Info
Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Maj1 - 2
- 2013, Czerwiec1 - 4
- 2013, Maj1 - 2
- 2013, Kwiecień1 - 4
- 2012, Listopad1 - 6
- 2012, Wrzesień2 - 8
- 2012, Sierpień2 - 7
- 2012, Lipiec3 - 8
- 2012, Czerwiec6 - 13
- 2012, Maj10 - 43
- 2012, Kwiecień9 - 44
- 2012, Marzec7 - 57
- 2011, Październik2 - 12
- 2011, Wrzesień4 - 25
- 2011, Sierpień7 - 44
- 2011, Lipiec11 - 46
- 2011, Czerwiec12 - 86
- 2011, Maj11 - 99
- 2011, Kwiecień12 - 108
- 2011, Marzec14 - 116
- 2011, Luty5 - 29
- 2011, Styczeń5 - 35
- 2010, Październik2 - 10
- 2010, Wrzesień2 - 4
- 2010, Sierpień4 - 10
- 2010, Lipiec14 - 58
- 2010, Czerwiec13 - 23
- 2010, Maj13 - 3
- 2010, Kwiecień7 - 2
Wpisy archiwalne w kategorii
sam na sam
Dystans całkowity: | 3317.14 km (w terenie 952.94 km; 28.73%) |
Czas w ruchu: | 171:24 |
Średnia prędkość: | 19.35 km/h |
Maksymalna prędkość: | 49.20 km/h |
Suma kalorii: | 29927 kcal |
Liczba aktywności: | 108 |
Średnio na aktywność: | 30.71 km i 1h 35m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
13.70 km
7.50 km teren
00:43 h
19.12 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 145 kcal
Rower:Author
przejażdżka
Środa, 7 lipca 2010 · dodano: 07.07.2010 | Komentarze 9
Dziś do pracy na 12, nastawiłam więc budzik na 7 żeby o 7.30 być już na rowerze. O dziwo wstałam razem z budzikiem, co dla mnie śpiocha jest nieprawdopodobnym wyczynem. Nie zaplanowałam długiej trasy, bo przed wyruszeniem do pracy w domu czekały mnie jeszcze obowiązki.Temperatura bardzo przyjemna około 16 stopnie i słoneczko. W lesie jeszcze mokro po wczorajszych opadach, więc piasek już tak strasznie nie przeszkadzał.
Lasem przejechałam sobie do "trzeciego stawu", który o tej porze dnia wyglądał świetnie. Przez chwilę żałowałam nawet, że nie wstałam jeszcze wcześniej. Potem przez mogiłę powstańców do Doliny Objawienia, która również była dziś wyjątkowo urokliwa.
Dolina Objawienia© fotoaparatka
Dolina Objawienia- źródełko© fotoaparatka
Zrobiłam więc tam chwilowy postój. Zaczerpnęłam wody do bidonu i ruszyłam dalej leśnymi drogami na Kępowiznę po drodze zerkając jeszcze na chmury.
niebo© fotoaparatka
Z Kępowizny przez pole biwakowe do miejsca, które chyba w tym rejonie Warty lubię najbardziej. Cisza, spokój przeplatany brzęczeniem ważek i szumem rzeki. Musiałam spędzić tam chwilę czasu.
Warta© fotoaparatka
W końcu przyszedł czas na powrót do domu i na codzienne obowiązki.
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
40.10 km
15.00 km teren
02:03 h
19.56 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:33.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 443 kcal
Rower:Author
Powrót na szlak drewnianych kościółków
Niedziela, 4 lipca 2010 · dodano: 04.07.2010 | Komentarze 3
Od rana szukałam kompana do towarzystwa na rower. Nie znalazłam co zmusiło mnie do zmiany zaplanowanej trasy. Postanowiłam więc samotnie wrócić na szlak zabytkowych drewnianych kościółków, których w okolicach jest sporo.Przez "obwodnicę" Marek dotarłam do Wierzbia, gdzie napotkałam pierwszą zabytkową świątynie. Kościółek Św. Leonarda z I połowy XVI wieku.
