kilku minutach skręcam w boczną drogę.
Mijam zabytkowy kościół i dalej już pod góreczkę pedałuję do Ożarowa, po drodze jednak robiąc krótki postój.

widok na Kocilew © fotoaparatka


Łyczek wody i mogę pedałowa dalej. Przez Ożarów przemykam jak burza... w końcu kończy się górka i zaczyna zjazd :) Na końcu wioski skręcam, zgodnie z zielonym szlakiem, gdzie znów trzeba przyłożyć się do pedałowania.
Nagrodą za trud włożony jest jednak niesamowity widok, jaki roztacza się ze wzniesienia. Staję by zachować ten widok na dłużej, i w ten słyszę za mną głos klaksonu, obracam się i widzę rozbawioną rodzinkę. :)
no i pojechali © fotoaparatka


No cóż co zmotoryzowane, to szybsze ;) Ruszam dalej już bezpośrednio do Krzyworzeki, gdzie dostaję upragnioną kawę i ciasto. Po drodze mijam jeszcze dość długą kolejkę , która jak się później okazuje stała za fantami z loterii.
Z tej tez przyczyny, mojej babci przybyła w gospodarstwie jedna perlicza.

W końcu przychodzi czas na pożegnania i ruszam w drogę powrotną. Z racji, iż nienawidzę wracać tą samą trasą wybieram opcje przez Gaszyn.
Po chwilowym pobycie na bocznych dróżkach, czas powtórnie stawić czoła krajówce, którą docieram do Gaszyna. Tam skręcam na rowerowy szlak i już boczkiem docieram do Grębienia. Tu chwilowy dylemat, gdzie dalej.... Wybór pada na przejazd przez wioskę i powrót dobrze znaną mi 45, z której kiedy tylko nadarza się okazja skręcam w las i dalej prosto do domu .

Oj coś kiepsko mi poszło pedałowanie w czerwcu... a tu tu trzeba budowa formę, bo pod koniec lipca szykuje się kilkudniowy rajd. Trzeba pogoni śpiocha i częściej pedałować do pracy ;)
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
35.59 km 0.00 km teren
01:29 h 23.99 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

DiZP czyli jak poradzić sobie z brakiem samochodu

Wtorek, 19 czerwca 2012 · dodano: 25.06.2012 | Komentarze 3

I stało się tak jak wczoraj zostało powiedziane, czyli powtórka z rozrywki. Autko wciąż czeka na dostawę części, więc do pracy dostaję się moim jednośladem :) Podobnie jak wczoraj krajówką , z tą małą różnicą, że dziś temperatura bardzo sprzyjająca porannemu pedałowaniu.

Po około 45 minutach jestem w Wieluniu, gdzie czas pożegnać na cały dzień rower i przyodziać codzienność.

Przed godziną 19 udaje mi się opuścić mury przychodni. Mogę wreszcie przebrać się w rowerowe ciuszki i ruszyć w drogę do domu.
Mimo zmęczenia po całym, dniu, jedzie się świetnie.... w końcu nic tak nie odpręża jak rower.
Tempo całkiem, całkiem tym bardziej, że wiatr plecy, a na horyzoncie zaczyna się złowieszczo chmurzyć.
Za Dzietrznikami na łące moim oczom ukazuje się niespotykany widok. Bociany postanowiły chyba urządzić sobie jakiś sejmik. Doliczam się około trzydziestu sztuk. Ech jak ja żałuję w takich momentach, że nie mam ze sobą aparatu.
Po około 38 minutach parkuję na podwórku.

Dane wyjazdu:
35.53 km 0.00 km teren
01:36 h 22.21 km/h:
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

DiZP czyli skleroza nie boli, ale trzeba się przy niej nakombinować

Poniedziałek, 18 czerwca 2012 · dodano: 18.06.2012 | Komentarze 0

Po wczorajszym rajdzie, dzisiejsze posadzenie tyłka na siodełku okazuje się bolesnym doznaniem, ale nie ma wyjścia, auto zastrajkowało, a jakoś do pracy trzeba się dostać.
Pobudka dziś okazuje się wyjątkowo ciężka w realizacji i tak po kolejnym pięciominutowym drzemaniu, od ryku budzika, udaje mi się postawić jedną nogę na podłodze. Dalej już jakoś leci... ubieranko, śniadanko i w drogę.
Nieboskłon wydaje się zachmurzony i jakoś tak zdradziecko zerka na ziemię. Nie wiadomo czy będzie z tego deszcz, czy słońce. Nie ma co ryzykować, trzeba ograniczyć postoje do minimum. Tradycyjnie krajówką, bo o tak wczesnej porze nie mam najmniejszej ochoty na kombinowanie.
Po 45 minutach jestem w Wieluniu. Parkuje rower, dobieram się do zamykania i co.... okazuje się, że moja skleroza posuwa się do przodu... zapominam kombinacji cyfr, która otwiera kłódkę :( Po 15 minutach, załamuję ręce... nie ma szans... nie przypomnę sobie. Na szczęście znajduje się alternatywa, aby przechować rowerek bezpiecznie.... Mogę spokojnie zacząć pracę.

