Info
Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Maj1 - 2
- 2013, Czerwiec1 - 4
- 2013, Maj1 - 2
- 2013, Kwiecień1 - 4
- 2012, Listopad1 - 6
- 2012, Wrzesień2 - 8
- 2012, Sierpień2 - 7
- 2012, Lipiec3 - 8
- 2012, Czerwiec6 - 13
- 2012, Maj10 - 43
- 2012, Kwiecień9 - 44
- 2012, Marzec7 - 57
- 2011, Październik2 - 12
- 2011, Wrzesień4 - 25
- 2011, Sierpień7 - 44
- 2011, Lipiec11 - 46
- 2011, Czerwiec12 - 86
- 2011, Maj11 - 99
- 2011, Kwiecień12 - 108
- 2011, Marzec14 - 116
- 2011, Luty5 - 29
- 2011, Styczeń5 - 35
- 2010, Październik2 - 10
- 2010, Wrzesień2 - 4
- 2010, Sierpień4 - 10
- 2010, Lipiec14 - 58
- 2010, Czerwiec13 - 23
- 2010, Maj13 - 3
- 2010, Kwiecień7 - 2
Wpisy archiwalne w kategorii
sam na sam
Dystans całkowity: | 3317.14 km (w terenie 952.94 km; 28.73%) |
Czas w ruchu: | 171:24 |
Średnia prędkość: | 19.35 km/h |
Maksymalna prędkość: | 49.20 km/h |
Suma kalorii: | 29927 kcal |
Liczba aktywności: | 108 |
Średnio na aktywność: | 30.71 km i 1h 35m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
30.88 km
20.12 km teren
01:35 h
19.50 km/h:
Maks. pr.:32.70 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 346 kcal
Rower:Author
Ostatni dzień kwietnia
Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 30.04.2011 | Komentarze 12
Prognoza pogody nie zapowiadała na dziś ładnej aury, tak więc po wczorajszym rowerowym dniu, nie spodziewałam się, że dziś uda mi się gdzieś wyskoczyć.Rano jednak okazuje się, że na dworze cieplutko, słonecznie i nic nie stoi na przeszkodzie pedałowaniu. Po uporaniu się z domowymi obowiązkami, napełnieniu żołądka obiadem wyruszam, za cel obierając sobie stawy ożarowskie.
Przez żużlówkę docieram do Budziaków, gdzie odbijam na polną drogę prowadząca do Dzietrznik. Z Dzietrznik dalej typowo terenową polną drogą pedałuję w kierunku Grębienia.
Ostatnio jak zmagałam się z tym odcinkiem, było tam sporo lodu i błocka w którym nie dało się jechać. Dziś zastaję mnóstwo dołków, ale za to suchych i bez piachu.
polna droga© fotoaparatka
Ową drogą docieram do Grębienia i zabytkowego kościółka, do którego nie dotarłam wczoraj. Przystaje na chwilę, by zastanowić się co robić dalej, bo pogoda trochę zaczyna się psuć.
Dzwonnica przy kościółu_ Grebień© fotoaparatka
Kościół w Grębieniu© fotoaparatka
Postanawiam popedałować dalej, w końcu nie lubię wracać tą samą trasą. Kolejnym celem jest drewniany wiatrak w Kocilewie. Stoi na sporej górce, więc będzie widać co i jak dzieje się z pogodą.
Przejeżdżam przez Grębień i docieram do krajówki, z której za chwilę skręcam w szutrową drogę prowadzącą do Kocilewa. Szybko docieram do zabytku.
Wiatrak w Kocilewie© fotoaparatka
Rozglądam się po niebie i zaczynam mieć wątpliwości co robić dalej. Widoki z góry na której stoi młyn są piękne, ale pogoda jakaś taka niezdecydowana.
Widok z Kocilewa© fotoaparatka
Ruszam postanawiając, że w Ożarowie zadecyduję czy ruszać na stawy czy wracać do domu.
droga do Ożarowa© fotoaparatka
W Ożarowie jednak decyduje się na powrót. Mam nadzieję odwiedzić jeszcze jeden drewniany kościół w Wierzbiu, ale na miejscy zastaję parę młodą i tłum gości. Rezygnuję więc z pomysłu.
Z Wierzbia kieruje się w stronę Marek, drogą już bardzo dobrze mi znaną. W pewnym momencie do zjazdu z trasy zachęca mnie boczna leśna droga. Postanawiać zgłębić dokąd prowadzi. Im dłużej pedałuję tym szlakiem tym bardziej zaczyna mnie zastanawiać jej etap końcowy.
tajemnicza droga© fotoaparatka
W pewnych momentach wygląda tak, jakby kiedyś był na niej asfalt. Drążę "temat", aż do większego skrzyżowania, na którym nie wiem gdzie dalej. Postanawiam więc zostawić sobie tę tajemnicę na inny dzień. Zawracam w kierunku asfaltu.
w drodze powrotnej© fotoaparatka
Po powrocie na obrany wcześniej szlak, dojeżdżam do Marek, a stamtąd już prosto do domu.
