Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Powód nieobecności

Czwartek, 29 maja 2014 · dodano: 29.05.2014 | Komentarze 2

Witam po długiej nieobecności :) Postanowiłam się wytłumaczyć z tegorocznego sezonu. Niestety mój rower w tym roku przykrył kurz, a moja kondycja nieco się pogorszyła. Powodem tego stanu jest przyrost naturalny :) W moim brzuchu rozwija się nowa, mała rowerzystka, która mam nadzieję, że w przyszłym sezonie ruszy z rodzicami na pierwszą rowerową wycieczkę :)




Dane wyjazdu:
65.41 km 0.00 km teren
03:49 h 17.14 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Konopnica

Niedziela, 2 czerwca 2013 · dodano: 07.06.2013 | Komentarze 4

Standardowo zbiórka o 10 pod Kaufem. Tym razem zebrała nas się aż czwórka. Początkowo bez planów na trasę ale z biegiem chwili w głowie jednego z uczestników zaświtała myśl Konopnica. Ruszamy więc.

Chwilę pedałujemy krajową 8, by po chwili skręcić w stronę Bieniądzic ....


i dalej na Skrzynno. Za Gromadzicami kończy się asfalt a zaczyna grząski i pełen kałuż teren jednak z każdym kolejnym kilometrem jest coraz lepiej, aż w końcu znów wjeżdżamy na szosę. Dojechawszy do Skrzynna dalej kierujemy się na Dębiec i Wielgie, gdzie tradycyjnie robimy przystanek przy sklepie aby pouzupełniać niedobry płynów.



Po krótkim odpoczynku ruszamy. Przez Dymek, za którym trochę tracimy się w trasie i trzeba posiłkować się mapą.



Dalej na Bębnów i do Konopnicy.



Tam kręcimy się chwile przy rzece, by dalej przez centrum wyjechać z wioski w kierunku Osjakowa. Po drodze chwila technicznego postoju i można pedałować dalej.



W pewnym momencie na trasie dostrzegamy oznakowanie "grodzisko Konopnica 150m" postanawiamy skręcić i obejrzeć tę turystyczną atrakcję. Niestety oprócz wcześniejszego kierunkowskazu dalej nie znajdujemy dalszych oznakowań. Na pocieszenie zostaje nam chałupka około 80 letnia pokryta jeszcze strzechą, obok której stoi równie leciwa stodoła.







Grodziska nie odnajdujemy, więc trzeba ruszać dalej. Po kilkunastu minutach docieramy do Osjakowa, gdzie czas na kolejny odpoczynek.



Jednakże i ten kończy się szybko, bo czas wracać już do Wielunia.



Zjazd przy kościele prowadzi nas nad rzekę, jednak w pewnym momencie znów nie wiemy którędy dalej. Z pomocą przychodzi nam pan Józek, który grzecznie wyprowadza nas na dobrą drogę.



Wskazana trasa okazuje się niezwykle urokliwa. Niestety nie udaje mi się zrobić zdjęcia, ale ja tam jeszcze wrócę.
Z Osjakowa na Nową Wieś i dalej na Józefinę i znów zaczyna się teren.



Leśnymi drogami docieramy do Folwarku Raduckiego, gdzie przecinamy 8, a że krajówka to nie najlepszy pomysł na rowerowe przejażdżki, obieramy leśną trasę. W pewnym momencie w przydrożnym rowie ukazują się nam piękne grzybki, więc kto pierwszy ten lepszy.



Trofeum zdobyte, teraz tylko dylemat jak owe trofeum przetransportować do domu.



Po uporaniu się z problemem ruszamy dalej piękną , malowniczą, leśną drogą.



Dalsza trasa okazuje się niezwykle owocna w kałuże. Trzeba użyć trochę sprytu, żeby w miarę suchą nogą przejechać owy kawałek. W końcu jednak docieramy do Wierzchlasa.



Jeszcze tylko ostatni przystanek....



i ruszamy na Wieluń.



W końcu przychodzi czas na pożegnanie.

Kategoria z WFKR


Dane wyjazdu:
32.63 km 0.00 km teren
01:39 h 19.78 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:400 m
Kalorie: kcal
Rower:Author

po raz trzeci w tym roku... po raz pierwszy z mężem sam na sam :)

Środa, 15 maja 2013 · dodano: 18.05.2013 | Komentarze 2

W końcu udaje mi się wykorzystać popołudnie na przejażdżkę rowerem .... po raz trzeci w tym roku.
Po obiadku i złożeniu mojego roweru, który spokojnie sobie odpoczywał w kawałkach po ostatnim rajdzie ruszamy. Kierunek rzeka, a jak rzeka to Kamion.
Z Wielunia przez Rudę i Mierzyce, przed którymi robimy sobie krótką przerwę, zmierzamy w kierunku Toporowa.


Po dotarciu do mostu przystajemy, bym mogła po raz pierwszy w tym roku spojrzeć na rzekę.


W tym czasie Krzysiek uzupełnia płyny



Zjeżdżamy z mostu ...



by nacieszyć się rzeką z bliska.



Chwila odpoczynku i ruszamy w drogę powrotną.



By nie wracać tą samą drogą w Toporowie skręcamy na Przywóz, jednak w miedzy czasie mój towarzysz czuje pragnienie i zatrzymujemy się przy miejscowym sklepie.



Ruszamy tym razem już prosto do Wielunia. Droga powrotna z wiatrem, więc pedałuje się niezwykle przyjemnie. Do miasta docieramy bardzo szybko i aż żal się robi, że zbliża się wieczór i trzeba zakończyć wycieczkę.



Dane wyjazdu:
28.89 km 2.00 km teren
01:48 h 16.05 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Po raz pierwszy w tym sezonie.....

Czwartek, 18 kwietnia 2013 · dodano: 23.04.2013 | Komentarze 4

No i stało się. Po raz pierwszy w tym sezonie zasiadłam na siodełko swojego dwukołowego rumaka.
Po pracy szybciutki obiad, wskok w rowerowe i w drogę.... ach jak mi tego brakowało.
Z racji, iż moje życie wywróciło się ostatnio do góry nogami wyruszam z Wielunia pod Kaufland, gdzie mieliśmy spotkać się z resztą dzisiejszego składu. Na miejscu jednak okazuje się, że nie ma nikogo. Krzysiek jedzie więc zbadać sytuację a ja uparcie czekam na efekty badań ;) W końcu zjawia się i ruszamy pod garaże gdzie ukryła się reszta. Ruszamy!

Kręcimy się chwile po mieście, by później skierować nasze kierownice ku miejscowości Widoradz, skąd dalej przez Olewin docieramy do Wierzchalsa. Pierwsze górki pokonane... uff.... z moją kondycją nie jest jednak dobrze.
Z Wierzchlasa przez Przycłapy, Jakczaki i Strugi dokręcamy do Pątnowa. tradycyjny już przystanek przy piekarni, gdzie posilamy się pysznymi pizzerkami ;) Chwila rozmowy, żartów i wyposażeni w kolację ruszamy w drogę powrotną.
Powoli zaczyna się ściemniać, więc nieco modyfikujemy trasę i Jajczakch skracamy w boczną drogę, która doprowadza nas do leśnych duktów, pełnych zwierzyny. Wyjeżdżamy w Przycłapach i dalej już asfaltem kierujemy się na Rudę i do Wielunia.
A to dowód :)
Kategoria W towarzystwie


Dane wyjazdu:
12.54 km 12.54 km teren
00:39 h 19.29 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Droga donikąd...

Niedziela, 18 listopada 2012 · dodano: 18.11.2012 | Komentarze 6

Oj dawno mnie tu nie było, ale to nie oznacza wcale, że nie jeździłam. Po prostu jakoś weny i chęci mi zabrakło, żeby opisywać wszystkie moje rowerowe wojaże.
Dziś wsiadłam na rower po niespełna miesięcznej przerwie i na nowo poczułam co oznacza rowerowa wolność.
Niestety z racji późnego wyjazdu i krótkiego dnia nie udało mi się popedałować zbyt daleko ale zacznijmy od początku...

Po obiedzie i chwilowym przetrawieniu tego, z uśmiechem na ustach przebieram się w rowerowe. Podekscytowana wędruje na strych po rower i ruszam przed siebie. Nie mam zbyt dużo czasu, więc wybieram kierunek Budziaki i .....
już po pierwszej większej górce zastanawiam się, gdzie podziała się moja kondycja? Po wjechaniu na "szczyt" ziałam jak pies a serce wali jakby chciało wydostać się na zewnątrz. Jestem załamana.
Chwilę później jednak organizm przyzwyczaja się i przypomina sobie na jakich obrotach powinien pracować. Jestem w swoim żywiole :)
Po dotarciu do wioski, za zakrętem ukazuje mi się piękna, równiutka, nowa i nieznana mi bliżej szutrówka. Ciekawość prowadzi mnie wprost na nią.
Pedałuje się wyśmienicie a myśl o niewidomej kryjącej się na końcu dodatkowo dodaje sił.



Po drodze robię sobie chwilowe przystanki na uwiecznienie tego i owego.



