Info
Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Maj1 - 2
- 2013, Czerwiec1 - 4
- 2013, Maj1 - 2
- 2013, Kwiecień1 - 4
- 2012, Listopad1 - 6
- 2012, Wrzesień2 - 8
- 2012, Sierpień2 - 7
- 2012, Lipiec3 - 8
- 2012, Czerwiec6 - 13
- 2012, Maj10 - 43
- 2012, Kwiecień9 - 44
- 2012, Marzec7 - 57
- 2011, Październik2 - 12
- 2011, Wrzesień4 - 25
- 2011, Sierpień7 - 44
- 2011, Lipiec11 - 46
- 2011, Czerwiec12 - 86
- 2011, Maj11 - 99
- 2011, Kwiecień12 - 108
- 2011, Marzec14 - 116
- 2011, Luty5 - 29
- 2011, Styczeń5 - 35
- 2010, Październik2 - 10
- 2010, Wrzesień2 - 4
- 2010, Sierpień4 - 10
- 2010, Lipiec14 - 58
- 2010, Czerwiec13 - 23
- 2010, Maj13 - 3
- 2010, Kwiecień7 - 2
Wpisy archiwalne w kategorii
sam na sam
Dystans całkowity: | 3317.14 km (w terenie 952.94 km; 28.73%) |
Czas w ruchu: | 171:24 |
Średnia prędkość: | 19.35 km/h |
Maksymalna prędkość: | 49.20 km/h |
Suma kalorii: | 29927 kcal |
Liczba aktywności: | 108 |
Średnio na aktywność: | 30.71 km i 1h 35m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
23.98 km
6.50 km teren
01:18 h
18.45 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Wrześniowy powrót na szlak
Poniedziałek, 20 września 2010 · dodano: 20.09.2010 | Komentarze 4
No i uparta 9-latka przypomniała mi jak przyjemnie spędza się czas na rowerze. Dziś już nie mogłam odpuścić mojemu rumakowi, zwłaszcza że pogoda wyjątkowo piękna. Zapakowałam więc aparat i wyruszyłam w drogę w kierunku Ośrodka ZHP "Nadwarciański Gród".Pierwszy przystanek przy małym dopływie Warty gdzie zgłębiałam tajniki czasu naświetlania, ponieważ jednak dostęp do strumyka był ograniczony, także i moje zgłębianie płytkie. Zachęcona podjazdem jaki ukazał się po wjeździe na ścieżkę prowadzącą do strumyka, nie mogłam się oprzeć popedałowania w górę.
Wyjeżdżając z leśnej drogi zauważyłam, że brakuje licznika. Musiałam się wrócić na szczęście zguba się znalazła i mogłam wrócić na wyznaczony szlak. Po przejeździe przez most w Załęczu, kolejny krótki przystanek.
Po którym wyruszyłam dalej, zwiedzając chyba wszystkie boczne ścieżki i ścieżyny. Do ośrodka w końcu udało mi się trafić, jednak nie zabawiłam tam długo.
Warta© fotoaparatka
W drodze powrotnej ostro dawał mi się we znaki wiatr i zapach jesiennych dymów ale jakoś dotarłam do domu.
szlak© fotoaparatka
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
15.20 km
7.00 km teren
00:51 h
17.88 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Powrót po przerwie
Sobota, 28 sierpnia 2010 · dodano: 28.08.2010 | Komentarze 5
W końcu po niespełna miesięcznej przerwie ponownie udało mi się powrócić na rower. Wróciły chęci i zapał, niestety gdzieś uleciała kondycja. Dlatego też moja dzisiejsza wycieczka, to bardziej spacerek niż jazda na rowerze.Już od wczoraj powróciła mi chęć na pedałowanie, jednakże popołudniu zachmurzyło się a co za tym idzie spadł deszcz i to nie mały, tak więc musiałam zrezygnować. Dzisiejszy ranek również nie zapowiadał bezdeszczowej pogody, jednak popołudniu zrobiło się całkiem przyjemnie.
