Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:1547.44 km (w terenie 356.11 km; 23.01%)
Czas w ruchu:84:31
Średnia prędkość:18.13 km/h
Maksymalna prędkość:55.40 km/h
Suma podjazdów:400 m
Suma kalorii:10758 kcal
Liczba aktywności:52
Średnio na aktywność:29.76 km i 1h 39m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
19.12 km 0.00 km teren
01:04 h 17.93 km/h:
Maks. pr.:49.80 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 254 kcal
Rower:Author

Środa_ dwa niekoniecznie udane szczyty

Środa, 15 czerwca 2011 · dodano: 01.07.2011 | Komentarze 4

Środa. Dzień rozpoczyna się słonecznie, postanawiamy więc wykorzystać aurę na zwiedzanie widoków ze szczytu Skrzyczne. Rowery zostawiamy u gospodarza, w końcu im też należy się chwila urlopu:)
Do wyciągu docieramy pieszo, a szczyt już prosto kolejką. Na między stacji pogoda zaczyna się dość szybo psuć, tak że na szczycie nie widzimy już praktycznie nic. Jak by tego było mało zaczyna padać deszcz. Po spożyciu grillowanego oscypka rezygnujemy z dłuższego pobytu na szczycie i wracamy do Szczyrku. A oto co udaje nam się zobaczyć w drodze na i ze Skrzycznego.
Widok numer 1 © fotoaparatka

pochmurne widoki © fotoaparatka

i milka też się znalazła © fotoaparatka

widok_szczyty © fotoaparatka

Droga powrotna.....
wyciąg_widoki © fotoaparatka

a w dole między stacja © fotoaparatka

Wracamy do pokoju przemoczeni deszczem, który w końcu nas dopada. Pogoda nadaje się tylko do błogiego leżenia do góry brzuchem, co też czynimy. Po obiadku grzecznie kładziemy się na łóżku i zasypiamy. Przebudzenie promykami słońca wpadającymi do pokoju, postanawiamy jednak nasze rowerki zaciągnąć do roboty. Celem staje się Klimczok, jednak jak się później okazuje nie jest to do końca przemyślany wybór. Już na samym początku pedałowania przestaje mi się podobać, a później jest jeszcze gorzej.
tu jeszcze mi się chce © fotoaparatka

W pewnym momencie moje nogi odmawiają posłuszeństwa. Zsiadam z roweru i zaczynam prowadzić, Krzysiek jednak dzielnie sobie radzi z podjazdem. Parę minut później i prowadzenia roweru mi się odechciewa. Mam dość! Koniec końców rezygnujemy ze zdobywania szczytu.
tu już mi się odechciewa ale te widoki.... © fotoaparatka

tu już mam dość © fotoaparatka

Ja powoli sprowadzam rower a Krzysiek zjeżdża co budzi we mnie ogromy niepokój. Zostaje na szlaku sama z aparatem, więc w ogóle nie śpieszy mi się na dół:)
tak też można... czyli instrukcja radzenia sobie z rowerem :) © fotoaparatka

Powolutku schodzę sobie z mnóstwem przystanków po drodze. Ni z tego ni z owego wpada na mnie Krzysiek z pretensjami. Fakt mógł pomyśleć, że coś mi się stało, bo to wiadomo co mi się w głowie uroi:) Tak to jest jednak zostawiać mnie sama na sam z aparatem :D
w drodze powrotnej © fotoaparatka

w drodze powrotnej 2 © fotoaparatka

W momencie kiedy mam przeczucie, że zjazd jest już bezpieczny wsiadam na rower. Uwielbiam te prędkości:) Mój towarzysz pędzi jeszcze szybciej, więc po chwili tracę go z pola widzenia. Dojeżdżam do skrzyżowania a Krzyśka nie ma. Telefonu jak są potrzebne to leżą w pokoju. Pedałuję do Biedronki bo oboje o niej wspominaliśmy, tam też go jednak nie zastaję. Wracam do punktu wyjścia i kiedy jestem już bliska płaczu, mój ukochany zjawia się z uśmiechem na ustach. Mam ochotę go udusić.... Następuje chwilowa wymiana zdań, po której pedałujemy w stronę marketu. Robimy zakupy i wracamy na kwaterę:)

Dane wyjazdu:
61.37 km 0.00 km teren
03:03 h 20.12 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Wtorek_ jezioro i browar

Wtorek, 14 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 8

Wtorek. Budzimy się rankiem, który wita nas piękną słoneczną aurą. Humory dopisują, trasa dzisiejszego wyjazdu już obrana, a więc zjadamy śniadanie, zmieniamy klocki hamulcowe i ruszamy w podróż. Celem dzisiejszego pedałowania Żywiec.
Ze Szczyrku wyjeżdżamy drogą, która wczoraj nas do niego doprowadziła. Na rondzie wybierając tym razem inny interesujący nas zjazd.
Przez wioski dojeżdżamy do bardzo ruchliwej drogi na Żywiec i tu przestaje mi się podobać jazda, W końcu jednak udaje nam się dojechać do miasta.
Na kolejnym, dzisiejszego dnia, rondzie mamy chwilę zawahania, jednak rzut oka na mapę rozwiewa nasze wątpliwości.
Pierwszym celem jaki sobie zakładamy jest Muzeum Browaru. Nie mamy żadnego problemu z jego odnalezieniem. Muszę przyznać,że dojazd jest bardzo dobrze oznakowany. Po chwili pedałowania jesteśmy więc na miejscu. Szukamy stojaków na rowery ale w zasięgu wzroku nie dostrzegamy żadnego. Pozostaje nam odnalezienie czegoś do czego można byłoby nasze dwukołowce bezpiecznie przypiąć. Nie szukamy długo. Po chwili jesteśmy już w środku, rozpoczynamy zwiedzanie.
matryca muzeum © fotoaparatka