Teraz trochę żałuję, że odpuściłam sobie stawy ale z pewnością w niedługim czasie tam dotrę.
Kategoria sam na sam, Szlakiem drewnianej architektury
Dane wyjazdu:
52.29 km
8.43 km teren
02:35 h
20.24 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 617 kcal
Rower:Author
między deszczem
Piątek, 29 kwietnia 2011 · dodano: 29.04.2011 | Komentarze 9
Wczesna pobudka i półgodziny później pedałuje już do pracy, Leń został przerwany. Poranek rześki i nawet ciepły.Pierwszy przystanek robię sobie przy stawach, niestety nie parują dziś tak jak poprzednio, ale mimo wszystko widok jest piękny.
stawy o poranku© fotoaparatka
Ruszam dalej krajówką przez Dzietrzniki, mijając bokiem Grębień do Pątnowa. Na górce przy Skręcie na Popowice robię sobie chwilkę przerwy na uchwycenie wschodu słońca i drogi w porannym świetle.
droga krajowa nrr 43© fotoaparatka
wschód© fotoaparatka
Ruch dziś mimo wczesnej pory duży, obserwując kolejne zapakowane po brzegi auto uświadamiam sobie, że to przecież piątek- dzień targowy. Mijam Kamionkę, Nowy Świat i po lekkim podjeździe docieram do Wielunia. Jeszcze kilka skrzyżowań i jestem na miejscu, pół godziny wcześniej. W sam raz aby doprowadzić się ze stanu rowerowego na pracowniczy :D
W samo południe powrót do rowerowego stanu, obranie trasy powrotnej i ruszam. Już po chwili cieszę się, że dziś wybrałam rower. Wieluń zakorkowany po brzegi. Samochody stoją a ja mykam sobie w najlepsze. Po chwili jestem już na drodze w kierunku Gaszyna. Droga ta niespecjalnie przyjazna rowerzystą. Nie dość, że krajówka to jeszcze zero jakiegokolwiek pobocza.
W Gaszynie atakuję drewniny kościółek, koło którego byłam zimą :) Otoczony świeżą zielenią prezentuje się o wiele lepiej.
Kościół Gaszyn© fotoaparatka
Z Gaszyna dalej krajówką do Kadłuba i następnego drewnianego kościoła. Tym razem zastaję otwarte drzwi, więc mogę zajrzeć do środka. Przez kratę co prawda ale to zawsze coś.
wnętrze kościoła w Kadłubie© fotoaparatka
Po wyjściu ze świątyni spoglądam na niebo, które coraz bardziej zaczyna mnie niepokoić. Nad głową zaczyna mi się kłębić coraz więcej ciemnych chmur.
W Kadłubie z krajówki skręcam na czarny szlak, mijam cmentarz i kilka minut później jestem już w Popowicach. Na chwilkę przystaję przy tamtejszym kościele i ruszam dalej, z coraz większym niepokojem obserwując niebo.
Kościół Popowice© fotoaparatka
Czarnym szlakiem docieram do Grębienia, gdzie mam zahaczyć o kolejny drewniany kościół. Jednak przybierający na sile wiatr i chmury, które już centralnie wiszą nad moją głową skutecznie zniechęcają mnie do pomysłu. Czym prędzej pedałuję w kierunku dobrze mi znanej "częstochowskiej".
Po wyjeździe na krajówkę wiatr ostro daje się we znaki, co bardzo szybko zniechęca mnie do dalszej jazdy. W Dzietrznikach zatrzymuje mnie dylemat: czy dalej prosto, czy skręcić i wybrać dłuższą trasę ale za to przez las. Pierwsza opcja zwycięża i szybko okazuje się, że jest to bardzo dobry wybór. Około 1,5 kilometra przed domem atakuje mnie deszcz. Początkowo delikatnie, by później przybrać na sile. Na podwórko dojeżdżam przemoczona, ale to wiosenny deszczy i kto wie może jeszcze urosnę :D
Przeczekuje deszcz i po obiedzie dopada mnie niedosyt pedałowania. Pogoda ni to na deszcz, nie to na słońce. W między czasie dostaję zadanie do wykonania, po męczarniach z drukarką pakuje zaproszenie i ruszam w kierunku Doliny Objawienia.
Ruszam szlakiem, który ostatnio pokazał mi brat. Chcę sprawdzić pewne miejsce.
nowy szlak© fotoaparatka
Nie wiem czy dokładnie trafiam do umyślonego miejsca, jednak muszę jeszcze podpytać tatę o dokładną lokalizację. Po chwili modyfikuję trochę trasę i znaną mi od dawna drogą ruszam do doliny. Wieszam zaproszenie, co wcale nie jest takie łatwe jak myślałam i schodzę do źródełka.
