Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:1547.44 km (w terenie 356.11 km; 23.01%)
Czas w ruchu:84:31
Średnia prędkość:18.13 km/h
Maksymalna prędkość:55.40 km/h
Suma podjazdów:400 m
Suma kalorii:10758 kcal
Liczba aktywności:52
Średnio na aktywność:29.76 km i 1h 39m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
37.67 km 4.33 km teren
02:00 h 18.84 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 433 kcal
Rower:Author

zamiast setki trzydzistka

Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 · dodano: 17.08.2011 | Komentarze 6

Były ogromne plany.... miała być pierwsza w życiu setka i co.... po pięknej sobocie niedziela wita nas pochmurną aurą.
Spotykamy się z Krzyśkiem po 8 i postanawiamy chwilę poczekać na rozwój pogodowej sytuacji. Długo jednak nie czekamy przed 9 wyruszamy w bardzo skrócona trasę.
Tradycyjnie przez Kałuże Kolonie, gdzie skręcamy na Dolinę Objawiania po wodę do bidonów. W obu bowiem panuje niesamowita susza. Ze źródełka kierujemy się na Załęcze Wielkie. Docieramy do wioski, gdzie pedałując pod górkę zmierzamy w kierunku Załęcza Małego. Tam jak to zwykle bywa trafiamy na tłumu wiernych idących do kościoła ;) Mijamy rowerzystów z bukietami w ręku oraz niezdecydowanych kierowców i pedałujemy w stronę opustoszałego ośrodka rekreacyjno-wypoczynkowego UROCZYSKO . Krzysiek jest tam pierwszy raz więc mam okazję oprowadzić towarzysza;)
Przy ruinavh ośrodka © fotoaparatka

domki na terenie Uoczyska © fotoaparatka

pozostałości domków © fotoaparatka

ruiny ośrodka Uroczysko © fotoaparatka

Nie jestem pewna czy Krzyśkowi tak bardzo podoba się to miejsce jak mi, ale najważniejsze, że mogę mu pokazać coś nowego:) Spacerujemy chwilę po pozostałościach ośrodka i ruszamy dalej. Udaje mi się ubłagać Krzyśka, żebyśmy wracali inną trasą, i muszę przyznać, że nie było to specjalnie trudne;)
Skręcamy na Troniy i dalej już terenem, na którym dziękowałam Bogu, że popadał deszcz, dotarliśmy do Bobrownik. Na moście tradycyjnie robimy sobie postój.
Na moście w Bobrownikach © fotoaparatka

Chwila wytchnienia i ruszamy w drogę powrotną... moją ulubioną drogę powrotną z Bobrownik. Z Krzyskiem jednak nie da się zrobić przystanków przy każdym ciekawym miejscu na trasie. Dla otarcia łez pozostaje mi tylko Żabi Staw.
żąbi staw w sierpniu © fotoaparatka

Mijając bokiem górę Św. Genowefy, Jarzębie i Wronią Wodę docieramy do mostu w Załęczu Małym i dalej już przez Kałuże Kolonię do domu.

Dane wyjazdu:
51.88 km 21.32 km teren
02:39 h 19.58 km/h:
Maks. pr.:43.50 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 619 kcal
Rower:Author

pewnej słonecznej niedzieli

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · dodano: 16.08.2011 | Komentarze 4

W końcu doczekujemy się pięknej słonecznej niedzieli, która po deszczowej sobocie napawa niezwykłym optymizmem do życia. Nie da się tego pozytywu nie wykorzystać, tym bardziej, iż kroi się całkiem pokaźna rowerowa ekipa. Plany psuje tylko ograniczenie czasowe jakie pojawia się kilka godzin przed wyjazdem.
Umawiamy się przed drugą i z Kałuż, mając za przewodnika Łukasza przez żużlówkę docieramy do Budziaków, gdzie skręcamy kierując się na Dzietrzniki. Mijamy wioskę boczkiem i dalej drogą nad lasem, psiocząc pod nosem na naszego przewodnika, dojeżdżamy do polnej drogi, na której Krzysiek powoduje kolizje;) Trawiasto- gliniasta trasa doprowadza nas do drewnianego kościółka w Grębieniu. Przystajemy na chwilę by strzepać z siebie pozostałości przejechanego odcinka wycieczki, po czym ruszamy dalej.
Mijamy cmentarz w Grębieniu, gdzie ostry zjazd z asfaltu w teren przyprawia część ekipy o szybsze bicie serca. Z polnej drogi wyjeżdżamy w Popowicach, gdzie kierujemy się na kolejny drewniany kościół, który jak się okazuje jest w remoncie.
Wsiadamy na rowery i przez Józefkę pedałujemy w stronę Kocilewa. Kolejnym punktem wycieczki jest zabytkowy młyn, obok którego całkiem niedawno udało mi się być. Tutaj urządzamy trochę dłuższy postój, więc mam okazję wyciągnąć aparat ;)
zabytkowy młyn w Kocilewie © fotoaparatka