W końcu udaje mi się dotrzec do końca tajemniczej drogi.... i co widzę? Ogromny parking lub coś do parkingu podobne i nic więcej. Okazuje się, że droga się po prostu urywa nie prowadząc do żadnego konkretnego miejsca. Czuję się trochę rozczarowana, ale cóż widocznie tak miało być. Trzeba wracać na szlak.
Ponownie docieram do wioski, skąd dalej kieruję się na leśniczówkę i ulicę Św. Huberta, aby zorientować się dokąd prowadzi wyznaczony we wrześniu nowy czarny szlak, który muszę przyznac jest świetnie oznakowany.



Docieram do rozwidlenia dróg, które ukazuje mi gdzie prowadzi owy nieznany szlak. Z racji tego, iż zaczyna robić się ciemno jestem zmuszona zawrócić. Czas wracać do domu najkrótszą trasą.
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
23.47 km 12.14 km teren
01:21 h 17.39 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

urlopowe ostatki

Środa, 5 września 2012 · dodano: 19.09.2012 | Komentarze 4

Urlopowe ostatki również postanawiam spędzić na rowerze, w końcu to najlepszy sposób na to, żeby zapomniec o rychłym powrocie do pracy.
Tradycyjne po obiedzie przebieram się w rowerowe i ruszam. Obieram kierunek Dzietrzniki. Początkowo leśną szutrową drogą na Budziki....



by chwilę później skręcic na polną drogę nad lasem, która doprowadza mnie do Dzietrznik. Skręcam na asfalt a tu moim oczom ukazuje się ogromne psisko, leżące na środku drogi. Przełykam ślinę i ze strachem w oczach przejeżdżam obok zwierza. Na szczęście psina okazała się niegroźna :)
Z nieco podwyższonym ciśnieniem docieram do krajówki, którą szybko przecinam i dalej już koło kościoła, docieram do polnej drogi nad torami, która doprowadza mnie do Pątnowa.
W Pątnowie moim celem staje się market, gdzie mam nadzieję znaleźc patyczki do szaszłyków ;) Udaję się, więc mogę ruszac w drogę powrotną. Zahaczam jeszcze o źródło Św. Rocha i boisko, po czym już krajówką kieruję się na Kałuże.




W drodze przypominam sobie o trzecim stawie w lesie, a ponieważ mam pewne rzeczy do przygotowania na jutro, postanawiam odwiedzic to miejsce. Wszak tam myśli się najlepiej :)





Tak mi się tam dobrze siedzi, że zbieram się dopiero gdy robi się ciemno .

Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
26.00 km 15.26 km teren
01:47 h 14.58 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Tu i tam czyli ciąg dalszy w nadwarciańskich klimatach

Poniedziałek, 3 września 2012 · dodano: 19.09.2012 | Komentarze 4

Urlop.... Na rower ciągnie mnie już od dłuższego czasu, w końcu jednak dzisiaj się udaję. Pogoda dopisuje idealnie na rowerowe wojaże, więc po obiedzie zasiadam na dwa kółka i ruszam przed siebie.
I tak przez Dolinę Objawienia, gdzie trzeba wypełnic bidon wodą i uwiecznic zmiany jakie dokonały się w tym miejscu, przez leśny dukt nad torami i dalej ścieżyną do drogi krajowej...



Dalej na Dzietrzniki, gdzie szybko przemykam obok kościoła i dalej drogą nad torami docieram do Pątnowa. Dalej już asfaltem przez Bieniecki Kolonie dojeżdżam do wąwozu prowadzącego do źródła Królowej Bony.
Wiedziona wspomnieniami miejsca, które odkryłam w ubiegłym roku, nie skręcam w stronę źródła, lecz ruszam prosto w głąb lasu i po dotarciu do rzeki ruszam jej brzegami w poszukiwaniach, jak się później okazuje bezskutecznych. Dochodzę praktycznie do jakiś zabudowań a miejsca jak nie było tak nie ma :(



Wracam, jednak tym razem nad brzegami Warty.



Docieram do źródła Królowej Bony, gdzie robię chwilowy postój i dalej kieruję się już w stronę Kępowizny.





Zanim jednak docieram do asfaltu, moją ciekawośc wzbudza konny szlak, który prowadzi wgłąb lasu. Nie ma wyjścia trzeba spenetrowac tereny.
Szybko okazuje się, że szlak prowadzi wzdłuż urokliwych brzegów rzeki.






Szlak jednak w pewnym momencie prowadzi w takie chaszcze, którymi mój rower nie zamierza się puszczac. Na szczęście nieopodal znajduję drogę, która prawdopodobnie doprowadzi mnie do asfaltu. Ruszam....
Chwilę później lewej stronie moim oczom ukazuję się cudny widok, prawdopodobnie jakiegoś zapomnianego starorzecza. Nie ma wyjścia trzeba zwiedzic teren.





Zachwycona nowym odkryciem, ruszam już w kierunku domu. Droga wyprowadza mnie jakieś podwórko, z którego dostaję się na asfalt, a dalej już prosto na Kałuże.

Dane wyjazdu:
48.73 km 0.00 km teren
03:18 h 14.77 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Rezerwat Bukowa Góra z WFKR

Niedziela, 19 sierpnia 2012 · dodano: 19.09.2012 | Komentarze 0

opis w najbliższym czasie....
Kategoria z WFKR


Dane wyjazdu:
23.81 km 0.00 km teren
01:24 h 17.01 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

spokojnie w nadwarciańskim klimacie

Środa, 8 sierpnia 2012 · dodano: 09.08.2012 | Komentarze 7

Cały dzień jakiś wietrzny, tak i moje popołudniowe plany wyjścia na rower zdają się być płonne. Późnym popołudniem jednak postanawiam przełamać marazm codzienności i odkurzyć rower. Pakuje aparat i w drogę.

Kompletnie nie mam planów na trasę, więc zaczynam tradycyjnie od dostania się na Kałuże Kolonie, gdzie to postanawiam popedałować na Kępowiznę i na miejsce, które uwielbiam, a które ostatnimi czasy zostało przeze mnie zaniedbane. żółtym szlakiem kieruję się w stronę brzegu rzeki, gdzie jak się okazuje pustki.



Nawet wędkarzy z drugiej strony gdzieś wywiało... ale może to i dobrze. Mogę spokojnie połazić z aparatem.





Chwila spędzona w nadwarciańskim klimacie sprawia, iż postanawiam powłóczyć się rowerem po zakamarkach brzegu rzeki. Pakuję, więc aparat i pedałuję przed siebie. Zjeżdżam ze szlaku w tajemniczą ścieżynkę, którą mam nadzieję dostać się do rozdroża. Nie jest to jednak takie łatwe jak myślałam, ale dla widoków roztaczjących się ze ścieżki warto.






W końcu jednak udaje mi się dostać do poszukiwanego miejsca....







gdzie po chwilowym postoju ruszam zgodnie z piaszczystym szlakiem.
Po wydostaniu się z terenu, kieruję się na Załęcze Wielkie a dalej przez most na peryferie Nadwarciańskiego Grodu. Przystaję na chwilę przy rzece rozkoszując się widokami.



Czas jednak mija szybko, do zmroku coraz bliżej więc trzeba wyruszyć w drogę powrotną. Z racji, iż bidon pusty droga powrotna wiedzie przez Dolinę Objawienia, leśną drogą przy Folrku. Szybki przystanek ....



i jestem już na miejscu. Chwytam bidon i moje kroki kierują się ku źródle z cudownie zimną wodą. Tego mi było trzeba.








W Objawieniu spędzam dłuższą chwilę i gdy robi się już wyczuwalnie chłodno, wsiadam na rower i wracam do domu.

Dane wyjazdu:
72.35 km 0.00 km teren
04:53 h 14.82 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Rajd Szlakiem Orlich Gniazd_dzień pierwszy

Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 26.07.2012 | Komentarze 4

Stało się Rajd Rowery Szlakiem Orlich Gniazd rozpoczyna się.
W sobotę dostarczamy z Krzyskiem rowery do Wielunia, gdzie wędrują między inne do busa, który ma zwieźć je na miejsce jego rozpoczęcia.

W Niedziele pobudka skoro świt, jeszcze tylko ostatnie przygotowania i po godzinie 7 pakujemy się do busa, gdzie czeka już na nas reszta rowerowej ekipy.
W bardzo dobrych humorach docieramy do Siewierza, gdzie krótki postój na 1,2 i poranną kawę, po czym ruszamy dalej do Zabierzowa.



Chwilę po tym , jak skręcamy z głównej drogi, wesołe do tej pory twarze zmieniają wyraz na coraz bardziej zatrwożony. Bus pędzi w dół a myśl, że trzeba będzie podjeżdżać doprowadza co niektórych do palpitacji :D W tym momencie ciesze się, że pierwsze kroki w górskich terenach mam już za sobą i wiem czego mogę spodziewać się na trasie.

Jazdę busem kończymy w Zabierzowie przy dworcu PKP, gdzie po wypakowaniu rowerów, sprawdzenia sprzętu możemy wsiadać na rowerki i ruszać w kierunku Wielunia:)




Chwilowo nawet wydaje się, że nie będzie tak źle, jednak po skręcie z asfaltu w teren okazuje się, że pierwszy odcinek do przyjemności nie będzie należał. Wąska ścieżyna a dookoła wysokie trawy, pokrzywy i Barszcz Sosnowskiego szybko zaczyna dawać się we znaki.



Po trudnych początkach, nagrodą staje się kolejny, malowniczy odcinek szlaku



A dalej to już tylko górki, górki i jeszcze raz górki, co kończyło się w większości przypadków spacerkiem z rowerem.



Wszystkie podjazdy na tyle dały się we znaki, że każdy marzył tylko o postoju przy sklepie, gdzie można by było uzupełnić płyny i spalone kalorie. W miejscowości Bębło dorwaliśmy więc Lewiatana.



Po uzupełnieniu kalorii ruszyliśmy dalej początkowo asfaltem, by za chwilę skręcić w niekoniecznie przyjazny dla niektórych teren. W miejscu, gdzie okazuje się, że troszkę pogubiliśmy szlak Tranza łapie pierwszą gumę. Pomoc techniczna szybka przybywa na miejsce i zaczyna się zmienianie ....



podczas gdy reszta grzecznie czeka.



W końcu trzeba zawrócić na szlak, chwilę po tym Ferbik, jak przystało na Szlak Orlich Gniazd wywija pierwszego orła na rowerze, jednak, że twarda sztuka z niego szybko otrząsa się i możemy ruszyć dalej.

Wjeżdżamy w Ojcowski Park, który urzeka nas z każdym metrem coraz bardziej. Robiemy sobie, krótki przystanek podczas którego Tranza znów zmienia dętkę :D




Jeszcze chwila na orientacje w terenie



i możemy ruszać dalej. Tym razem asfaltem do Maczugi Herkulesa i zamku na Pisakowej Skale.



Robimy postój przy zamku, gdyż cześć ekipy w tym ja pragną zwiedzić zabytek. Podczas gdy jedni odpoczywają my idziemy na podbój.
Przy kasie jednak pada decyzja, że odpuszczamy zwidzenie z racji na czas, który goni nas nieubłaganie. Przechadzamy się po dziedzińcu po czym wracamy na czekającej na dole reszty.




Ruszamy przed siebie. Szlakiem, częściej pod górkę niż z górki :D Chwila pedałowania przez drogę Olkusz- Kraków po czym skręcamy w boczny asfalt, a dalej już terenem, którym tubylce twierdzili, że nie damy rady się przebić. My nie damy....



Górka, z której trzeba było zjechać podniosła ciśnienie damskiej części rajdu:)
Chwilę później znów wbijamy się w teren, po drodze spotykając parę, która twierdziła, że zna trasę, jednak jak się później okazało przydały się nasze mapy.


W oczekiwaniu na resztę pokonującą spore wzniesienie łapiemy oddechy.




Powoli każdy zaczyna myśleć o obiedzie. W międzyczasie jednak troszeczkę gubimy się w terenie, a Ferbik łapie kolejnego orła do kolekcji, a chwilę po nim na ziemi leży Tranza :)



W poszukiwaniu posiłku, znów wyjeżdżamy na trasę Olkusz-Kraków, gdzie w miejscowość Zederman odnajdujemy restaurację. Obiadek pyszny. Podczas jednak gdy wszyscy robili już sobie poobiednią drzemkę, Tranza dalej czekał na obiad.



w końcu jednak i On dostaje swój upragniony obiad:)



Ruszamy dalej, bo czasu coraz mniej a tu jeszcze troszkę drogi do pokonania a i sklep trzeba odwiedzić.

Teren dojeżdżamy do Olkusza, gdzie robimy zaopatrzenie na kolację i z sporym obciążeniem ruszamy, początkowo asfaltem, by za chwilę zmierzyć się z niespodziankami jakie szykuje nam teren.
Momentami trzeba opuścić siedzonko i spacerkiem podejść z rowerem pod górę.



Nagrodą za trud jest widok zamku w Rabsztynie, gdzie robimy sobie pamiątkowe zdjęcia i ruszamy dalej z nadzieją, że teraz już gorzej być nie może.




Szybko jednak opuszcza nas nadzieja, jedna z kolejnych górek zaskakuje nas tonami piachu. Nie ma siły, trzeba znów przespacerować się z rowerem. Jakaż była nasza radość gdy w końcu dotarliśmy do asfaltu.



Przed nami już tylko Golczowice, gdzie po krótkim rozeznaniu w terenie docieramy do pierwszego noclegu, gdzie po bezkrwawej walce o łazienkę, zasiadamy do kolacji

Kategoria z WFKR