Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Wpisy archiwalne w kategorii

do i z pracy

Dystans całkowity:843.38 km (w terenie 45.82 km; 5.43%)
Czas w ruchu:38:45
Średnia prędkość:21.76 km/h
Maksymalna prędkość:45.80 km/h
Suma kalorii:8473 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:44.39 km i 2h 02m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
41.13 km 0.00 km teren
01:51 h 22.23 km/h:
Maks. pr.:45.30 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 505 kcal
Rower:Author

rowerowo do pracy

Wtorek, 28 czerwca 2011 · dodano: 04.07.2011 | Komentarze 7

Dawno nie pedałowałam rowerem do pracy, więc trzeba to nadrobić. Budzę się skoro świt i aż dziw bierze, że otwieram oczy jeszcze przed budzikiem. Zjadam śniadanie i ruszam pracować. Trasa tradycyjna, krajówką nr 43. Jedzie mi się przeciętnie, bo bez ustanku łzawią mi oczy. Sama nie wiem od czego. okulary też nie pomagają. W końcu jednak dojeżdżam do Wielunia, parkuje rower i powracam do pracowniczego stanu.
Po 13 udaje mi się pracę opuścić. Wyjeżdżam z miasta i nagle przypomina mi się o pozostawionym telefonie. Jutro urlop, więc jak tu żyć bez komórki. Nie ma wyjścia muszę się wrócić.
Po raz drugi wyjeżdżam z miasta, tym razem już z telefonem w plecaku. Z powodu wiatru nie mam ochoty wracać "częstochowską" toteż obmyślam inną trasę. Przez Gaszyn, Kadłub docieram do zielonego szlaku, którym kieruję się na Popowice.
pola za Kadłubem © fotoaparatka

krajobraz na czarnym zielonym szlaku © fotoaparatka

Z Popowic przez Józefów, gdzie robię sobie troszkę dłuższą przerwę na zdjęcia i przebranie wierzchniego odzienia w bardziej przewiewne.
miejsce na przebranie © fotoaparatka

Ruszam znów w drogę. Teraz kieruję się do Grębienia, gdzie żegnam się z zielonym a witam czarnym szlakiem. Zgodnie z oznakowaniem skręcam w kierunku zabytkowego kościółka, aby tam na chwilę odetchnąć od skwaru. O dziwo nie spotykam żadnego złośliwego psiaka, co rejonach zabytku jest normą.
zabytkowa dzwonnica © fotoaparatka

Zabytkowy kościół w Grębieniu © fotoaparatka

Ruszam. Z Grębienia przez Pątnów wyjeżdżam na krajówką i dalej już prosto przez Dzietrzniki docieram do domu.

Dane wyjazdu:
35.82 km 0.00 km teren
01:33 h 23.11 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 440 kcal
Rower:Author

Krótko do i z pracy

Sobota, 4 czerwca 2011 · dodano: 04.06.2011 | Komentarze 7

Nie będę się rozpisywać. Sobota pracująca, a więc zrywam się skoro świt i ruszam do pracy, oczywiście na rowerku. Tradycyjnie przez Dzietrzniki, Pątnów, Kamionkę i Nowy Świat.
poranek w drodze do pracy © fotoaparatka

Spędzam w pracy cały poranek i trochę popołudnia, po czym wsiadam na swojego rumaka. W założeniach wracam drogą nieco zmodyfikowaną, ale tylko w założeniach.
Z miasta wyjeżdżam tą samą trasa co wczoraj. Na Nowym Świecie odzywa się głód, a ponieważ w plecaku tylko karta i kompletny brak gotówki, zmuszona jestem wracać najkrótszą drogą. Żegnam się z bocznymi drogi i wracam dokładnie tak samo jak przyjechałam.

Dane wyjazdu:
54.66 km 5.21 km teren
02:37 h 20.89 km/h:
Maks. pr.:43.70 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 652 kcal
Rower:Author

okrężną drogą do domu

Piątek, 3 czerwca 2011 · dodano: 03.06.2011 | Komentarze 3

Dziś zaskakuję samą siebie, budzę się bowiem jeszcze przed dzwonkiem budzika. Mam taką ochotę na pedałowanie, że wstaję z łóżka bez żadnego problemu. Jem śniadanko i ruszam do pracy. Tradycyjnie drogą krajową nr 43, z małym skrętem w boczną drogę.
widoki o poranku © fotoaparatka

W pracy jestem kilka minut po 6, a więc w sam raz aby przebrać się i w spokoju wypić poranną kawę. Od 7 już tradycyjnie pacjent za pacjentem, a w miedzy czasie telefon za telefonem. Codzienność.
Po południu opuszczam pracę i ruszam w okrężną trasę powrotną do domu. Pierwszym etepem staje się znalezienie takiej drogi wyjazdowej z Wielunia, aby ominąć główne ulice. Muszę przyznać, że nawet mi się to udaje.
Wyjazd z Wielunia przychodzi mi dziś niespodziewanie łatwo. Zazwyczaj ten początkowy odcinek sprawia, iż mam dość a dziś proszę :) Krajówką dojeżdżam do Nowego Świata, gdzie niespodziewanie postanawiam skręcić w lewo na Rudę. Po chwili docieram do wioski i tu kieruję się zielonym szlakiem. Mijam kościół, cmentarz i przed samym zjazdem z asfaltu przystaję na chwilę, by zorientować się w terenie.
orientacja w terenie © fotoaparatka

Wjeżdżam w polną drogę. Na najbliższym słupie odnajduję oznakowanie i upewniam się, że jadę właściwą trasą. Owa droga ma mnie doprowadzić do wsi Wierzchlas i tak też się dzieje. Na szlaku oprócz piaszczystego podłoża odnajduję mnóstwo potłuczonych butelek i innych szklanych odłamków. W duszy modlę się, żeby żaden z nich nie utknął w mojej oponie.
polna kapliczka © fotoaparatka

W końcu docieram do wioski, gdzie atakuję spożywczak by zakupić wodę i batona, bo w brzuchu zaczyna burczeć. Napełniam bidon, pałaszuję słodkości i ruszam dalej w kierunku Przycłap. Tutaj praktycznie cały czas z górki więc szybko osiągam cel.
Wyjeżdżam na szos, która prowadzi do Przywozu. Pedałowanie asfaltem nie trwa jednak długo. Po wjeździe do lasu, po lewej stronie, dostrzegam ławeczki i jakąś dużą tablicę. Ruszam zbadać teren. Na miejscu okazuje się, że jest to zakończenie szlaku dydaktycznego Nadleśnictwa Wieluń.
zakończenie dydaktycznej ścieżki © fotoaparatka

Skoro zakończenie, więc gdzieś musi być początek. Rozglądam się chwilę i w oddali dostrzegam kolejną tablicę. Ruszam w jej stronę i na miejscu odnajduję piękny, pokryty strzechą paśnik. Tak więc warto było zboczyć z trasy.
pasnik kryty strzechą © fotoaparatka

Jeszcze kawałek pedałuję ścieżką przed siebie, jednak dojechawszy do skrzyżowania zawracam i wracam na asfalt.
Po chwili praktycznie kończy się las a ja skręcam na Jajczaki. Jest tam coś takiego, co bardzo mi się podoba. Mianowicie drzewo, pomnik przyrody, który rośnie sobie na środku drogi. Zastanawiam się ile osób się na niego nadziało:) Mimo wszystko takie rozwiązanie bardzo mi się podoba, choć widać, że drzewo chyba powoli kończy swój żywot :(
ot taka niespodzianka na drodze:) © fotoaparatka

Z Jajczak dojeżdżam do Strug, gdzie skręcam na Łaszew. Mijam kościół i wdrapuje się na Piotrkową Górę, z której chwilę później zjeżdżam. Z Łaszewa kieruję się na Bieniec Mały i na skrzyżowaniu jadę w stronę Pątnowa, który jednak mijam bokiem.
czarny szlak © fotoaparatka

Widoki z czarnego szlaku © fotoaparatka

Przed samym Bieńcem wjeżdżam w teren i droga nad torami docieram do Dzietrznik. Tu zastaję trochę błota, które wypryskuje spod opon we wszystkie strony.
W Dzietrznikach znów wyjeżdżam na krajówkę, którą pedałuję sobie już prosto do domu.

Dane wyjazdu:
36.25 km 0.21 km teren
01:35 h 22.89 km/h:
Maks. pr.:42.20 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 452 kcal
Rower:Author

Bo rower też czasem musi popracować :)

Wtorek, 24 maja 2011 · dodano: 24.05.2011 | Komentarze 8

Dziś wstaję zgodnie z tym co nakazuje mi budzik. Choć przyznam szczerze, że wolałabym jeszcze pospać. Zwlekam się z łóżka i pół godziny później pedałuję już w stronę Wielunia. Trasa cóż nie ma co udziwniać, zresztą rano nie ma na to czasu, kieruję się krajówką.
Jedenaście godzin w pracy daje popalić. Strasznie nie chce mi się wracać rowerem, ale jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B. Wsiadam i dzielnie pedałuję do domu. W Wieluniu jeszcze trochę kombinacji, co by nie wracać głównymi ulicami, i chwilę później jestem już na przedmieściach. Temperatura i wiatr daje się we znaki na tyle, że szybko mam dość.
Przejeżdżam przez Nowy Świat, gdzie na łące robię sobie chwilowy postój na podziwianie widoków.
Tam w oddali jest gdzieś Ruda © fotoaparatka

zastanawiałam się co tak pachnie © fotoaparatka

Chwila spędzona w cieniu dodaje mi sił na dalszą jazdę. Od tego momentu już bardzo przyjemnie pokonuje mi się kolejne kilometry. Cały czas krajówką przez Kamionkę, mijając bokiem Popowice dalej przez Pątnów, Grębień docieram do Dzietrznik. Przed samym wjazdem do wioski robię ponowny, krótki przystanek by troszkę popstrykać. W końcu po coś taszczę zawsze ze sobą ten aparat:)
Przed Drzietrznikami © fotoaparatka

widok na kościół w Dzietrznikach © fotoaparatka

Z Dzietrznik dalej asfaltem przez las docieram do skrzyżowania i skręcam na moje ukochane Prusaki.
A Jutro tez zabieram rower do pracy :)

Dane wyjazdu:
60.14 km 2.93 km teren
02:45 h 21.87 km/h:
Maks. pr.:44.10 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 716 kcal
Rower:Author

A pani to z jakiej gazety ..?

Czwartek, 19 maja 2011 · dodano: 19.05.2011 | Komentarze 6

Jak to mówią: "kto rano wstaje...." toteż i ja wstaję dzisiaj zgodnie z budzikiem, który atakuje poranną cieszę dokładnie o 4.30. Zrywa się z łóżka, pakuje manatki do plecaka, jem śniadanko i szykuje sobie drugie, bo przeczuwam, że jak tylko dojadę do pracy obudzi się mały głód.
Ruszam. Wyboru nie mam wielkiego, a nawet specjalnie nie chce mi się kombinować, tak więc tradycyjnie krajówką prosto do Wielunia. Jedzie mi się dzisiaj bardzo fajnie i lekko, nawet podjazdy pod góreczki te większe i mniejsze nie sprawiają mi problemu.
W Wieluniu zjawiam się parę minut po 6 z nadzieją na częściowe sfotografowanie miasta, co po troszku mi się udaję. Krakowskim Przedmieściem docieram do murów obronnych, gdzie parkuję brykę na parkingu i chwytam za aparat. I tak oto wszystkim, którzy wybierają się w sobotę do Wielunia na Bikemaraton przybliżam miasto:)
mury obronne Wieluń © fotoaparatka

Miałam nadzieję na opustoszałe ulice, ale nie wzięłam pod uwagę posiadaczy czworonogów, którzy wyprowadzali swoich pupili na poranne siusiu. Rezygnuje więc z większego, fotograficznego zgłębiania miasta. Zatrzymuje się jeszcze tylko przy klasztorze i kościele Zwiastowania Najświętszej Panny Marii, gdzie dziś swoją siedzibę maja Franciszkanie.
Kościół u Franciszkanów_wieluń © fotoaparatka

otoczenie kościoła © fotoaparatka

Włóczę się chwilę przy kościele po czym siadam na rower z ulicy Reformackiej przez Zamenhofa gdzie skręcam na Mokrą a z niej na Sieradzką docieram do pracy.
Parkuje rower na swoim miejscu, przebieram się i dobieram do drugiego śniadanka. Jeszcze tylko wyssać z chętnych trochę krwi, kilka godzin przy nudnym programie i wprowadzaniu danych i jestem wolna :D
Powrót do rowerowego stanu i ruszam zdobywać kolejne zabytki:) Wojska Polskiego wyjeżdżam z Wielunia i przez Turów docieram do miejscowości Zwiechy, za którą skręcam w szutrowa drogę. Owa trasa doprowadza mnie do zabytkowego drewnianego wiatraka. Jest to drewniany wiatrak typu koźlak powstały w 1888 roku. Nie zachowały się niestety skrzydła ale jest fragment zadaszonego ganku wraz ze schodami.
drewniany wiatrak © fotoaparatka

Obok wiatraka stoi domek, nie jestem pewna czy zamieszkały. Z pewnością podobnie jak i młyn bardzo zaniedbany. Nikt mnie nie przegonił, a łaziłam po młodym zbożu bo nie było innego dojścia, więc albo właściciela nie ma albo jest spokojnym człowiekiem :D
Chwila łażenia po polach i znów odzywa się mały głód, więc robię przerwę na małe co nieco podczas, której obieram dalszą trasę. Kilka minut później pedałuje już w kierunku Chotowa.
widok z drogi Kurów- Chotów © fotoaparatka

Z Chotowa przez Wichernik, Walenczyzne docieram do Skomlina, gdzie czekają na mnie dwa zabytki, których jeszcze rowerowo nie zdobyłam. Zielony szlak, którym kieruję się już praktycznie od Chotowa docieram do pierwszego z nich.
Jest to modrzewiowy spichlerz wybudowany przez właściciela Skomlina Władysława Bartochowskiego w 1777 roku.
spichlerz w Skomlinie © fotoaparatka

Spichlerz mieścił nawet 300 ton zboża, co mnie specjalnie nie dziwi bo obiekt jest sporych gabarytów.
wejście do spichlerza © fotoaparatka

Ruszam dalej wypatrując zabytkowego, drewnianego kościółka, który chwile później odnajduję.
Skomlin przed kościołem © fotoaparatka

Kilka minut przerwy na obejście świątyni z wszystkich stron i oczywiście na zdjęcia :)
Zabytkowy kościółek Św. Filipa i Jakuba jest kolejnym sakralnym obiektem wybudowanym w tzw. stylu wieluńskim. Powstał około 1746 roku.
Zabytkowy kościółek Św. Filipa i Jakuba © fotoaparatka

Teraz już ruszam w drogę powrotną. Ze Skomlina kieruję się na Mokrsko po drodze mijając rowerzystę. Witam się z panem i od razu jedzie się lepiej. Dojeżdżam do wioski, gdzie skręcam na Komorniki. Przy skrzyżowaniu spotykam śpiącego w najlepsze przy płocie pijaczka, którego pilnuje wierna psina.
Do Komornik droga prowadzi raz z górki, raz pod górkę a do tego jeszcze boczny wiatr nie ułatwia mi jazdy. W samej wsi jednak droga skręca co powoduje, że wiatr staje sprzymierzeńcem pedałowania. Docieram do kolejnego tym razem murowanego, zabytkowego kościoła. Parkuje rower i ruszam na fotografowanie. Pstrykam pierwsze zdjęci i nagle słyszę głos: "a pni to z jakiej gazety?...". Myślę sobie, że w takim razie muszę wyglądać profesjonalnie :D Wyprowadzam człowiek z błędu i dalej robię swoje.
Co do kościoła to obecna świątynia powstała w połowie XV wieku i prawdopodobnie jest to trzeci kościół w tej miejscowości.
Kościół w Komornikach © fotoaparatka

obok kościoła w komornikach © fotoaparatka

Wracam do mojej bryki, chwytam za bidon i wypijam ostatnie łyki wody. Od tej pory koncentruje się na poszukiwaniu jakiegoś spożywczaka. Przejeżdżam jednak całe Komorniki, Zmyśloną a sklepu nie ma.
Wyjeżdżam na drogę w kierunku Ożarowa. Wspinam się na wzgórze i robię sobie przystanek by podziwiać widoki roztaczające się z niego.
widok ze wzgórz ożarowskich © fotoaparatka

Obrazy naprawdę niesamowite. Widać wszystkie miejsca, do których do tej pory pedałowałam.
widok numer 2 © fotoaparatka

Zjeżdżam ze wzgórz co doprowadza mnie do Ożarowa a tam atakuję pierwszy przydrożny spożywczak. Huuurra mam wodę!!! :D Teraz to już spokojnie mogę wracać do domu. Przez Wierzbie, Marki dojeżdżam do lasu, którym kieruję się już prosto na Kałuże.

Dane wyjazdu:
76.89 km 10.24 km teren
03:34 h 21.56 km/h:
Maks. pr.:45.80 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 922 kcal
Rower:Author

Nadrabianie zaległości

Środa, 11 maja 2011 · dodano: 11.05.2011 | Komentarze 10

Zapuściła się w pedałowaniu ale powodem było przeziębienie, czyli przyczyna ode mnie niezależna. Jednak kiedy już prawie puściło ni stąd ni zowąd znalazł się powód, który złożył się na mój urlop od roweru. Czasem w życiu tak się zdarza :)
W poniedziałek jednak postanawiam, iż w środę przerywam ten stan. Aby postanowienie weszło w życie zrywam się wczesnym rankiem, pałaszuje śniadanie i ruszam rowerem do pracy. Tradycyjnie krajówką przez Dzietrzniki, Pątnów, mijając bokiem Popowice przez Kamionkę i Nowy Świat docieram do Wielunia. Parkuje rower i przystosowuje się do funkcjonowania wśród ludzi.
Kilka minut po 12 wychodzę z pracy, zahaczając jeszcze o spożywczak, w którym to zaopatrzam się w batony na drogę powrotną. Z racji, iż nie lubię wracać ta samą trasą, obieram inną drogę.
Wyjeżdżam z Wielunia kierując się na Gaszyn, Krzyworzekę gdzie robię pierwszy przystanek przy zabytkowym kościele.
Kościół Św.Pawła i Piotra_Krzyworzeka © fotoaparatka

Kościół Św. Pawła i Piotra_ przód © fotoaparatka

Zastaję otwarte drzwi świątyni, więc mogę sfotografować jej wnętrze.
Wnetrze kościoła w Krzyworzece © fotoaparatka

Spod Kościoła ruszam dalej w kierunku Mokrska, gdzie chce zobaczyć kolejną świątynie. Po wjeździe do wsi kusi mnie jednak kierunkowskaz na Chotów, któremu nie mogę się oprzeć. Skręcam i dość szybko docieram na miejsc, gdzie odnajduję kolejny kościół. Historię budynku można znaleźć tutaj.
Kościół Św. Marcina w Chotowie © fotoaparatka

Wracam do Mokrska, gdzie przez chwilę pedałuję w kierunku Krzyworzeki skręcając jednak w drogę prowadzącą do Ożarowa. Owy asfalcik praktycznie cały czas prowadzi pod górkę. Wynagrodzeniem za trud staja się jednak widoki roztaczające się ze Wzgórz Ożarowskich.
Widok ze Wzgórz Ożarowskich © fotoaparatka

Zjazd ze Wzgórz czysta przyjemność. Osiągam tam najszybszą prędkość dzisiejszej wycieczki.
Po kolejnym krótkim podjeździe docieram do Ożarowa, gdzie przy budynku tamtejszej przychodni zatrzymuje mnie dzwonek telefonu. Oczywiście sekundy mi zabrakło żeby odebrać, ale skoro się już zatrzymałam uwieczniam jeszcze kościół.
Kościół w Ożarowie © fotoaparatka

Ruszam dalej asfaltem biegnącym z boku ożarowskiego dworku z nadzieją, że uda mi się nią dostać do stawów. Z niewielkim wahaniem pedałuje przed siebie, aż do momentu kiedy moim oczom ukazuje się pokaźne stado owiec.
część stada owiec © fotoaparatka

Wracam na drogę i po chwili widzę znajome budynki co oznacza, że jestem niedaleko zielonego szlaku. Odnajduję oznakowanie i skręcam zgodnie z nim w las. Niestety jest to ostatnie znaczek, który widzę. Przekonana, że pedałuje dobrze odkrywam zawaloną drewnianą chatkę.
drewniana chatka © fotoaparatka

Momentalnie rozbudza się moja ciekawość. Obchodzę budynek dookoła, zaglądam w okna gdzie widzę świetną drewnianą szafę. Korci mnie by wejść do środka i dokładnie się jej przyjrzeć, rozsądek jednak bierze górę i zostaje na zewnątrz. Widać, że chatka kryta była jeszcze strzechą.
Opuszczam miejsce i w przekonaniu, że jadę dobrze ruszam przed siebie. Po czasie jednak okazuje się, że w pewnym momencie zgubiłam gdzieś szlak :) Udaje mi się jednak wyjechać na drogę już mi znaną, którą kieruję się nad Stawy Ożarowskie.
staw numer 1 © fotoaparatka

staw numer 2 © fotoaparatka

staw numer 3 © fotoaparatka

Wracam na zielony szlak otoczony kwitnącymi kasztanami, który wyprowadza mnie z terenu stawów.
zielony szlak © fotoaparatka

Owym docieram do wsi Dobijacz, gdzie spotkam dwa bociany w czasie klekotkliwej wymianie zdań.
gnizdo z boćkami © fotoaparatka

Z Dobijacza powracam do Ożarowa, skąd kieruję się na Wierzbie, Marki i lasem wracam do domu.

W domu uzupełniam stracone kalorie, wypijam herbatę i stwierdzam, że jeszcze za mało pedałowania dzisiaj. Wskakuję w SPD-ki i za chwilę jestem już w drodze do Bieńca. Tam jak zwykle interesuje mnie źródło, w którym napełniam bidon oraz Warta przy której brzegach spędzam, dłuższą chwilę.
Warta przy źródle Bony © fotoaparatka

Wracam przez Kępowizne i Kałuże Kolonie do domu.

Dane wyjazdu:
52.29 km 8.43 km teren
02:35 h 20.24 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 617 kcal
Rower:Author

między deszczem

Piątek, 29 kwietnia 2011 · dodano: 29.04.2011 | Komentarze 9

Wczesna pobudka i półgodziny później pedałuje już do pracy, Leń został przerwany. Poranek rześki i nawet ciepły.
Pierwszy przystanek robię sobie przy stawach, niestety nie parują dziś tak jak poprzednio, ale mimo wszystko widok jest piękny.
stawy o poranku © fotoaparatka

Ruszam dalej krajówką przez Dzietrzniki, mijając bokiem Grębień do Pątnowa. Na górce przy Skręcie na Popowice robię sobie chwilkę przerwy na uchwycenie wschodu słońca i drogi w porannym świetle.
droga krajowa nrr 43 © fotoaparatka

wschód © fotoaparatka

Ruch dziś mimo wczesnej pory duży, obserwując kolejne zapakowane po brzegi auto uświadamiam sobie, że to przecież piątek- dzień targowy. Mijam Kamionkę, Nowy Świat i po lekkim podjeździe docieram do Wielunia. Jeszcze kilka skrzyżowań i jestem na miejscu, pół godziny wcześniej. W sam raz aby doprowadzić się ze stanu rowerowego na pracowniczy :D

W samo południe powrót do rowerowego stanu, obranie trasy powrotnej i ruszam. Już po chwili cieszę się, że dziś wybrałam rower. Wieluń zakorkowany po brzegi. Samochody stoją a ja mykam sobie w najlepsze. Po chwili jestem już na drodze w kierunku Gaszyna. Droga ta niespecjalnie przyjazna rowerzystą. Nie dość, że krajówka to jeszcze zero jakiegokolwiek pobocza.
W Gaszynie atakuję drewniny kościółek, koło którego byłam zimą :) Otoczony świeżą zielenią prezentuje się o wiele lepiej.
Kościół Gaszyn © fotoaparatka

Z Gaszyna dalej krajówką do Kadłuba i następnego drewnianego kościoła. Tym razem zastaję otwarte drzwi, więc mogę zajrzeć do środka. Przez kratę co prawda ale to zawsze coś.
wnętrze kościoła w Kadłubie © fotoaparatka

Po wyjściu ze świątyni spoglądam na niebo, które coraz bardziej zaczyna mnie niepokoić. Nad głową zaczyna mi się kłębić coraz więcej ciemnych chmur.
W Kadłubie z krajówki skręcam na czarny szlak, mijam cmentarz i kilka minut później jestem już w Popowicach. Na chwilkę przystaję przy tamtejszym kościele i ruszam dalej, z coraz większym niepokojem obserwując niebo.
Kościół Popowice © fotoaparatka

Czarnym szlakiem docieram do Grębienia, gdzie mam zahaczyć o kolejny drewniany kościół. Jednak przybierający na sile wiatr i chmury, które już centralnie wiszą nad moją głową skutecznie zniechęcają mnie do pomysłu. Czym prędzej pedałuję w kierunku dobrze mi znanej "częstochowskiej".
Po wyjeździe na krajówkę wiatr ostro daje się we znaki, co bardzo szybko zniechęca mnie do dalszej jazdy. W Dzietrznikach zatrzymuje mnie dylemat: czy dalej prosto, czy skręcić i wybrać dłuższą trasę ale za to przez las. Pierwsza opcja zwycięża i szybko okazuje się, że jest to bardzo dobry wybór. Około 1,5 kilometra przed domem atakuje mnie deszcz. Początkowo delikatnie, by później przybrać na sile. Na podwórko dojeżdżam przemoczona, ale to wiosenny deszczy i kto wie może jeszcze urosnę :D

Przeczekuje deszcz i po obiedzie dopada mnie niedosyt pedałowania. Pogoda ni to na deszcz, nie to na słońce. W między czasie dostaję zadanie do wykonania, po męczarniach z drukarką pakuje zaproszenie i ruszam w kierunku Doliny Objawienia.
Ruszam szlakiem, który ostatnio pokazał mi brat. Chcę sprawdzić pewne miejsce.
nowy szlak © fotoaparatka

Nie wiem czy dokładnie trafiam do umyślonego miejsca, jednak muszę jeszcze podpytać tatę o dokładną lokalizację. Po chwili modyfikuję trochę trasę i znaną mi od dawna drogą ruszam do doliny. Wieszam zaproszenie, co wcale nie jest takie łatwe jak myślałam i schodzę do źródełka.
Objawienia tablica © fotoaparatka

Droga do źródełka © fotoaparatka

Pogoda zdecydowanie idzie ku lepszemu, decyduję się więc na Kępowiznę. Z Objawienia wyjeżdżam żółtym szlakiem. Po kilku minutach wyjeżdżam na asfalt i prosto na kąpielisko. Tutaj słoneczko znów pokazuje się za chmur i robi się na powrót piękna pogoda.
Kąpielisko © fotoaparatka

Otoczona brzoza © fotoaparatka

Spędzam chwilę na plaży po czy ruszam w drogie powrotną. Znów przez Objawiane, tym razem docierając tam drogą przy Florianie.
Pedałuję dalej, przejeżdżam przez przejazd kolejowy i za chwilę jestem przy pomniku powstańców.
pomnik © fotoaparatka

Pod nogami spotykam ślimaka, którego przez chwilę niepokoję.
ślimak © fotoaparatka

Stąd drogą przy trzecim stawie docieram do asfaltu i nim już kieruje się prosto do domu.

Dane wyjazdu:
25.52 km 1.20 km teren
01:05 h 23.56 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

o wschodzie i zachodzie

Piątek, 22 kwietnia 2011 · dodano: 22.04.2011 | Komentarze 7

No i wczoraj mój budzik nie dał rady śpiochowi, co poskutkowało sięgnięciem po czerwonego chrząszcza. W drodze powrotnej, stojąc na światłach i gotując się w blaszaku szybko pożałowałam porannej decyzji.
Dzisiejszy dzień natomiast zaczął się dla mnie bardzo wcześnie, bo lekko po 5 pedałowałam już w kierunku Doliny Objawiania, chcąc zdążyć przed całkowity wschodem słońca. Dziś bowiem woda ze źródła ma ponoć wyjątkowo uzdrawiającą moc. U źródła spotykam spory "tłum". Ustawiam się w kolejkę po wodę, którą ludzie dziś czerpią hektolitrami. Po kilku minutach wyczekiwania i mnie udaje się napełnić przytaszczoną butelkę. W Dolinie spędzam niespełna godzinę obserwując to co dzieje się wokół źródła. Tyłek ruszam dopiero wtedy kiedy mój żołądek, pozostawiony bez śniadania, domaga się strawy.
źródło o poranku © fotoaparatka

W drodze powrotnej przystaje jeszcze przy Florku
Florek o poranku © fotoaparatka

Po powrocie szybko pałaszuję śniadanie, podczas którego zastanawiam się czy pedałować do pracy, czy nie. Mam trochę obaw ponieważ czeka mnie krajówka, w Wieluniu dzisiaj dzień targowy a do tego zbliżające się święta. Wszystko to składa się na wzmożony ruch na drodze, co nie nastawia mnie pozytywnie do jazdy. Szybko jednak znajduje się rozwiązanie, okazuje się bowiem, że mój brat się do Wielunia się wybiera :) Pakujemy więc rower do auta i ruszamy do miasta.
Przed przychodnią rower opuszcza auto i wędruje na swoje miejsce parkingowe, a ja do pracy.
Wieczorem przychodzi czas na odpalenie sprzętu :) Z racji, iż kończę pracę później niż przypuszczałam, nie pozostaje mi nić innego jak szybki powrót do domu krajówką. Nie ma czasu na boczne drogi. Z Wielunia wyjeżdża mi się jakoś ciężko i w pewnej chwili nie chce mi się pedałować dalej. Niechęć jednak szybko mija i dalej już jakoś lżej:) Zatrzymuję się tylko dla uwiecznienia zachodzącego słońca.
zachód © fotoaparatka


Dane wyjazdu:
38.31 km 3.20 km teren
01:51 h 20.71 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 465 kcal
Rower:Author

Zaczynamy .... dojazd do i z pracy

Środa, 20 kwietnia 2011 · dodano: 20.04.2011 | Komentarze 9

Plan był taki: wstaje rano i pedałuje do pracy. Przygotowania trwały od wczoraj, budzik ustawiony na 5 rano i co .... Gdy wybija godzina mój budzik rozpoczyna swą pracę a ja przekładam się na drugi bok. Za oknem jeszcze szarówka i jakoś tak nieprzyjemnie. Postanawiam wyjść spod kołdry sprawdzić temperaturę, gdy widzę 2 stopnie mój śpioch mówi: wracaj do łóżka. Idę za namową wewnętrznego głosu z powrotem do ciepłych pieleszy, jednak po chwili włącza się cykloza i mówi: skoro już wstałaś to nie szkoda Ci? Ano szkoda... Szybko wyskakuję z łóżka i za parę minut jem już śniadanie, jeszcze tylko kask na głowę i wyruszam.
Pięknie wygląda świat przed 6 rano. Niestety z obawy, że mogę nie dotrzeć na czas postanawiam zostawić aparat w plecaku. W pamięci mam jednak stawy z unoszącą się nad ich powierzchnią parą i to niesamowite światło poranka.
Droga do pracy wiedzie niestety krajówką, ale o tej porze ruch na niej jeszcze znikomy, jedzie się więc wyśmienicie. Trochę obawiałam się miasta, bo cóż jestem wiejską "dziewczynką" i takie pedałowanie mi obce, ale nie taki diabeł straszny....
W pracy budzę zdumienie, bo chyba nikt nie spodziewał się, że w takim małym krasnalu drzemie taka energia :)
W samo południe jestem już wolna, mogę wracać do domu. Tym razem natężenie ruchu już spore a i wiatr wieje z przeciwka. Po kolejnym zwalniającym mnie podmuchu powodowanym przez ciężarówki postanawiam skręcić w Pątnowie i dalej już jechać bocznymi drogami. Tradycyjnie robię sobie postój przy źródle Św. Rocha.
Obok źródła św. Rocha © fotoaparatka

spotykam tam grupkę owadów
zbiorowskio © fotoaparatka

Po chili spędzonej w ciepłym słońcu ruszam dalej, przed Bieńcem skręcając w polną drogę biegnącą nad torami kolejowymi. Z owej drogi wyjeżdżam w Dzietrznikach obok cmentarza. Rozglądam się wkoło i obok grobów nie spotykam żadnej żywej duszy, postanawiam skorzystać z okazji i pójść sfotografować pomnik-mogiłę ku pamięci osób pomordowanych w czasie II Wojny Światowej. Na pomniku widnieje nazwisko brata mojego dziadka, tak więc muszę kiedyś zgłębić ten rozdział rodzinnej historii.
pomnik Dzietrzniki © fotoaparatka

Ruszam dalej zatrzymując się jeszcze na chwilę, przy moim parafialnym kościele.
Kościół Dziatrzniki © fotoaparatka

Wyjeżdżam znów na krajówkę, jednak kilka minut później wjeżdżam w leśną drogę skąd już prosto do domu.
Spodobało mi się takie pedałowanie do pracy, a dzisiejsze zerknięcie na ceny benzyny, która znów poszła do góry, zmotywowały mnie do częstszego korzystania z roweru. Jednak czy do końca jestem zmotywowana okaże się jutro :)