Przed wieczorkiem w końcu udaje mi się opuścić mury przychodni. Skwar z nieba leje się niesamowity, a na dodatek powrót pod wiatr. Wszystko to sprawia, że już za Wieluniem mam dosyć pedałowania. Oj zapomniałam już jak to jest latem na rowerku:) Nie ma jednak wyjścia do domu trzeba wrócić, więc popycham pedały raz wolniej raz szybciej, aż w końcu udaje mi się dotrzeć do domu. Zmęczona ale szczęśliwa, że mogę odetchnąć od tej duchoty.
A jutro powtórka z rozrywki....

Dane wyjazdu:
38.18 km 3.25 km teren
01:41 h 22.68 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 465 kcal
Rower:Author

DiZP czyli rano z Albarosie, powrót z Myslovitz

Środa, 23 maja 2012 · dodano: 23.05.2012 | Komentarze 2

Podobnie jak wczoraj z tym, że dziś w drodze do i z pracy towarzyszy mi muzyka. Znów bez aparatu, który póki co na urlopie. Popołudniu jednak wykorzystuję jego następce.



Dane wyjazdu:
35.56 km 0.00 km teren
01:32 h 23.19 km/h:
Maks. pr.:42.20 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 440 kcal
Rower:Author

DiZP czyli rowerowa codzienność

Wtorek, 22 maja 2012 · dodano: 22.05.2012 | Komentarze 0

Co tu się dużo rozpisywać do pracy na popołudnie, pogoda piękna toteż trzeba zagnać rower do roboty. Wyjeżdżam późno więc pozostaje mi pedałowanie krajówką. Powrót tę samą trasą, bo lenistwo nie pozwala mi na modyfikację trasy ;) Dziś nie zabieram aparatu, niech biedak sobie odpocznie.

Dane wyjazdu:
43.11 km 4.23 km teren
02:06 h 20.53 km/h:
Maks. pr.:40.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

DiZP czyli jak ciężka przeprwa przez krajówkę

Poniedziałek, 21 maja 2012 · dodano: 21.05.2012 | Komentarze 2

Idę spać późno toteż kiedy rano dzwoni budzik mam ochotę go rozszarpać. Przed tym czynem powstrzymuje mnie tylko fakt, że ów głośny stwór znajduje się w moim telefonie. Z łóżka niestety nie chce mi się wstać, odsłaniam więc roletę i co widzę.... zapowiada się piękny słoneczny dzień. Szkoda byłoby zmarnować ten piękny i ciepły poranek w łóżku. Wstaję więc, wskakuję w rowerowe, zjadam śniadanko i ruszam rowerkiem do pracy. Temperatura naprawdę jak na tak wczesną godzinę bardzo przyjemna i jechało by się wyśmienicie, gdyby nie spora cześć ciężarówek, których kierowcy nie zważają na to, że także jestem uczestnikiem ruchu... że w ogóle jestem !!!
Do pracy docieram w standardowym czasie, parkuję brykę i rozpoczynam przychodni-owe życie.
W końcu udaje się skończyć pracę i znów można wsiąść na rower. Chwilę po tym jak wyjeżdżam na wieluńskie ulice, okazuje się, że powrót raczej nie będzie należał do najprzyjemniejszych. Wiaterek prosto w twarz a do tego niezła duchota. Bocznymi uliczkami docieram do krajówki, którą psiocząc pod nosem dojeżdżam do Kamionki. Koniec tych męczarni... postawiam skręcić i bokiem miną główną drogę.
W Kamionce wjeżdżam do lasu, gdzie szukam jakieś zarośli, w których mogę przebrać górną garderobę na bardziej letnią ;)

Droga do Pątnowa © fotoaparatka


a po bokach zarośla © fotoaparatka


Zmiana odzienia od razu wprawia mnie w lepszy humor, robi się ciut chłodniej i przewiewniej;) Czas więc pedałować dalej. Mijam tory kolejowe, po czym kieruje się na Pątnów. Chwilę przystaję przy wiatrakach, gdzie jakaś para prosi mnie o wytłumaczenie drogi do "zamku" w Pątnowie. Owszem służę pomocą, jednak mylę kierunki, więc jeżeli państwo trafili do hotelu jestem pełna podziwu :D

wiatraki w Pątnowie © fotoaparatka


Ruszam dalej najpierw wspinaczka pod a potem zjazd z górki, na końcu którego krótka przerwa przy kościółku.

Kościół w Pątnowie © fotoaparatka

Mijam źródła Św. Rocha i dalej kieruję się na Bieniec, przed którym jednak skręcam w polna drogę nad torami. Wyjeżdżam w Dzietrznikach przy kościele, gdzie po krótkim podjeździe znów wyjeżdżam na krajówkę . Pedałuję nią około 2 km po czym skręcam w las i już leśnymi ścieżynami docieram do domu.