wnętrze muzeum © fotoaparatka

Zazwyczaj słowo muzeum przyprawia mnie o gęsią skórkę, jednak przyznać muszę, że to pozytywnie mnie zaskoczyło. Interaktywne muzea to jest to! Gdyby każde zwiedzanie tak wyglądało to odwiedziła bym chyba wszystkie:) Ach no i na koniec można było skosztować wyrabianego w browarze trunku. Co prawda wybrałam sok bo głowa słaba, ale trochę udało mi się wysępić od mojego towarzysza:) Czas w muzeum upływał bardzo szybko, sama nie wiem kiedy minęła godzina.
na zewnątrz_ wejście © fotoaparatka

W końcu jednak trzeba było opuścić budynek i ruszyć dalej. kolejnym celem staje się zamek w Żywcu. Krętymi uliczkami dojeżdżamy do centrum, jakoś nie zauważając po drodze zabytku. Jesteśmy zmuszeni się wrócić:)
Zamek w Żywcu © fotoaparatka

zamek w Żywcu 2 © fotoaparatka

Wjeżdżamy na teren przepięknego parku otaczającego zamek. Chwilę spędzamy spacerując po ogrodach i tu odzywają się nasze wygłodniałe żołądki. Nie ma wyjścia trzeba poszukać jakiejś strawy:) W tej kwestii radzimy się znajomego Krzyśka i jak się okazuje jest to bardzo dobre posunięcie. Obiad pyszny, wypełnia nasze żołądki po brzegi.
z pełnymi i zadowolonymi brzuchami ruszamy dalej w poszukiwaniu żywieckiego jeziora. W rynku dowiadujemy się o kierunek, który musimy obrać. Pałujemy na poszukiwania.
Nie wiem czy źle zrozumieliśmy wskazówki jakie dawał nam przechodzień czy jaki inne licho. Jedziemy bowiem dłuższy czas, a jeziora jak nie było tak nie ma.
widoczki po drodze © fotoaparatka

Spotykamy jakąś kobietę, która uświadamia nam, że wybraliśmy jakąś bardzo okrężna drogę. Radzi nam się wrócić lub brnąć dalej, postanawiamy jednak pędzić prosto przed siebie. Po jakimś czasie udaje się i na horyzoncie dostrzegamy jezioro! Hura!
Jezioro w Żywcu © fotoaparatka

Teraz przychodzi nam szukać jakiejś fajnej miejscówki, nie mamy z tym jednak większych problemów. Zjeżdżamy w pierwszą lepszą boczną droga, która doprowadza nas do urokliwego miejsca.
wędkarz © fotoaparatka

jezioro żywieckie © fotoaparatka


Chwilę odpoczywamy przy brzegach jeziora po czym ruszamy w drogę powrotną. Radzimy się mapy, która ukazuje nam najkrótszą drogę do miasta. Nie jest to jednak taka droga, którą lubię. Znów nieszczęsne natężenie ruchu doprowadza mnie do furii. W stronę Bielska wcale nie jest lepiej. Z utęsknieniem wyczekuje momentu kiedy wreszcie uda nam się zjechać z głównej drogi.
Po krótkim postoju przy spożywczaku docieramy w końcu do upragnionego zjazdu. Teraz już spokojniej ale z nerwami pedałujemy do Szczyrku.

Dane wyjazdu:
24.43 km 0.00 km teren
01:29 h 16.47 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

pechowy poniedzialek

Poniedziałek, 13 czerwca 2011 · dodano: 22.06.2011 | Komentarze 11

Poniedziałek. Pobudka skoro świt, ubieranie, śniadanie i w drogę. Rozpoczynamy urlop.
Parę minut po 5 stawiamy się Z rowerami na stacji PKP Janinów. Pakujemy rumaki do pociągu i ruszamy. Można powiedzieć, że dostaje nam się miejsce w pierwszej klasie, podróżujemy bowiem przedziałem służbowym. Nasze rowery nie pozostają osamotnione,ponieważ towarzyszą im stare zdezelowane dwukołowce. Zastanawiam się jakie historię kryją sie za tymi pojazdami.
rowery w podrózy © fotoaparatka

Z kolejarzami w przedziale podróżujemy razem do stacji w Herbach i do samych Katowic jesteśmy już sami, jest więc czas na odprężenie się :)
chwila na medytacje © fotoaparatka