Objawienia tablica© fotoaparatka
Droga do źródełka© fotoaparatka
Pogoda zdecydowanie idzie ku lepszemu, decyduję się więc na Kępowiznę. Z Objawienia wyjeżdżam żółtym szlakiem. Po kilku minutach wyjeżdżam na asfalt i prosto na kąpielisko. Tutaj słoneczko znów pokazuje się za chmur i robi się na powrót piękna pogoda.
Kąpielisko© fotoaparatka
Otoczona brzoza© fotoaparatka
Spędzam chwilę na plaży po czy ruszam w drogie powrotną. Znów przez Objawiane, tym razem docierając tam drogą przy Florianie.
Pedałuję dalej, przejeżdżam przez przejazd kolejowy i za chwilę jestem przy pomniku powstańców.
pomnik© fotoaparatka
Pod nogami spotykam ślimaka, którego przez chwilę niepokoję.
ślimak© fotoaparatka
Stąd drogą przy trzecim stawie docieram do asfaltu i nim już kieruje się prosto do domu.
Dane wyjazdu:
16.05 km
12.35 km teren
00:44 h
21.89 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
pokonać lenia
Środa, 27 kwietnia 2011 · dodano: 27.04.2011 | Komentarze 7
Straszny leń mnie ostatnio zaatakował. Na nic nie miałam ochoty, nawet na pedałowanie. Całe święta takie leniwe, ale nie ma tego złego... przynajmniej miałam okazję spędzić trochę więcej czasu w rodzinnym gronie.Dziś postanawiam przerwać ten męczący stan i pomimo, iż wracam późno do domu siadam na rower. Już po pierwszych metrach czuję się o niebo lepiej. Znika zmęczenie, jakie towarzyszyło mi przez kilka ostatnich dni i wracają siły. Z racji, iż do zachodu nie zostało mi wiele czasu wybieram krótką trasę leśnymi drogami.
Tzw. "żużlówką" dojeżdżam do pewnej bocznej ścieżki, którą niegdyś jeździłam na jagody. Z owej dróżki wyjeżdżam na drogę prowadząca do Marek. Przystaję na chwilę przy moście na rzece Wierzba.
most na rzece Wierzba© fotoaparatka
Ruszam dalej Marki zostawiając sobie na drogę powrotną, a wybierając "obwodnicę" wsi. Spotykam tam mnóstwo saren pasących się na rowie i uciekających przy każdej próbie ich sfotografowania. Dojeżdżam praktycznie do końca drogi, jednak zbaczam jeszcze w leśną ścieżynę prowadzącą do gajówki.
Gajówka© fotoaparatka
Pięknie, zielono wokoło
droga do gajówki© fotoaparatka
Po chwili postoju ruszam dalej. Wyjeżdżam na asfalt, który prowadzi mnie do Wierzbia. Do samej wsi jednak nie wjeżdżam, tylko ruszam w drogę powrotną.
Doga pod Wierzbiem© fotoaparatka
Tym razem już asfaltem kieruję się w stronę Marek, do których dość szybo docieram. Przy zjeździe z asfaltu w teren spotykam stado kóz wędrujących sobie środkiem drogi :) Na mój widok zwierzęta opuszczają drogę i wracają na łąkę, a ja mam okazję przyjrzeć się im bliżej.
kozy© fotoaparatka
Ponownie powracam na "obwodnicę", z której z powrotem kieruję się w stronę mostu. Przed wyjazdem na "żużlówkę" spotykam Krzyśka, który suszy mi głowę o kask, którego dziś nie zabrałam. Razem wracamy do domu.
Tego mi było trzeba!!!!
Kategoria sam na sam
Dane wyjazdu:
25.52 km
1.20 km teren
01:05 h
23.56 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
o wschodzie i zachodzie
Piątek, 22 kwietnia 2011 · dodano: 22.04.2011 | Komentarze 7
No i wczoraj mój budzik nie dał rady śpiochowi, co poskutkowało sięgnięciem po czerwonego chrząszcza. W drodze powrotnej, stojąc na światłach i gotując się w blaszaku szybko pożałowałam porannej decyzji.Dzisiejszy dzień natomiast zaczął się dla mnie bardzo wcześnie, bo lekko po 5 pedałowałam już w kierunku Doliny Objawiania, chcąc zdążyć przed całkowity wschodem słońca. Dziś bowiem woda ze źródła ma ponoć wyjątkowo uzdrawiającą moc. U źródła spotykam spory "tłum". Ustawiam się w kolejkę po wodę, którą ludzie dziś czerpią hektolitrami. Po kilku minutach wyczekiwania i mnie udaje się napełnić przytaszczoną butelkę. W Dolinie spędzam niespełna godzinę obserwując to co dzieje się wokół źródła. Tyłek ruszam dopiero wtedy kiedy mój żołądek, pozostawiony bez śniadania, domaga się strawy.