Kościół w Grębieniu© fotoaparatka
Po krótkim postoju ruszyłam drogą krajową nr 45 w stronę Grębienia. Nienawidzę tych krajówek. Zero pobocza, a próg między jezdnią a początkiem rowu taki, że przypadkowy zjazd z asfaltu może skończyć się nieprzyjemnym upadkiem. Na szczęście krajówką musiałam przejechać tylko około 1,5 kilometra. Po zjeździe z głównej drogi już spokojnie dotarłam do kolejnego kościółka Świętej Trójcy w Grębieniu.
Kościół w Grębieniu© fotoaparatka
Po kilku usilnych próbach sfotografowania zabytku, spakowałam aparat do plecaka i czarnym szlakiem ruszyłam w kierunku Popowic. Tam odnalazłam kolejną drewnianą świątynie, niestety zdjęć nie mam. Z Popowic znów drogą krajową tym razem nr 43 do Pątnowa, gdzie skręciłam w kierunku Bieńca. Na trasie napotkałam źródło Św. Rocha. Zajrzałam do środka studni i rzeczywiście widać było, że źródełko jest, ale jakoś nie miałam odwagi napić się wody.
Źródło Św. Rocha© fotoaparatka
Po krótkim postoju ruszyłam dalej w kierunku Bieńca przed którym skręciłam w polną drogę i już przy samych torach kolejowych dojechałam do Dzietrznik. Jadąc polną drogą mogłam podziwiać letnie krajobrazy i malownicze niebo.
Niebo nad Dzietrznikami© fotoaparatka
W Dzietrznikach jeszcze krótki postój przy Kościele i ruszyłam w kierunku domu przez Kępowiznę i Kałuże Kolonie.
Kościół w Dzietrznikach© fotoaparatka
Ni jeździło mi się dzisiaj wspaniale. Z trudem przychodziło mi pedałowanie. Nie wiem czy to przez ten upał, wiatr czy też po prostu jakiś leń się wkradł w moje nogi. W każdym bądź razie trzy kościółki mam zaliczone, na pozostałe przyjdzie czas później.
Kategoria sam na sam, Szlakiem drewnianej architektury
Dane wyjazdu:
43.41 km
28.00 km teren
02:30 h
17.36 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:34.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 513 kcal
Rower:Author
Załęczańskim łukiem Warty po mojemu
Środa, 30 czerwca 2010 · dodano: 30.06.2010 | Komentarze 3
Szlak tak naprawdę zaczyna się na Ośrodku "Nadwarciański Gród". Ja zaczęłam go od Kałuż po przejechaniu przez most w Załęczu Wielkim, szlak mówi tak: (...)w polu ujrzymy otoczony brzozami metalowy krzyż. Przed nim nasz szlak skręci w lewo (w moim przypadku w prawo) przez laski i polanki zacznie się wspinać na wysoczyznę No i skręciłam ale dałam radę przejechać może z 20 metrów i utknęłam w piachu. Przeprowadziłam jeszcze rower kilkaset metrów i postanowiłam poszukać innej drogi. Nie dało się tam jechać piach praktycznie po kolana. Wróciłam więc na drogę koło mostu i przez Piaski do Bukowców, gdzie skręciłam. Myślałam, że tu droga będzie lepsza i była na początku. Po jakimś czasie pojawiły się znowu piaski. W głowie tylko jedna myśl, żeby się nie zatrzymać, bo gdyby to już raczej nie pedałowanie a prowadzenie by mnie czekało. W dodatku nie byłam pewna czy jadę dobrze, jaka więc była moja radość gdy na drzewie ujrzałam oznaczenie żółtego szlaku. Jakoś się dopełzałam do Przywozu gdzie miałam przejechać Wartę i wyruszyć w stronę Łaszewa. Co się okazało, most po powodzi w remoncie przejazdu nie ma :( Nie uśmiechało mi się wracać tą samą drogą przez piaski, wyjęłam więc mapę i sprawdziłam gdzie znajdę kolejny most. Do Kamionu droga przez pewien czas wyglądała tak samo jak poprzednie, czyli piach, piach i jeszcze raz piach. Po jakimś czasie moim oczom ukazała się jednak piękna droga leśna, gdzie wreszcie można było rozwinąć jakąś przyzwoitą prędkość. Tak jechałam i jechałam a Kamionu ni widu ni słychu w pewnym momencie zaczęłam mieć wątpliwości czy oby na pewno dobrze jadę. I kolejny uśmiech na twarzy gdy ujrzałam zabudowania i most :) Patrząc na ludzi pluskających się w wodzie wreszcie poczułam, że mamy lato.Warta w Kamionie© fotoaparatka
Warta© fotoaparatka
Po krótkim postoju na moście ruszyłam dalej w poszukiwanie drogi do Przywozu. Okazało się, że nie wszędzie znajdzie się drogowskaz. Po krótkim błądzeniu trafiłam na właściwy szlak. Stamtąd już właściwie prosto drogą asfaltową do Przywozu, gdzie powróciłam na szlak "Załęczańskim Łukiem Warty". Szlak super, trochę piachu było, ale do niego zdążyłam się już przyzwyczaić. Praktycznie cała droga do Łaszewa prowadzi tuż przy samej rzece. Za Przywozem po prawej stronie odnalazłam kurhany książęce. Ja znalazłam dwa, ale jak czytam opis szlaku to wydaje się, że jest jeden.
Kurhan nr 1© fotoaparatka
Kurhan nr 2© fotoaparatka
Są to mogiły książęce z okresu rzymskiego z około 180 roku n.e. Jednak żeby je zobaczyć trzeba się "wspiąć" na stromą skarpę doliny. Wróciwszy na szlak już prosto do Łaszewa skąd do Bieńca i Kępowizny, gdzie zrobiłam sobie krótki postój przy zabytkowym, drewnianym młynie wodnym,
Młyn wodny© fotoaparatka
a ponieważ zabrakło wody w bidonie z Kępowizny już prosto do domu.
Przez przypadek pobiłam dzisiaj swój rekord w przejechanych kilometrach. Droga choć na pozór wydawał się trudna, sprawiła mi sporo radości. Szlak pod nazwą "Załęczańskim Łukiem Warty" (EWI6) uważam za przejechany. Nie ma jak to zasiąść na siodełku i popedałować.
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
23.70 km
14.00 km teren
01:07 h
21.22 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 277 kcal
Rower:Author
Kościółki w stylu wieluńskim ... niedojechałam
Środa, 23 czerwca 2010 · dodano: 23.06.2010 | Komentarze 1
Z Kałuż przez "obwodnicę" Marek do Wierzbia tam krótkie spojrzenie na stan chmur, które niestety nie pozwolił mi zrealizować całego planu. Z Wierzbia do Grębienia, gdzie chwilowy postój przy zabytkowym drewnianym kościółku. I tu trzeba było skrócić trasę.Z Grębienia kawałek przez Pątnów i drogą krajową do Dzietrznik z których już prosto do domu. Na szczęście przez las :)
Dzwonnica kościoła w Grębieniu© fotoaparatka
Kategoria sam na sam
Dane wyjazdu:
24.55 km
19.20 km teren
01:29 h
16.55 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 288 kcal
Rower:Author
Wytyczając własne szlaki
Niedziela, 20 czerwca 2010 · dodano: 20.06.2010 | Komentarze 1
W ten pochmurny czerwcowy dzień wyruszyłam w drogę właściwie bez celu. Z założeniem takim, iż większość trasy ma wieść po terenie.Leśnymi drogami jeździłam to tu to tam szukając jakiś ciekawych widoków. Pierwszy przystanek tzw. "trzeci staw" na którym przepięknie rozkwitły lilie.