Po obiedzie wybrałam się więc na godzinną przechadzkę po lesie na bezskuteczne poszukiwanie grzybów, a po powrocie wsiadłam na rower z zamiarem pokręcenia się po moich ulubionych miejscach.
grzybobranie© fotoaparatka
Wycieczkę rozpoczęłam więc od leśnych stawów i poprzez grób poległych powstańców dotarłam do Doliny Objawienia, gdzie zrobiłam sobie krótki postój. Kolejnym punktem wycieczki była Warta w Kępowiźnie. Aż trudno mi uwierzyć, że praktycznie miesiąc mnie tam nie było. Spacerując po plaży, trudno było nie odnieść wrażenia, że wakacje mają się już ku końcowi. Plaża opustoszała, nawet śladu butów na piasku. Cóż jesień zbliża się wielkimi krokami. Na polach po zbożach zostały już tylko ścierniska, na drzewach coraz więcej kolorowych liści. Trzeba się z tym pogodzić, że lato nie trwa wiecznie.
Z plaży wróciłam prosto do domu, ponieważ chmury nie zapowiadały niczego dobrego.
Pomnik powstańców styczniowych© fotoaparatka
Warta_Kępowizna© fotoaparatka
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
6.00 km
0.00 km teren
00:21 h
17.14 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Na szkolenie KGW
Środa, 11 sierpnia 2010 · dodano: 15.08.2010 | Komentarze 0
Poranna wizyta u dentysty zmusiła mnie do wstania z samego rana, tak więc po powrocie miałam jeszcze sporo czasu przed wyjazdem do pracy. Postanowiłam więc wybrać się do naszego Centrum Kultury aby uwiecznić zmagania gospodyń z kół wiejskich z sałatkami i surówkami. Niestety praca ograniczyła czasowo mój pobyt na szkoleniu i nie miałam okazji spróbowania warzywnych wariacji.Zestaw sałatkowo- surówkowy© fotoaparatka
Kategoria sam na sam
Dane wyjazdu:
21.40 km
20.10 km teren
01:15 h
17.12 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 207 kcal
Rower:Author
Po leśnych ścieżkach i ścieżynach
Czwartek, 5 sierpnia 2010 · dodano: 05.08.2010 | Komentarze 4
Dzisiejsza jazda na rowerze rozpoczęła się od podróży do mięsnego po mięsiwo na obiad i tu spotkała mnie niemiła niespodzianka. Naciskając tylni hamulec z przerażeniem w oczach stwierdziła, że praktycznie go nie mam. Całe szczęście, że krajówką nie jechało, żadne auto bo bym wylądowała prosto pod kołami. Udało mi się jednak jakoś bezpiecznie powrócić do domu, gdzie musiałam zrezygnować z dzisiejszej planowanej podróży nad Wartę.Po obiedzie jednak nie mogłam usiedzieć w domu, postanowiłam więc pojeździć po lesie, gdzie jest mniejsze prawdopodobieństwo wjechania pod jakiś samochód. Początkowo miałam pojechać na Budziaki i z powrotem, ale boczne drogi miały dzisiaj jakiś tajemniczy magnes. I tak sobie jeździłam od drogi do drogi odkrywając nowe fascynujące miejsca, od czasu do czasu zapominając, że hamulec nie działa :(
za lasem© fotoaparatka
:)© fotoaparatka
staw© fotoaparatka
Po dojechaniu do Budziaków, szybki powrót do domu przed telewizor na tour de pologne. Wieczorem planuję jeszcze popedałować na stawy ale co z tego wyjdzie zobaczymy.
No i się udało wybrać! Co prawda trafiłam tylko na jeden staw, bo uwiodły mnie odgłosy żniw, które sprawiły, że zboczyłam z kursu w poszukiwaniu czerwonych bizonów.
żniwa© fotoaparatka
pierwszy staw© fotoaparatka
Kategoria sam na sam
Dane wyjazdu:
28.26 km
11.20 km teren
01:33 h
18.23 km/h:
Maks. pr.:45.40 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 328 kcal
Rower:Author
a rower miał mieć dzisiaj wolne_ czyli urlopu na rowerze dzień trzeci
Środa, 14 lipca 2010 · dodano: 14.07.2010 | Komentarze 12
Rano sobie odpuściłam jazdę bo było za gorąco. Zresztą miałam dać rowerowi i mojemu tyłkowi cały dzień wolnego. Nic z tego jednak nie wyszło. Cały ranek włóczyłam się z kąta w kąt. Ewidentnie czegoś mi brakowało! Ileż można przecież siedzieć na komputerze. Po obiedzie więc rozważając wszystkie za i przeciw, postanowiłam jednak zasiąść na mojego rumaka i wyruszyć w krótką podróż. Od razu poczułam się lepiej :)Pierwszym punktem była Dolina Objawienia. Chwila postoju na strzelenie kilku fotek ruszam dalej obierając sobie za cel Krzyż Milenijny w Dzietrznikach.