źródło o poranku© fotoaparatka
W drodze powrotnej przystaje jeszcze przy Florku
Florek o poranku© fotoaparatka
Po powrocie szybko pałaszuję śniadanie, podczas którego zastanawiam się czy pedałować do pracy, czy nie. Mam trochę obaw ponieważ czeka mnie krajówka, w Wieluniu dzisiaj dzień targowy a do tego zbliżające się święta. Wszystko to składa się na wzmożony ruch na drodze, co nie nastawia mnie pozytywnie do jazdy. Szybko jednak znajduje się rozwiązanie, okazuje się bowiem, że mój brat się do Wielunia się wybiera :) Pakujemy więc rower do auta i ruszamy do miasta.
Przed przychodnią rower opuszcza auto i wędruje na swoje miejsce parkingowe, a ja do pracy.
Wieczorem przychodzi czas na odpalenie sprzętu :) Z racji, iż kończę pracę później niż przypuszczałam, nie pozostaje mi nić innego jak szybki powrót do domu krajówką. Nie ma czasu na boczne drogi. Z Wielunia wyjeżdża mi się jakoś ciężko i w pewnej chwili nie chce mi się pedałować dalej. Niechęć jednak szybko mija i dalej już jakoś lżej:) Zatrzymuję się tylko dla uwiecznienia zachodzącego słońca.
zachód© fotoaparatka
Kategoria sam na sam, do i z pracy
Dane wyjazdu:
38.31 km
3.20 km teren
01:51 h
20.71 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 465 kcal
Rower:Author
Zaczynamy .... dojazd do i z pracy
Środa, 20 kwietnia 2011 · dodano: 20.04.2011 | Komentarze 9
Plan był taki: wstaje rano i pedałuje do pracy. Przygotowania trwały od wczoraj, budzik ustawiony na 5 rano i co .... Gdy wybija godzina mój budzik rozpoczyna swą pracę a ja przekładam się na drugi bok. Za oknem jeszcze szarówka i jakoś tak nieprzyjemnie. Postanawiam wyjść spod kołdry sprawdzić temperaturę, gdy widzę 2 stopnie mój śpioch mówi: wracaj do łóżka. Idę za namową wewnętrznego głosu z powrotem do ciepłych pieleszy, jednak po chwili włącza się cykloza i mówi: skoro już wstałaś to nie szkoda Ci? Ano szkoda... Szybko wyskakuję z łóżka i za parę minut jem już śniadanie, jeszcze tylko kask na głowę i wyruszam.Pięknie wygląda świat przed 6 rano. Niestety z obawy, że mogę nie dotrzeć na czas postanawiam zostawić aparat w plecaku. W pamięci mam jednak stawy z unoszącą się nad ich powierzchnią parą i to niesamowite światło poranka.
Droga do pracy wiedzie niestety krajówką, ale o tej porze ruch na niej jeszcze znikomy, jedzie się więc wyśmienicie. Trochę obawiałam się miasta, bo cóż jestem wiejską "dziewczynką" i takie pedałowanie mi obce, ale nie taki diabeł straszny....
W pracy budzę zdumienie, bo chyba nikt nie spodziewał się, że w takim małym krasnalu drzemie taka energia :)
W samo południe jestem już wolna, mogę wracać do domu. Tym razem natężenie ruchu już spore a i wiatr wieje z przeciwka. Po kolejnym zwalniającym mnie podmuchu powodowanym przez ciężarówki postanawiam skręcić w Pątnowie i dalej już jechać bocznymi drogami. Tradycyjnie robię sobie postój przy źródle Św. Rocha.
Obok źródła św. Rocha© fotoaparatka
spotykam tam grupkę owadów
zbiorowskio© fotoaparatka
Po chili spędzonej w ciepłym słońcu ruszam dalej, przed Bieńcem skręcając w polną drogę biegnącą nad torami kolejowymi. Z owej drogi wyjeżdżam w Dzietrznikach obok cmentarza. Rozglądam się wkoło i obok grobów nie spotykam żadnej żywej duszy, postanawiam skorzystać z okazji i pójść sfotografować pomnik-mogiłę ku pamięci osób pomordowanych w czasie II Wojny Światowej. Na pomniku widnieje nazwisko brata mojego dziadka, tak więc muszę kiedyś zgłębić ten rozdział rodzinnej historii.
pomnik Dzietrzniki© fotoaparatka
Ruszam dalej zatrzymując się jeszcze na chwilę, przy moim parafialnym kościele.