niedzielna ekipa © fotoaparatka

Ruszamy dalej w stronę Ożarowskiego Dworku, na którego teren udaje nam się wjechać rowerami. Robimy kolejny, krótki postój.
Dworek w Ożarowie © fotoaparatka

dworskie podwórze © fotoaparatka

gdyby kiedyś ktoś się wybierał © fotoaparatka

Opuszczamy dworskie podwórze i dalej najpierw szutrową a później polną drogą dojeżdżamy do asfaltu na Marki, gdzie ekipa odłączą się ode mnie i pędzi pokopać piłkę. Mi jednak mało pedałowania i dalej już sama jadę pokręcić się w okolice Warty.
Lasem docieram do krajówki nr 43, którą zjeżdżam do skrzyżowania. Skręcam na Kałuże Kol. Z racji, iż w bidonie susza ocieram się o źródełko Objawiania. Żółtym szlakiem wyjeżdżam na "załęcką" szos i dalej już prosto do Załęcza Wielkiego, gdzie kieruje się na most. Za mostem przystaję na jednym z moich ulubionych miejsc. Spędzam tam dłuższą chwilę przypatrując się ludziom spędzającym wolny czas w kajakach.
jedna z moich ulubionych miejscówek © fotoaparatka

droga na ZHP © fotoaparatka

Ruszam w drogę powrotną zahaczając jeszcze o pomnik upamiętniający żołnierzy walczących na tych terenach w walkach 1-2 września 1939 roku.
pomnik w Załęczu Wielkim © fotoaparatka

Wracam do domu.

Dane wyjazdu:
7.53 km 4.27 km teren
00:21 h 21.51 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

płonie ognisko i szumią knieje .....

Piątek, 29 lipca 2011 · dodano: 31.07.2011 | Komentarze 2

Wieczorem po pracy korzystając z zaproszenia, pakuję kiełbaski wraz z resztą prowiantu do plecaka i pedałuję na Odcinek, gdzie czeka reszta ekipy. Całą ferajną ruszamy pod las do wcześniej przygotowanego ogniska. Spędzam miły wieczór i noc przy dźwiękach gitary i naszych nie do końca utalentowanych rozśpiewanych głosów;) Powrót do domu dość chłodny i bardzo szybki :)
Kategoria W towarzystwie


Dane wyjazdu:
19.08 km 2.23 km teren
01:07 h 17.09 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

kocia historia z pozytywnym zakończeniem

Czwartek, 28 lipca 2011 · dodano: 31.07.2011 | Komentarze 3

I znów z Miłoszem, który jak tylko zobaczył Krzyśka od razu zaczął go molestować o rowerową wycieczkę. Nie ma wyjścia trzeba małego zabrać i znów zmienić trasę na krótszą.
Spotykam się z chłopakami na leśnej drodze, gdzie postanawiamy popedałować do Objawienia. Przez Kałuże docieramy do Koloni, gdzie po skręcie zatrzymuje nas Krzysiek, który dostrzega w rowie małego, wystraszonego kociaka. Zawracamy z Miłoszem zbadać sprawę. Faktycznie na poboczu siedzi małe biedne kociątka. Bierzemy je na ręce, zastanawiając się co z ni począć, kiedy w krzakach kartofli słyszymy kolejne pomiaukiwanie. Krzysiek z Miłoszem ruszają na poszukiwanie kociego rodzeństwa i po chwili odnajdują kolejnego wystraszonego futrzaka. Zastanawiamy się czy zabrać maleństwa do domu, kiedy na naszej drodze pojawia się kobieta, która informuje nas skąd kociaki pochodzą. Idziemy więc oddać zguby właścicielce:)
Zadowolenie pozytywnym rozwiązaniem historii, ruszamy w kierunku Doliny Objawiania.
Dolina Objawiania_źródełko © fotoaparatka

Na miejscu okazuje się, że nasz młody towarzysz jest tu pierwszy raz. Z wielkim entuzjazmem wiec zwiedza kolejne zakątki źródełka. Kosztujemy cudownej wody i ruszamy odwieźć Miłosza na Odcinek.
Milosz i Krzsiek © fotoaparatka

wota w Dolinie Objawiania © fotoaparatka

Po odstawianiu młodego do babci, wypiciu ciepłej herbatki pedałuję do domu.
Kategoria W towarzystwie


Dane wyjazdu:
28.79 km 12.30 km teren
01:32 h 18.78 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Nie wszystkim musi się podobać ....

Środa, 27 lipca 2011 · dodano: 29.07.2011 | Komentarze 3

Pogoda nie pozwala mi na pedałowanie do pracy, brak roweru trzeba więc nadrobić popołudniu. Napotkane okoliczności sprawiają jednak, iż na wycieczkę mogę wybrać się dopiero późnym popołudniem. Dzwonię do Krzyśka i po chwili wybieramy już trasę na dziś. Troszkę doskwiera wiatr, więc postanawiam pokazać mojemu towarzyszowi Rezerwat Bukowa Góra.
Przez Kałuże kol. docieramy do drogi na Kluski, gdzie małe niedogadanie powoduje, że ląduje z rowerem na asfalcie. Na szczęście nic złego się nie staje, tak więc podnoszę się i ruszamy dalej.
W Kluskach skręcamy zgodnie z oznaczeniem żółtego szlaku w las i tak sobie pedałujemy do skrzyżowania szlaków. Skręcamy w prawo i po chwili znajdujemy się przy bagnistym lesie, gdzie mam chwilę na wyciągnięcie aparatu ;)
bagnisty las © fotoaparatka

Z racji iż Krzyśka dopadają wszędobylskie komary, spędzamy tam dosłownie chwilkę po czym ruszamy dalej. Teraz już bezpośrednio do rezerwatu. Muszę przyznać, że gdyby nie oznakowania to chyba bym do Bukowej Góry nie trafiła. Cóż pamięć już powoli zaczyna szwankować;)
Po przebiciu się przez rozjechany przez samochody, błotnisty, ostatni odcinek trasy docieramy do rezerwatu. Czkam na reakcję towarzysza, któremu chyba niespecjalnie miejsce przypadło go gustu. Szkoda bo moim zdaniem jest to najładniejszy rezerwat w okolicy, ale cóż nie wszystkim musi się podobać.
Rezerwat Bukowa Góra © fotoaparatka

rezerwatowa żabka :) © fotoaparatka

W trakcie wędrówki po lesie dostaję telefon, który zmusza nas do rychłego powrotu do domu, a więc nici z dłuższego dystansu.
Wracam dokładnie taką samą drogą jaką dotarliśmy do rezerwatu.

Dane wyjazdu:
16.11 km 6.35 km teren
00:48 h 20.14 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Spacerkiem po pracy w męskim towarzystwie

Wtorek, 26 lipca 2011 · dodano: 26.07.2011 | Komentarze 3

Po pracy chciałam choć na chwilę wyskoczyć na rower. Rower, który ostatnimi czasy mógł czuć się zaniedbany. Dzwonię więc do Krzyska i umawiamy się na wieczorne pedałowanie do Załęcza. Pod koniec pracy dostaję jednak wiadomość, że ma nam towarzyszyć ktoś jeszcze. Z racji, iż towarzysz jest mocno niepełnoletni musimy zmienić trasę na mniej ruchliwą. Wybieramy Marki i Mileniówkę.
Miłosz dzielnie radzi sobie z terenem i nawet górka mu nie straszna. Po kilkunastu minutach jesteśmy na miejscu. Stawiamy rowery i idziemy zamówić coś do picia. Widać, że chłopaczkowi miejsce przypadło do gustu, bo ma ochotę wrócić tu w najbliższym czasie.
Po półgodzinnej przerwie ruszamy w stronę Odcinka. Z marek przez Lachowskie docieramy do Dalachowa, gdzie skręcamy na Odcinek. Odstawiam chłopaków do babci a ja już krajówką wracam do domu.
Kategoria W towarzystwie


Dane wyjazdu:
6.65 km 4.36 km teren
00:21 h 19.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Kawa i ciasto jagodowe

Niedziela, 17 lipca 2011 · dodano: 17.07.2011 | Komentarze 3

Niedziela od rana zapowiada się na wyjątkowo upalną... Nie ma co w taki skwar siedzieć w domu, szukam więc chętnego do wypadu nad wodę. Na szczęście nie muszę szukać długo. Rowery zostają w cienistych piwnicach a my autkiem dostajemy się na Stare Olesno, gdzie bardo przyjemnie upływa nam czas.
Po powrocie zaprzęgamy rowery i korzystając z zaproszenia na kawę pedałujemy z Krzyskiem na Odcinek. Nie jest to długa trasa, ale liczy się chwila spędzona na dwukołowcu. Kawa i pyszne jagodowe ciasto zatrzymuje tam nas do późnego wieczora. Do domu wracamy o zmroku przy bardzo przyjemnej temperaturze. Zapomniałam już jak fajnie pedałuje się w nocy.
Kategoria W towarzystwie


Dane wyjazdu:
23.13 km 23.13 km teren
01:25 h 16.33 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

..bo te kamienie są takie piękne

Sobota, 16 lipca 2011 · dodano: 17.07.2011 | Komentarze 2

Dopadła mnie w końcu pracująca sobota. Sobota w trakcie, której miałam zagonić rower do roboty ale... Po przebudzeniu, zerkam za okno a tam ciemne chmury... obracam się na drugi bok i śpię dalej, a do pracy dostając się czerwonym chrząszczem.
Kiedy ja ciężko pracuje pochmurne niebo ustępuje miejsca słonecznej pogodzie, a we mnie wzbiera wściekłość. Mogłam jednak pedałować.
Wracam do domu, w którym czekają na mnie codzienne obowiązki i już wiem, że dziś wiele sobie nie pojeżdżę.
Koło godziny 17 na podwórku pojawia się córka kuzynki, której kiedyś obiecałam wycieczkę rowerową. Nie pozostaje nic innego jak obietnicy dotrzymać.
Wybieramy trasę w terenie, gdyż Liwi na asfalt namówić się da. Ruszamy przez żużlówkę.
Przy pierwszym podjeździe pod nico większą górkę, pojawiają się problemy ale moja towarzyszka radzi sobie podprowadzając rower. Przy następnej górce historia się powtarza, z tą różnicą, że tym razem zaliczony najpierw zostaje rów.
Skręcamy w las do drogi na żwirowisko i tu znów więcej chodzenia niż jeżdżenia. Jednak w tym momencie mnie raczej nie dziwi, bo będąc dzieckiem zawsze w tym miejscu robiłam to samo. Kończy się podjazd wsiadamy na rowery i po chwili jesteśmy już przy żwirowisku. Widać Liwi podoba się miejsce, choć bardziej interesują ją kamienie jakie znajduje pod nogami.
Wizyta w żwirowisku kończy się na tym, że kieszonki w koszulce mam wypchane "ciekawymi" okazami większych i mniejszych kamyczków.
Ruszamy dalej. Przez Budziaki docieramy praktycznie do samego Wierzbia, gdzie naglę słyszę zdanie "ja chce już wracać". Nie pozostaje więc nic innego jak tylko zawrócić. Do domu docieramy już bez żadnych problemów, po drodze spotykając Krzyśka.
Po odstawianiu siostrzenicy do babci, czuję niedosyt, więc stwierdzamy z Krzysiem, że jeszcze na chwilę gdzieś popedałujemy. Wybór pada na ranczo Mileniówka w Markach. Nigdy tam nie byliśmy, a że oboje mamy ochotę na piwo toteż nie ma lepszego miejsca. Bardzo mile spędzamy tam czas... ale co dobre szybko się kończy, więc i czas nas w końcu wygnał do domu.

Muszę przyznać, że jak na dziewczynkę. która w ubiegłym roku nauczyła się jeździć na rowerze,to Liwia i tak bardzo dobrze sobie radzi. A dla słów "Ciociu wiesz lubię cię" warto czasem wybrać się na tak krótką i powolną wycieczkę:)
Kategoria W towarzystwie


Dane wyjazdu:
24.10 km 0.00 km teren
01:04 h 22.59 km/h:
Maks. pr.:48.50 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 336 kcal
Rower:Author

Piątek, czyli pożegnanie ze Szczyrkiem

Piątek, 17 czerwca 2011 · dodano: 02.07.2011 | Komentarze 7

Piątek. Nadszedł w końcu dzień, w którym trzeba się pożegnać z górami. Komunikacja kolejowa nie pozwala nam nacieszyć się tym ostatnim dniem, w Bielsku bowiem musi stawić się na 10.30. Po śniadaniu kończymy pakowanie. Jeszcze ostatni rzut oka na widok za oknem i wyruszamy w stronę stacji.
widok z okna pokoju © fotoaparatka

i to już koniec © fotoaparatka

Bardzo szybko wyjeżdżamy ze Szczyrku, zresztą cała droga na stację PKP upływa jakoś tak nadzwyczaj szybko.
W Bielsku jesteśmy trochę przed czasem, wiec Krzysiek proponuje jeszcze zajrzeć do sklepu rowerowego. Kiedy on buszuje po sklepie, ja zwiedzam Bielsko z aparatem.
Zamek w Bielsku © fotoaparatka

Kościu w Bielsku © fotoaparatka

Po sesji fotograficznej ruszamy już bezpośrednio na dworzec. Dostajemy się na peron, po czym oczekujemy na podstawianie pociągu.
w oczekiwaniu na pociąg © fotoaparatka

W końcu pociąg nadjeżdża. Pakujemy się do ostatniego wagonu, ustawiamy bezpieczne rowery i za oknem widzimy...
pociąg opóźniony © fotoaparatka

Takie rzeczy mogą zdarzyć się tylko na polskiej kolei. W końcu jednak ruszamy Bielsko żegna nas deszczem, co trochę poprawia nasze humory. Podróż powrotna już bez specjalnych przygód.
W Janinowie jesteśmy trochę po 16, jeszcze tylko kilka kilometrów na rowerze i jesteśmy w domu. Szkoda, że tak szybko ten czas upłynął.

Dane wyjazdu:
41.96 km 0.00 km teren
02:21 h 17.86 km/h:
Maks. pr.:53.50 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 529 kcal
Rower:Author

Czwartek_ Wisła, czyli skocznia i jezioro

Czwartek, 16 czerwca 2011 · dodano: 02.07.2011 | Komentarze 5

Czwartek. Ponieważ to tak naprawdę ostatni dzień naszego pobytu w górach postanawiamy wyruszyć na trochę dłuższą wycieczkę. Przy śniadaniu wertujemy mapę i ustawiamy cel na Wisłę. Wyruszamy zaraz po przetrawieniu porannego posiłku. Pogoda niby słoneczna ale coś jakby wisi w powietrzu.
Wyjazd ze Szczyrku przypomina mi ubiegłoroczną trasę z Wisły do Kubalonki, czyli niekończący się podjazd. Przy pozytywnym myśleniu utrzymywał mnie fakt, że jak teraz pod górkę to gdzieś na pewno będzie zjazd.
Krzysiek pedałuje pełną parą przed siebie, jednak mi tej pary brakuje, wymuszam wiec pierwszy przystanek. Chwile oddechu łapię przy zbójeckich postaciach.
tak powitali nas zbójnicy © fotoaparatka

zbójnik numer jeden © fotoaparatka

miejsce przystankowe © fotoaparatka

zbójnicy dwaj © fotoaparatka

Ruszamy dalej. Z każdym kolejnym zakrętem mając nadzieję na rychły koniec zmagań z górą. Płonne są to jednak nadzieje, więc przychodzi czas na kolejny przystanek. Krzysiek pogania a ja mogłabym tak stać i stać.... :)
góralska chatka © fotoaparatka

Ruszamy przed siebie, kolejny przystanek robiąc już na samym szczycie podjazdu. Jakaż przepełnia mnie w tej chwili radość. Szczęście jednak przysłaniają chmury, który coraz bardziej kłębią się nad nami.
Przystanek na szczycie © fotoaparatka

chwila wytchnienia na szczycie © fotoaparatka

Kupujemy jakiś napój izotoniczny i po chwili ruszamy dalej, tym razem z górki. Piękny jest to zjazd. Ta prędkość, wiatr we włosach i cudne widoki...czego chcieć więcej. Jestem w raju.
W szybkim tempie docieramy do skoczni w Wiśle, gdzie przystajemy w celu zwiedzania obiektu. Trafia nam się jakaś wycieczka z przewodnikiem, toteż mamy możliwość zdobycia jakiś informacji na temat budowli.
skocznia w Wiśle © fotoaparatka

W trakcie wsłuchiwania się w opowieści zaczyna padać deszcz, początkowo powoli, delikatnie by za chwilę przywalić potężną ulewą.
zbliża się ulewa © fotoaparatka

Zmykamy do baru obok skoczni, gdzie pod dachem przy market-owych zapiekankach przeczekujemy ulewę.
Pół godziny później wychodzi słońce i możemy ruszać zdobywać kolejny cel Jezioro Czerniańskie, które w ubiegłym roku podczas pobytu w Istebnej, nie było nam dane zobaczyć. Skręcamy z głównej drogi i po chwili pedałowania dostrzegamy wodospadzik na Wisełce. Przystajemy by aparat mógł się wykazać.
wodospadzik © fotoaparatka

Po sfotografowaniu atrakcji pedałujemy już bezpośrednio w stronę jeziora. TU znów zaczyna kropić, a na domiar złego słychać odgłosy burzy. W objęciach mżawki docieramy na miejsce. Krzysiek dostrzegając w oddali Zameczek postanawia podjechać. Ja pozostaje przy jeziorze. Pamiętam doskonale jak ciężko było mi spod rezydencji dostać się do Kubalonki, póki co nie chce tego powtarzać.
Jezioro Czerniańskie © fotoaparatka

po drugiej stronie drogi © fotoaparatka

Po kilku minutach mój towarzysz z powrotem jest przy mnie. Pogoda się troszkę poprawia, więc pedałujemy dalej. Chcemy dostać się Wodospadu Kaskady Rodła. Nasza podróż w jego stronę nie trwa jednak długo, bo znów zaczyna padać. Nie ma co kusić losu wracamy. Jeszcze kiedyś tu przecież wrócimy.
Droga powrotna... cóż pod górkę. Początkowo jest fajnie, ale tylko początkowo. Widząc jak Krzysiek męczy się za mną, pedałując moim żółwim tempem, puszczam go przed siebie. Niech jedzie, jednak stara się nie oddalać ode mnie zbyt daleko.
Przychodzi czas na pierwszy przystanek, gdzie po naradzie zapada moja decyzja o pozostawieniu mnie w tyle. Przecież się nie zgubię, a Krzysiek nie potrzebnie się męczy pilnując grmlina.
Przystanek w drodze do Szczyrku © fotoaparatka

Ruszamy i po chwili tracę już towarzysza z zasięgu wzroku. Powolnym tempem toczę się przed siebie, robiąc sobie krótkie przystanki to tu to tam. Od czasu do czasu zaczyna pada deszcz, który w tej sytuacji wcale mi nie przeszkadza. W końcu docieram na szczyt, gdzie czeka na mnie już wypoczęty Krzyś. Łapię oddech i ruszamy w stronę Szczyrku z górki. Zjazd nie trwa długo. Przed samym końcem podróży dopada nas ulewa, do kwatery docieramy więc przemoczeni.
Wieczorem przychodzi czas na pizze, pamiątki i pakowanie, bo jutro trzeba wracać do domu.