Dolina Objawienia© fotoaparatka
Leśnymi drogami jakoś dotarła do asfaltu na którym po ścigałam się trochę z ciągnikiem (byłam szybsza :D). Doga na krzyż wiodła przez pola i strugę na której na szczęście było coś w rodzaju mostku. Natomiast do samego krzyża trzeba się było wspiąć pod niezłą górkę. Ale za to jak się potem fajnie zjeżdżało.
struga© fotoaparatka
Krzyż Milenijny© fotoaparatka
Szybki powrót na asfalt i dalej plan był taki aby dojechać do końca Dzietrznik i przez Budziaki wrócić do domu. Po dojechaniu jednak do końca wsi okazało się, że jest rozjazd. Nie mogła się powstrzymać popedałowałam w przeciwnym kierunku niż powinnam. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia dokąd mnie ta droga doprowadzi. Tliła się jednak nadzieja, że może uda mi się nią dojechać do Grębienia i się udało! Na dodatek w tym miejscu, które mnie najbardziej interesowało, czyli przy kościele. Powisiałam zaproszenie i ruszyłam w kierunku Józefki, gdzie usilnie poszukiwałam jakiegoś spożywczaka, bo w bidonie susza. Pokręciłam się trochę po wsi zwiedzając okolicę przy okazji znajdując szlak rowerowy. Wykorzystam go przy następnej podróży, dziś zawróciłam.
Widok Popowice© fotoaparatka
Do domu wracałam znienawidzoną przeze mnie krajówką, bo nie chciało mi się pedałować tą samą trasą, którą przyjechałam. Po drodze minęłam grupkę kolarzy i po raz pierwszy chyba w tym roku widziałam ludzi dla których rower jest czymś więcej, niż tylko środkiem lokomocji do najbliższego sklepu:) I dla których kask na głowie to normalka, bo mam wrażenie, że czasem ludzie patrzą się na mnie jak na debila.
Kategoria sam na sam
Dane wyjazdu:
33.18 km
14.20 km teren
02:00 h
16.59 km/h:
Maks. pr.:30.00 km/h
Temperatura:36.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 370 kcal
Rower:Author
Miały być Lisowice a były Bobrowniki... czyli urlopu na rowerze dzień drugi
Wtorek, 13 lipca 2010 · dodano: 13.07.2010 | Komentarze 4
Dziś na rowerze byłam już o 7.00, no i niby powinno być rano chłodniej. Nic z tego! Jak tylko przejechałam kawałek wiedziałam, że Lisowice prawdopodobnie trzeba będzie sobie odpuścić. Do Załęcza jakoś dojechałam , choć duchota straszna. Po przejechaniu przez most droga wiodła już przez las więc i było troszkę chłodniej. Jednak gdy tylko wyjeżdżałam na jakieś nasłonecznione miejsce od razu odechciewało mi się jechać dalej.W drodze do Bukowiec znalazłam jakąś boczną dróżką wiodącą nad brzeg Warty. Postanowiłam odpocząć tam na chwilę i przemyśleć czy jest sens jechać dalej. Była praktycznie 8.00 a w słońcu już było ponad 30 stopni.
Warta_ Bukowce© fotoaparatka
Po chwili zastanowienia ruszyłam jednak dalej ustalając sobie za cel chociaż Bobrowniki. Tym bardziej, że do samej wsi szlak wiedzie przez las, wiec nie powinno być tak źle. W bukowcach jednak jeszcze chwila zastanowienia czy oby na pewno brnąć w tym upale dalej. Ruszam.
Szlak jak to szlaki w Załęczańskim Parku piach, piach i jeszcze raz piach, ale jakoś dało się przejechać. Przed Bobrownikami postój przy żabim stawie. Nie mogłam sobie odpuścić tego widoku i szansy na wytchnienie w cieniu.