Lilie© fotoaparatka
Kolejnym przystankiem okazał się mogiła powstańców styczniowych znajdująca się w dzietrznickim lesie, niestety nie mam zdjęć. Leśnymi wertepami ruszyłam dalej raz pod górkę raz z górki przez korzenie, kałuże, błoto i piach. Właściwie to chyba przez wszystko co możliwe, tak mi się przynajmniej wydawało. Przeżyłam też bliskie spotkanie z pokrzywami, których wszędzie pełno :)
w tunelu pokrzyw© fotoaparatka
Po dojechaniu do pozostałości (bo z budynku zostały tylko schody)jakiegoś domu, pokręciłam się trochę pobliskimi drogami.
widoczek© fotoaparatka
Po powrocie na obrany przeze mnie szlak tzn. trzymać się jak najbliżej torów kolejowych, ruszyłam w kierunku Dzietrznik. Ach co to była za przeprawa. Droga w niektórych miejscach właściwie nie uczęszczana, porośnięta tak gęstą i ogromną trawą, że czasami zastanawiałam się czy przypadkiem koło nie ugrzęźnie mi w jakiejś niewidocznej dziurze. Gdy znalazłam więc możliwość wydostania się na drogę krajową z ulgą skorzystałam z okazji.
W Dzietrznikach zatrzymałam się na troszkę przy moim parafialnym kościele. Niestety pogoda nie pozwoliła zrobić ładnego zdjęcia... a szkoda, toż to przecież zabytek.
Figurka© fotoaparatka
Droga powrotna przez Bieniec, Kępowiznę, Źródełko Objawienia z którego już bezpośrednio do domu. Sama się zastanawiam dlaczego tak szybko wróciłam przecież mogłam jeszcze pojeździć.
Kategoria sam na sam
Dane wyjazdu:
36.20 km
7.40 km teren
01:51 h
19.57 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 413 kcal
Rower:Author
Cel Parzymiechy
Sobota, 19 czerwca 2010 · dodano: 19.06.2010 | Komentarze 1
Pogoda dzisiaj ni to na deszcz ni to na słońce i właściwie wahałam się cały dzień czy zasiadać rower czy nie. W końcu pomyślałam jednak, że z cukru nie jestem a kurtkę przeciwdeszczową przecież mam i deszcz mi raczej nie straszny. Pojechałam, za cel obrałam sobie Parzymiechy.Z Kałuż na Kluski tam dalej żółtym szlakiem rowerowym po dojechaniu do Cisowej zboczenie ze szlaku. Przez wyboistą, kamienistą, leśną drogę dotarłam do Giętkowizny gdzie spotkałam pana który zaprosił mnie na spływ kajakowy. Od tego miejsca już prosto do Parzymiech po których pokręciłam się trochę .
Droga powrotna przez Kleśniska na końcu których napotkałam pomnik oddający cześć bohaterom.
Pomnik© fotoaparatka
Szukałam gdzieś drogi, która prowadziłaby do Rezerwatu Bukowa Góra ale nie znalazłam, tak więc rezerwat zostawiam sobie na później. Wjeżdżając jednak w boczne leśne dróżki napotkałam fragment bukowego lasu.
bukowy las© fotoaparatka
Z Kleśnisk do Jaworzna z którego skręciłam na Mirowszczyznę i Słowików. Pogoda zaczęła się w końcu klarować i słońce świeciło już praktycznie "pełną gębą" od czasu do czasu zachodząc za chmurkę.
Słowików© fotoaparatka
Na stacji w Janinowie postanowiłam, jeszcze odwiedzić zalew na Młynach. Tam właśnie spędziłam większość nastoletnich wakacyjnych wieczorów. Ach co to były za imprezy, aż łza się w oku zakręciła. Co prawda nic nie zostało po tzw "Grajodłku" ale może to i lepiej.
Zalew Młyny© fotoaparatka
Zalew na Młynach© fotoaparatka
Z zalewu już prosto do domu. Pogoda okazała się wspaniała do jazdy, nie licząc tylko niewielkiego wiatru, który czasem utrudniał przejażdżkę.
Kategoria sam na sam
Dane wyjazdu:
13.74 km
13.00 km teren
00:42 h
19.63 km/h:
Maks. pr.:35.70 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 152 kcal
Rower:Author
Krótko po pracy... uciekając przed komarami
Poniedziałek, 7 czerwca 2010 · dodano: 07.06.2010 | Komentarze 3
Trzeba przyznać, że "Bike stats" mobilizuje. Po pracy usiadałam przy komputerze i tak miałam siedzieć do wieczora, ale jak zobaczyłam ile osób dzisiaj zasiadło swoje rumaki nie mogłam być gorsza.Przeczekałam krótki deszcz i wyruszyłam na krótki wyjazd w kierunku Budziaków. Przez mokre leśne ścieżki, na których niesamowite widoki tworzyła parująca woda oświetlona chowającym się za horyzont słońcem, przebijałam się przez błotko i kałuże.
leśna ścieżka© fotoaparatka
Po dotarciu na stawy w Markach okazało się, że słońce nagle gdzieś się schowało. Zamiast niego na niebie ukazały się złowieszczo wróżące chmury. Na Budziaki jednak dojechałam a tam wiele dróg donikąd.
Droga donikąd© fotoaparatka
Jeszcze spojrzenie na niebo i ruszam w drogę powrotną, uciekając przed deszczowymi chmurami zatrzymując się jeszcze aby sfotografować ostatni fragment słonecznego nieba.
niebo© fotoaparatka
Do domu wróciłam dziesięć minut przed krótką ulewą, niesamowicie pogryziona przez komary.
Kategoria sam na sam
Dane wyjazdu:
31.74 km
17.00 km teren
01:39 h
19.24 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 356 kcal
Rower:Author
Siła kompromisu, czyli do Mokrska na grilla
Niedziela, 6 czerwca 2010 · dodano: 06.06.2010 | Komentarze 4
Już od rana trwały w domu spory rodzice chcieli jechać do Mokrska i potrzebowali kierowcy, a ja nie wyobrażałam sobie przesiedzieć takiego pięknego dnia na działce u wujostwa. Każda ze stron twardo obstawiała przy swoim. We wszystkim jednak trzeba szukać kompromisu, więc i w tej sytuacji się znalazł.Ja pojechałam sobie do Mokrska rowerem a w drodze powrotnej robiłam już za kierowce, natomiast rower jako pasażer tylnego siedzenia. Rodzice szczęśliwi, ja nie do końca usatysfakcjonowana.
Zapakowałam aparat, napełniłam bidon i wyruszyłam leśną szutrową drogą w kierunku Marek. Z Marek na Sołtysy, Wierzbie i Ożarów gdzie zboczyłam z trasy.
Początkowo miałam wstąpić do Muzeum Wnętrz Dworskich ale przypomniało mi się, że gdzieś dalej są przecież Stawy Ożarowskie. W drodze na nie napotkałam prawdopodobnie pozostałości dworskie, tylko szkoda, że niszczeją.
pozostałości dworku w Ożarowie© fotoaparatka
Po krótkim telefonie do brata, który pomógł w odnalezieniu drogi na stawy ruszyłam, no i udało się trafić.
Według tego co wyczytałam na tablicy zbiorniki zajmują 20 ha z czego 14 ha to lustro wody. Ja widziałam dzisiaj tylko dwa stawy, bo komary były dla mnie bezlitosne i zmusiły mnie do szybkiej ucieczki.
Stawy Ożarowskie© fotoaparatka
Kolejnym punktem umyślnym sobie przeze mnie, a który też raczej z trasą do Mokrska nie miał wiele wspólnego, był drewniany wiatrak w Kocilewie. Spotkałam tam też krowę, która nie była do mnie przyjacielsko nastawiona :)
Wiatrak© fotoaparatka
Po "zdobyciu" wiatraka droga miała już tylko prowadzić na działkę w Mokrsku. Z Ożarowa do Zmyślonej, ze Zmyślonej do Komornik no i tu znów zboczyłam z trasy. Kiedy zobaczyłam kierunkowskaz na Motyl nie mogłam się powstrzymać. Ktoś mi kiedyś mówił, że tam tak pięknie jest.... nie dla mnie. Z Motyla wyruszyłam do Mokrska, gdzie czekała już na mnie kawa i ciasto, a wieczorem grill, po którym wystarczyło już tylko zapakować mojego Tosika do auta i ruszyć w kierunku Kałuż. Chociaż szczerze mówiąc wolałabym wracać rowerem, ale jak kompromis to kompromis.
Motto na dziś: Jazda w pampersie bezcenna
widok z Kocilewa© fotoaparatka
Kategoria sam na sam
Dane wyjazdu:
37.34 km
15.00 km teren
02:01 h
18.52 km/h:
Maks. pr.:39.20 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Granatowe źródła zdobyte
Sobota, 5 czerwca 2010 · dodano: 05.06.2010 | Komentarze 1
Cudownie niebieskie niebo, słońce i ciepełko. W końcu pogoda odpowiednia do pory roku. Grzechem było by taki dzień przesiedzieć w domu, w końcu rower też musi zaczerpnąć trochę słońca :) Posadziłam więc tyłek na siedzenie i w drogę. Tym razem rozpoczęłam trasę leśnymi drogami przez Objawienie do Klusek a w nich zjazd na żółty szlak rowerowy. Na mojej mapie miał kolor zielony, ale do braku zbieżności kolorów tras zdążyłam się już przyzwyczaić. Na szlaku krótki postój aby napoić oczy niezwykłą panoramą.Kluski z widokim na ....© fotoaparatka
Szlak prowadził raz po piachu raz po kałużach, w jednej myślałam, że ugrzęznę ale jakoś się udało. Skończyło się na mokrych butach. Odkryłam jednak dwa pomniki oraz żwirowisko.
żwirowisko© fotoaparatka
Po wyjeździe na asfalt znów napotkałam rozbieżność mapy z rzeczywistością. Zamiast wyjechać w Załęczu Wielkim wyjechałam w Cisowej, a ponieważ to rzut kamieniem od Załęcza Małego i tych nieszczęsnych granatowych źródeł do których z Krzysiem nie dojechaliśmy, ruszyłam w ich stronę.
Trafić nie było trudno. Dojeżdżając jednak do źródeł pomyślałam, że pewnie to jeszcze pozostałości wylanej Warty a ja zboczyłam z trasy. Chwilę później dojrzałam tabliczkę, a rozlewiska okazały się Granatowymi źródłami.
granatowe źródła© fotoaparatka
Zdjęć napstrykałam sporo i niektóre faktycznie oddają granatowy charakter źródeł, jednak nie bardzo nadają się do opublikowania... no cóż może kiedyś tam jeszcze wrócę. Na pewno tam wrócę!
Po raz drugi podróżowałam w "pampersie" i muszę przyznać, że zaczynam się przyzwyczajać do wkładki:)
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
40.10 km
5.00 km teren
02:06 h
19.10 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Po raz pierwszy w pampersie
Czwartek, 3 czerwca 2010 · dodano: 03.06.2010 | Komentarze 5
Wyjeżdżając z domu właściwie nie wiedziałam gdzie pojadę. Padło na trzeci staw, jednak po 2 kilometrach dotarło do mnie, że co prawda aparat mam ale bateria ładuje się w domu. Zawróciłam. Przy powtórnym wyruszeniu w trasę postanowiłam opuścić leśne ścieżki a wybrać asfalt. I tak znalazłam się w Załęczu Wielkim. Dojazd na most po powodzi już jest, ale mimo wszystko trzeba brnąć w sporej kałuży.koń© fotoaparatka
Po moście przyszedł czas na wizytę w Ośrodeku ZHP Nadwarciański Gród. Po powodzi z asfaltu, który niegdyś tam prowadził, niewiele zostało. I właściwie nie wiadomo czy człowiek jedzie po asfalcie czy już po terenie, ale dotarłam.
Nadwarciański Gród© fotoaparatka
W drodze powrotnej zahaczyłam jeszcze o Kluski, bo widok wart jest zboczenia z drogi.
Kluski© fotoaparatka
Po Kluskach Kępowizna a ponieważ bidonie zapanowała susza odwiedziłam także Objawienie, aby zaczerpnąć wody z leśnej krynicy.
Ostatnim punktem stał się trzeci staw, czyli tam gdzie miałam zacząć dzisiejszą wycieczkę. Muszę dodać, że po raz pierwszy jechałam w spodenkach rowerowych z "pampersem". Faktycznie tyłek tak nie boli, ale czy ja się do tego przekonam... pewna nie jestem :)
jolka© fotoaparatka
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy