Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2011

Dystans całkowity:390.40 km (w terenie 94.03 km; 24.09%)
Czas w ruchu:21:13
Średnia prędkość:18.40 km/h
Maksymalna prędkość:49.20 km/h
Suma kalorii:3660 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:30.03 km i 1h 37m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
14.14 km 2.10 km teren
00:50 h 16.97 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 156 kcal
Rower:Author

gdzie się podział śpioch?

Środa, 9 marca 2011 · dodano: 09.03.2011 | Komentarze 9

Od kilku dni zastanawiam się, gdzie się podział mój śpioch. Wstaje bladym świtem bez budzika, a to jest sytuacja w moim przypadku nienormalna. Dziś było podobnie, mimo, że do pracy na południe ja przed 7 zjawiłam się w kuchni, prawie gotowa do rowerowania, na co moja mama rzekła: "a ty co, gdzie cię znowu niesie?".
Po lekkim śniadanku ruszyłam zdobywać założone dzisiaj cele. Pierwszym z nich był Krzyż Milenijny. Przez Kałuże Kolonię dotarłam więc do Dzietrznik, gdzie rozpoczęły się poszukiwania polnej drogi prowadzącej na wzgórze. Po skręcie w boczną ścieżkę i przejeździe przez strugę moim oczom ukazał się wreszcie poszukiwany obiekt. Jeszcze krótki podjazd i znalazłam się na miejscu.
struga_dzietrzniki © fotoaparatka

krzyz milenijny © fotoaparatka

Chwila postoju, którego mój organizm już ewidentnie się domagał, zregenerowała siły na dalszą jazdę. Cóż wczorajszy dzień kobiet ostro dał mi się we znaki :) Widok ze wzgórza niesamowity, warto było się się trochę pomęczyć.
widok © fotoaparatka

Powrót do do domu przez Dolinę Objawienia. Tym razem wybrałam żółty szlak rowerowy, na który o mały włos nie zderzyłam się z sarną. Tak blisko jeszcze nigdy tego zwierza nie byłam:) Kawałek dalej moim oczom ukazał się gruby łańcuch zagradzający szlak oraz tabliczka "Teren prywatny". Dało się jednak łańcuch ominąć i po kilku minutach byłam już w Objawieniu.
Objawianie © fotoaparatka

Objawienie żródło © fotoaparatka

Do domu wracałam z wiatrem wiejącym w twarz, który specjalnie nie uprzyjemniał jazdy:) Mimo wszystko pogoda dziś wspaniała i aż żal, że popołudnie trzeba będzie spędzić w pracy.
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
22.32 km 3.50 km teren
01:19 h 16.95 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 251 kcal
Rower:Author

z wiatrem i pod wiatr

Sobota, 5 marca 2011 · dodano: 05.03.2011 | Komentarze 10

Piękna słoneczna sobota. Grzechem było by siedzieć w taką pogodę w domu. Po wczorajszej błotnej przygodzie dziś decyduję się na asfalt i miejsca, w które jeszcze nigdy nie zaglądałam.
Po wyjściu na dwór okazuje się, że oprócz słońca jest jeszcze wiatr ale co tam. Ruszam przez Kałuże Kolonie do "przemieści" Załęcza Wielkiego dokąd jedzie się wyśmienicie. Wiatr w plecy sprawia, iż osiągam prędkości dla mnie nienaturalne. Nie trwa to jednak długo.
przydrożny krzyż © fotoaparatka

warta © fotoaparatka

Po skręcie z tzw. "załęckiej drogi" w boczny asfalt wiodący na Kluski robi się mniej przyjemnie. Wiatr już nie pomaga a wręcz przeciwnie, rozpoczyna się walka z nim. W Kluskach robie przystanek na uwiecznienie widoku jaki roztacza się z góry. Uwielbiam to miejsce. Przy słonecznej, przejrzystej pogodzie można zobaczyć niezwykłą panoramę odległych wiosek.
Kluski_widok © fotoaparatka