Kościół Dziatrzniki© fotoaparatka
Wyjeżdżam znów na krajówkę, jednak kilka minut później wjeżdżam w leśną drogę skąd już prosto do domu.
Spodobało mi się takie pedałowanie do pracy, a dzisiejsze zerknięcie na ceny benzyny, która znów poszła do góry, zmotywowały mnie do częstszego korzystania z roweru. Jednak czy do końca jestem zmotywowana okaże się jutro :)
Kategoria sam na sam, do i z pracy
Dane wyjazdu:
50.76 km
1.52 km teren
02:29 h
20.44 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 599 kcal
Rower:Author
Dwór obronny krętymi ścieżkami
Niedziela, 17 kwietnia 2011 · dodano: 17.04.2011 | Komentarze 11
Jakoś nie mogłam się dzisiaj zebrać do wyjścia na rower. Niby mi się chciało, niby miałam obrany cel a tu taki leń, że tyłka z domu ruszyć się nie chce. Po obiedzie jednak powoli zbieram się do kupy i wyruszam.Przed wyjazdem jeszcze pozbywam się błotnika, który ostatnimi czasy zaczął mi przeszkadzać. Ruszam, ale po chwili zaczyna mi wiać po dłoniach, spuszczam wzrok i dostrzegam, iż zapomniałam rękawiczek. Wracam się i nagle do głowy przychodzi mi inna trasa. Przez Kałuże Kol. dojeżdżam do Kępowizny skąd prosto do Wąwozu Królowej Bony po wodę do picia, bo o uzupełnieniu wody też zapomniałam.
droga do Bieńca© fotoaparatka
Po napełnieniu bidonu u źródła, piaszczystym wąwozem docieram do Bieńca Małego skąd czarnym szlakiem dojeżdżam do Pątnowa. Pedałuję przez wioskę po drodze mijając źródło Św. Rocha oraz gimnazjum. Trochę deptania pod górkę i czuje się strasznie zmęczona co mnie trochę dziwi. Chwilę później mam okazję złapać oddech. Wyjeżdżam z wioski i teraz drogą przy torach kolejowych docieram do drugiej części Pątnowa. Po przejeździe przez przejazd nad moją głową dostrzegam parkę boćków :)
Bocianki© fotoaparatka
Jeden z ptaków nie za długo znosi moje zainteresowanie jego osobą i odlatuje z gniazda, a ja ruszam dalej na stację kolejową.
Stacja kolejowa Pątnów© fotoaparatka
Ze stacji jadę dalej w kierunku Kamionki ale wcześniej zbaczam z obranego szlaku do lasu, który pokrył się pięknym białym dywanikiem.
droga leśna© fotoaparatka
biały dywanik© fotoaparatka
W Kamionce wyjeżdżam na krajówkę, która dziś wyjątkowo nie nadawała się do jazdy rowerem z powodu licznych motocyklistów, którzy wracali ze zlotu w Częstochowie. Na szczęści chwilę tam spędzam po czym skręcam w boczną droga, która ma mnie doprowadzić do ruin obronnego dworu. Teren, na którym znajduje się obiekt jest ogrodzony, więc nie mam szans na bliższe podejście. Podobno jeszcze do niedawna budynek był w całkiem dobrym stanie, dziś pozostały po nim tylko mury.
Dwór obronny w Kamionce© fotoaparatka
Jest to dwór obronny arcybiskupów gnieźnieńskich, przypuszcza się, że powstał on między 1555 a 1559 rokiem. Kiedyś istniejący do dziś dwór stał w centrum sporego zespołu gospodarczego, dziś wokół niego jest tylko trawnik. Z tego co udało mi się zauważyć raczej nie widać, by budynek był odrestaurowywany. Spędzam tam krótką chwilę po czym ruszam dalej w drogę powrotną. Chwilowo tą sama trasa przez Kamionkę ale w Pątnowie odbijam w kierunku wsi Strugi. Tam przystaję na chwilę na przystanku, bo niby w planach mam skręcać na Łaszew ale nogi i ja jeszcze nie odczuwają zmęczenia. Wyciągam mapę i szukam dalszej drogi powrotnej do domu. Uzupełniam płyny i ruszam przez Jajczaki do Mierzyc, gdzie mam ochotę dorwać się z aparatem do kościoła ale z racji, iż właśnie zakończyła się msza i wierni tłumnie zaczęli wychodzić ze świątyni rezygnuję z tego pomysłu. Wracam się kawałek i skręcam w kierunku Łaszewa. Szybko przejeżdżam przez wioskę i docieram znów do Bieńca Małego, z którego kieruję się tym razem do Bieńca omijając górą wąwóz. Dalej żółtym szlakiem docieram do Kępowizny, gdzie robię sobie przerwę przy drewnianym młynie wodnym.
młyn wodny© fotoaparatka
Dalej już tradycyjnie przez Kałuże Kolonie trafiam o domu. Po przejściu przez drzwi pierwszym moim celem staje się kuchnia i krem czekoladowy. Teraz mi niedobrze :D
Kategoria sam na sam
Dane wyjazdu:
40.05 km
19.01 km teren
02:09 h
18.63 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 459 kcal
Rower:Author
Byle gdzie, byle pojeździć ......