Żabi Staw_ lipiec© fotoaparatka
chwila wytchnienia© fotoaparatka
Z żabiego stawu piaszczysta drogą, dodatkowo porozjeżdżaną przez kłady dotarłam do Bobrownik. Pokręciłam się trochę po okolicy. Potaplałam nogi w Warcie, cudowne uczucie taki przyjemny chłodzik. Chociaż stopy odetchnęły od upału.
Warta w Bobrownikach© fotoaparatka
Powrót do domu tym samym szlakiem z ta różnicą, że mój licznik pokazywał już temperaturę 40 stopniu a cień z lasu gdzieś uleciał. Mimo piaszczystego szlaku do Załęcza dotarłam dość szybko jednak strasznie zmęczona zarówno fizycznie jak i psychicznie. Musiałam więc chwilę odetchnąć. Znalazłam jakieś bezludne zejście do rzeki i połaziłam trochę w wodzie.
Most w Załęczu Wielkim© fotoaparatka
Do domu dotarłam gdy temperatura sięgała już blisko 42 stopni.
Postanowiłam, że jeżeli jutro będzie taka pogoda to daję wolne rowerowi. W końcu jemu też należy się urlop!
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
48.64 km
20.10 km teren
02:44 h
17.80 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:31.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 534 kcal
Rower:Author
Inauguracja urlopu na rowerze
Poniedziałek, 12 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 2
Wstałam po 7 z wielką niechęcią. Świadomość tego, że mam urlop, że mogłabym się wreszcie wyspać a ja ustawiam sobie budzik na tak wczesną godzinę jest dla mnie przytłaczająca. Jednak kiedy już wygramoliłam się z łóżka i rozpoczęłam dzień, a zwłaszcza gdy wyszłam na dwór i poczułam przyjazną dla pedałowania temperaturę przytłoczenie minęło. Zjadłam więc śniadanie i o godzinie 8.00 przy temperaturze 26 stopni ruszyłam w kierunku Wierzbia. Tam krótki postój przy tablicy ogłoszeniowej. Tym razem wyposażona w taśmę klejącą i obcążki do paznokci (bo stwierdziłam, że są lżejsze i bezpieczniejsze na rower niż nożyczki) z łatwością powiesiłam zaproszenie.Z Wierzbia do Ożarowa, gdzie miałam kilka postojów. Pierwszy przy kościele z 1930 roku pw. Św. Marii Magdaleny, który swą architekturą nawiązuje do gotyku.
Kościół w Ożarowie© fotoaparatka
Drugi przystanek przy spożywczaku, bo trzeba było zaopatrzyć się w dodatkową wodę. Przy okazji powisiałam kolejne zaproszenie.
Trzeci przy Muzeum Wnętrz Dworskich, gdzie już nie mogłam odpuścić sobie wejścia na jego teren. Chciałam połazić po zabytkowym parku, ale okazało się, że rowerom wstęp wzbroniony:( Szczerze mówiąc to nawet nie ma gdzie tego roweru przed tym muzeum zostawić. Także ze zwiedzania parku nici, bo musiałam mieć rower na oku.
Zespół Parkowo- Dworski w Ożarowie© fotoaparatka
Z muzeum przez Dobijacz dojechałam do Ożarowskich Stawów. Po drodze spotykając się ze zmęczonym upałem bocianem. Biedak nawet nie miał siły przede mną uciekać. Trasa bardzo fajna, wiedzie praktycznie przy samym brzegu kompleksu stawów. Tu oczywiście też chwila przerwy.
Bociek© fotoaparatka
Staw ożarowski© fotoaparatka
Po postoju okazało się, że temperatura już powoli zaczyna dawać się we znaki. Nie zważając jednak na zbliżający się żar popedałowałam dalej zielonym szlakiem w kierunku miejscowości Motyl. Po drodze minęłam jeszcze jeden typowo leśny staw. Przez Słoniny, w których się trochę pogubiłam, leśnymi, piaszczystymi drogami dotarłam do Motyla. Miałam nadzieje, że popatrzę sobie tam na konie ze stadniny, niestety trafiłam chyba na ich drugie śniadanie. Wszystkie ochoczo zajadały coś w odległym, zacienionym koncie wybiegu.