Po chwili spędzonej z aparatem w ręku ruszam dalej w nieznany mi jak dotąd żółty rowerowy szlak. Mijam Kluski i po kilku minutach zmagania z wiatrem docieram do Grabowej, gdzie robię kolejny postój przy przydrożnej kapliczce.
kapliczka © fotoaparatka

Ruszam dalej na walkę z wiatrem, który teraz ewidentnie wieje w twarz. Kolejnym obranym punktem jest Słowików. Niestety kończy się asfalt i zaczynają polne drogi, mnóstwo polnych dróg i nagle nie wiem gdzie mam jechać. Zdaję się na kobiecą intuicję, której na początku nie słucham. Kluczę w tych polnych zakamarkach między jednym zabudowaniem a drugim nie znajdując wyjazdu z wioski. A moja babcia twierdzi, że Kałuże to zadupie. Koniec końców wracam do miejsca gdzie po raz pierwszy odezwała się intuicja na którą już od tego momentu całkowicie się zdaję. Udaje się, po trudach jazdy w podmokłym terenie w końcu trafiam na asfalt. Szczęśliwa.
Na asfalcie znów toczę walkę z wiatrem, który jakby przybrała na sile. W końcu jednak dojeżdżam do stacji Janinów i mogę zrobić sobie chwilę przerwy. Tym bardziej, iż okazuje się, że można podejść do miejsc wiosną, latem i jesienią niedostępnych. Zwiedzam więc opustoszałe kolejowe zabudowania oraz wapiennik, znajdujący się nieopodal stacji.
stacja Janinów © fotoaparatka

wapiennik_młyny © fotoaparatka

Z młynów wracam już prosto do domu, krajówką nr 43, której nienawidzę.
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
24.38 km 10.20 km teren
01:21 h 18.06 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 266 kcal
Rower:Author

błotnistym szlakiem drewnianej architektury

Piątek, 4 marca 2011 · dodano: 04.03.2011 | Komentarze 8

Kolejny słoneczny dzień, a ponieważ dziś kończyłam pracę wcześniej, tak wiec po głowie chodziło pytanie, jaką trasę wybrać na rowerową wycieczkę. Wybór padł na drewniane kościółki i wszystko inne co po drodze.
Po powrocie do domu szybkie pakowanie plecaka i ruszam w drogę. Przez Budziaki docieram do końcówki Dzietrznik, gdzie przystaję na chwilę przy leśnej kapliczce.
kapliczka © fotoaparatka

Z Dzietrznik ruszam do Grębienia gdzie czeka na mnie pierwszy drewniany kościółek i tu zaczynają się schody. Wybrałam boczną polną drogę i jak się okazało nie był to do końca przemyślany wybór. Doga w wielu miejscach kompletnie nieprzejezdna, większą część tasy prowadziłam rower. Każda próba jazdy kończyła się pedałowaniem w miejscu. Jak by tego było mało gdzieś na wertepach zgubiłam licznik, wiec musiałam się wrócić. Na szczęście zguba się znalazła.
polna dróżka © fotoaparatka

błotko © fotoaparatka

Po dotarciu do Kościółka Filialnego w Grębieniu, patykiem doprowadzałam rower do stanu użyteczności. Jeszcze tyle błota w swojej karierze na sobie nie miał. Po drobnej toalecie, wyjęłam aparat z plecaka i ruszyłam zwiedzać zabytek.
Modrzewiowy Kościół pod wezwaniem Świętej Trójcy w Grębieniu powstały ok. 1500 roku jest jednym z najcenniejszych zabytków drewnianej architektury sakralnej i jednym z najpiękniejszych kościołów w stylu wieluńskim jaki znajduje się na terenie powiatu.
Kościólek Świętej Trójcy_Grębień © fotoaparatka

Ruszam dalej po drodze napotykając burka, który nie był przyjacielsko do mnie nastawiony. Szczerząc kły odprowadził mnie do drogi w kierunku Kocilewa, nie robiąc sobie nic z nawoływań właściciela. Ruszam dalej tym razem już asfaltem, rozrzucając błoto z opon we wszystkie strony. Po dojechaniu do drogi krajowej nr 45,skręcam w szutrową drogę i ruszam na podbój drewnianego wiatraka. Na szczęście tu błota już zdecydowanie mniej.
Wybudowany w 1914 roku przez rodzinę Kowalskich, pracował jako młyn wietrzny do 1960 roku.
Wiatrak_Kocilew © fotoaparatka

Po krótkim postoju przy młynie ruszam dalej do Ożarowa, gdzie na chwilkę zahaczam o drewniany dworek, ale ponieważ słońce nie ułożyło się przyjaźnie to i zdjęć nie mam. Po wyjeździe na asfalt kieruję się już prosto do Wierzbia gdzie czaka na mnie kolejna sakralna, drewniana budowla.
Drewniany, modrzewiowy kościółek w stylu wieluńskim pod wezwaniem Św. Leonarda z XVI w., przebudowany XVIII w. a odrestaurowany koniec XIX w.
Kościół Św. Leonara_Wierzbie © fotoaparatka

Spod kościółka pedałuję w kierunku domu po drodze napotykając samotnego kolarza. Przez Marki leśnymi drogami, już bez niespodzianek, docieram do Kałuż.

Dane wyjazdu:
17.82 km 4.20 km teren
01:05 h 16.45 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 192 kcal
Rower:Author

Kto rano wstaje ten pija u źródła królowej :)

Środa, 2 marca 2011 · dodano: 02.03.2011 | Komentarze 9

Pobudka dzisiaj niezwykle wczesna jak na mojego śpiocha. Za oknem troszku mroźno ale bardzo słonecznie, nie sposób takiej pogody nie wykorzystać. Po śniadanku szybko wskakuje na rower i ruszam w najbliższy mi świat :) Przez leśne ścieżyny przemykam koło trzeciego stawu i dojeżdżam do Pomnika powstańców, gdzie krótka przerwa na kilka fotek po czym ruszam dalej.
pomnik © fotoaparatka

Przejazdem przez Objawienie docieram do drogi prowadzącej na Kępowiznę, po zjeździe z której przystaje na chwilę przy drewnianym młynie. Niby teren prywatny ale dziś dostępny dla mnie, tak więc mogłam dotrzeć aparatem z każdej strony zabytku. Po powrocie do mojego dwukołowego pojazdu okazało się, że zapodziałam gdzieś plecak. Na szczęście znalazłam go w niedalekich krzaczorach :)
młyn wodny © fotoaparatka

Ruszam dalej do Wąwozu Królowej Bony po drodze ścigając się z ujadającym burkiem. Do wąwozu docieram dość szybko. Zjazd z asfaltu w polną drogę ukazuje zalety mroźnej pogody, która sprawiła, że droga jest w końcu przejezdna.
żołty szlak © fotoaparatka

Pozostawiając rower przy przydrożnej kapliczce już na piechotę idę zwiedzać opustoszałe zabudowania oraz brzegi Warty docierając w końcu do Źródła Królowej Bony. Nabieram wody do butelki. Wody, która okazała się dość ciepła i ruszam w kierunku roweru żałując, że nie mogę w tutaj zostać dłużej. Jeszcze chwilę spędzam spacerując przy brzegu rzeki i postanawiając odwiedzić to miejsce na kiedy czas pozwoli mi spędzenie tam dłuższej chwili.
prom Bieniec © fotoaparatka

chatka © fotoaparatka

warta © fotoaparatka

Żródełko Królowej Bony © fotoaparatka

Wsiadam na rower i już bez przystanku pedałuję w kierunku Kałuż. W drodze powrotnej temperatura już bardzo przyjemna, a i słoneczko cieplutko grzeje, aż żal się robi, że popołudniu trzeba pomaszerować do pracy .