W Katowicach czeka nas godzinne oczekiwanie na przesiadkę. Postanawiamy napić się kawy, jednak automat pożerając kasę nie wydaje nam napoju. Złość! Poszukujemy więc jakiegoś pewniejszego źródła. Zakupujemy kawę u pewnej kobietki, która radzi nam zadzwonić do firmy zajmującej się automatami. Tak też czynimy.
Po godzinie wsiadamy wreszcie do pociągu, który ma nas zawieźć do Bielska Białej. I znów niespodzianka sami w przedziale.
Podróż mija bardzo szybko. W Bielsku wysiadamy na dworcu głównym. Chwila orientacji w terenie i ruszamy w kierunku Szczyrku. Przeraża mnie ruch panujący na głównej drodze, a na domiar złego w pewnym momencie moje tylne hamulce zaczynają szwankować. Nie ma wyjścia trzeba poszukać sklepu rowerowego. Wjeżdżamy do centrum i ku naszemu zadowoleniu szybko odnajdujemy poszukiwany sklep. Zakupujemy klocki hamulcowe i ruszamy do Szczyrku.
Jakaż szczęśliwa jestem kiedy w oddali dostrzegam ścieżkę rowerową, która wyprowadza nas z miasta.
gdzieś w Bielsku © fotoaparatka

Droga do punktu docelowego niby cały czas pod górkę, ale mimo to bardzo fajnie się pedałuje. Dojeżdżamy do ronda w ...... . Po zjeździe dostrzegamy tabliczkę Szczyrk, a więc jesteśmy prawie na miejscu.
W miasteczku robimy krótki postój przy drewnianym kościele. Tam właśnie odzywają się nasze wygłodniałe żołądki.
drewniany kościół w Szczyrku © fotoaparatka

pod kościołem © fotoaparatka

Skuszeni pierwszym napisem pizza, wchodzimy do knajpki. Zamawiamy i okazuje się, że jesteśmy bardzo rozczarowani. Nie ma sosu, na cieście można zęby połamać a na dodatek w ogóle nie zaspokaja ona naszego głodu. Zdegustowani opuszczamy lokal. Jest jednak coś co przypadło mi tam do gustu :)
śniadanie na kaca © fotoaparatka

Ruszamy dalej w poszukiwaniu naszej kwater. Przejeżdżamy ze Szczyrku Dolnego w Górny, odnajdujemy interesującą nas ulicę. Bez błądzenia się jednak nie obywa. Wpuszczeniu w pole dzwonimy do właściciela i po chwili jesteśmy na miejscu.
wpuszczeni w pole © fotoaparatka

Co do Kwatery to w 100% mogę polecić. Ceny przystępne, właściciel bardzo miły i pomocny no i nie było żadnego problemu z bezpiecznym przechowaniem naszych rowerów.
Po zaaklimatyzowaniu się w pokoju, rozpakowaniu tego i owego ruszamy, tym razem już, na piesze zwiedzanie Szczyrku.
skocznie w Szczyrku © fotoaparatka

Szczyrk © fotoaparatka

Po powrocie obmyślamy rowerowe plany na jutro i kładziemy się spać :)

Dane wyjazdu:
14.53 km 5.21 km teren
00:44 h 19.81 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 169 kcal
Rower:Author

Po burzy jeździ sie lepiej

Niedziela, 5 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 10

Poranek spędzam na kompletnie biernym wylegiwaniu się na słońcu. Po obiedzie kiedy już z Krzyśkiem mamy zbierać się na rowery, nagle zaczyna się złowrogo chmurzyć. Postanawiamy więc chwilę poczekać na rozwój pogodowej sytuacji. Jakiś czas później dochodzą do nas odgłosy burzy a za pół godziny leje już na całego.
Czekanie na poprawę pogody spędzamy na powrocie do dość odległej przeszłości. Co zdecydowanie poprawia nam humory :D
Po godzinie 19 na dworze robi się przyjemnie. Postanawiamy więc wybrać się na krótką przejażdżkę.
Przez Kałuże Kolonie docieramy do Źródełka Objawianie, aby chwilę po obcować z leśną ciszą i krwiożerczymi komarami, których jest tam mnóstwo.
Dolina Objawiania_źródełko © fotoaparatka

Krzysiek chce wracać do domu ale na każdego znajdzie się sposób. Stosuję mały szantażyk i chwilę później pedałujemy już nad rzekę. Z racji iż do zachodu nie zostało wiele czasu, decydujemy się na dojazd do kąpieliska w Kępowiźnie. Zanim jednak docieramy do obranego celu skręcamy do jednego z moich ulubionych miejsc nad rzeką. Tu spotyka nas niespodzianka. Zagrodzona droga i zrobiony z talerza zakaz wjazdu. Wjeżdżamy, jednak z oddali widzimy jakiś ludzi i decydujemy się na odwrót. Dojeżdżamy do kąpieliska, gdzie moczymy nogi w ciepłych wodach Warty po czym wracamy do domu.
zachód słońca nad Wartą © fotoaparatka

Powrót już asfaltem, tradycyjnie bo wiele kombinacji nie ma :D
zachód słońca nad Kałużami © fotoaparatka


Dane wyjazdu:
55.27 km 6.75 km teren
02:45 h 20.10 km/h:
Maks. pr.:43.30 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 665 kcal
Rower:Author

