Info
Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Maj1 - 2
- 2013, Czerwiec1 - 4
- 2013, Maj1 - 2
- 2013, Kwiecień1 - 4
- 2012, Listopad1 - 6
- 2012, Wrzesień2 - 8
- 2012, Sierpień2 - 7
- 2012, Lipiec3 - 8
- 2012, Czerwiec6 - 13
- 2012, Maj10 - 43
- 2012, Kwiecień9 - 44
- 2012, Marzec7 - 57
- 2011, Październik2 - 12
- 2011, Wrzesień4 - 25
- 2011, Sierpień7 - 44
- 2011, Lipiec11 - 46
- 2011, Czerwiec12 - 86
- 2011, Maj11 - 99
- 2011, Kwiecień12 - 108
- 2011, Marzec14 - 116
- 2011, Luty5 - 29
- 2011, Styczeń5 - 35
- 2010, Październik2 - 10
- 2010, Wrzesień2 - 4
- 2010, Sierpień4 - 10
- 2010, Lipiec14 - 58
- 2010, Czerwiec13 - 23
- 2010, Maj13 - 3
- 2010, Kwiecień7 - 2
Dane wyjazdu:
35.53 km
0.00 km teren
01:36 h
22.21 km/h:
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
DiZP czyli skleroza nie boli, ale trzeba się przy niej nakombinować
Poniedziałek, 18 czerwca 2012 · dodano: 18.06.2012 | Komentarze 0
Po wczorajszym rajdzie, dzisiejsze posadzenie tyłka na siodełku okazuje się bolesnym doznaniem, ale nie ma wyjścia, auto zastrajkowało, a jakoś do pracy trzeba się dostać.Pobudka dziś okazuje się wyjątkowo ciężka w realizacji i tak po kolejnym pięciominutowym drzemaniu, od ryku budzika, udaje mi się postawić jedną nogę na podłodze. Dalej już jakoś leci... ubieranko, śniadanko i w drogę.
Nieboskłon wydaje się zachmurzony i jakoś tak zdradziecko zerka na ziemię. Nie wiadomo czy będzie z tego deszcz, czy słońce. Nie ma co ryzykować, trzeba ograniczyć postoje do minimum. Tradycyjnie krajówką, bo o tak wczesnej porze nie mam najmniejszej ochoty na kombinowanie.
Po 45 minutach jestem w Wieluniu. Parkuje rower, dobieram się do zamykania i co.... okazuje się, że moja skleroza posuwa się do przodu... zapominam kombinacji cyfr, która otwiera kłódkę :( Po 15 minutach, załamuję ręce... nie ma szans... nie przypomnę sobie. Na szczęście znajduje się alternatywa, aby przechować rowerek bezpiecznie.... Mogę spokojnie zacząć pracę.
Przed wieczorkiem w końcu udaje mi się opuścić mury przychodni. Skwar z nieba leje się niesamowity, a na dodatek powrót pod wiatr. Wszystko to sprawia, że już za Wieluniem mam dosyć pedałowania. Oj zapomniałam już jak to jest latem na rowerku:) Nie ma jednak wyjścia do domu trzeba wrócić, więc popycham pedały raz wolniej raz szybciej, aż w końcu udaje mi się dotrzeć do domu. Zmęczona ale szczęśliwa, że mogę odetchnąć od tej duchoty.
A jutro powtórka z rozrywki....
Kategoria do i z pracy, sam na sam