Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Wpisy archiwalne w kategorii

sam na sam

Dystans całkowity:3317.14 km (w terenie 952.94 km; 28.73%)
Czas w ruchu:171:24
Średnia prędkość:19.35 km/h
Maksymalna prędkość:49.20 km/h
Suma kalorii:29927 kcal
Liczba aktywności:108
Średnio na aktywność:30.71 km i 1h 35m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
37.42 km 2.56 km teren
01:42 h 22.01 km/h:
Maks. pr.:40.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 447 kcal
Rower:Author

DiZP czyli popołudnie w pracy

Piątek, 18 maja 2012 · dodano: 20.05.2012 | Komentarze 1

Co tu dużo się rozpisywać, nareszcie nastała normalna pogoda i bez żadnych oporów mogę popedałować do pracy na rowerku. Temperatura idealna do jazdy, a i wiaterek w plecy, więc czysta przyjemność. Po drodze do Wielunia zatrzymuję się tylko przed Pątnowem, a w pracy zjawiam się pół godziny przed czasem ;)

Patnów_ droga na cmentarz © fotoaparatka


Wolność odzyskuję po godzinie 18 i mogę ruszać do domu. Robi się późno więc nie kombinuję i krajówką dojeżdżam do lasu za Dzietrznikami, gdzie skręcam w boczną szutrową drogą i dalej już terenem docieram na kolację.

Dane wyjazdu:
62.05 km 0.00 km teren
02:52 h 21.65 km/h:
Maks. pr.:38.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 731 kcal
Rower:Author

DiZP, czyli rano w chmurach... po południu z nadzieją

Poniedziałek, 14 maja 2012 · dodano: 16.05.2012 | Komentarze 7

W sobotę spełniłam jedno ze swoich największych marzeń, co w swoich miłych konsekwencjach wiąże się, z częstym korzystaniem z rowerka jako sposobu dostanie się do pracy. Zaczynam w poniedziałek. Wstaję rano i co widzę za oknem mgłę... myślę, cóż może jutro popedałuje.... kładę się znów do łóżka, jednak zasnąć już nie potrafię. Szybka decyzja, co mi tam mgła jakoś się przez nią przeprawię. Szybkie ubieranko, szybka poranna toaleta i pedałuję już w stronę Wielunia.
Po wydostaniu się z leśnego otoczenia okazuję się, że to co widziałam na podwórku to tylko namiastka chmur jakie spowiły ziemię. Przed sobą widzę tylko białą przestrzeń nic więcej. Wilgotność taka, że kask zaczyna mi się "pocić" i co rusz skapują z niego krople wody. W pewnym momencie zaczynam nawet żałować, że nikt nie wymyślił okularów z wycieraczkami ;) W końcu jednak udaje mi się dostać do miasta i po zaparkowaniu rowerku pozostaje tylko czekać na koniec pracy.

Nastaje upragniony moment, kiedy znów można zasiąść na mój dwukołowy pojazd. Patrzę na niebo, które raczej nie zapowiada nic dobrego. Wierząc jednak w zapewnienia pogodynki o bezdeszczowej aurze, postanawiam wybrać nieco okrężną drogę do domu.
Z Wielunia więc kieruję si na Krzyworzekę, gdzie robię krótki przystanek przy cmentarzyku zmarłych na epidemię.
cmentarzyk w Krzyworzece © fotoaparatka


Ruszam dalej. Jedzie się bardzo przyjemnie z wiatrem w plecy, szybko więc docieram do Mokrska. Mijam kościół i przystaję w parku wiejskim przy zabytkowym dworku.
park wiejski w Mokrsku © fotoaparatka


Teraz już bezpośrednio kieruję się na Skomlin , gdzie czeka na mnie zabytkowy spichlerz.
spichlerz przód © fotoaparatka

spichlerz w Skomlinie tył © fotoaparatka


Ze Skomlina skręcam na Praszkę i tak po minięciu Wróblewa na chwilę przystaję w lesie przy kapliczce.
przydrożna kapliczka © fotoaparatka

Ruszam dalej. Wyjeżdżam z lasu i przez Kik, gdzie czeka mnie trochę pedałowania pod górkę z bocznym wiatrem, Przdmośc dojeżdżam do Praszki. Zmieniam troszkę kierunek jazdy co wiąże się z jazdą pod wiatr. Przed Ganą zaczynam mieć kryzys. Nagle odechciewa mi się ruszać nogami. Trwa to przez cały Dalachów. Dopiero po wyjeździe na krajówkę, gdzie już w oddali widać Kałuże wracają siły, które pozwalają dotrzeć do domu.