Odwlekany Danków

Niedziela, 22 maja 2011 · dodano: 22.05.2011 | Komentarze 5

Przez ostatnie dwa dni przechodziłam jakieś zatrucie, które niestety spowodowało odłożenie rowerka na boczny tor. Wczoraj wieczorem moje samopoczucie wreszcie zaczęło się poprawiać, więc dziś wyjścia nie ma, trzeba ruszać w świat. Stawiamy sobie za cel Danków, który zawsze był jakoś odkładany.
Pogoda super słoneczko, ciepełko, lekki wiaterek więc czego chcieć więcej.
Ruszamy po obiedzie. Trasa tradycyjna przez Kałuże Kolonie do "załęcekiej" drogi, z której odbijamy na Kluski i dalej już prosto żółtym szlakiem do Cisowej, gdzie dalej terenem odbijamy w kierunku Giętkowizny. Wyjeżdżamy na asfalt, którym kierujemy się do Parzymiech. Tam robimy, krótki postój przy kościele. Ja na zdjęcia, a Krzysiek na poprawienie wysokości siodełka.
Kościół parafialny św. Apostołów Piotra i Pawła pochodzi prawdopodobnie z XIVw. Na przełomie XVI/XVII wieku kościół zajęty przez kalwinów. Po powtórnym jego odzyskaniu został przebudowany. Po wkroczeniu Niemców do Parzymiech świątynia została zamknięta dla wiernych i pozbawiona parametrów liturgicznych.
Kościół w Parzymiechach © fotoaparatka

Ruszamy dalej, jednak nie pedałujemy za daleko na skrzyżowaniu skręcamy do spożywczaka z nadzieją na smacznego loda. Tu naszym uszom dają się słyszeć zbliżające się grzmoty, a i niebo jakoś tak ciemnieć zaczyna. Nie smakujemy jednak silodów, bo w sklepie kiepski wybór a nasze podniebienia wybredne:) Ruszamy więc dalej na przeciw ciemnym chmurom.
Z Parzymiech przez wieś Napoleon docieramy do Lipi gdzie spragnieni słodkiego ochłodzenia szukamy spożywczaka. Dostrzegamy go na samym końcu wsi. Market, więc i wybór powinien być większy :) Ja zostaje pilnować naszych dwukołowców, Krzysiek idzie do sklepu na łowy, z których wychodzi zwycięsko:)
Delektujemy się zimnymi lodami, uzupełniamy bidony i jedziemy dalej. Po chwili naszym oczom ukazuje się tablica z napisem Danków, a więc jesteśmy na miejscu. Kościoła nie zwiedzamy bo trafiamy akurat na początek mszy. Pedałujemy szukać ruin zamku. Przejeżdżamy Liswartę i po chwili dostrzegamy fragmenty murów. Nie do końca jestem pewna czy akurat tych, które szukamy ale co tam... widać, że stare:) Rzucam rower idę przyjrzeć się temu bliżej podczas gdy Krzysiu..
no to chwilę postoimy © fotoaparatka

Pojawia się problem, bo mury są po drugiej stronie rzeki, więc musimy wrócić i poszukać jakiejś dróżki do ich prowadzącej. Udaje się miedzy budynkami wyczaić zjazd, więc zjeżdżamy i po chwili jesteśmy przy murach. Biorę aparat w łapki i idę przekopać SPD-kami jakieś grządki. Cóż ja na to poradzę, że to akurat jedyna ścieżka dojścia:) W wielkim skrócie to co odkryliśmy wygląda tak...
Fragmenty murów © fotoaparatka

mury w Dankowie © fotoaparatka

Za naszymi plecami znów zaczynają kłębić się ciemne chmury a i odgłosy grzmotów coraz głośniejsze. Nie zabawiamy więc długo przy ruinach. Jeszcze tylko chwila zastanowienia nad drogą powrotną i ruszamy w kierunku Krzepic. W pewnym momencie mam wrażenie, że pchamy się na własne życzenie w burzę. Robi się jednak odrobinkę chłodniej a chmury przestają być już takie groźne. W Krzepicach jesteśmy bardzo szybko. Wyjeżdżamy w miejscu, które na pierwszy rzut oka wydaje mi się nieznane. Dopiero Krzysiek uświadamia mnie, że jesteśmy przed obwodnicą.
Ruszamy do centrum, gdzie interesuje mnie kościół św. Jakuba. Pochodzi z połowy XIV wieku, a ufundowany przez Kazimierza Wielkiego.
Kościół Św. Jakuba_ Krzepice © fotoaparatka

Jak widać pogoda klaruje się w stronę dobrego, ciemne chmury odchodzą gdzieś w bok a nad nami pojawia się słońce. Spod Kościoła ruszamy już w kierunku domu, zatrzymując się jednak w jeszcze jednym miejscu, które zawsze ilekroć tamtędy przejeżdżałam wzbudzało moją ciekawość. Są to ruiny synagogi.
Synagoga usytuowana jest na rzeką Liswartą, jej budowa rozpoczęła się na przełomie 1814 i 1815 roku. Do obecnego stanu zabytku przyczynili się hitlerowcy, którzy zdewastowali budynek a wokół niej założyli obóz dla Żydów.
Synagoga_Krzepice © fotoaparatka

synagoga w Krzpiecach © fotoaparatka

Ruszamy w drogę powrotną, tym razem już krajówką. Ruch jak to na głównej drodze spory, więc nie jedzie się zbyt przyjemnie. Za Krzepicami napotykamy kałuże, a więc musiało tam padać. Wjeżdżanie w nie i uczucie zimnego prysznica na nogach sprawia, że jazda staje się mniej uciążliwia :) Przez Zajączki, Julianpol dojeżdżamy do Jaworzna skąd na Rudniki, Dalachów i jesteśmy w domu :)
Kategoria W towarzystwie


