Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Dane wyjazdu:
30.10 km 15.30 km teren
01:41 h 17.88 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Komary i góra Św. Genowefy

Sobota, 26 czerwca 2010 · dodano: 28.06.2010 | Komentarze 2

Sobota w końcu normalna pogoda, tylko dlaczego ja akurat musiałam wtedy pracować? Tak więc do 13.00 posiedziałam sobie w pracy do domu wróciłam jakaś przybita więc i na rower nie miałam wielkiej chęci. Trochę gimnastyki z mopem jednak wystarczyło by tętno podskoczyło i humor się poprawił. Jeszcze tylko telefon do Krzyśka, żeby brał rower i wyruszyliśmy szukać Góry Św. Genowefy. Przez Załęcze Wielkie gdzie przejechaliśmy Wartę na Piaski, Bukowce a stamtąd przez bardzo piaszczyste leśne drogi w stronę Bobrownik. Na skraju lasu przed Bobrownikami postój i poszukiwania drogi do Góry.
Na skraju lasu © fotoaparatka

Postanowiliśmy trzymać się skraju lasu i pól co okazało się niezbyt dobrym pomysłem. Więcej czasu się rower prowadziło, niż na nim jechało. Krzysiu w końcu zwątpił i chciał zawrócić, ale że ma do czynienia z wyjątkowo upartym baranem brnął przez chaszcze dalej. Wkrótce okazało się, iż mój upór się opłacał. Naszym oczom ukazała się poszukiwana Góra Św. Genowefy.
Mimo szczerej chęci spędzenia przy niej chwili czasu, odpoczynku po przejściu przez gąszcz, postaliśmy tam tylko chwilę. Trzeba było czym prędzej uciekać, bo komary nie dawały nam żyć.
Góra Świętej Genowefy © fotoaparatka

Po górze przyszedł czas jeszcze na żabi staw, który o tej porze roku pokryty jest białym dywanem z lilii wodnych.
Żabi staw © fotoaparatka

Mimo mojego sprzeciwu wracaliśmy do domu tą samą trasą z tą różnicą, że tym razem rower stawał mi w każdym większym piachu :(

Dane wyjazdu:
23.70 km 14.00 km teren
01:07 h 21.22 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 277 kcal
Rower:Author

Kościółki w stylu wieluńskim ... niedojechałam

Środa, 23 czerwca 2010 · dodano: 23.06.2010 | Komentarze 1

Z Kałuż przez "obwodnicę" Marek do Wierzbia tam krótkie spojrzenie na stan chmur, które niestety nie pozwolił mi zrealizować całego planu. Z Wierzbia do Grębienia, gdzie chwilowy postój przy zabytkowym drewnianym kościółku. I tu trzeba było skrócić trasę.
Z Grębienia kawałek przez Pątnów i drogą krajową do Dzietrznik z których już prosto do domu. Na szczęście przez las :)
Dzwonnica kościoła w Grębieniu © fotoaparatka
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
24.55 km 19.20 km teren
01:29 h 16.55 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 288 kcal
Rower:Author

Wytyczając własne szlaki

Niedziela, 20 czerwca 2010 · dodano: 20.06.2010 | Komentarze 1

W ten pochmurny czerwcowy dzień wyruszyłam w drogę właściwie bez celu. Z założeniem takim, iż większość trasy ma wieść po terenie.
Leśnymi drogami jeździłam to tu to tam szukając jakiś ciekawych widoków. Pierwszy przystanek tzw. "trzeci staw" na którym przepięknie rozkwitły lilie.
Lilie © fotoaparatka

Kolejnym przystankiem okazał się mogiła powstańców styczniowych znajdująca się w dzietrznickim lesie, niestety nie mam zdjęć. Leśnymi wertepami ruszyłam dalej raz pod górkę raz z górki przez korzenie, kałuże, błoto i piach. Właściwie to chyba przez wszystko co możliwe, tak mi się przynajmniej wydawało. Przeżyłam też bliskie spotkanie z pokrzywami, których wszędzie pełno :)
w tunelu pokrzyw © fotoaparatka

Po dojechaniu do pozostałości (bo z budynku zostały tylko schody)jakiegoś domu, pokręciłam się trochę pobliskimi drogami.
widoczek © fotoaparatka