Dane wyjazdu:
36.08 km 0.00 km teren
01:35 h 22.79 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 447 kcal
Rower:Author

DiZP, czyli ekonomicznie i ekologicznie

Środa, 9 maja 2012 · dodano: 09.05.2012 | Komentarze 7

Długo zastanawiam się jaki środek transportu do pracy wybrać... czy przyjemnie się pomęczyć na rowerku, czy raczej wygodnie przewieźć tyłek samochodem. Pierwsza opcja w końcu zwycięża, jednak tygodniowy brak roweru daje się we znaki i mimo, iż jedna kostka jeszcze obolała po niedzielnej kontuzji, postanawiam popedałować. Przebieram się rowerowe, pakuje plecak i po bezskutecznych poszukiwaniach bidonu wyjeżdżam.
Trasa cóż, mam tylko godzinę na dotarcie, przebranie się i stanięcie w pełnej gotowości do zmierzenia się z rzeczywistością, nie ma co wybierać. Wyjeżdżam na krajówkę nr 43 i kręcę do Wielunia. Jedzie się bardzo przyjemnie. Lekki wiaterek w plecy, temperatura bardzo przyjemna wiec i góreczki pokonuje się bez problemu. Docieram w końcu do przychodni, parkuję brykę i .....
.... I szczęśliwa mogę wreszcie pożegnać problemy do jutra i wyruszyć do domu. Nie chce mi się kombinować, tym bardziej, że po paru kilometrach okazuje się, że bidon zostawiałam w pracy. Rozczarowana brakiem picia robię przystanek na górce pomiędzy Kamionką a Nowym Światem.
widok na gminę © fotoaparatka

Po chwilowym odpoczynku ruszam dalej...
Zatrzymuję, się w Pątnowie przy Markecie z nadzieją, że tam uda mi się zakupić wodę. Niestety na półkach znajduję tylko 1,5 litrowe butle, co mi nie odpowiada :( Ruszam więc dalej mijam Grębień, Dzietrzniki i za lasem skręcam na Kałuże.
z tej strony przyjechałam .... © fotoaparatka

a tam pojadę dalej :) © fotoaparatka


Dane wyjazdu:
48.21 km 12.68 km teren
02:21 h 20.51 km/h:
Maks. pr.:44.50 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 554 kcal
Rower:Author

zwiedzannie ościennego powiatu

Piątek, 27 kwietnia 2012 · dodano: 27.04.2012 | Komentarze 1

Dziś pierwszy dzień urlopu. Aura wprost wymarzona do rowerowych wojaży, czasu wolnego sporo jakże takich warunków nie wykorzystać.
Przypominam sobie o mapce Powiatu Oleskiego, która zakupiłam zimną, i która przeleżała na półce aż do dziś. Przeglądam stronice i po chwili mam już zaplanowaną trasę na dziś.

Po godzinie 13 wyjeżdżam na zwiedzanie ościennego powiatu. Przez Marki dostaję się do Wierzbia, gdzie po krótkiej chwili na krajówce skręcam w polną drogę. Jedzie się bardzo przyjemnie, nawet wiaterek nie przeszkadza a wręcz sprawia radość ochłodą.
Na końcu owej, polnej drogi dopada mnie sfora piesków, przed która jednak udaje mi się jakoś umknąć. Chwilę później po wyjeździe na szlak spotykam drugiego psa, tym razem cztery razy większego niż poprzednie. Przy bliższym spotkaniu zastanawiam się, kto jest bardziej przestraszony ja czy to bydlę. Na ratunek jednak przychodzi gospodarz, który przekonuje mnie, że psina niegroźna. Spokojnie więc ruszam dalej.
Po dotarciu na Stawy Ożarowskie robię sobie krótki przystanek, co by odreagować niedawne przeżycia :)
Kasztanowy żółty szlak © fotoaparatka


Na stawach niestety nie widać jeszcze życia

Jeden z ożarowskich stawów © fotoaparatka


Ruszam dalej zgodnie z oznakowaniem szlaku, którym docieram do punktu czerpania wody. Urokliwe to miejsca i jak udało mi się dostrzec porządnie zarybione.

ożarowski punkt czerapania wody © fotoaparatka


Wracam na główny trakt, którym pedałuję sobie do wsi Kowale. Bardzo przyjemna to trasa, raz przed rowerem wyskakuje sarna raz zajączek.
Przemierzam wieś i dostaję się do Praszki, chwilkę krajówką po czy wjeżdżam na ścieżkę rowerową. Dojeżdżam do centrum i przystaje w parku przy kościele Wniebowzięcia NMP.
Kościół Wniebowzięcia NMP w Praszce © fotoaparatka

Kościół zbudowany w stylu neobarokowym pochodzi z lat 1872-1874. Powstał na miejscu drewnianego kościoła.

Ruszam dalej. Przy wyjeździe na główną drogę przypinam sobie o drewnianej kapliczce. Ruszam więc w kierunku Gorzowa Śląskiego, by po chwili skręcić na Krzyżanowice. Jedzie się dobrze, także myślę czy by ta trasa nie popedałować dalej. Po dojeździe jednak do kapliczki zmieniam zdanie.
drewniana kapliczka w Krzyżanowicach © fotoaparatka


Panowie drogowcy właśnie remontują pokonany przeze mnie odcinek, co sprawia, że moje koła całe oblepione są drobnymi kamyczkami. Nie mam ochoty mierzyć się z lepiąca warstwą asfaltu.
Wracam do Praszki, z której wyjeżdżam tzw. gańską drogą. Dojeżdżam do Rozterku, gdzie skręcam na Skotnicę. Po drodze robiąc jednak przystanek przy rzece Wyderce.
Wyderka w Rozterku © fotoaparatka

Tu tez wypijam ostatnie krople wody z bidonu, a że gorąca nie zaspokaja to mojego pragnienia.
Przez Skotnicę, Kuźniczkę, Kużnicę z nadzieją w oczach wypatruję jakiegoś spożywczaka. Usługi brukarskie owszem są ale spożywczaka jak nie było tak nie ma. W końcu docieram do Łazów a tam już w oddali widać Rudniki, gdzie z pewnością znajdę wodę.
Radość moja ogromna, gdy w końcu parkuję rower przy małym markecie. Kupuję wodę i batona i idę na chwilę spocząć w rudnickim parku. Potrzebna mi była ta chwila zregenerowanie sił.
Czas w końcu wracać do domu. Nie che mi się już kombinować, więc potulnie krajówką pedałuję do Kałuż
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
46.18 km 4.36 km teren
02:19 h 19.93 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 541 kcal
Rower:Author

plan oszczędności czas zacząć czyli do i z pracy rowerem

Czwartek, 26 kwietnia 2012 · dodano: 27.04.2012 | Komentarze 4

Po wczorajszym niezrealizowanym planie, dziś z małymi oporami wstaję zgodnie z nawoływaniem budzika. Ubieram się w rowerowe, pakuje plecak i zaczynam plan oszczędnościowy. Zostawiam czerwonego chrząszcza w domu a do pracy zaciągam rower.
Droga do Wielunia tradycyjnie, tak jak w ubiegłym roku, krajówką nr 43. Na szczęście po 5 rano nie ma na niej dużego ruchu, a mijające ciężarówki zachowują bezpieczną odległość :D
Pedałowanie idzie mi dość szybko, co prawda mam lekkie zadyszki przy podjazdach ale co tam jak za chwilę można odetchnąć na zjazdach:) Po 43 minutach jestem już przy drzwiach przychodni.
Teraz tylko zaparkować Authorka, przebrać się w cywilne ubranie i można zacząć pracę, która dzisiaj jakoś nadzwyczaj się dłuży.
Koło godziny 13 udaje się jednak pożegnać ostatniego pacjenta w poradni i można zacząć szykować się na powrót rowerkiem do domu.
Opuszczam przychodnię i przez ulicę Zieloną, następnie Szpitalną opuszczam miasto kierując się na Gaszyn.
Już na początku przestaje mi się podobać. Wiatr, którego rano praktycznie nie było, teraz wieje mi prosto w twarz spowalniając mnie do żółwiego tempa. Do tego ciężarówy, które tym razem nie zważają na moją obecność na drodze, doprowadzają mnie do białej gorączki. Jakież jest moje szczęście kiedy w końcu mogę zjechać w boczną drogę prowadzącą do drewnianego kościółka.
Kościółek w Gaszynie przód © fotoaparatka

Kościółek w Gaszynie tył © fotoaparatka


Po krótkiej chwili spędzonej przy sakralnym zabytku ruszam dalej, znów wyjeżdżając na krajówkę. I tak psiocząc pod nosem na wiatr i samochody docieram do Kadłuba gdzie, robię kolejny przystanek przy następnym drewnianym kościółku.
Kościółek w Kadłubie przód © fotoaparatka

koścółek w Kadłubie bok © fotoaparatka


Ruszam dalej, tym razem chwile tylko pedałuję krajówką, po czym skręcam zgodnie z oznakowaniem szlaku na boczną spokojną drogę. Widoczki jakie ukazują mi się po wyjechaniu z wioski zapierają dech ...
widoczki w Kadłubie © fotoaparatka

wiosenne widoczki © fotoaparatka


Udaje mi się nawet dostrzec ptaka kołującego nad polami ...
kołowanie nad polami © fotoaparatka


Boczną drogą docieram do Popowic, gdzie czeka na mnie kolejny z serii drewnianych kościółków w stylu wieluńskim.
Kościółek w Popowicach © fotoaparatka


Opuszczam plac kościelny i ruszam dalej bocznym szlakiem do Józefki, gdzie skręcam w kierunku nieszczęsnej krajówki. Główną drogą dostaję się do Wierzbie, gdzie zbaczam w kierunku Marek i dalej już lasem do domu.
Posilam się obiadem i znów wsiadam na rower tym razem załadowana książkami do biblioteki. Oddaje przeczytane, pożyczam nowe i wracam do domu, gdzie daje już mojemu rowerowi wolne:)

Dane wyjazdu:
33.47 km 23.21 km teren
01:40 h 20.08 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 389 kcal
Rower:Author

raz chmury, raz słońce

Środa, 25 kwietnia 2012 · dodano: 25.04.2012 | Komentarze 4

Budzę się dziś bladym świtem z myślą, że w końcu popedałuje rowerem do pracy a tu mży i wieje... ze smętną miną kładę się dalej do łóżka a do pracy jadę czerwonym chrząszczem.

Po powrocie do domu komputer zabiera mi dużą część wolnego popołudnia, w końcu jednak mówię dość tego. Przebieram się w rowerowe i w trasę.
Przez Kałuże Kol. do Załęcza, gdzie skręcam w stronę mostu i dalej na Bukowce.
Żółty leśny szlak © fotoaparatka

Wjeżdżam w las, gdzie dalej żółtym szlakiem docieram do Żabiego Stawu. To co spotykam na szlaku nie nastraja mnie zachęcająco. Ostatnia wycinka drzew zostawiła po sobie niemiłe atrakcje na trasie.
Koniec końców docieram w końcu do stawu, gdzie jeszcze załapuje się na godowa zawołania kumaków. Niesamowite, hipnotyzujące odgłosy dochodzą znad toni wody. Niestety nie udało mi się ich zarejestrować :(
żabi staw w pochmurny dzień © fotoaparatka


Krótki postój i ruszam w drogę powrotną, niestety tą samą trasą. Jednak dla jej urozmaicenia przystaje to tu to tam.
wąwóz do bułej wsi Jarzębie © fotoaparatka


Nie omieszkam również zawitać na starorzecze Wronią Wodę, gdzie zastaje mnie słoneczne niebo.
starorzecze Wronia Woda © fotoaparatka


Kiedy mam już wracać do roweru w oddali dostrzegam białą plamkę, po chwili owa plamka zamienia się łabędzia.
łabędź w oddali © fotoaparatka


Ptak wydaje się nie przejmować moją obecnością, a więc mogę przyjrzeć mu się bliżej.
bliższe spotkanie z łabędziem © fotoaparatka


Ruszam dalej przez Bukowce dostaję się znów do Załęcza Wielkiego, po wyjeździe z którego modyfikuję troszkę powrót. Postanawiam wracać przez Dolinę Objawienia, gdzie zatrzymuje się na chwilę by zaczerpnąć wody do bidonu.
Chwilę później ruszam dalej lasem, drogą nad torami, gdzie o mało co nie wpadają na mnie dwie sarny.
Przejeżdżam przez tory kolejowe i po dotarciu do krajówki przecinam ją, by dotrzeć do szutrówki, którą wracam do domu.

Dane wyjazdu:
50.34 km 20.32 km teren
02:39 h 19.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 574 kcal
Rower:Author

poszukiwania zguby...

Środa, 18 kwietnia 2012 · dodano: 18.04.2012 | Komentarze 5

Kolejny nierowerowy weekend sprawia, że brak roweru doskwiera mi coraz bardziej. Z niepokojem obserwuje pogodowe prognozy, które ostatnio nie nastrajają pozytywnie do pedałowania. Dziś jednak mówię dość stagnacji i po powrocie z pracy przebieram się w rowerowe i wio przed siebie.

Już na samym początku okazuje się, że nie będzie łatwo. Pierwsze kilka kilometrów pod wiatr daje mi się we znaki, jednak żaden wiatr nie jest dziś w stanie mnie zatrzymać.
Po skręcie w kierunku Kępowizny robi się już przyjemniej co sprawia, iż droga do Bieńca mija mi bardzo szybko. Kiedy już dostaję się do wioski kieruję się na Bieniec Mały i Łaszew, gdzie skręcam zgodnie z oznakowaniem szlaku w szutrową drogę do Przywozu. Po drodze jednak zatrzymuję się przy rzece gdzie już powoli przebija się wiosenny klimat.
Warta w Przywozie © fotoaparatka


Ruszam dalej, jednak nie trwa to długo ponieważ świeża zieleń zatrzymuje mnie jeszcze w jednym miejscu przy szlaku.
Przwóz przy brzegu Warty © fotoaparatka


Mijam bokiem kurhany i po dostaniu się do Przywozu, ruszam w kierunku mostu sprawdzić pewną rzecz. Po przeszukaniu brzegu, wsiadam powtórnie na rower i teraz już asfaltem pedałuję do Kamionu.
Tutaj też przystaję przy moście w tej samej sprawie co poprzednio, nie odnajdując jednak zguby, pstrykam zdjęcie i obmyślam drogę powrotną.
Wrta w Kamionie przy progu © fotoaparatka


Wybór pada na wąwóz, który pokazał mi Piotrek podczas naszej wycieczki do rezerwatu w Niżankowicach. Gdy tylko dostaje się do wąwozu, wiem , że była to dobra decyzja.
Wąwóz w Przywozie © fotoaparatka


Obrany szlak doprowadza mnie do punktu widokowego.
Krzyż na widokowej górze ;) © fotoaparatka

Widok z widokowej góry ;) © fotoaparatka

Przechadzam się po polach, po czym, mając w pamięci ostrzeżenia Piotrka zbieram kamyki do kieszeni i ruszam do Mierzyc. Ostrzeżenia okazują się słuszne bo przy jednym z mijanych domów atakują mnie rozwścieczone psiaki. Na szczęście ich właściciele znajdują się na podwórzu i szybko przywołują zwierzaki do siebie.
Po dotarciu do wioski mam tylko jeden cel elektrownie siłową .... ponoć jedną z największych w regionie.
Wieje przy nim strasznie, nie przeszkadza mi to jednak, żeby obfotografować go ze wszystkich stron.
Wiatraczek w Mierzycach © fotoaparatka


Dopieszczona przez wiatr ruszam dalej na Jajczaki, skąd przez Strugi dostaję się do Pątnowa. Przy Urzędzie Gminy robię sobie przystanek na odbudowanie straconych kalorii :)
Z Pątnowa wyjeżdżam na krajówkę, gdzie po wspięciu się na wzniesienie skręcam na Grębień. Dalej po przejechaniu praktycznie całej wsi docieram do zabytkowego drewnianego kościółka. Jednego z tych zbudowanych w stylu wieluńskim .
Kościółek w Grębieniu Kwiecień © fotoaparatka

Po chwili odpoczynku, ruszam polnymi drogami w kierunku Budziaków. Musze przyznać, że nie jest to dobry wybór. Nie dość, że dziura na dziurze, to jeszcze ogromniaste kałuże, które zmuszają mnie do zejścia z roweru.
W końcu udaje mi się dostać do leśnej drogi, gdzie dalej już szutrówką pedałuję do domu na pulpety :)

Dane wyjazdu:
30.22 km 2.12 km teren
01:40 h 18.13 km/h:
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 347 kcal
Rower:Author

zawilce pod wiatr

Środa, 11 kwietnia 2012 · dodano: 11.04.2012 | Komentarze 10

Dziś kończę pracę wcześniej, na termometrze słupek dobija do 20 stopni, nie ma więc wyjścia trzeba wykorzystać fakt wolnego popołudnia. Nie jest mi łatwo jednak dzisiaj zebrać do kupy i wsiąść na rower, w końcu się udaje i przed godzinę 15 pedałuję już w najlepsze.

Trasa nad dziś cóż... podczas wczorajszego pedałowania dostrzegłam zawilce to i dzisiaj obieram kierunek na miejsce, gdzie w ubiegłym roku spotkałam ich tysiące.

Przez Kałuże Kol., Kępowizne docieram do Bieńca, gdzie zjeżdżam w teren kierując się na źródło Królowej Bony. Kiedy już znajduję się przy brzegu rzeki, nie potrafię sobie odmówić, by choć na chwilę nie postawić nogi na białym promie, skąd rozciąga się piękny widok na rzekę. Niestety dziś krajobraz zasnuty chmurami.

Wracam do roweru i teraz już bezpośrednio do źródła, wokół którego otoczenia zaczyna się zielenić.
Źródło Królowej Bony_kwiecień 2012 © fotoaparatka


Po chwili spędzonej przy źródle, cofam się do rozwalającej się szopy, gdzie pomiędzy drewnianymi deskami dostrzegam coś ciekawego...
stare sanie © fotoaparatka

Owe znalezisko przypomina mi sanie. Niestety stan szopy w której się znajduje nie pozwala mi na zgłębienie tematu. Groziło by to dłuższym,nie koniecznie przyjemnym, pozostaniem tym drewnainym przybytku.

Wracam do mojego dwukołowca i przez piękny piaszczysty wąwóz dostaję się do Bieńca Małego, z którego już prosto do Łaszewa. Przez całą wieś wiatr jest mym sprzymierzeńcem i cudownie popycha mnie do przodu,jednak w Strugach dobra passa się kończy i trzeba zmierzyć się z dzisiejszą pogodą.
W Pątnowie na pierwszym skrzyżowaniu obieram kierunek w prawo i po przejeździe przez przejazd kolejowy docieram w końcu do celu dzisiejszej wycieczki.
zawilce pomiędzy Pątnowem a Kamionką © fotoaparatka

Niestety zawilce jeszcze do końca nie zakwitły, jednak gdzie nie gdzie w lesie można dostrzec biały dywan.

Teraz już czas udać się w drogę powrotną tym bardziej, że trzeba będzie się zmierzyć z wiatrem twarzą w twarz.
Wracam przez Pątnów droga przy torach, gdzie na wzniesieniu od ubiegłego roku górują trzy wiatraki.
T
trójca wiatrakowa © fotoaparatka


Zatrzymuję się przy nich na krótką chwilę po czym ruszam dalej. Po dotarciu do szkoły robię kolejny przystanek. Wiatr powoli staje się nie do zniesienia. Uzupełniam płyny i zjeżdżam w dół wprost do źródła Św. Rocha.

Źródło Św. Rocha strużka kwiecień 2012 © fotoaparatka


Nie chce mi się stamtąd ruszać, najchętniej zostałabym na dłużej ale wiatr i pustka w żołądku pogania.
Drogą przy cmentarzu wydostaję się z Pątnowa i znów jestem w Bieńcu, gdzie skręcam na skrótowaca do Dzietrznik. Z polnej drogi wydostaję się nieopodal parafialnego kościoła i dalej już bezpośrednio na krajówkę. Nie chce mi się kombinował więc wybieram najprostszy, choć najmniej lubiany wariant powrotu do domu.
Już przed samym skrętem na ostatnią prosta przystaję jeszcze przy stawach, gdzie przed paroma tygodniami pojawiło się stadko łabędzi. Udaje mi się niestety uwiecznić tylko jednego.
Kałużański łabędź © fotoaparatka

Teraz już prosto do domu.

Dane wyjazdu:
37.14 km 15.62 km teren
02:07 h 17.55 km/h:
Maks. pr.:43.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 420 kcal
Rower:Author

Rezerwat Bukowa Góra w kwietniu

Wtorek, 10 kwietnia 2012 · dodano: 10.04.2012 | Komentarze 9

Oj ta pogoda ostatnio nas nie rozpieszczała, tak więc i mnie to co działo się na zewnątrz nie zachęcało do rowerowych wojaży. Miałam nadzieję, że może w święta ale jak tu oderwać się od stołu kiedy na nim takie pyszności ;) Dziś przychodzi czas na choć częściowe spalenie wielkanocnych kalorii.

Wracam z pracy i co.... słonecznie, nawet ciepło ale jakoś tak wietrznie. Chwilę się zastanawiam i wybierając leśne postanawiam jednak skorzystać z wolnego popołudnia. Za cel obieram sobie Rezerwat Bukowa Góra.

Przez Kałuże przemykam szybko bo wiaterek w plecy ale już po skręcie na "załęcką" drogę nie jest tak przyjemnie.
Chwilę później skręcam w stronę Klusek i tu już mam las i niby spokojnie ale tylko przez chwilę. Tuż po wyjeździe z lasu czeka mnie jednak pedałowanie pod górkę i pod wiatr. Na szczycie muszę trochę odsapnąć, ostatni brak rowerowania daje o sobie znać.
Kluski wjazd © fotoaparatka


Wsiadam ponownie na rower, by przemknąć przez Kluski i dalej żółtym szlakiem już na dobre wjechać w las. Mijam drewnianą chatkę i dalej prosto gdzie nie gdzie męcząc się z piaskiem pod kołami, docieram do skrzyżowania na którym skręcam z głównego szlaku.
leśna droga do rezerwatu © fotoaparatka


Nie jest to jednak prosta droga do celu, co chwila zatrzymuję się by co nieco uchwycić okiem aparatu. I tak rejestrowanie mokradeł kończy się ugrzęźnięciem butów w leśnym, liściastym mule zarówno podczas wchodzenia na mokradła jak i wychodzenia. I sprawdza się powiedzenie, gdzie diabeł nie może tam babę poślę :)
mokradła © fotoaparatka


Teraz ruszam już bezpośrednio do Rezerwatu, który nawet na początku kwietnia, kiedy jeszcze nie ma liści na drzewach, wygląda wspaniale. I choć mały urzeka.

Rezerwat Bukowa Góra w kwietniu © fotoaparatka


rezerwatowy buk © fotoaparatka


wejście do rezerwatu © fotoaparatka


Spaceruję po rezerwacie, co ze względu na jego rozmiar nie trwa długo, po czym wracam do roweru i kiedy mam już wyruszać w drogę powrotną pod moim dwukołowcem dostrzegam mech, który już poczuł wiosnę.
wiosenny mech © fotoaparatka


Pakuję aparat i ruszam w drogę powrotną. Trasa ta sama z małymi zboczeniami z kursu ;) Tym razem pedałuje się o niebo lepiej, bo nie dość, że większość trasy z górki to jeszcze wiatr w plecy.
Po powrocie na "załęcką" drogę postanawiam jeszcze pognać nad Wartę i posiedzieć chwilkę przy moście, gdzie już powoli wierzby zaczynają się zielenić.
Chwila relaksu i ruszam w kierunku domu.
Z racji, iż znów wiatr zaczyna przeszkadzać postanawiam powrót zrobić przez las i tak jadąc do leśnej ścieżki na polu dostrzegam zwierzynę
lokalizacja wroga © fotoaparatka

można jeść spokojnie © fotoaparatka

Sarny nie specjalnie zdają się przejmować moją osobą i spokojnie dają się sfotografować a nawet sfilmować .

Zostawiam leśną zwierzynę w spokoju i dalej drogą przy Florku kieruję się w stronę Objawiania po wodę do bidonu. Tam chwilę przysiadam na ławce po czym przez Kałuże Kolonie, pod wiatr docieram już prosto do domu.

Dane wyjazdu:
30.24 km 1.12 km teren
01:38 h 18.51 km/h:
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 355 kcal
Rower:Author

Dzisiejszy cel elektrownia wiatrowa

Sobota, 10 marca 2012 · dodano: 10.03.2012 | Komentarze 6

Z nadzieją w oczach zerkam dziś za okno, gdzie raz zza chmur nieśmiało wygląda słońce, a raz zbiera się na deszcz. A ja ma taką wielką chęć na wycieczkę....
Koło godziny 13 przestaję się jednak przejmować tym co dzieje się na niebie, przebieram się w rowerowe i ruszam w świat.
Przez Kałuże Kolonie, Kępowiznę docieram do Bieńca, z którego jednak parę metrów dalej skręcam w stronę mojego ulubionego rozwidlenia dróg:)
Krzyż na rozwidleniu © fotoaparatka

Po chwilowym przystanku wsiadam powtórnie na siedzonko i przez Bieniec Mały docieram do Łaszewa.
Zaraz po wspinacze do wioski napotykam pedałujących w przeciwnym kierunku rowerowych zapaleńców, tak więc nie jestem sama w tym marcowym pedałowaniu.
Przemierzam Łaszew, by w końcu dotrzeć do umyślonego celu dzisiejszej podróży, a mianowicie elektrowni wiatrowej.
Oj powstało jesienią trochę tych wiatraczków na terenie Ziemi Wieluńskiej, ale ponoć ten jest z nich największy....
Elektrownia wiatrowa © fotoaparatka

Nie docieram jednak zbyt blisko, bo okazuje się, że trzeba by było dostać się do Mierzyc, a mi wiatr zaczyna coraz bardziej doskwierać.
Tym razem wystarcza mi jedynie widok z pobliskich Łaszewskich pól, gdzie błota po kolana.
Cóż pozostaje udać się w drogę powrotną i na walkę z coraz mocniejszym wiatrem.
Żegnam Łaszew i przez Bieniec Mały, gdzie o mały włos nie zaatakowało mnie wyrośnięte psisko (ludzie chyba nigdy nie nauczą się zamykać furtek, na których zawsze widnieje tabliczka Uwaga zły pies), znów znajduję się na rozstaju przy krzyżu.
Tym razem wracam przez Parcele i Pątnów, drogą za którą moja gmina będzie musiała słono zapłacić;)
W Pątnowie robię sobie krótki postój na przystanku, żeby choć na chwilę odetchnąć od wszechobecnego wiatru.
Ruszam dalej i przed wjazdem do Bieńca skręcam w teren...... Szybko żałuję tej decyzji... ale już nie chce mi się wracać.... brnę więc w potężnym błocku, prowadząc rower, bo o jeździe nie ma mowy. TRAGEDIA
Wkrótce jednak czaka mnie nagroda za trudy.
Staje przy sadzie, który od zawsze budził moją ciekawość za sprawą szopy, która w nim stoi. Nigdy nie jedna nie pofatygowałam się przyjrzeć jej bliżej. Dziś postanawiam nadrobić zaległości. Zresztą chwila odpoczynku mi się należy.
Sad w Ddzietrznikach dzrewka © fotoaparatka

szopa w sadzie © fotoaparatka

Podchodzę bliżej zabudowania i co dziury w tej szopce takie, że wiatr hula we wszystkie strony.... bardziej to przypomina drewniane sitko, niż szopę:) Postanawiam jednak nie wchodzić do środka, zresztą wszystko i tak widać na zewnątrz.
Zwiedzam dalej sad, a tu w oddali dostrzegam pokaźne stadko pasące się na łące.
stadko wyczuło intruza © fotoaparatka

uciekać czy nie uciakć © fotoaparatka

trzeba przerwać obiad... wiejemy © fotoaparatka

Sarny dają mi czas na wyciągniecie aparatu, pstryknięcie parę fotek po czym uciekają. Nie pozostaje mi nic innego jak też odwrót w stronę roweru.
Udaje mi się w końcu wybrnąć z błota na asfalt, gdzie ma miejsce krótkie czyszczenie opon patyczkiem. Nie wiele to jednak daje...
Ruszam, by po chwili zatrzymać się przy moim parafialnym kościele. Chwile fotografowania, w której stwierdzam, że z nieba zaczynają powoli kapać mokre krople.
Kościół w Dzietrznikach_ parafia © fotoaparatka

Nie ma czasu na dłuższy postój, oraz realizację wcześniejszych planów. Trzeba skrócić trasę i krajówką dotrzeć do domu.
Lekko zroszona wracam do domu, by chwilę później obserwować już deszcz zza okna.