Dane wyjazdu:
53.11 km 0.00 km teren
02:39 h 20.04 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 626 kcal
Rower:Author

Rezerwat Dąbrowa w NIżankowicach

Sobota, 14 maja 2011 · dodano: 14.05.2011 | Komentarze 9

Dzisiejsza wycieczka wypada zupełnie niespodziewanie i to w dodatku w towarzystwie. Celem staje się Rezerwat "Dąbrowa w Niżankowicach".
Po godzinie 14 wyruszam z domu przez Kałuże Kolonię, Kępowiznę, Bieniec docieram do skrzyżowania przy krzyżu. Po chwili dociera tam również mój dzisiejszy towarzysz i od tej pory to On obejmuje przewodnictwo całego rowerowego wypadu.
Przez Bieniec Mały, Łaszew docieramy do Mierzyc, gdzie skręcamy w boczną asfaltową drogę. Owa trasa doprowadza nas do pięknego punktu widokowego.
Widok z punktu © fotoaparatka

Przechadzamy się dłuższą chwilę po tamtejszych polach, spotykając po drodze kapliczkę położną wśród zbóż.
Polna kapliczka © fotoaparatka

Wracamy do rowerów dalej podziwiając widoki roztaczające się z góry.
widok z góry © fotoaparatka

Ruszamy dalej tym razem polną drogą. Do samego Toporowa doprowadza nas przepiękny wąwóz.
Z Toporowa docieramy Do Kamionu, gdzie na chwilę przystajemy na moście.
Warta z mostu w Kamionie © fotoaparatka

Ruszamy dalej tym razem już do Niżankowic. Po drodze jednak zatrzymują nas widoki jakie roztaczają się ze szlaku. Zostawiamy roweru na jakiejś łące i wspinamy się na pagórek. Jak widać warto było.
Widok pomiędzy Kamionem a Niżankowicami © fotoaparatka

Widko z drugiej strony © fotoaparatka

widok numer 3 :) © fotoaparatka


Wracamy do rowerów i już bezpośrednio pedałujemy do Niżankowic. Mijamy zabudowania i skręcamy w las początkowa bukowy, który wraz z początkiem rezerwatu przechodzi w dębowy.
jedna z leśnych dróg © fotoaparatka

W samym rezerwacie podążamy piękna leśną drogą, wśród wysokich dębów.
Rezerwat Dąbrowa w Niżankowicach © fotoaparatka

droga przez Rezerwat Dąbrowa © fotoaparatka

Muszę przyznać, że rezerwat cudny. Początkowo między drzewami spotykamy mnóstwo kwitnących poziomek, a po chwili naszym oczom ukazują się całe połacie pachnących knowali. W takiej ilości ich jeszcze nie widziałam.
połacie konwali © fotoaparatka

konwalie i paparocie © fotoaparatka

Wśród roślinności można spotkać wiele różnych żyjątek od motylków przez padalce do chrząszczy majowych. Wystarczy tylko skierować wzrok ku ziemi:)
chrabąszcz majowy © fotoaparatka

Z rezerwatu i lasu wyjeżdżamy zielonym, piaszczystym szlakiem rowerowym, docieramy z powrotem do Niżankowic, skąd tą samą trasą, którą przyjechaliśmy dojeźdżamy do Kamionu, Toporowa. Tam skręcamy na Przywóz, z którego już terenem docieramy do Łaszewa, gdzie przychodzi nam się rozstać.
Do Domu wracam tradycyjnie przez oba Bieńca , Kępowiznę i Kałuże Kolonię. Na podwórku spotykam rodzinkę przy rozpalonym grillu, tak więc szybko uzupełniam stracone kalorie.
W tym miejscu wypada mi podziękować mojemu dzisiejszemu towarzyszowi za wycieczkę i za odkrycie przede mną nowych nieznanych mi miejsc :)

Dane wyjazdu:
34.16 km 19.70 km teren
01:55 h 17.82 km/h:
Maks. pr.:38.80 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 379 kcal
Rower:Author

rezerwat węże i żabie kumkanie

Niedziela, 1 maja 2011 · dodano: 01.05.2011 | Komentarze 15

W planach był dziś Danków, ale jak to zwykle bywa nie wyszło. Z racji dość niepewnej pogody wybieramy żabi staw i Rezerwat Węże.
Po obiedzie przebieramy się więc w rowerowe i ruszamy. Już na początku wiatr dość ostro daje się we znaki. Dojeżdżamy do Załęcza Wielkiego i skręcamy w stronę mostu, z którego kierujemy się na Bukowce. Po kilku minutach mijamy wioskę i dalej żółtym szlakiem pedałujemy w las.
Na drodze ewidentnie widać, że od dawna porządnie nie padało. Zastajemy tam piach, piach i jeszcze raz piach.
Męcząc się z piaskiem pod kołami bokiem mijamy Wronią Wodę, Jarzębie i Górę Św. Genowefy. W końcu jednak udaje nam się wyjechać z lasu ,co jednak nie zmienia sytuacji. Polna droga wita nas tym samym co było w lesie.
Wyjazd na polną drogę © fotoaparatka

Po trudach jazdy w terenie docieramy w końcu do stawu.


Niestety przez niemiłosierny wiatr z trudem można usłyszeć niesamowite echo kumkających żab. Wieje tak, że chce nam pourywać głowy, więc nie zabawiamy tam długo. Ruszamy dalej piaszczystym szlakiem w kierunku Bobrownik. Przed samą wsią zaliczam glebę, ale ląduję w piasku więc upadek nie jest bolesny:)
W Bobrownikach znów przekraczamy Wartę i kierujemy się w stronę rezerwatu. Tym razem docieramy tam pieszym szlakiem, na którym nie jesteśmy jedynymi rowerzystami. Po częściowym podjeździe na Górę Zelkę dostrzegamy pierwszą niezakratowaną jaskinie.

Chwila przerwy, w której decydujemy się na dalsze wniesienie rowerów, bo podjechać się niestety nie da. W rzeczywistości wygląda to jednak tak, że Krzysiek wnosi rowery na szczyt a ja mu się bacznie przyglądam i kibicuje ;)

Na górze zastajemy całe mnóstwo rowerzystów, którzy błądzą po rezerwacie szukając drogi wyjścia. Oczywiście próbujemy pomóc :)
Jeszcze na chwilę przystajemy przy dwóch jaskiniach, po czym ruszamy z powrotem niebieskim szlakiem.

Zjazd z Góry Zelki potrafi podnieść trochę adrenalinę. Na szczęście udaje mi się jakoś bezpiecznie zjechać na dół.
W drodze powrotnej jeszcze na chwilę przystajemy na moście w Bobrownikach po czym, ku mojemu niezadowoleniu, wracamy do domu ta samą trasą.


Dane wyjazdu:
7.26 km 4.30 km teren
00:23 h 18.94 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 77 kcal
Rower:Author

Wieczorna wycieczka z bratem

Środa, 20 kwietnia 2011 · dodano: 21.04.2011 | Komentarze 7

Wieczorem niespodziewanie brat zaproponował mi wspólną wycieczkę. Przebrałam buty i wruszyliśmy. Szybko okazało się, że moje szerokie nogawki od dresów nie nadają się na rower. Nim się obejrzałam z jednej z nich zostały strzępy :D
Wracając jednak do krótkiej acz pouczającej wycieczki. Brat pokazał mi trasę do tej pory zupełnie mi obcą. Owe leśna droga prowadzi zarówno do Doliny Objawienia jak i na Kolonię. Po wyjeździe z boru popedałowaliśmy w nieznane mi zakątki Kałuż. Przynajmniej nie pamiętam żeby tam kiedykolwiek była :) I tam straciłam towarzysza, bo miał sprawę do załatwienia, a ja już sama popedałowałam do domu.
Kategoria W towarzystwie


Dane wyjazdu:
52.31 km 0.00 km teren
03:00 h 17.44 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Na wyjeździe, czyli rycerski gród, pałace i kościoły

Niedziela, 10 kwietnia 2011 · dodano: 10.04.2011 | Komentarze 9

Wyjazd zaplanowany był od kilku tygodni. Weekend wybrany, średniowieczny pokój zarezerwowany, a tu nas zastaje taka pogoda. Jeszcze w piątek wieczorem zastanawiamy się czy nie zrezygnować. Ni to słońce, ni to deszcz, a do tego niesamowity wiatr. W ostateczności zmieniamy plany, zamiast pedałować do Rycerskiego Grodu, pakujemy rowery do mojego chrząszcza i na miejsce docieramy autem. Okazuje się, że chrząszcz mimo swoich niewielkich gabarytów z łatwością połyka dwa rowery :D
pakowanie © fotoaparatka

Docieramy na miejsce po drodze mijając mnóstwo pięknych zakątków, do których trafić musimy, kiedy uda nam się zdobyć gród rowerowo.
Rycerski gród w Biskupicach położony jest nad pięknym zalewem okupowanym przez licznych wędkarzy.
zalew Biskupice © fotoaparatka

Wchodzimy do środka grodu, gdzie woła do nas kierownik i pokazuje nam nasze pokoje, stylizowane na średniowiecze. Po rozpakowaniu ruszamy zwiedzić rycerską posiadłość.
Rycerski gród © fotoaparatka

Pomysł powstania rycerskiego grodu narodził się w 2003 roku. Siły w tym dokonaniu zjednoczyły Gmina Byczyna oraz Opolskie Bractwo Rycerskie. W uzyskaniu środków na inwestycję nawiązano współpracę z partnerską gminą ze Zlatych Hor oraz Grupą Szermierczą z czeskiego Jasenika, dzięki czemu uzyskano dofinansowanie. Dziś drewniana budowla jest ewenementem na skalę światową. Co roku odbywają się tam turnieje rycerskie a turyści mają okazję przebrać się w rycerską zbroję, postrzelać z łuku, porzucać toporami itp.
Baszta © fotoaparatka

Biorąc pod uwagę wiatr, który uniemożliwiał wyjazd rowerowy, postanawiamy skorzystać z oferowanych atrakcji. Krzysiek przebiera się za rycerze. A ja mogę tylko patrzeć gdyż na małych gremlinów zbroi nie mają. :)
rycerz :D © fotoaparatka

Po przygodach w zbrojowni, przychodzi czas na naukę celności. Po kolei przychodzi czas na topory, włócznie i noże. Rozrywki w sam raz dla tych mniejszych jak i wyrośniętych chłopców. Ja też próbuje ale z marnym skutkiem :D
I tak zastaje nas wieczór, a z pedałowania nici. Kładziemy się spać z nadzieją, że jutro będzie lepiej, a tu nagle rozlega się syrena przeciwpożarowy. Nie wiemy czy mamy uciekać, w końcu dokoła wszystko z drewna. Okazuje się jednak, że pożaru to fałszywy alarm .

Niedzielny poranek wita nas pięknym słońcem i praktycznie bezchmurnym niebem. Pakujemy, więc tobołki i ruszamy na starcie z wiatrem.
pakowanie :D © fotoaparatka

Pierwszy odcinek bez specjalnych problemów bo powiewa w plecy, ale już przy pierwszym skręcie w Kochłowicach czujemy go z boku. Musimy się pilnować, gdyż chwila nieuwagi kończy się zjazdem na drugi pas. Docieramy do wsi Skałągi, gdzie skręcamy do Rożnowa. Spotykamy tam drewniany kościół św. Trójcy pochodzący z 1788.
Rożnów Kościół św. Trójcy © fotoaparatka

Obok kościoła znajdują się dwa groby, oraz grobowiec w kształcie piramidy dla generała majora Karola Adolfa Augusta von Eben und Brunnen z 1780 roku.
Groby obok kościoła © fotoaparatka

grobowiec piramida © fotoaparatka

Z racji, iż obok kościoła znajduje się park a wiemy, iż okolice bogate są w pałace, ruszamy w poszukiwaniu zabytkowej budowli. Po chwili błądzenia odnajdujemy, podpadnięty w ruinę noegotycki pałac wzniesiony w połowie XIX wieku.
pałac Rożnów © fotoaparatka

otoczenie pałacu © fotoaparatka

Pałac jest tak piękny, iż spędzamy przy nim dłuższą chwilę, po czym ruszamy dalej. W Skałągach odnajdujemy kolejny park i pałacowe zabudowania.
Zabudowania w Skałągach © fotoaparatka

Dalej skręcamy w kierunku Jakubowic do, których siłujemy się z wiatrem wiejącym prosto w twarz. Po do pedałowaniu do wioski rozkładamy naszą prowizoryczną mapkę i obieramy kurs na Krzywiczyny. Przez Bruny docieramy do celu gdzie napotykamy kolejny drewniany kościół z 1623 roku, zbudowany przez cieślę Krzysztofa Bittner.
Krzywiczyny: kościół św. Trójcy © fotoaparatka

Po obchodzie zabytku przysiadamy na pobliskim przystanku w celu uzupełniania kalorii po czym ruszamy, tym razem z pomocą wiatru w stronę Byczyny. Przejeżdżając przez Jakubowice dostrzegam w oddali kolejny kościółek. Wjeżdżamy w szutrowa drogę i po chwili jesteśmy na miejscu.
Jest to filialny, poewangelicki p.w. MB Królowej Polski z 1585 roku.
Kościół Matki Boskiej Królowej Polski Jakubowice © fotoaparatka

Wracamy na trasę w kierunku Byczyny i znów wiatr staje się naszym wrogiem. Docieramy do Proślic, gdzie napotykamy kolejny, tym razem, klasycystyczny pałac z przełomu XVIII i XIX w.
pałac Proślice © fotoaparatka

Kawałek dalej napotykamy drewniany kościół filialny p.w. Najświętszego Serca Jezusowego, pochodzący z 1580 r., przebudowany w 1773 roku. Przy kościele stoi równie urokliwa drewniana kaplica.
Kościół Proślice © fotoaparatka

Tym razem z pomocą wiatru szybciutko pedałujemy do kolejnego pałacu w Polanowicach, zbudowano w 1872 roku a w 1912 r. przebudowanego. W 1981 roku budynek zniszczył pożar, po odbudowanie pałac został pozbawiony cech stylowych. Dziś w obiekcie mieści się Zespół Szkół Licealno - Zawodowych.
pałac polanowice © fotoaparatka

Chwila przerwy i pedałujemy dalej, tym razem już bezpośrednio do Byczyny. Przejeżdżamy przez zabytkowe centrum miasta i kierujemy się do Polo, gdyż Gremlinowi zachciało się pepsi :D
Co do samego miasta to jest to jeden z najlepiej zachowanych średniowiecznych zespołów obronnych w Polsce z zabytkowym kościołem oraz spichlerzem w którym serwują przepyszną pizzę.
Byczyna baszta © fotoaparatka

Spod Marketu ruszamy już w kierunku grodu, gdzie czeka na nas samochód. Na rondzie zjeżdżamy na Kluczbork i krajówką z wiatrem w plecy pedałujemy do Kochłowic. Jakże się przyjemnie jedzie mając wiatr po swojej stronie. Szybko docieramy do wioski, która ma nas doprowadzić do grodu.
W Biskupicach zahaczamy jeszcze o ostatni podczas naszego wyjazdu drewniany kościół św. Jana Chrzciciela z 1626 roku.
Kościół w Kochłowicach © fotoaparatka

A w pobliżu kościoła zjeżdżamy jeszcze do pałacu z 1923 roku pałacu w Kochłowicach.
pałac w Kochłowicach © fotoaparatka

Wracamy do Grodu Rycerskiego, gdzie pakujemy rowery do auta i ruszamy do domu :) Pozostaje żałować, że wczorajsza pogoda nie pozwoliła nam zasiąść na rowery, bo naprawdę w tamtejszych okolicach jest co zwiedzać.

Dane wyjazdu:
65.56 km 16.10 km teren
03:06 h 21.15 km/h:
Maks. pr.:40.08 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 779 kcal
Rower:Author

źródlany szlak

Niedziela, 3 kwietnia 2011 · dodano: 03.04.2011 | Komentarze 7

Po wczorajszym humorku dziś jest o niebo lepiej. Wstaje rano i za oknem widzę piękne słoneczko, więc buźka sama się uśmiecha. Trasa dzisiejszego wyjazdu jest zaplanowana od wczoraj, a więc szykuje się dłuższa wycieczka i do tego w towarzystwie.
Po nasmarowaniu tego i owego w obu rowerach po godzinie 10 z uśmiechami na twarzach ruszamy wybraną drgą. Przez Kępowizne żółtym szlakiem kierujemy się do Wąwozu Królowej Bony i tamtejszego źródełka, gdzie po sprawdzeniu, czy żadna żabka nie pływa w źródle nabieramy wody do bidonów.
Źródło Królowej Bony © fotoaparatka

Ze świeżym zapasem wody ruszamy dalej pięknym piaszczystym wąwozem. Docieramy do Bieńca Małego skąd dalej kierujemy się zgodnie z oznaczeniem obranego przez nas szlaku. Pedałujemy trasą dobrze mi już znaną nad brzegami Warty po lewej stronie mijając kurhany książęce. Z terenu wyjeżdżamy w Przywozie gdzie dalej już asfaltem docieramy do Toporowa. Żółty szlak nakazuje nam dalej pedałować prosto i w pewnym momencie skręcić w teren. Okazuje się jednak, że teren przerabiają w asfalt i zamiast piaszczystej drogi zastajemy bardzo kamieniste podłożę. Oj jak ja się w takich momentach cieszę, że nie jestem facetem :D Krzysiek dzielnie przejeżdża kamienisty odcinek, który na szczęście nie trwa długo. Dalej już pedałujemy pięknym nowiutkim asfaltem. Świetna trasa, nie dość, że bez wertepów to jeszcze lasem aż do samego Krzeczowa.
W Krzeczowie pojawia się pierwszy problem. Kończy się nasz żółty szlak i dalej trzeba radzić sobie już przy pomocy mapy. Celem naszym bowiem stają się Źródła Św. Floriana. Robimy krótkie rozeznanie po czym ruszamy pod górkę opuszczając główną drogę. Skręcamy przy cmentarzu i do następnego rozwidlenia już pedałujemy z górki :)
przydrożny krzyż © fotoaparatka

Na skrzyżowaniu znów korzystamy z mapy z ta różnicą, że tym razem to ja wybieram drogę którą mamy jechać. Ruszamy w teren. Po pewnym czasie okazuje się jednak, że kobieta i mapa to niekoniecznie są rzeczy, które muszą ze sobą współgrać. Po dojechaniu do jakiegoś Bugaja Krzysiek nie wytrzymuje i bierze mapę... cóż musimy się wrócić :D Z powrotem dojeżdżamy do nieszczęsnego skrzyżowania i tym razem kierujemy się na Kochlew, gdzie bardzo szybko odnajdujemy interesujące nas źródła.
źródła Św. Folriana © fotoaparatka

Pięknie tam, ale pewnie ładniej będzie jak już na drzewach pojawią się liście, dlatego zamierzam tam jeszcze wrócić:)
Gremlin na źródłach © fotoaparatka

źródła floriana © fotoaparatka

Ruszamy w drogę powrotną. Tym razem moja siła perswazji zwycięża i nie wracamy ta samą trasą:)Po dojechaniu do Krzeczowa kierujemy się już, niestety dość ruchliwą drogą, na Kraszkowice. Wiatr wieje w plecy tak więc do wioski docieramy bardzo szybko. Przy kaplicy na rozdrożu robimy postój na zdjęcia i batona. Przynajmniej tak myślę, że to była kaplica:)
Kraszkowice kaplica © fotoaparatka

Pedałujemy dalej w kierunku Wierzchlasa, gdzie mamy opuścić główna drogę na rzecz bocznej z mniejszym natężeniem ruchu. Ja jednak skręcam jeszcze w stronę Kościoła. Krzysiu nie ma wyjścia musi skręcić również :)
Kościół pw. Św Mikołaja © fotoaparatka

Jest to zabytkowy kościół parafialny pod wezwaniem Św. Mikołaja wzniesiony w XV stuleciu a przebudowany w 1760 roku.
Kościół_Wierzchlas © fotoaparatka

Spod Kościoła przez Przycłapy docieramy praktycznie do Mirzec gdzie skręcamy w kierunku Jajczaków. W Strugach skręcamy na Łaszew, gdzie po prawo mijamy zabytkowy drewniany kościółek o którym już kiedyś pisałam. Z Łaszewa przez Bieniec Mały, Bieniec, Kępowiznę gdzie mijamy się ze spora grupką rowerzystów, do Kałuż Kol. i stąd już prosto na moje Prusaki.
Sporo dzisiaj rowerzystów spotkaliśmy wiec mam nadzieję, że sezon na rowerownie po Załęczańkim Parku Krajobrazowym się rozpoczął na dobre :)