Sobota, 16 kwietnia 2011 · dodano: 16.04.2011 | Komentarze 6
Jakoś tak wyszło, że praktycznie cały tydzień nie byłam na rowerze. Jak nie paskudna pogoda to praca, nic więc dziwnego, że nie mogłam się doczekać weekendu :)Dziś pogoda idealna lekki wiaterek, słońce i ciepło, po uporaniu się więc z przedświątecznymi porządkami ruszam bez celu, byle przed siebie. Leśnymi ścieżkami przemykam koło trzeciego stawu, mogiły powstańców do Doliny Objawienia, gdzie przystaję. Po chwili mijając figurkę Floriana skręcam w drogę prowadzącą na asfalt, z którego po kilku metrach skręcam na żółty szlak w kierunku Kępowizny. Dojeżdżam na plażę, gdzie kieruje się do mojego ulubionego zakątka nad Wartą.
Warta_Kępowizna© fotoaparatka
Słońce przyjemnie grzeje, aż nie chce się ruszać dalej. Po kilku minutach wracam znów na drogę prowadzącą do Załęcza. Do samej wsi jednak nie wjeżdżam. Kierując się drogowskazem skręcam na Kluski. Troszkę pedałowania pod górkę i moim oczom ukazuje się taki oto widok.
Kluski_widok© fotoaparatka
Z Klusek dalej żółtym szlakiem skręcam w teren i znów pod górkę, ale o dziwo jakoś łatwo się podjeżdża. I tak owym szlakiem jadę sobie przed siebie, po drodze mijając śliczny drewniany domek, jednakże przed domem stoi gospodyni i dziwnie się na mnie patrzy, rezygnuję więc z fotografowania. (ale ja tam jeszcze wrócę :)) Chwilkę później mijam pomnik postawiony przez koło łowieckie Daniel swojemu patronowi Św. Hubertowi. Przystaje przy nim chwilę po czym ruszam dalej powoli zaczynając brnąć w piachu. Parę minut później mój szlak styka się, ze żwirowiskiem. W środku wielkiego dołu dostrzegam kicające zające, które jednak okazują się szybsze od mojego aparatu :)
Żwirowisko© fotoaparatka
Przed wyjazdem na asfalt napotykam jeszcze jeden pomnik tym razem postawiony przez koło łowieckie "Sarna" z Działoszyna.
pomnik Św. Huberta© fotoaparatka
Na drogę wyjeżdżam w Załęczu Małym i po chwili zastanowienia ruszam w Kierunku Załęcza Wielkiego, gdzie skręcam na most. Na moście znów chwila zawahania jaką drogą dalej. Wybór pada na Wronią Wodę. Z mostu, skręcam więc w kierunku Bukowców w bardzo malowniczy szlak.
Załecze Wielkie_żółty szlak© fotoaparatka
Wybór owego szlaku wiąże się z powrotem w teren i tak najpierw szutrową a potem leśną drogą pedałuję sobie obmyślając jakiś innowacyjny plan na starorzecze. Postanawiam ze szlaku skręcić wcześniej niż zazwyczaj. Wybór okazuje się niezwykle trafny. Odnajduje bardzo urokliwy zakątek Warty, do którego z pewnością jeszcze nie raz będę wracać, a i Wronia Woda ukazuje mi się z zupełnie innej strony niż zwykła to robić :)
zakątek Warty© fotoaparatka
Wronia Woda© fotoaparatka
Spędzam dłuższą chwilę, zarówno w jednym jak i w drugim miejscu, po czym wyruszam w drogę powrotną. W Załęczu Wielkim atakuje mnie pies, na szczęście z kagańcem. Właściciele jednak szybko reagują i psina potulnie do nich wraca zostawiając mnie w spokoju.
Po wyjeździe na most jeszcze na moment ruszam w kierunku ośrodka ZHP do wierzby, która o tej porze roku bardzo fajnie się prezentuje.
Wierzba na Wartą© fotoaparatka
Spod wierzby przez Załęcze Wielkie i Kałuże Kolonię docieram praktycznie do domu. Praktycznie bo po drodze zjeżdżam jeszcze na staw, gdzie bardzo dawno mnie nie było, a stamtąd już prosto na rodzinne podwórko:) I tak przekroczyłam 2000 km. kto by pomyślał :D
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
30.56 km
4.50 km teren
01:43 h
17.80 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Ćwierćwieczne poszukiwanie wiosny.
Środa, 6 kwietnia 2011 · dodano: 06.04.2011 | Komentarze 12
I stało się, rano wstałam już o rok starsza. Od dziś mogę legalnie używać kremów przeciwzmarszczkowych 25+ :D Wracając jednak do mojego dzisiejszego pedałowania... założenie było takie ile lat tyle kilometrów, ale nie wyszło koniec końców skończyłam na trzydziestce. Pogoda dzisiaj nie specjalnie ochoczo nastrajała do jazdy ale słowo się rzekło.Po pracy i upichceniu obiadu ruszam zdobywać kolejne lata :) Na chwilkę wyjeżdżam na krajówkę, z której po paru metrach skręcam w las. Droga leśna, cóż akcja wycinki drzew w pełni, a drogi szkoda gadać. Na poboczu napotykam jemiołę i na wszelki wypadek zaopatrzam się w jedną gałązkę.. cóż nigdy nic nie wiadomo :D
wycinka© fotoaparatka
W lesie przejeżdżam przez przejazd kolejowy skąd już prosto do Doliny Objawienia po wodę do picia. Przy źródełku już powoli zaczyna kręcić się wiosna z mnóstwem swoich kolorowych akcentów.
Objawienie© fotoaparatka
To tu to tam jakiś maleńki kwiatuszek lub zielona gałązka :)
cyganki© fotoaparatka
kwiatek© fotoaparatka
gałązka maliny© fotoaparatka
Z Objawienia żółtym szlakiem, z którego skręcam przy pomniki Floriana i dalej leśno-polną drogą docieram do asfaltu. Tam znów skręcam na żółty szlak i przez Kępowizn, Bieniec docieram do brzegów Warty obok źródła Królowej Bony. Na plaży przy dźwiękach muzyki szukam kolejnych oznak wiosny :)
kotek© fotoaparatka
różowy© fotoaparatka
Ruszam dalej nad brzegami rzeki w pewnym momencie skręcając w piękny wąwóz prowadzący do Bieńca Małego.
wąwóz© fotoaparatka
Wjeżdżam do wsi gdzie trzeba zmierzyć się z wiatrem, który powiewa w przeciwnym kierunku. Dojeżdżam do skrzyżowania i skręcam w kierunku Pątnowa.
czarny szlak© fotoaparatka
Tym razem przez chwilę wiatr z boku a ja ciesze się, że wzięłam ze sobą mp3 to przynajmniej nie słyszę nieprzyjemnych podmuchów. Boczny wiatr trwa jednak chwilę i znów staje z nim twarzą w twarz aż do samego Pątnowa.
Mijając po prawo źródło Św. Rocha skręcam w kierunku boiska, za którym stoi niedawno odkryty przez mnie dworek. Robię przerwę na batona i wędruję dokładnie przyjrzeć się budynkowi. Z mich dzisiejszych eksploracji wynika, że na terenie dworskiego podwórza znajdują się dwa pomniki przyrody. Piwnice to istne wylęgarnie komarów o specyficznym piwnicznym zapachu. Do środka wejść nie można, choć gdyby się uprzeć przez piwnicę dałoby radę :)
pątnów dworek© fotoaparatka
tyły dworku© fotoaparatka
Po penetracji wsiadam na rower i ruszam w drogę powrotną z małym zawahaniem. Wracać przez Bieniec czy przez Dzietrzniki? Wybieram pierwszą opcję, do której przekonuje mnie wiatr :) Ostatni odcinek trasy znów twarzą w twarz z podmuchami ale jakoś udaje się dotrzeć do domu.
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
12.18 km
12.18 km teren
00:37 h
19.75 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Wstałam lewą nogą
Sobota, 2 kwietnia 2011 · dodano: 02.04.2011 | Komentarze 12
Rano chyba wstałam lewą nogą. Kompletny brak humoru i złość na każdym kroku. Denerwowało mnie wszystko, a jak by tego było mało powodów do nerwów nie brakowało. Moje auto znów zażądało dodatkowej gotówki co doprowadziło moje nerwy do punktu kulminacyjnego.Sposobem na powstrzymanie piorunów jakie się we mnie kłębiły stał się rower. Jak tylko uporałam się z wszystkimi domowymi obowiązkami, wsiadałam i popedałowałam w pobliskie tereny. Nie miałam ochoty na oglądanie ludzi, więc wybrałam las.
Ruszyłam tzw. "żużlówką" w kierunku Budziaków, za największym na owej drodze skrzyżowaniu postanowiłam skręcić w leśną ścieżynę. Jest to chyba najbardziej malownicza droga w porach bezlistnych.
leśna droga© fotoaparatka
I tak sobie kręciłam pod górkę do momentu kiedy ujrzałam wielkie mrowisko. Musiałam sprawdzić czy mrówki już się po zimie obudziły i co zastaje... Stado kąsających owadów niosących do mrowiska ofiarę.
mrowisko© fotoaparatka
Po upewnieniu się, że do mrowiska zawitała już wiosna i strzepaniu z siebie osobników chcących pojechać na gapę ruszyłam dalej. Daleko jednak nie popedałowałam ponieważ na górce znajduje się miejsce, które lubię.
piętrowy las© fotoaparatka
Po chwili postoju ruszyłam dalej w kierunku żwirowiska. Na żwirowisku zastałam zażółcone oznaki wiosny, mnóstwo tych oznak :) Zeszłam na dno dołu, połaziłam po nim chwilę i wdrapałam się znów na górę.
wiosna© fotoaparatka
Dalej popedałowałam przez Budziaki pod samo Wierzbie, sprawdzić czy odkryte w ubiegłym roku ambony dalej widnieją na horyzoncie. Na miejscu oprócz drewnianych budowli spotkałam jeszcze sarnę, która sprytnie umknęła mojemu obiektywowi:) Ponieważ na niebie zaczęły zbierać się coraz cięższe chmury ruszyłam w drogę powrotną.
Nie jestem pewna czy po tej krótkiej wycieczce mam lepszy humor, jednak na pewno piorunami miotać nie będę :) A jutro postaram się pamiętać, żeby z łóżka na podłogę pomaszerowała pierwsza prawa noga!
Kategoria sam na sam
Dane wyjazdu:
33.29 km
13.10 km teren
01:41 h
19.78 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Brzegami Warty
Środa, 30 marca 2011 · dodano: 30.03.2011 | Komentarze 7
Pogoda dziś idealna do pedałowania i do tego pracę kończę wcześniej :) I wszystko świetnie się układa do momentu wybierania trasy. Nagle w głowie pojawia się pustka. Czyżbym już wszystkie miejsca odwiedziła? Z małą pomocą udaje się jednak jakiś szlak ustalić :)Przed godziną 15 ruszam w trasę. Tradycyjnie przez Kałuże Kol. do Kępowizny skąd szybko, bo z wiatrem, docieram do Bieńca. Przy skręcie żółtego szlaku w teren postanawiam popedałować asfaltem, szlak zostawiając sobie na drogę powrotną. W Bieńcu zgodnie z kierunkowskazem skręcam na Łaszew i po krótki podjeździe na wzniesienie przystaje napawać się widokiem roztaczającym się przed moimi oczyma.
widoczek© fotoaparatka
Z tego miejsca już tylko z górki, więc do Łaszewa docieram zdumiewająco szybko. Do samej wsi jednak nie wjeżdżam skręcają zgodnie z oznakowaniem szlaku w teren.
Szlak ten jest przepiękny, biegnący praktycznie przy samym korycie rzeki Warty. Latem jest tam sporo piachu ale dziś zastaję pięknie ubite błotko :) I tylko od czasu do czasy trzeba rozglądać się za ujadającymi psiakami. Przez chwilę przystaje.
przy zółtym szlaku© fotoaparatka
żółty szlak© fotoaparatka
Ruszam dalej już konkretnie w kierunku głównych punktów wycieczki dwóch kurhanów książęcych. Podjeżdżam pod pierwszy gdzie odnajduje tablicę a na niej:
"Tu w rejonie nad rzeką znajdowała się w okresie rzymskim osada. Powyżej niej dwie mogiły. Ludzie mieszkający tu trudnili się wytopem żelaza, rolnictwem, łowami i rybołówstwem. Miejscowi władcy zostali po śmierci spaleni na stosie, a szczątki wraz z darami grobowymi zostały pochowane pod tymi mogiłami (...) "
Kurhan nr 1© fotoaparatka
Kawałek dalej odnajduję drugi kurhan
kurhan nr 2© fotoaparatka
Muszę przyznać, że zdecydowanie łatwiej trafić do owych atrakcji kiedy na drzewach nie ma jeszcze liści. Pamiętam w tamtym roku trochę musiałam pobłądzić aby je odnaleźć.
Ruszam dalej postanawiając wstąpić jeszcze na most w Przywozie. Spędzam chwilę nad brzegami Warty, wsłuchując się w szum rzeki.
most w Przywozie© fotoaparatka
warta_Przywóz© fotoaparatka
rower też się fotki doczekuje, a właścicielka dziś wyjątkowo nie nadaje się na fotografowania :D
rower© fotoaparatka
Ruszam w drogę powrotną niby tą samą jednak w Bieńcu Małym skręcam w teren. Przez wąwóz dojeżdżam do źródła królowej Bony, chwilka przerwy na kontemplacje, która jednak zostaje brutalnie przerwana przez grupkę rozwrzeszczanej młodzieży. Zbieram manatki i ruszam już bezpośrednio w kierunku domu.
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy