Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Wpisy archiwalne w kategorii

sam na sam

Dystans całkowity:3317.14 km (w terenie 952.94 km; 28.73%)
Czas w ruchu:171:24
Średnia prędkość:19.35 km/h
Maksymalna prędkość:49.20 km/h
Suma kalorii:29927 kcal
Liczba aktywności:108
Średnio na aktywność:30.71 km i 1h 35m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
21.53 km 9.33 km teren
01:10 h 18.45 km/h:
Maks. pr.:40.40 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 245 kcal
Rower:Author

Nadwarciański Gród i bliskie spotkanie z leśnym runem

Poniedziałek, 28 marca 2011 · dodano: 28.03.2011 | Komentarze 6

Poranek w pracy nie daje możliwości nawet wypicia, tak potrzebnej mi dziś, rannej kawy. I jak tu pracować bez kofeiny... :D Jakoś udaje się jednak wytrzymać do końca. Po powrocie do domu napawam się smakiem czarnego napoju, obmyślając trasę na rower.
Wyruszam za cele obierając sobie najbliższe mi miejsca, a co dalej czas pokaże. Ruszam. Chwile pedałuję krajówką, z której jednak szybko zjeżdżam w leśną drogę. Z owej drogi skręcam w ścieżynę, która doprowadza mnie do "trzeciego stawu". I staje się jedna noga się wypina natomiast druga poprowadzi mnie w kierunku podłoża. Runo leśne jednak dobrze amortyzuje upadek :D Robię sobie chwilę przerwy, śmiejąc się z wywrotki.
Trzeci staw © fotoaparatka

Chwilę później już pedałuję w kierunku pomnika powstańców. W lesie mnóstwo ściętego drzewa, które gdzieniegdzie poukładane jest w równiutkie kupeczki. Docieram do pomnika i znów chwila postoju, okazuje się bowiem, że troszkę przesadziłam z ubiorem. Trzeba co nieco z siebie zdjąć :)
Pomnik powstańców © fotoaparatka

Ruszam, tym razem w kierunku Doliny Objawienia. Drogi okazują się nieco zdezelowane ową akcją wycinania drzew. Docieram na miejsce, gdzie przystaje na chwilę przy ołtarzu i maszeruje dalej napełnić bidon wodą źródlaną.
Dolina Objawienia © fotoaparatka

Spotykam nawet pierwsze oznaki wiosny :)
wiosennie © fotoaparatka

Po chwili postoju pedałuję dalej żółtym szlakiem, z którego zbaczam przy figurce Floriana. Obraną ścieżką dojeżdżam do tzw. "drogi załęckiej" gdzie postanawiam zdobyć jeszcze Ośrodek ZHP. I tak przez Załęcze Wielkie docieram do mostu na Warcie, za którym chcąc nie chcąc muszę się zatrzymać:)
most w Załęczu © fotoaparatka

Przechadzając się brzegami Warty spotykam jeszcze opustoszały ślimakowy dom.
muszelka © fotoaparatka

Ruszam dalej siłując się z wiatrem. Uwielbiam ten szlak pod warunkiem, że nie muszę walczyć z powiewami. W końcu docieram do ostatniego punktu dzisiejszej wycieczki Ośrodka ZHP Nadwarciański Gród.
Nadwarciański Gród © fotoaparatka

Przysiadam na chwilę na ławeczce wsłuchując się w wartki nurt Warty. Po takiej relaksacji od razu lepiej się pedałuje :) Wracam znów pod wiatr, tym razem drogę powrotną obierając sobie przez Kałuże Kolonie.

Dane wyjazdu:
26.38 km 4.50 km teren
01:25 h 18.62 km/h:
Maks. pr.:49.20 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

W rytmie ska

Środa, 23 marca 2011 · dodano: 23.03.2011 | Komentarze 13

Dziś miał być urlop od jeżdżenia, ale gdzie tam... Już od rana nosi mnie po kątach. Próbuje sobie znaleźć jakieś konstruktywne zajęcia ale wszystko na nic. W południe pakuje więc manatki, wkładam na uszy słuchawki z nadzieją, że nie będę słyszeć wiatru i ruszam.
Obierając sobie za cel dworek w Pątnowie, szukam jakiejś nowej ciekawej trasy. Szutrową drogą docieram na tzw. "dzietrznicką górę" skąd już krajówką do samych Dzietrznik. Przemykam koło kościoła robiąc sobie chwilowy przystanek przy figurce, kościół zostawiając jednocześnie na drogę powrotną.
Figurka © fotoaparatka

Pedałuje dalej obok cmentarza i wjeżdżam w polna drogę prowadzącą nad torami. Owa droga błotno-piaskowa ale przejechać się udaje. Wyjeżdżam na początku Pątnowa skąd niby z górki ale wiatr prosto w twarz i nici z prędkości.Po walce z wiatrem docieram w końcu do dworku, robiąc sobie tam dłuższy przystanek. Musze przecież zajrzeć w każdy dostępny kąt. O samym budynku praktycznie nic nie wiem, prócz tego, że moja babcia chodziła tam pracować za młodu.
"dworek"_Pątnów © fotoaparatka

Budynek strasznie mi się podoba i aż żal ściska, że w takim stanie jest. Obok budynku stoi pomnik przyrody, wydaje mi się, że dąb ale przyznam szczerze, że pewna nie jestem.
Ruszam dalej w drogę powrotną. Choć straszenie nie lubię wracać tą sama trasą dziś robie wyjątek, w końcu został mi kościół w Dzietrznikach. W połowie polnej drogi zatrzymuje się na sfotografowanie krajobrazu, ale w oddali udaje mi się dostrzec coś o wiele ciekawsze niż widok. Piękne stadko saren.
w odwrocie © fotoaparatka

szopa © fotoaparatka

Po pewnym czasie sarny uciekają a ja pedałuje już bezpośrednio pod swój kościół parafialny:)
Obecny murowany Kościół Najświętszego Serca Jezusowego, stanął na miejscu jego poprzednika drewnianego, modrzewiowego kościółka. Budowa obecnej świątyni rozpoczęła się w 1900 roku. Powstała w stylu gotyckim nadwiślańskim w kształcie krzyża z trzema nawami. Podczas pierwszej jak i drugiej wojny światowej świątynia została zrabowana. Około 1942 roku kościół przejęła żandarmeria niemiecka, która zrobiła z niego magazyn na zboże, a w podziemiach przetrzymywała i prawdopodobnie torturowała więźniów.
Dzietrzniki_kościół © fotoaparatka

Kościół Najświętszego Serca Jezusowego © fotoaparatka

Z pod kościoła ruszam dalej przez Dzietrzniki, mijając grupę uczniów wracających ze szkoły. Ci zrowerowani postanawiają się trochę ze mną pościągać :) Wjeżdżam do Parku Krajobrazowego i skręcam w kierunku Kępowizny, a tam prosto na kąpielisko przy Warcie. Krótka przechadzka brzegami i przez Kałuże Kolonię wracam do domu .
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
25.00 km 2.10 km teren
01:20 h 18.75 km/h:
Maks. pr.:33.00 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 274 kcal
Rower:Author

rowerowa pętla rudnicka

Wtorek, 22 marca 2011 · dodano: 22.03.2011 | Komentarze 10

Wczorajsze plany nie pozostawiły mi innego wyboru jak wsiąść dziś na rower i ruszyć w obce województwo. Rano okazuje się, że kolana nie specjalnie chcą dzisiaj pedałować ale jednak do mnie nie przemawiają zniechecająco.
O 9.00 wsiadam wiec na swojego rumaka i ruszam krajówką przez Dalachów, mijając bokiem Odcinek i Janinów. Skręcam w boczą drogę na Młyny spenetrować tamę oraz z nadzieją na spotkanie łabędzia. Łabędzi nie ma, a układ słońca nie pozwola mi na sfotografowanie tamy.
Ruszam więc dalej w kierunku Rudnik, robiąc sobie skrót. Skrót okazuje się niefortunnym rozwiązaniem, bo w rzeczywistości staje się dłuższą trasą. Po chwili błądzenia wyjeżdżam wreszcie w Rudnikach przy Urzędzie Gminy skąd już kieruje się prosto do Żytniowa, drogą, która przypomina bardziej ser szwajcarski niż jezdnię. W Żytniowie czeka na mnie główny punkt mojej dzisiejszej krótkiej wycieczki. Zabytkowy drewniany kościół św. Marcina, którego historia sięga XIV wieku. Niestety kościół spłonął a na jego miejsce stanęła przywieziona w elementach świątynia z Trzebnicy. Ciekawostką jest fakt, że jest to jedyny drewniany kościół w Polsce, w którym są katakumby. Z tego co wyczytałam owych katakumb zwiedzać nie można z racji bezpieczeństwa.
Kościół Św. Marcina_Żytniów © fotoaparatka

Na miejscu spotykam ekipę układającą kostkę pod Kościołem. Z racji tego, że nie chciało mi się słuchać głupich tekstów pstrykam kilka zdjęć i zmykam dalej. Teraz kieruję się w stronę Cieciułowa przystając w międzyczasie na podziwianie widoków.
Widok miedzy Żytniowem a Cieciułowem © fotoaparatka

Szybko przemykam przez Cieciułów kierując się w stronę Rudnik. Droga jak zwykle u nas raz z górki raz pod górkę, z wiatrem wiejącym prosto w twarz. Przed samymi Rudnikami zatrzymuję się jeszcze przy przydrożnej kapliczce.
kaplicza © fotoaparatka

Z Rudnik nieszczęsną krajówkę już prosto na Kałuże. W domu przemierzam jeszcze ogród w poszukiwaniu wiosennych akcentów i udaje mi się coś znaleźć.
Jutro postanawiam sobie odpuścić pedałowanie z racji dziwnego uczucia w kolanach ale jak będzie to się dopiero okaże:)
wiosna w ogrodzie © fotoaparatka


Dane wyjazdu:
40.50 km 10.30 km teren
02:10 h 18.69 km/h:
Maks. pr.:33.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 444 kcal
Rower:Author

Wiosenny szlak drewnianych kościółków

Poniedziałek, 21 marca 2011 · dodano: 21.03.2011 | Komentarze 7

Pierwszy dzień wiosny przywitał mnie mroźnym porankiem, ponieważ jednak mam urlop postanawiam przeczekać z pedałowaniem do plusowych temperatur. Plan dzisiejszego wyjazdu jest ustalony od wczoraj, tak wiec odwrotu nie ma.
Koło godziny 9.00 ruszam w pełnym rowerowym umundurowaniu na wiosenne zdobywanie drewnianych kościółków. I tak przez Marki docieram do Wierzbia, z którego drogą krajową podążam w kierunku Wielunia, zbaczając jednak na zjeździe do Grębienia. Kierując się zielonym szlakiem rowerowym przez Józefkę docieram do Popowic, gdzie czaka na mnie pierwsza drewniana świątynia.
Jest to Kościół Wszystkich Świętych wzniesiony w stylu wieluńskim w początkach XVI wieku. Cała konstrukcja powstała bez użycia gwoździ. Od strony fasady do kościoła przylega wzniesiona na przełomie XVII i XVIII wieku wieża. Niestety do środka świątyni nie udało mi się wejść.
Kościół Wszystkich Świętych w Popowicach © fotoaparatka

Ruszam dalej zielonym szlakiem mijając w Popowicach grupkę dzieci niosących na stracenia Marzanny, chwilę później skręcam w spokojną drogę prowadzącą do Kadłuba. I znów wyjazd na krajówkę chwilę później moim oczom ukazuje się kolejny drewniany zabytek.
Jest to Kościół Św. Andrzeja również należący do grupy świątyń drewnianych wzniesionych w tzw. stylu wieluńskim. Wzniesiony prawdopodobnie w początkach XVI wieku. W 1949 roku został przebudowany przez co stracił swój pierwotny wygląd. Tu również nie udało mi się wejść.
Kościół Św. Anrzeja © fotoaparatka

Obok drewnianego kościoła stoi nowa murowana świątynia. A jednak się da pogodzić zabytki z nowoczesnością bez wywożenia ich do skansenów.
Kościół w Kadłubie © fotoaparatka

Tutaj spotyka mnie chwila zawahania ruszać dalej, czy wracać. Szybko spoglądam na zegarek i podejmuję decyzję o dalszym zdobywaniu świątyń. Drogą krajową pedałuję w kierunku Gaszyna. Jedzie się nawet całkiem przyjemnie i natężenie ruchu znikome. Tak się za pedałowałam, iż o mały włos nie zauważyłabym kościoła. Skręcam w kierunku świątyni, która jest nieco oddalona od krajówki.
Jest to kolejny modrzewiowy kościółek wzniesiony w XVI wieku w stylu wieluńskim. Do chwili obecnej zachowała się archaiczna forma kościoła: prostokątna nawa, i węższe i krótsze od niej prezbiterium zamknięte ścianą prostą. I znów spotykam się z zamkniętymi drzwiami, więc i środka kościółka nie zobaczyłam.
Kościół w Gaszynie © fotoaparatka

I znów spotyka mnie chwila zawahania, po drodze przez głowę przeleciał pomysł, a może jeszcze Krzyworzeka. Bije się z myślami, jednak chęć pedałowania zwycięża i kieruję się stronę owej wsi. Dojeżdżając do Krzyworzeki zatrzymuje się jeszcze przy symbolicznym cmentarzyku. Z tablicy wywieszonej przed wejściem dowiaduje się, iż jest to miejsce gdzie uczczono pamięć mieszkańców, zmarłych wskutek epidemii cholery na przełomie pierwszej i drugiej połowy XIX wieku.
cmentarzyk_Krzyworzeka © fotoaparatka

W Krzyworzece czuję się już jak w domu, w końcu mam tam rodzinę i jest w razie czego do kogo podskoczyć:) W samej wsi interesuje mnie murowany kościół i zabytkowa dzwonnica.
Kościół pod wezwaniem Św. Piotra i Pawła to murowana świątynia wzniesiona koło XIII wieku z fundacji księcia Bolesława Wstydliwego. Pierwotnie świątynia została wzniesiona z kamienia polnego, nadbudowanego cegłą. Później jednak ulegała różnym przeróbkom, m.in. w XVIII i XX wieku. Była jedną z trzech kościołów romańskich na obszarze średniowiecznej kasztelanii rudzkiej. Kościół stanowił przykład świątyni łączącej funkcje sakralne z obronnymi.
Pierwotny charakter zachowała dzwonnica, gdzie według legendy miał tam przebywać ścigany przez Krzyżaków król Władysław Łokietek. Została zbudowana z kamienia polnego.
Kościół Św piotra i Pawła w Krzyworzece © fotoaparatka

Z Krzyworzeki kierując się dalej zielonym szlakiem pedałuję w stronę Ożarowe. Po drodze użerając się z atakującym moje kostki psiakiem. W pewnym momencie kończy się asfalt i już do samego Ożarowa brnę w błocku. W Ożarowie jeszcze krótki postój przy dworku gdzie obecnie znajduje się Muzeum Wnętrz Dworskich.
Dworek_Ożarow © fotoaparatka

Z spod muzeum ruszam przez Wierzbie i Marki w kierunku domu. I tak kończy się moja dzisiejsza wiosenno- kościelna wyprawa.

Dane wyjazdu:
27.07 km 11.20 km teren
01:31 h 17.85 km/h:
Maks. pr.:37.50 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 303 kcal
Rower:Author

Jarzębie i Wronia Woda

Niedziela, 13 marca 2011 · dodano: 13.03.2011 | Komentarze 9

Pogoda dziś identyczna jak wczoraj. Grzechem było by nie wyskoczyć gdzieś na chwilkę popedałować. Wczoraj planowałam zdobywanie kolejnych kościółków ale dziś stwierdzam, że niedziela to nie najlepszy dzień do takich "kościelnych" wojaży. Wybór padł więc na Wronią Wodę.
Pakuje manatki do plecaka, uzupełniam wodę w bidonie i ruszam przez Kałuże Kolonię do mostu na Warcie w Załęczu Wielkim, gdzie chwilę przystaje aby uzupełnić płyny.
Most w Załęczu Wielkim © fotoaparatka

Ruszam dalej już terenem w kierunku Bukowców. Do wioski teren okazuje się bardzo przyjazny, jednak dalsza część trasy nie zapowiada się już tak różowo. Błoto, błoto i jeszcze raz błoto, a ja przecież wczoraj umyłam rower. Chwila zastanowienia i ruszam zaliczać kolejne kałuże. Po drodze mijam rowerzystę i od razu robi mi się lżej pod kołami:) Docieram w końcu do głównego punktu mojej wycieczki Wroniej wody. Jest to jezioro zakolowe powstałe przez odcięcie rzecznego meandra Warty.
wronia woda © fotoaparatka

Chwilka postoju w której postanawiam odwiedzić jeszcze jedno do niedawna zupełnie mi nieznane miejsce. Zabieram więc rower i ruszam moim ukochanym terenem, kierując się w stronę Bobrownik. W pewnym momencie zbaczam z owej drogi w przepiękny wąwóz, który prowadzi mnie do opustoszałej wsi Jarzębie, o ile można to miejsce jeszcze tak nazwać. Wieś niegdyś liczyła 10 domostw w 1958 roku mieszkańcy zostali wysiedleni pod pretekstem powstania parku krajobrazowego. I faktycznie park powstał a po zabudowaniach zostały dziś tylko piwnice i przydrożna kapliczka.
Wąwóz prowdzący do opustoszałej wsi © fotoaparatka

Kapliczka w Jarzębiach © fotoaparatka

Warta przy wsi Jarzębie © fotoaparatka

Chwilę jeszcze przechadzam się brzegami Warty z aparatem i wracam do roweru. W drodze powrotnej przez wąwóz towarzyszą mi trzy żółte motyle. Nagle robi się wiosennie i w duszy weselej. Podczas powrotu do domu robię jeszcze jeden przystanek na moście, skąd już zmagając się z wiatrem wiejącym prosto w twarz docieram na obiad.
warta w załęczu wielkim © fotoaparatka


Dane wyjazdu:
37.02 km 0.40 km teren
01:55 h 19.31 km/h:
Maks. pr.:44.60 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 423 kcal
Rower:Author

Kolejny kościółek

Sobota, 12 marca 2011 · dodano: 12.03.2011 | Komentarze 8

I wreszcie nadszedł weekend, piękny, słoneczny, cieplutki i wymarzony do pedałowania. Wyruszam więc w drogę poprzedzając wyjazd gruntownym myciem mojego rumaka.
Lśniącym rowerkiem przez Kałuże Kolonię docieram do Kępowizny, gdzie zbaczam z wyznaczonej trasy, aby sprawdzić jak tak piękna pogoda wpływa na frekwencje wędkarzy przy brzegach Warty. Jak się okazuje pogoda wymarzona również na wędkowanie. Po krótkiej przechadzce brzegami rzeki ruszam dalej żółtym szklakiem w kierunku Bieńca. Wiaterek sprzyja także jedzie się wyśmienicie.
Przejeżdżam przez wieś spotykając się tu i tam z dziwnymi spojrzeniami przechodniów. Założyłam kask, tak więc widzieli kosmitę:) Pedałuję sobie dalej raz pod górkę, raz z górki docierając do Pątnowa gdzie przystaję na chwilę przy źródle Św. Rocha z nadzieją na uzupełnienie wody w bidonie. Niestety rezygnuję z pomysłu z powodu dziwnego osadu unoszącego się na jej powierzchni.
Żródło Św. Rocha © fotoaparatka

Kawałek dalej przystaje przy kościele, gdzie moją uwagę przykuwa przydrożna kapliczka ale i nie tylko. Obserwując teren przy kościele mój wzrok przykuwają zwierzęta, które już coraz rzadziej można zobaczyć na wsi. Wyjścia nie mam, trzeba zwiedzić tyły kościoła:)
kościół pod wezwaniem Św. Jana Ewangelisty_Pątnów © fotoaparatka

kapliczka © fotoaparatka

owieczki © fotoaparatka

Po krótkim przebywaniu w miłym owczym towarzystwie, ruszam dalej do głównego celu mojej dzisiejszej wycieczki. Zabytkowego(przynajmniej moim zdaniem) budynku. Nie wiem czy dworku czy jakiejś innej posiadłości, ponieważ nie znalazłam nigdzie informacji na jego temat. Tutaj już wiatr powoli zaczyna dawać o sobie znać. Do celu docieram jednak szybko. Na miejscu okazuje się, że na schodach Romeo z Julią romansują sobie w najlepsze. Nie chcąc im przeszkadzać, obchodzę tyły budynku, które niespecjalnie nadają się do fotografowania i ruszam dalej. Będzie okazja żeby tu wrócić.
Aby nie wracać tą samą trasą, skręcam w pierwszą lepszą boczną drogę mając nadzieję, że doprowadzi mnie ona do Łaszewa.
widok_bieniec © fotoaparatka

Tutaj znów z górki i pod górkę, a na dodatek z niespecjalnie przyjaznym wiatrem. Droga doprowadza mnie do Bieńca, a ponieważ to rzut kamieniem od Łaszewa ruszam zdobywać kolejny drewniany kościółek.
kościół Św. Jana Chrzciciela_ Łaszew © fotoaparatka

Na miejscu okazuje się, że szczęście mi dopisuje gdyż wnętrze dostępne jest zwiedzającym. To pierwszy z kościółków w stylu wieluńskim do którego udało mi się wejść.
Świątynia zachwyca swym wnętrzem. Piękny strop z renesansową polichromią z połowy XVI wieku, gotycka Pieta z XV stulecia, zabytkowa chrzcielnica a na dodatek ten zapach drewnianego wnętrza,wrażenie nie do opisania.
Pieta z XV wieku_Łaszew © fotoaparatka

Droga powrotna przez Łaszew, jednak w Bieńcu Małym skręcam na żółty szlak i przez Wąwóz Królowej Bony docieram do Bieńca, skąd już bez postojów wracam do domu.
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
14.14 km 2.10 km teren
00:50 h 16.97 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 156 kcal
Rower:Author

gdzie się podział śpioch?

Środa, 9 marca 2011 · dodano: 09.03.2011 | Komentarze 9

Od kilku dni zastanawiam się, gdzie się podział mój śpioch. Wstaje bladym świtem bez budzika, a to jest sytuacja w moim przypadku nienormalna. Dziś było podobnie, mimo, że do pracy na południe ja przed 7 zjawiłam się w kuchni, prawie gotowa do rowerowania, na co moja mama rzekła: "a ty co, gdzie cię znowu niesie?".
Po lekkim śniadanku ruszyłam zdobywać założone dzisiaj cele. Pierwszym z nich był Krzyż Milenijny. Przez Kałuże Kolonię dotarłam więc do Dzietrznik, gdzie rozpoczęły się poszukiwania polnej drogi prowadzącej na wzgórze. Po skręcie w boczną ścieżkę i przejeździe przez strugę moim oczom ukazał się wreszcie poszukiwany obiekt. Jeszcze krótki podjazd i znalazłam się na miejscu.
struga_dzietrzniki © fotoaparatka

krzyz milenijny © fotoaparatka

Chwila postoju, którego mój organizm już ewidentnie się domagał, zregenerowała siły na dalszą jazdę. Cóż wczorajszy dzień kobiet ostro dał mi się we znaki :) Widok ze wzgórza niesamowity, warto było się się trochę pomęczyć.
widok © fotoaparatka

Powrót do do domu przez Dolinę Objawienia. Tym razem wybrałam żółty szlak rowerowy, na który o mały włos nie zderzyłam się z sarną. Tak blisko jeszcze nigdy tego zwierza nie byłam:) Kawałek dalej moim oczom ukazał się gruby łańcuch zagradzający szlak oraz tabliczka "Teren prywatny". Dało się jednak łańcuch ominąć i po kilku minutach byłam już w Objawieniu.
Objawianie © fotoaparatka

Objawienie żródło © fotoaparatka

Do domu wracałam z wiatrem wiejącym w twarz, który specjalnie nie uprzyjemniał jazdy:) Mimo wszystko pogoda dziś wspaniała i aż żal, że popołudnie trzeba będzie spędzić w pracy.
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
22.32 km 3.50 km teren
01:19 h 16.95 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 251 kcal
Rower:Author

z wiatrem i pod wiatr

Sobota, 5 marca 2011 · dodano: 05.03.2011 | Komentarze 10

Piękna słoneczna sobota. Grzechem było by siedzieć w taką pogodę w domu. Po wczorajszej błotnej przygodzie dziś decyduję się na asfalt i miejsca, w które jeszcze nigdy nie zaglądałam.
Po wyjściu na dwór okazuje się, że oprócz słońca jest jeszcze wiatr ale co tam. Ruszam przez Kałuże Kolonie do "przemieści" Załęcza Wielkiego dokąd jedzie się wyśmienicie. Wiatr w plecy sprawia, iż osiągam prędkości dla mnie nienaturalne. Nie trwa to jednak długo.
przydrożny krzyż © fotoaparatka

warta © fotoaparatka

Po skręcie z tzw. "załęckiej drogi" w boczny asfalt wiodący na Kluski robi się mniej przyjemnie. Wiatr już nie pomaga a wręcz przeciwnie, rozpoczyna się walka z nim. W Kluskach robie przystanek na uwiecznienie widoku jaki roztacza się z góry. Uwielbiam to miejsce. Przy słonecznej, przejrzystej pogodzie można zobaczyć niezwykłą panoramę odległych wiosek.
Kluski_widok © fotoaparatka

Po chwili spędzonej z aparatem w ręku ruszam dalej w nieznany mi jak dotąd żółty rowerowy szlak. Mijam Kluski i po kilku minutach zmagania z wiatrem docieram do Grabowej, gdzie robię kolejny postój przy przydrożnej kapliczce.
kapliczka © fotoaparatka

Ruszam dalej na walkę z wiatrem, który teraz ewidentnie wieje w twarz. Kolejnym obranym punktem jest Słowików. Niestety kończy się asfalt i zaczynają polne drogi, mnóstwo polnych dróg i nagle nie wiem gdzie mam jechać. Zdaję się na kobiecą intuicję, której na początku nie słucham. Kluczę w tych polnych zakamarkach między jednym zabudowaniem a drugim nie znajdując wyjazdu z wioski. A moja babcia twierdzi, że Kałuże to zadupie. Koniec końców wracam do miejsca gdzie po raz pierwszy odezwała się intuicja na którą już od tego momentu całkowicie się zdaję. Udaje się, po trudach jazdy w podmokłym terenie w końcu trafiam na asfalt. Szczęśliwa.
Na asfalcie znów toczę walkę z wiatrem, który jakby przybrała na sile. W końcu jednak dojeżdżam do stacji Janinów i mogę zrobić sobie chwilę przerwy. Tym bardziej, iż okazuje się, że można podejść do miejsc wiosną, latem i jesienią niedostępnych. Zwiedzam więc opustoszałe kolejowe zabudowania oraz wapiennik, znajdujący się nieopodal stacji.
stacja Janinów © fotoaparatka

wapiennik_młyny © fotoaparatka

Z młynów wracam już prosto do domu, krajówką nr 43, której nienawidzę.
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
24.38 km 10.20 km teren
01:21 h 18.06 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 266 kcal
Rower:Author

błotnistym szlakiem drewnianej architektury

Piątek, 4 marca 2011 · dodano: 04.03.2011 | Komentarze 8

Kolejny słoneczny dzień, a ponieważ dziś kończyłam pracę wcześniej, tak wiec po głowie chodziło pytanie, jaką trasę wybrać na rowerową wycieczkę. Wybór padł na drewniane kościółki i wszystko inne co po drodze.
Po powrocie do domu szybkie pakowanie plecaka i ruszam w drogę. Przez Budziaki docieram do końcówki Dzietrznik, gdzie przystaję na chwilę przy leśnej kapliczce.
kapliczka © fotoaparatka

Z Dzietrznik ruszam do Grębienia gdzie czeka na mnie pierwszy drewniany kościółek i tu zaczynają się schody. Wybrałam boczną polną drogę i jak się okazało nie był to do końca przemyślany wybór. Doga w wielu miejscach kompletnie nieprzejezdna, większą część tasy prowadziłam rower. Każda próba jazdy kończyła się pedałowaniem w miejscu. Jak by tego było mało gdzieś na wertepach zgubiłam licznik, wiec musiałam się wrócić. Na szczęście zguba się znalazła.
polna dróżka © fotoaparatka

błotko © fotoaparatka

Po dotarciu do Kościółka Filialnego w Grębieniu, patykiem doprowadzałam rower do stanu użyteczności. Jeszcze tyle błota w swojej karierze na sobie nie miał. Po drobnej toalecie, wyjęłam aparat z plecaka i ruszyłam zwiedzać zabytek.
Modrzewiowy Kościół pod wezwaniem Świętej Trójcy w Grębieniu powstały ok. 1500 roku jest jednym z najcenniejszych zabytków drewnianej architektury sakralnej i jednym z najpiękniejszych kościołów w stylu wieluńskim jaki znajduje się na terenie powiatu.
Kościólek Świętej Trójcy_Grębień © fotoaparatka

Ruszam dalej po drodze napotykając burka, który nie był przyjacielsko do mnie nastawiony. Szczerząc kły odprowadził mnie do drogi w kierunku Kocilewa, nie robiąc sobie nic z nawoływań właściciela. Ruszam dalej tym razem już asfaltem, rozrzucając błoto z opon we wszystkie strony. Po dojechaniu do drogi krajowej nr 45,skręcam w szutrową drogę i ruszam na podbój drewnianego wiatraka. Na szczęście tu błota już zdecydowanie mniej.
Wybudowany w 1914 roku przez rodzinę Kowalskich, pracował jako młyn wietrzny do 1960 roku.
Wiatrak_Kocilew © fotoaparatka

Po krótkim postoju przy młynie ruszam dalej do Ożarowa, gdzie na chwilkę zahaczam o drewniany dworek, ale ponieważ słońce nie ułożyło się przyjaźnie to i zdjęć nie mam. Po wyjeździe na asfalt kieruję się już prosto do Wierzbia gdzie czaka na mnie kolejna sakralna, drewniana budowla.
Drewniany, modrzewiowy kościółek w stylu wieluńskim pod wezwaniem Św. Leonarda z XVI w., przebudowany XVIII w. a odrestaurowany koniec XIX w.
Kościół Św. Leonara_Wierzbie © fotoaparatka

Spod kościółka pedałuję w kierunku domu po drodze napotykając samotnego kolarza. Przez Marki leśnymi drogami, już bez niespodzianek, docieram do Kałuż.

Dane wyjazdu:
17.82 km 4.20 km teren
01:05 h 16.45 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 192 kcal
Rower:Author

Kto rano wstaje ten pija u źródła królowej :)

Środa, 2 marca 2011 · dodano: 02.03.2011 | Komentarze 9

Pobudka dzisiaj niezwykle wczesna jak na mojego śpiocha. Za oknem troszku mroźno ale bardzo słonecznie, nie sposób takiej pogody nie wykorzystać. Po śniadanku szybko wskakuje na rower i ruszam w najbliższy mi świat :) Przez leśne ścieżyny przemykam koło trzeciego stawu i dojeżdżam do Pomnika powstańców, gdzie krótka przerwa na kilka fotek po czym ruszam dalej.
pomnik © fotoaparatka

Przejazdem przez Objawienie docieram do drogi prowadzącej na Kępowiznę, po zjeździe z której przystaje na chwilę przy drewnianym młynie. Niby teren prywatny ale dziś dostępny dla mnie, tak więc mogłam dotrzeć aparatem z każdej strony zabytku. Po powrocie do mojego dwukołowego pojazdu okazało się, że zapodziałam gdzieś plecak. Na szczęście znalazłam go w niedalekich krzaczorach :)
młyn wodny © fotoaparatka

Ruszam dalej do Wąwozu Królowej Bony po drodze ścigając się z ujadającym burkiem. Do wąwozu docieram dość szybko. Zjazd z asfaltu w polną drogę ukazuje zalety mroźnej pogody, która sprawiła, że droga jest w końcu przejezdna.
żołty szlak © fotoaparatka

Pozostawiając rower przy przydrożnej kapliczce już na piechotę idę zwiedzać opustoszałe zabudowania oraz brzegi Warty docierając w końcu do Źródła Królowej Bony. Nabieram wody do butelki. Wody, która okazała się dość ciepła i ruszam w kierunku roweru żałując, że nie mogę w tutaj zostać dłużej. Jeszcze chwilę spędzam spacerując przy brzegu rzeki i postanawiając odwiedzić to miejsce na kiedy czas pozwoli mi spędzenie tam dłuższej chwili.
prom Bieniec © fotoaparatka

chatka © fotoaparatka

warta © fotoaparatka

Żródełko Królowej Bony © fotoaparatka

Wsiadam na rower i już bez przystanku pedałuję w kierunku Kałuż. W drodze powrotnej temperatura już bardzo przyjemna, a i słoneczko cieplutko grzeje, aż żal się robi, że popołudniu trzeba pomaszerować do pracy .