Z Motyla miałam się już kierować w drogę powrotną przez Komorniki, ale coś mnie podkusiło dalej brnąć zielonym szlakiem. Tym bardziej, że na mapie zobaczyłam, że droga którą zamierzam jechać to Trakt Częstochowski, więc pewnie fajny utwardzony szlak. I tu się pomyliłam. Piach, piach i jeszcze raz piach, na dodatek miejscami oznakowanie szlaku schowane za jakimiś krzakami i praktycznie niewidoczne. A na domiar złego poukrywane oznaczenia znajdowały się akurat na rozstajach dróg. Cieszyłam się, że wzięłam mapę :)
Jakaż ja byłam szczęśliwa gdy dojechałam do asfaltu. W zamierzeniu miałam jechać do Skomlina, ale po atrakcjach traktu postanowiłam we Wróblewie zawrócić już w kierunku domu, tym bardziej, że żar z nieba osiągnął już temperaturę prawie 35 stopni.
I tak przez Wróblew do Komornik na Zmyśloną, gdzie zawisło kolejne zaproszenie, do Ożarowa. Po drodze jeszcze wdrapując się na górkę (Wzgórza Ożarowskie), z której roztaczał się niesamowity widok na okolicę.
Widok ze Wzgórz Ożarowskich© fotoaparatka
Z Ożarowa do Wierzbia co prawda z górki ale wiatr dawał o sobie znać spowalniając zjeżdżanie. Z Wierzbia przez Marki do domu, gdzie dotarłam jeszcze przed samym południem.
Po całym dzisiejszym wyjeździe muszę stwierdzić, że wczesne wstawanie się opłaca. Zwłaszcza przy takich temperaturach z jakimi mamy teraz do czynienia. Jutro zamierzam wstać o 6, ale co z tego wyjdzie zobaczymy :)
Kategoria sam na sam, Szlakiem drewnianej architektury
Dane wyjazdu:
18.58 km
16.40 km teren
00:54 h
20.64 km/h:
Maks. pr.:36.40 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 213 kcal
Rower:Author
Ucieczka przed pawentami
Niedziela, 11 lipca 2010 · dodano: 11.07.2010 | Komentarze 12
Po porannym pobycie na dworze, stwierdziłam, że na rower to dzisiaj stanowczo za gorąco. Postanowiłam więc wybrać się na krótkie pedałowanie pod wieczór. Po spędzeniu popołudnia u babci około godziny 19.30 ruszyłam w krótką podróż.Leśnymi dróżkami dotarłam do "obwodnicy" wioski, którą dojechałam do nowiutkiej, równiutkiej drogi asfaltowej prowadzącej z Wierzbia do Marek. W między czasie próbowałam zrobić jakieś zdjęcia, jednak przy każdym moim postoju otaczała mnie czarna chmara, żądnych krwi pawentów. Co gorsza okazało się, że owa chmara nie odpuszcza nawet podczas jazdy. Zgubiłam ją dopiero po osiągnięciu prędkość około 30 km/h. Przez Marki powróciłam na "obwodnicę". Wyjechałam nią na drogę, która dotarłam do Budziaków. Nie było mowy o jakimkolwiek zatrzymaniu się. Gdy tylko moja prędkość spadała natychmiast z przodu, z tyłu, z boku pojawiały się te owadzie wampiry. Zawróciłam więc i wróciłam do domu.
Jak się okazuje jest jeszcze coś gorszego od komarów !
Kategoria sam na sam
Dane wyjazdu:
38.52 km
20.30 km teren
02:14 h
17.25 km/h:
Maks. pr.:34.50 km/h
Temperatura:35.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 430 kcal
Rower:Author
Parzymiechy w skwarze
Sobota, 10 lipca 2010 · dodano: 10.07.2010 | Komentarze 2
Wyruszyłam dzisiaj z domu właściwie bez celu. Tak po prostu żeby pojeździć i jakoś poradzić sobie ze skwarem lejącym się z nieba. Jedynym postanowieniem było spędzenie większości czasu w cieniu, ruszyłam więc lasem. Po kilku kilometrach jednak zaczęłam się zastanawiać co lepsze las i chłodzący cień bez wiatru, czy asfalt, słońce ale za to z jakże przyjemnym dzisiaj wiatrem.Przez Objawienie wyjechałam na drogę z Dzietrznik do Załęcza, skręcając jednak z niej na Kluski. I tu miałam kryzys. Temperatura ostro dała mi się we znaki. Po krótkim odpoczynku i uzupełnieniem płynów z nowym zapałem ruszyłam jednak dalej obierając sobie za cel Parzymiech i Rezerwat Stawiska. Żółtym szlakiem popedałowałam więc w stronę Załęcza Małego, gdzie przy wyjeździe szlaku na asfalt skręciłam w prawo i dalej lasem w kierunku Giętkowizny.
żwirowisko© fotoaparatka
Z Giętkowizny już prosto w stronę Parzymiech i do rezerwatu, który szczerze mówiąc rozczarował mnie. Po krótkim postoju ruszyłam w drogę powrotną. Miałam wracać asfaltem przez Załęcze Małe, jednak popedałowałam lasem, bo było z górki. Z leśnej drogi wyjechałam na końcu Załęcza Małego i przez Załęcze Wielkie, gdzie spotkałam dwa bociany, wróciłam do domu.
bociany© fotoaparatka
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
38.33 km
5.00 km teren
01:51 h
20.72 km/h:
Maks. pr.:44.20 km/h
Temperatura:29.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 448 kcal
Rower:
W poszukiwaniu tablic
Czwartek, 8 lipca 2010 · dodano: 08.07.2010 | Komentarze 3
Swą dzisiejszą wycieczkę rozpoczęłam od wizyty w sklepie w Dalachowie. Pilnie potrzebne mi były pinezki. Po dłuższym przeszukiwaniu sklepowych półek w końcu odnalazłam je schowane w kątku. Ze spożywczaka do domu, gdzie krótki pakowanko niezbędnego sprzętu do którego dziś dołączyły zaproszenia.I tak wyruszyłam w drogę na poszukiwania tablic ogłoszeniowych, na których mogłabym owe zaproszenia porozwieszać. Na Kępowiźnie tablicy brak popedałowałam więc w stronę Bieńca zbaczając na chwilę z asfaltu na żółty szlak rowerowy, aby odpocząć chwilkę nad Wartą.
Warta w Bieńcu© fotoaparatka
Po odpoczynku powrót na asfalt. Drewniana tablica ogłoszeniowa znalazła się przy sali OSP i tu pojawił się problem bo moje pinezki za nic nie chciały w to drewno wejść. Na szczęście na ziemi znalazłam kamień, któremu uległy.
Dalej przez Bieniec Mały do Łaszewa, gdzie oprócz tablicy szukałam jeszcze kolejnego drewnianego kościółka. Tablica tradycyjne przy OSP. Tu już w ogóle straciłam nadzieję, że uda mi się cokolwiek powiesić. Kamień nie dał rady, pół paczki pinezek pokrzywionych ale po jakiś 15 minutach zmagań zaproszenie zawisło.
Droga do drewnianego kościółka wiodła przez Piotrkową Górę, więc trzeba było podjeżdżać, ale wysiłek opłacał się bo to chyba najładniejszy z kościołków, jakie do tej pory miałam okazję zobaczyć.
Kościółek w Łaszewie© fotoaparatka
Dalej popedałowałam w stronę miejscowości Strugi, gdzie tablica znajdowała się u kogoś w ogródku, więc zrezygnowałam i ruszałam w drogę powrotną. W Bieńcu Małym, nie mogąc się powstrzymać skręciłam w teren na żółty szlak.
żółty szlak© fotoaparatka
Początkowo miałam tylko zerknąć na wąwóz, którym zjeżdża się w dolinę rzeki, jednakże Warta działa na mnie jak magnez. Popedałowałam więc piaszczystym wąwozem w dół.
wąwóz© fotoaparatka
Zmagania z piaskownicą na szlaku jednak opłacały się, ponieważ Warta w tym miejscu jest wyjątkowo urokliwa. No i nie pogoniły mnie żadne kundle, co miało miejsce ostatnim razem kiedy tam przejeżdżałam.
Warta© fotoaparatka
żółty szlak© fotoaparatka
Ponownie na asfalt wyjechałam w Bieńcu, z którego już prosto do domu. Chociaż jakieś chochliki w głowie namawiały mnie, aby jeszcze o jakieś miejsce zahaczyć. Burcząca pustka w żołądku była jednak silniejsza :)
Wróciłam do domu jakaś zmordowana. Tyłek mnie bolał pomimo wkładki, nogi jakoś też dały o sobie znać. Nie wiem chyba się starzeję :D