Po powrocie na obrany przeze mnie szlak tzn. trzymać się jak najbliżej torów kolejowych, ruszyłam w kierunku Dzietrznik. Ach co to była za przeprawa. Droga w niektórych miejscach właściwie nie uczęszczana, porośnięta tak gęstą i ogromną trawą, że czasami zastanawiałam się czy przypadkiem koło nie ugrzęźnie mi w jakiejś niewidocznej dziurze. Gdy znalazłam więc możliwość wydostania się na drogę krajową z ulgą skorzystałam z okazji.
W Dzietrznikach zatrzymałam się na troszkę przy moim parafialnym kościele. Niestety pogoda nie pozwoliła zrobić ładnego zdjęcia... a szkoda, toż to przecież zabytek.
Figurka © fotoaparatka

Droga powrotna przez Bieniec, Kępowiznę, Źródełko Objawienia z którego już bezpośrednio do domu. Sama się zastanawiam dlaczego tak szybko wróciłam przecież mogłam jeszcze pojeździć.
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
36.20 km 7.40 km teren
01:51 h 19.57 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 413 kcal
Rower:Author

Cel Parzymiechy

Sobota, 19 czerwca 2010 · dodano: 19.06.2010 | Komentarze 1

Pogoda dzisiaj ni to na deszcz ni to na słońce i właściwie wahałam się cały dzień czy zasiadać rower czy nie. W końcu pomyślałam jednak, że z cukru nie jestem a kurtkę przeciwdeszczową przecież mam i deszcz mi raczej nie straszny. Pojechałam, za cel obrałam sobie Parzymiechy.
Z Kałuż na Kluski tam dalej żółtym szlakiem rowerowym po dojechaniu do Cisowej zboczenie ze szlaku. Przez wyboistą, kamienistą, leśną drogę dotarłam do Giętkowizny gdzie spotkałam pana który zaprosił mnie na spływ kajakowy. Od tego miejsca już prosto do Parzymiech po których pokręciłam się trochę .
Droga powrotna przez Kleśniska na końcu których napotkałam pomnik oddający cześć bohaterom.
Pomnik © fotoaparatka

Szukałam gdzieś drogi, która prowadziłaby do Rezerwatu Bukowa Góra ale nie znalazłam, tak więc rezerwat zostawiam sobie na później. Wjeżdżając jednak w boczne leśne dróżki napotkałam fragment bukowego lasu.
bukowy las © fotoaparatka

Z Kleśnisk do Jaworzna z którego skręciłam na Mirowszczyznę i Słowików. Pogoda zaczęła się w końcu klarować i słońce świeciło już praktycznie "pełną gębą" od czasu do czasu zachodząc za chmurkę.
Słowików © fotoaparatka
.
Na stacji w Janinowie postanowiłam, jeszcze odwiedzić zalew na Młynach. Tam właśnie spędziłam większość nastoletnich wakacyjnych wieczorów. Ach co to były za imprezy, aż łza się w oku zakręciła. Co prawda nic nie zostało po tzw "Grajodłku" ale może to i lepiej.
Zalew Młyny © fotoaparatka

Zalew na Młynach © fotoaparatka

Z zalewu już prosto do domu. Pogoda okazała się wspaniała do jazdy, nie licząc tylko niewielkiego wiatru, który czasem utrudniał przejażdżkę.
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
7.38 km 7.00 km teren
00:25 h 17.71 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Krótko po lesie...

Piątek, 18 czerwca 2010 · dodano: 19.06.2010 | Komentarze 0

Po prawie tygodniowej przerwie wsiadłam na rower, a właściwie to brat mnie namówił na przejażdżkę. Pojeździliśmy trochę po leśnych kałużach.
Muszę przyznać, że przez pierwsze półtora kilometra miałam kryzys. Nie chciało mi się pedałować, ale to przeszło i gdyby nie przeszkodził nam padający deszcz pewnie przejechałbym dużo więcej. Cóż pogoda w tym roku nas nie rozpieszcza.
Kategoria W towarzystwie


Dane wyjazdu:
34.50 km 0.00 km teren
02:46 h 12.47 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Istebna dzień trzeci- powroty

Sobota, 12 czerwca 2010 · dodano: 15.06.2010 | Komentarze 1

Ostatni dzień spędziliśmy na zwiedzaniu drewnianych zabytków architektonicznych w okolicach Istebnej.
Choć po wyjściu z domu wydawało nam się, że temperatura jest mniejsza niż dnia poprzedniego, okazało się jednak, skwar był chyba większy niż w piątek. Podróż zaczęliśmy od zwiedzania Kościoła filialnego p.w Św. Józefa w Mlaskawce.
Mlaskawka © fotoaparatka

Po krótkim postoju ruszamy w kierunku Stecówki i muszę przyznać, że z podjazdami szło już mi całkiem całkiem przejechałam wszystkie. Nie było chodzonego :) W Stecówce spotykamy następny zabytek z drewnianą dzwonnicą. Gdzie chwilę czasu spędzamy na studiowaniu mapy.

Kościół parafialny p.w. Matki Boskiej Fatimskiej © fotoaparatka

Niestety w samo południe nie da się zrobić ładnego zdjęcia.
rzeźba w kościele © fotoaparatka

Ze Stecówki zjeżdżamy na Zameczek, gdzie spotykamy zabytkową letnią rezydencję Prezydenta RP na terenie której jest kolejny drewniany kościółek. Chciałam zjeżdżać jeszcze w dół do jeziora Czermiańskiego lecz Krzysiu stwierdził, że później nie pojadę. Dałabym radę, ale tak przynajmniej jest okazja, żeby tam kiedyś wrócić.
Letnia rezydencja Prezydenta RP © fotoaparatka

Podjazd rzeczywiście nie był łatwy ale jakoś poszło. Do Kubalonki już na szczęście z górki. Po dojechaniu do głównej drogi zatrzymujemy się na oscypka, którym uzupełniliśmy trochę kalorii.
widokz Kubalonki © fotoaparatka

W drodze powrotnej do Istebnej zahaczyliśmy jeszcze o ostatni zabytek na naszej sobotniej trasie.
kościół © fotoaparatka

Po powrocie ze szlaku przyszedł czas na pakowanie się i ruszanie w drogę na stację kolejową do Wisły. Tam na pociąg do Katowic i tak skończyła się weekendowa podróż w Beskidy

Dane wyjazdu:
31.00 km 0.00 km teren
02:45 h 11.27 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:36.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Istebna dzień drugi

Piątek, 11 czerwca 2010 · dodano: 14.06.2010 | Komentarze 0

Przy wieczornym, czwartkowym studiowaniu mapy zostało ustalone, że następnego dnia wyruszamy do Czech.
Po śniadaniu przy temperaturze prawie 31 stopni ruszyliśmy w drogę. W Istebnej skręciliśmy na zielony szlak rowerowy, na którym podjazdy w moim przypadku były bardziej chodzone niż jeżdżone, natomiast zjazdy sprawiały, iż momentami widziałam śmierć przed oczami :D Na jednym zaliczyłam nawet przydrożne krzaki. Cóż sztuka hamowania nie została jeszcze do końca opanowana:) Po trudach i znojach dojechaliśmy do granicy z Czechami. Tam już spokojnie asfaltem dotarliśmy do Jablonkova. Pokręciliśmy się trochę po mieście, podjechaliśmy do klasztoru sióstr Elżbietanek na którego tyłach zrobiliśmy krótki postój.
Klasztor w Jablonkovie © fotoaparatka

Olza © fotoaparatka

wytchnienie © fotoaparatka

Po około półgodzinnym pobycie w cieniu, wyruszyliśmy w drogę powrotną do Polski po drodze zahaczając jeszcze o Bukoviec. Do Istebnej postanowiliśmy wrócić już główną drogą co również nie było prostym zadaniem podczas niesamowitego skwaru lejącego się z nieba. Wody w bidonach zabrakło, wiec zaatakowaliśmy pierwszy napotkany spożywczak i przystanek autobusowy obok niego. Każdy kawałek cieniu był ratunkiem.
Schronienie przed słońcem © fotoaparatka

W Istebnej natomiast ruszyliśmy na podbój pizzerii by uzupełnić spalone kalorie.
uzupełnienie kalorii © fotoaparatka

Po posiłku podjechaliśmy jeszcze do pobliskiego zabytku architektury drewnianej Kaplicy w Istebnej- Andziołówce, gdzie zapadała decyzja, że jutro ruszymy tym szlakiem. Krótkie zwiedzanie i ruszyliśmy w drogę powrotną.
widok © fotoaparatka

Trzeba przyznać, że pogoda dała nam niezły wycisk. Człowiek wracał nie wykończony fizycznym zmęczeniem, ale zmęczony żarem.
Wieczorem jeszcze spacer po okolicy, na szczęście już przy ludzkiej temperaturze.
Kurna Chata © fotoaparatka

istebna © fotoaparatka

Po spacerze zimne piwko i mecz w telewizji podczas którego zrozumiałam, że jednak nie wiem co to jest spalony :D I chyba nie rozumiem dalej.

Dane wyjazdu:
33.20 km 0.00 km teren
02:12 h 15.09 km/h:
Maks. pr.:55.40 km/h
Temperatura:36.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Istebna dzień pierwszy

Czwartek, 10 czerwca 2010 · dodano: 13.06.2010 | Komentarze 1

Pobudka godzina 2.45. Po szybkim śniadaniu wyjazd na dworzec do Janinowa z którego o godz. 4.00 wyruszył pociąg w kierunku Wisły. Przynajmniej miałam okazję zobaczyć wschód słońca :D
W Tarnowskich Górach, gdzie dołączył do mnie Krzysiu, przesiadka na cug do Katowic. I jak to zwykle w porannym pociągu rowery osobno i my osobno. Cóż ostatni wagon przeznaczony jest dla większego bagażu i kolejarzy jadących do pracy. Nie było dla nas miejsca.
Z Katowic już bezpośrednio do Wisły i w końcu w jednym przedziale z rowerami.
Stacja końcowa Wisła Głębce, gdzie posadziliśmy tyłki na rowery i ruszyliśmy w kierunku Istebnej. I już na samym początku wycisk. Temperatura ponad 36 stopni (według mojego licznika) i do samej Kubalonki pod górkę. Przyzwyczajona do jazdy po lekko wyżynnych terenach nie miałam pojęcia, że podjazd może tyle trwać. A dodając, że jechałam w dżinsach (nie chciało się słuchać mądrzejszych) PORAŻKA. Za to z Kubalonki już tylko z górki do samej Istebnej, gdzie przyszło nam szukać "Willi pod złotym Groniem" i znów niespodzianka, żeby się tam dostać znów trzeba dymać pod górkę. Nie dałam rady :(
Willa pod Złoty Groniem © fotoaparatka

Droga do Willi © fotoaparatka

Po szybkim prysznicu, przebraniu w rowerowe gacie, uzupełnieniu płynów i kalorii ruszyliśmy do Koniakowa. Komfort jazdy o niebo lepszy i dałam radę wszystkim podjazdom. Co prawda swoim żółwim tempem, ale się udało. Widoki niesamowite, dawały ukojenie po wysiłku.
W drodze do Koniakowa © fotoaparatka

Bo najważniejsze to zwalczać własne słabości © fotoaparatka

Kubalonka © fotoaparatka

Widok dodał mi takiej siły, że postanowiłam zjechać w dół nie przejmując się tym, że z powrotem trzeba będzie podjechać.
łąka © fotoaparatka

W drodze powrotnej zboczyliśmy jeszcze do spożywczaka, aby zrobić zapasy na wieczór, gdzie przy okazji zepsułam swój licznik. Droga powrotna, nie licząc odcinka do willi, z góry więc lajcik.
W Istebnej i okolicach spędziliśmy jeszcze dwa dni, ale o nich jutro.

Dane wyjazdu:
13.74 km 13.00 km teren
00:42 h 19.63 km/h:
Maks. pr.:35.70 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 152 kcal
Rower:Author

Krótko po pracy... uciekając przed komarami

Poniedziałek, 7 czerwca 2010 · dodano: 07.06.2010 | Komentarze 3

Trzeba przyznać, że "Bike stats" mobilizuje. Po pracy usiadałam przy komputerze i tak miałam siedzieć do wieczora, ale jak zobaczyłam ile osób dzisiaj zasiadło swoje rumaki nie mogłam być gorsza.
Przeczekałam krótki deszcz i wyruszyłam na krótki wyjazd w kierunku Budziaków. Przez mokre leśne ścieżki, na których niesamowite widoki tworzyła parująca woda oświetlona chowającym się za horyzont słońcem, przebijałam się przez błotko i kałuże.
leśna ścieżka © fotoaparatka

Po dotarciu na stawy w Markach okazało się, że słońce nagle gdzieś się schowało. Zamiast niego na niebie ukazały się złowieszczo wróżące chmury. Na Budziaki jednak dojechałam a tam wiele dróg donikąd.
Droga donikąd © fotoaparatka

Jeszcze spojrzenie na niebo i ruszam w drogę powrotną, uciekając przed deszczowymi chmurami zatrzymując się jeszcze aby sfotografować ostatni fragment słonecznego nieba.
niebo © fotoaparatka

Do domu wróciłam dziesięć minut przed krótką ulewą, niesamowicie pogryziona przez komary.
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
31.74 km 17.00 km teren
01:39 h 19.24 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 356 kcal
Rower:Author

Siła kompromisu, czyli do Mokrska na grilla

Niedziela, 6 czerwca 2010 · dodano: 06.06.2010 | Komentarze 4

Już od rana trwały w domu spory rodzice chcieli jechać do Mokrska i potrzebowali kierowcy, a ja nie wyobrażałam sobie przesiedzieć takiego pięknego dnia na działce u wujostwa. Każda ze stron twardo obstawiała przy swoim. We wszystkim jednak trzeba szukać kompromisu, więc i w tej sytuacji się znalazł.
Ja pojechałam sobie do Mokrska rowerem a w drodze powrotnej robiłam już za kierowce, natomiast rower jako pasażer tylnego siedzenia. Rodzice szczęśliwi, ja nie do końca usatysfakcjonowana.
Zapakowałam aparat, napełniłam bidon i wyruszyłam leśną szutrową drogą w kierunku Marek. Z Marek na Sołtysy, Wierzbie i Ożarów gdzie zboczyłam z trasy.
Początkowo miałam wstąpić do Muzeum Wnętrz Dworskich ale przypomniało mi się, że gdzieś dalej są przecież Stawy Ożarowskie. W drodze na nie napotkałam prawdopodobnie pozostałości dworskie, tylko szkoda, że niszczeją.
pozostałości dworku w Ożarowie © fotoaparatka

Po krótkim telefonie do brata, który pomógł w odnalezieniu drogi na stawy ruszyłam, no i udało się trafić.
Według tego co wyczytałam na tablicy zbiorniki zajmują 20 ha z czego 14 ha to lustro wody. Ja widziałam dzisiaj tylko dwa stawy, bo komary były dla mnie bezlitosne i zmusiły mnie do szybkiej ucieczki.
Stawy Ożarowskie © fotoaparatka

Kolejnym punktem umyślnym sobie przeze mnie, a który też raczej z trasą do Mokrska nie miał wiele wspólnego, był drewniany wiatrak w Kocilewie. Spotkałam tam też krowę, która nie była do mnie przyjacielsko nastawiona :)
Wiatrak © fotoaparatka

Po "zdobyciu" wiatraka droga miała już tylko prowadzić na działkę w Mokrsku. Z Ożarowa do Zmyślonej, ze Zmyślonej do Komornik no i tu znów zboczyłam z trasy. Kiedy zobaczyłam kierunkowskaz na Motyl nie mogłam się powstrzymać. Ktoś mi kiedyś mówił, że tam tak pięknie jest.... nie dla mnie. Z Motyla wyruszyłam do Mokrska, gdzie czekała już na mnie kawa i ciasto, a wieczorem grill, po którym wystarczyło już tylko zapakować mojego Tosika do auta i ruszyć w kierunku Kałuż. Chociaż szczerze mówiąc wolałabym wracać rowerem, ale jak kompromis to kompromis.
Motto na dziś: Jazda w pampersie bezcenna
widok z Kocilewa © fotoaparatka
Kategoria sam na sam