Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Wpisy archiwalne w kategorii

Załęczański Park Krajobrazowy

Dystans całkowity:2294.87 km (w terenie 605.51 km; 26.39%)
Czas w ruchu:121:42
Średnia prędkość:18.86 km/h
Maksymalna prędkość:48.90 km/h
Suma podjazdów:400 m
Suma kalorii:20004 kcal
Liczba aktywności:68
Średnio na aktywność:33.75 km i 1h 47m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
30.24 km 1.12 km teren
01:38 h 18.51 km/h:
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 355 kcal
Rower:Author

Dzisiejszy cel elektrownia wiatrowa

Sobota, 10 marca 2012 · dodano: 10.03.2012 | Komentarze 6

Z nadzieją w oczach zerkam dziś za okno, gdzie raz zza chmur nieśmiało wygląda słońce, a raz zbiera się na deszcz. A ja ma taką wielką chęć na wycieczkę....
Koło godziny 13 przestaję się jednak przejmować tym co dzieje się na niebie, przebieram się w rowerowe i ruszam w świat.
Przez Kałuże Kolonie, Kępowiznę docieram do Bieńca, z którego jednak parę metrów dalej skręcam w stronę mojego ulubionego rozwidlenia dróg:)
Krzyż na rozwidleniu © fotoaparatka

Po chwilowym przystanku wsiadam powtórnie na siedzonko i przez Bieniec Mały docieram do Łaszewa.
Zaraz po wspinacze do wioski napotykam pedałujących w przeciwnym kierunku rowerowych zapaleńców, tak więc nie jestem sama w tym marcowym pedałowaniu.
Przemierzam Łaszew, by w końcu dotrzeć do umyślonego celu dzisiejszej podróży, a mianowicie elektrowni wiatrowej.
Oj powstało jesienią trochę tych wiatraczków na terenie Ziemi Wieluńskiej, ale ponoć ten jest z nich największy....
Elektrownia wiatrowa © fotoaparatka

Nie docieram jednak zbyt blisko, bo okazuje się, że trzeba by było dostać się do Mierzyc, a mi wiatr zaczyna coraz bardziej doskwierać.
Tym razem wystarcza mi jedynie widok z pobliskich Łaszewskich pól, gdzie błota po kolana.
Cóż pozostaje udać się w drogę powrotną i na walkę z coraz mocniejszym wiatrem.
Żegnam Łaszew i przez Bieniec Mały, gdzie o mały włos nie zaatakowało mnie wyrośnięte psisko (ludzie chyba nigdy nie nauczą się zamykać furtek, na których zawsze widnieje tabliczka Uwaga zły pies), znów znajduję się na rozstaju przy krzyżu.
Tym razem wracam przez Parcele i Pątnów, drogą za którą moja gmina będzie musiała słono zapłacić;)
W Pątnowie robię sobie krótki postój na przystanku, żeby choć na chwilę odetchnąć od wszechobecnego wiatru.
Ruszam dalej i przed wjazdem do Bieńca skręcam w teren...... Szybko żałuję tej decyzji... ale już nie chce mi się wracać.... brnę więc w potężnym błocku, prowadząc rower, bo o jeździe nie ma mowy. TRAGEDIA
Wkrótce jednak czaka mnie nagroda za trudy.
Staje przy sadzie, który od zawsze budził moją ciekawość za sprawą szopy, która w nim stoi. Nigdy nie jedna nie pofatygowałam się przyjrzeć jej bliżej. Dziś postanawiam nadrobić zaległości. Zresztą chwila odpoczynku mi się należy.
Sad w Ddzietrznikach dzrewka © fotoaparatka

szopa w sadzie © fotoaparatka

Podchodzę bliżej zabudowania i co dziury w tej szopce takie, że wiatr hula we wszystkie strony.... bardziej to przypomina drewniane sitko, niż szopę:) Postanawiam jednak nie wchodzić do środka, zresztą wszystko i tak widać na zewnątrz.
Zwiedzam dalej sad, a tu w oddali dostrzegam pokaźne stadko pasące się na łące.
stadko wyczuło intruza © fotoaparatka

uciekać czy nie uciakć © fotoaparatka

trzeba przerwać obiad... wiejemy © fotoaparatka

Sarny dają mi czas na wyciągniecie aparatu, pstryknięcie parę fotek po czym uciekają. Nie pozostaje mi nic innego jak też odwrót w stronę roweru.
Udaje mi się w końcu wybrnąć z błota na asfalt, gdzie ma miejsce krótkie czyszczenie opon patyczkiem. Nie wiele to jednak daje...
Ruszam, by po chwili zatrzymać się przy moim parafialnym kościele. Chwile fotografowania, w której stwierdzam, że z nieba zaczynają powoli kapać mokre krople.
Kościół w Dzietrznikach_ parafia © fotoaparatka

Nie ma czasu na dłuższy postój, oraz realizację wcześniejszych planów. Trzeba skrócić trasę i krajówką dotrzeć do domu.
Lekko zroszona wracam do domu, by chwilę później obserwować już deszcz zza okna.

Dane wyjazdu:
18.34 km 0.32 km teren
01:00 h 18.34 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 200 kcal
Rower:Author

mimo słońca w burzowej atmosferze

Sobota, 3 marca 2012 · dodano: 04.03.2012 | Komentarze 6

Dzisiejszy wyjazd rowerowy stoi pod ogromnym znakiem zapytania, a to za sprawą dziwnego bólu jaki wkradł się pomiędzy żebra mojego towarzysza.
Po południu postanawiamy pojechać, ze względu jednak porę dnia oraz ograniczone możliwości oddechowe, wybieramy krótką trasę.
Mimo, iż na niebie pełne słońce pomiędzy Authorem a Meridą trzaskają gromy, które jednak im bliżej rzeki tym bardziej tracą na sile.
Nad Wartę dostajemy się przez Kałuże Kolonie, z których skręcamy na Kępowiznę, skąd dalej prosto do głównego punktu naszej wycieczki.
Krzyż w Kałużach © fotoaparatka

Przed Bieńcem skręcamy z asfaltu, zgodnie z oznaczeniem żółtego szlaku, w kamienisty zjazd na pola.
To co ukazuje nam się za zakrętem nie zachęca Nas do dalszego pedałowania, bo i pedałować się nie da. Błoto i kałuże po kolna.
Po takim widoku nie upieram się co do odwiedzin źródła Królowej Bony. Mimo, iż jesteśmy niedaleko, skręcamy jednak w stronę rzeki, gdzie robimy krótki pojednawczy postój :)
Gdzie niegdzie jeszcze lód © fotoaparatka

Warta w Bieńcu © fotoaparatka

Na plaży okazuje się, że gdzieś po drodze zniknęło nam przednie oświetlenie Meridy, więc powrót na asfalt to zerkanie po trawiastych brzegach szlaku. Ku naszej radości lampka odnajduje się i możemy już spokojnie ruszać w drogę powrotną, w znacznie lepszych nastrojach:)
Nie kombinujemy z drogą powrotną, po tym co zobaczyliśmy na szlaku wolimy trzymać się asfaltu. Wycieczkę wieńczy widok jaki ukazuje się naszym oczom po do-pedałowaniu do Kałuż.
srenki na łące © fotoaparatka


Dane wyjazdu:
23.65 km 0.51 km teren
01:20 h 17.74 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 272 kcal
Rower:Author

inauguracja 2012

Piątek, 2 marca 2012 · dodano: 03.03.2012 | Komentarze 5

Od mojego ostatniego kręcenia mijają trzy miesiące. Nie sposób więc opisać ogromna radość, kiedy w końcu mogę powtórnie zasiąść na mój ukochany rower.
Pogoda co prawda nie za specjalna bo i pochmurno i gdzieś w eterze ciągle napominają o jakiś deszczu ale co tam... mam towarzysza i ogromne chęci więc wyruszamy przed siebie.

Tradycyjnie po długiej nieobecności, na pierwszy plan idzie rzeka Warta, więc kierujemy się w stronę Ośrodka Nadwarciański Gród. Nie inaczej jak przez Kałuże Kolonie, gdzie zaczynam odczuwać przerwę w rowerowaniu, do Załęcza Wielkiego, gdzie skręcamy w stronę mostu.
Przy przeprawie na druga stronę rzeki robimy, krótki postój głównie dla mnie i dla aparatu, który czekał z wytęsknieniem w plecaku:)
Warta przy moście w Załęczu Wielkim © fotoaparatka

Kiedy Krzysiek stwierdza, że moje pstrykanie to najnudniejsza część każdej rowerowej wycieczki ruszamy dalej, już drugą stronę rzeki. I tak z visa vi z wiatrem docieramy w końcu do Grodu.
Brama główna Nadwarcieńskiego Grodu © fotoaparatka

Tam nasz szlak zmierza w kierunku brzegu Warty, gdzie korzystamy z wszystkich atrakcji placu zabaw, w końcu w każdym z nas tkwi dziecko :)

Po chwili zabawy ruszamy w drogę powrotną. Pogoda coraz bardziej zaczyna nam doskwierać i niebo coraz bardziej się zachmurza. Nie ma co czekać.
Do mostu docieramy tym samym szlakiem, jednak z krótkim postojem :)
kornik w wierzbie © fotoaparatka


Kiedy udaje nam się już wyjechać z Załęcza, Krzysiek wpada na pomysł małej modernizacji drogi powrotnej. Przyznam szczerze, że nie pałam entuzjazmem do nowej idei ale w końcu daję się namówić.
Po wyjeździe z wioski skręcamy, wiec w stronę Klusek, z których przez Garbową dostajemy się do Dalachowa.
Kiedy kończy nam się asfalt i docieramy do skrzyżowania, mój pewny znajomości drogi, towarzysz gubi się :) Nie słuchając moich podpowiedzi kręcimy się po wszystkich bocznych dróżkach.
W ostateczności jednak wybór pada na drogę, którą ja obstawiałam, choć wygląda ona na najmniej zachęcającą .
Koniec końców docieramy wreszcie do Gabryśki, gdzie robimy krótki postój.
Do domu wracamy krajówką męcząc się z wiatrem wiejącym prosto w twarz.

Dane wyjazdu:
22.40 km 3.45 km teren
01:16 h 17.68 km/h:
Maks. pr.:44.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Starymi drogami

Sobota, 15 października 2011 · dodano: 24.10.2011 | Komentarze 7

Wchodzę do garażu, rzucam spojrzenie na rower i robi mi się przykro, że tak ostatnio go zaniedbuję. Wracam do domu przebieram się w rowerowe i idę wyprowadzić brykę na przejażdżkę. Pogoda typowo jesienna ciemne chmury z odrobiną słonecznych chwil. Postanawiam popedałować nad Wartę, wszak dawno mnie tam nie było.
Przez Kałuże Kol. docieram do Kępowizny. Przejeżdżam obok drewnianego młyna wodnego, za którym na chwilę przystaję, by uwiecznić pożółcone liście.
jesienna droga © fotoaparatka

Ruszam dalej żółtym szlakiem, który jak to zwykle bywa doprowadza mnie do zjazdu na źródło królowej Bony. Cóż zjeżdżam i chwilę później zatrzymuję się by przyjrzeć się łące, która jeszcze niedawno kwitnęła tęczą kolorów, a dziś .....
pożółkłe pola przy szlaku © fotoaparatka

Ruszam dalej dojeżdżam do zabudowań oraz owego źródła, gdzie sprawdzam pozostawionego kiedyś waipointa. Ku mojemu zadowoleniu odnajduję go na swoim miejscu i to nawet w bardzo dobrym stanie :)
zabudowania przy źródle © fotoaparatka

Ruszam dalej. Szlakiem biegnącym przy samym korycie Warty docieram do skrzyżowania, gdzie dostrzegam drogę, której jeszcze nie zwiedziłam. Pokusa odkrycia nowych ciekawych miejsc jest tak silna, że kierownica sama skręca w nieznaną leśną ścieżkę. Docieram nią do niezwykle urokliwego brzegu rzeki, zboczenie z obranej trasy staje się więc genialnym pomysłem. Stawiam rower przy drzewie i przechadzam się piaszczystym szlakiem. Żałuję tylko, że nie trafiłam tam latem.
nowo odkryty brzeg © fotoaparatka

Podczas przechadzki wychodzi nawet słońce...
Druga strona brzegu © fotoaparatka

W końcu trzeba jednak wrócić do rzeczywistości... wracam do roweru i pedałuje w stronę punktu wyjścia. Docieram do skrzyżowania i dalej już wąwozem docieram do Bieńca Małego.
Z powodu dokuczającego wiatru rezygnuję z jednego z zaplanowanych punktów wycieczki i kieruję się w stronę Bieńca. Po drodze zatrzymuje mnie jednak zółte pole pełne słoneczników. Nie da się obok takiego widoku przejechać obojętnie, przystaję więc by wiecznik widok moim "trzecim okiem".
jesienne pole słoneczników © fotoaparatka

Ruszam dalej w drogę powrotną. Mijam Kępowiznę i po wyjeździe na "załęczańską" drogę decyduję się jeszcze zahaczyć o źródełko Objawiania.
Droga do Doliny Objawiania © fotoaparatka

Dolina Obajwania raz jeszcze © fotoaparatka

Spędzam tam chwilę, podczas której sprawdzam pozostawionego waypointa i ruszam już bezpośrednio do domu.
Omijam Kałuże Kolonię bokiem i wracam leśnymi ścieżynami.

Dane wyjazdu:
31.82 km 15.28 km teren
01:45 h 18.18 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Przykra niespodzianka i jazda pod ostrzałem

Niedziela, 18 września 2011 · dodano: 18.09.2011 | Komentarze 6

I znów tygodniowa przerwa w trakcie, której nie zaglądałam do mojego roweru i jak się okazuje był to błąd. Dziś gdy już postanowione zostaje, że udam się na rowerową wycieczkę, zastaję niemiłą niespodziankę. Już chce wyprowadzać mój pojazd z miejsca postoju kiedy okazuje się, że w przednim kole nie ma zupełnie powietrza.Po głowie kłębią się pytania jak to się mogło stać? Przecież jeszcze tydzień temu wszystko było w należytym porządku, no może nie licząc jakiejś usterki w tylnych hamulcach. Szukam w pamięci odpowiedzi na kolejne pytanie, czy ja mam jakiś zapas i uzyskuję negatywną odpowiedź. I co teraz.... ????
W tym momencie moim oczom ukazuje się rower Krzyśka, który wydaje się, że wręcz krzyczy...weź mnie:) Skoro już nie mam wyjścia, raz mogę zrobić wyjątek.
Jak mam już pojazd pozostaje zjeść obiad i ruszać w drogę. Jak zwykle nie potrafię się zdecydować na trasę. Po głowie chodzą bowiem dwie opcje. Decyduje w trakcie jazdy. Nie skręcam na Kluski w zamian za to kieruję się na most w Załęczu Wielkim. Przejeżdżam przez most i pedałuje do pomnika, gdzie niegdyś zostawiłam chyba pierwszego w swojej "karierze" waypointa. Sprawdzam miejsce ukrycia i ku mojemu zadowoleniu znajduje i pozostawiony kod.

Zadowolona ruszam dalej, za cel obierając sobie Wronią Wodę. Przed Bukowcami zatrzymuje się jednak aby spojrzeć okiem obiektywu na widok jaki roztacza się ze wzniesienia nieopodal szlaku. Przedzieram się przez piach zoranego pola i wdrapuje się na górkę. Wyciągam aparat i robię to co uwielbiam. Wtem słyszę odgłos wystrzału. Nie ma co ryzykować trzeba schodzić, tym bardziej, że gdzieś w oddali wypatruję ambonę myśliwską.
wzniesienie na szlaku © fotoaparatka

widok ze wzniesienia 2 © fotoaparatka

Wracam do roweru i ruszam dalej. Zauroczona brzozami, które powoli zaczynają przybierać jesienne kolory zbaczam ze szlaku i pedałuję tajemniczą drogą. Nie trwa to jednak długo, znów słyszę strzały, tym razem gdzieś bliżej mnie. Wracam na szlak zastawiając się, czy oby na pewno brnąć dalej do wyznaczonego celu.

Docieram do Bukowców i dalej szlakiem przez las prosto do starorzecza. Od czasu do czasu słysząc odgłosy strzałów. Nie mam wątpliwości, że w okolicach jest jakieś polowanko.
Drga do Wroniej Wody © fotoaparatka

W końcu docieram do Wroniej Wody.
Dziwnie tam dzisiaj. Taka ładna pogoda, a ja nie dostrzegam żadnego wędkarza. Przechadzam się brzegami i znów gdzieś blisko słyszę strzały. Staje się mało przyjemnie, nie ma co czekać trzeba zabierać się z tego lasu.

Wracam. W pewnym momencie okazuje się, że gdzieś posiałam okulary. Nie mam najmniejszej ochoty wracać, ale jednak jest mi ich szkoda. Zawracam na szczęście odnajduje je w pobliżu przy drodze.
Docieram do Załęcza. Za mostem jeszcze zbaczam w polną drogę, co okazuje się doskonałym pomysłem. Zastanawiam się dlaczego wcześniej tam nie trafiłam. Pstrykam i wracam na szlak powrotny.
nowa miejscówka nad Wartą © fotoaparatka

Wyjeżdżam z Załęcza i mam już wracać do domu, kiedy dopada mnie straszne pragnienie. W bidonie jak zwykle w takich sytuacjach sucho. Najbliższe źródło Dolina Objawiania. Nie ma wyjścia trzeba pragnienie zaspokoić.
Żółtym szlakiem, przez teren prywatny docieram do źródełka, gdzie napełniam bidon zbawienną wodą.
Kilka łyków i człowiek od razu czuje się lepiej. Wracają siły do dalszej jazdy, postanawiam wiec odwiedzić jeszcze jedno miejsce.

Z Objawienia wydostaje się lasem i drogami, które doprowadzają mnie do feralnego przejazdu. Tym razem schodzę z roweru i piechotą przekraczam tory. Kawałek za przejazdem skręcam w lewo na mogiłę powstańców.
mogiła powstańców © fotoaparatka

Dawno mnie tam nie było i trochę się na miejscu pozmieniało, głownie za sprawą czynników atmosferycznych i korników. Droga do pomnika też dość zaniedbana, a po ostatnich wycinkach i moja orientacja, w przecież znanym mi terenie, zawodzi.
Na miejscu zostawiam waypointa. Przysiadam na chwilkę.
Jest to chyba jedno z nielicznych miejsc gdzie zawsze jest pusto. Gdzie można spędzić chwilę w zupełnej samotności.

Ruszam dalej. Z lasu po małych zawirowaniach orientacyjnych wyjeżdżam na krajówkę, gdzie niby już prosto do domu ale.... Patrze na licznik brakuje mi dosłownie 3 kilometrów do 30. Mam to tak zostawić? Nie da rady.
Wjeżdżam na tzw. "żużlówkę", którą pedałuję do skrzyżowania. Tam skręcam znów w stronę krajówki, którą już podążam do domu.

Dane wyjazdu:
33.60 km 0.42 km teren
01:40 h 20.16 km/h:
Maks. pr.:38.40 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 411 kcal
Rower:Author

Pizza w terenie

Niedziela, 11 września 2011 · dodano: 12.09.2011 | Komentarze 7

I znów dopada mnie przerwa w rowerowaniu. Tym razem za sprawą perfidnej anginy, która wtargnęła na prywatny teren moich migdałków. Wtorek, środa staje się dla mnie istną gehenną, podczas której przełknięcie śliny wiąże się z niesamowitym bólem o jedzeniu nie wspominając. Cała historia kończy się antybiotykiem, który w szybki sposób niszczy chorobę. Czwartek, piątek i sobota to walką z chęcią wyjścia na rower. Słoneczna niedziela jednak nie daje za wygraną i kusi mnie rowerową przejażdżką. O dziwo Krzysiek zgadza się pojechać ze mną.
Przygotowujemy nasze pojazdy, przebieramy w rowerowe i ruszamy przed siebie. Piękna, letnia pogoda prowadzi nas nad Wartę, gdzie jak się okazuje Krzysiek umówiony jest z kuzynem.
Przez Kałuże Kolonię kierujemy się do Załęcza Wielkiego a tam prosto na most. Po przekroczeniu rzeki skręcamy w lewo, gdzie pedałując podążamy wzrokiem za miejscem ukrycia Mateusza.
Nadwarciański azyl wędkarzy © fotoaparatka

I tak nie spotykając nikogo dojeżdżamy do Ośrodka ZHP Nadwarciański Gród. Krzysiu wykonuje telefon do kuzyna, ustalając jego dokładne położenia,a ja knuję plan. Okazuje się, że musimy się wrócić, skoro jednak jesteśmy już na ośrodku muszę wykonać pewne zadanie.
a co tam jest tak ciekawego? © fotoaparatka


Kręcimy się po terenie grodu po czym ruszamy w drogę powrotną.
Po wyjeździe z lasu w przybrzeżnych szuwarach dostrzegamy w końcu poszukiwane osoby. Dołączamy do nich, posiedzieć na kocyku ;) Chwilę gadamy, po czym otrzymuję propozycję pizzy w terenie. Nie ma co się długo zastanawiać, w końcu oboje uwielbiamy pizze.

Koło 18 zbieramy się do domu, aby przebrać się w cieplejsze ciuszki.
Przygotowani na niższe temperatury, pedałujemy na umówione miejsce zalew w miejscowości Młyny. Synchronizacja czasowa idealna. Chwilkę po przyjeździe na miejsce, dojeżdżają do nas kompani znad rzeki i zmotoryzowani dostarczyciele pizzy.

Teraz już w szóstkę wdrapujemy się na wzniesienie nieopodal zalewu, rozkładamy koce i przy zachodzie słońca rokoszujemy się smakiem pizzy. Muszę przyznać, że miejscówka naprawdę świetna. Niesamowity widok roztacza się ze wzniesienia. Żadna pizzeria czy restauracja nie jest w stanie tego przebić.

Dane wyjazdu:
40.24 km 4.25 km teren
01:58 h 20.46 km/h:
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 477 kcal
Rower:Author

wycieczka bogata w waypointy

Sobota, 3 września 2011 · dodano: 04.09.2011 | Komentarze 6

Rozochocona wczorajszą wycieczką, postanawiam nie marnować tak pięknej, wrześniowej, słonecznej pogody na siedzenie w domu. I gdy tylko zdołałam się uporać z domowymi obowiązkami, przygotowując kolejne waypointy zasiadam na rower. Nie mam specjalnie pomysłu na wycieczkę. A jak ja nie mam pomysłu to wiadomo, że zaniesie mnie do Wąwozu Królowej Bony.
Tak też dzieje się i tym razem. Przez Kępowiźnie, gdzie zostawiam waypointa przy zabytkowym, drewnianym młynie wodnym docieram do wąwozu, gdzie zaznaczam kolejne miejsce. Chwilę spędzam przy źródle, po czym ruszam dalej. Trochę się tam pozmieniało od momentu kiedy zapedałowałam tam ostatnio. Nie ma zbóż, a na polach już tylko zorana ziemia. Cóż jesień czuć już w powietrzu.
Podjazd pod Bieniec Mały, bardziej prowadzony niż pedałowany. Piach, piach i jeszcze raz piach.
W końcu udaje się mi dotrzeć do wioski, gdzie dalej już z górki do Łaszewa.Tam znów trzeba się wspinać. Zgodnie z oznakowaniem szlaku skręcam w szutrową drogę. Mijam kilku rowerzystów i przy brzegu Warty, mijając domki letniskowe docieram do Kurhanów Książęcych. Szukam miejsca do zainstalowania waypointa i gdy takowe znajduję ruszam na fotograficzne łowy.
kurhan książęcy w Łaszewie © fotoaparatka


Wracam na szlak, który doprowadza mnie do Przywozu i tu jakoś ciężko mi się pedałuje. Niby mi się chce a jednak nie. Postanawiam skrócić troszkę trasę i zamiast do Kamionu kieruję się na Mierzyce. Tam robię sobie przystanek przy kościele i znów wracają mi siły.
Kościół w Mierzycach © fotoaparatka


Nie ma odporu teraz trzeba kombinować, co by wycieczkę troszkę wydłużyć. Rezygnuje z bezpośredniego dotarcia do Łaszewa na rzecz dłuższej trasy.
Przemierzam całe Mierzyce i chwilę po wjeździe w las skręcam na Jajaczaki i dalej na Strugi, gdzie skręcam w stronę zabytkowego kościoła w Łaszewie. Niestety trafiam na mszę i nici z kolejnego waypointa :( Będę musiała tam wrócić innym razem.
Nie ma wyjścia jadę dalej. Droga powrotna przez Łaszew to praktycznie jeden ciąg z górki, także przejazd przez wioskę mija bardzo szybko. Znów jestem w Bieńcu Małym skąd tym razem omijając wąwóz, asfaltem zmierzam do Bieńca.
droga do Bieńca © fotoaparatka

Chwilę później jestem już w Kępowiźnie, skąd kieruję się do ostatniego punktu wycieczki Doliny Objawiania . W bidonie susza a więc będzie okazja uzupełnić zapas wody.
Docieram na miejsce, gdzie przy źródle zastaję mały tłum. Rezygnuje więc ze źródlanej wody i idę poszukać miejsca do ukrycie waypointa. Nie zajmuje mi to dużo czasu, wszakże zakątków tam nie brakuje:)
Dolinowy anioł © fotoaparatka

Ołatarz w Dolinie Objawienia © fotoaparatka


Otoczona leśną ciszą, spędzam chwilę przy ołtarzu po czym przez Kałuże Kolonię wracam do domu.

Dane wyjazdu:
33.23 km 3.25 km teren
01:32 h 21.67 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 416 kcal
Rower:Author

Z nową misją :)

Środa, 17 sierpnia 2011 · dodano: 18.08.2011 | Komentarze 6

I znów przychodzi mi podróżować w samotności...ale ja to nawet lubię :) Po pracy uporawszy się z domowymi obowiązkami wyruszam w trasę.
Mijam Kałuże Kol. i dalej kieruję się w stronę Kępowizny. Przemykam obok drewnianego młyna wodnego i dalej do Bieńca, gdzie skręcam z asfaltu w teren do Źródła Królowej Bony. Mam tu pewne zadanie do wykonania. Uporawszy się z nim ruszam dalej do wąwozu, który wyprowadza mnie do Bieńca Małego.
wąwóz do Bieńca Małego © fotoaparatka

Wjeżdżam do wioski, gdzie rzucam okiem na coraz ciemniejsze niebo i już wiem, że zaplanowaną trasę będę musiała skrócić. Cóż za spuszczoną głową ruszam do skrzyżowania przy krzyżu, gdzie mój aparat rzuca swe cyfrowe oko na nieboskłon.
nieboskłon © fotoaparatka

Ruszam do Pątnowa, mijam przejazd kolejowy i docieram do Źródła Św. Rocha. majstruje przy chwilę przy zadaszeniu aby umieścić to co mam umieścić i ruszam kawałek dalej obok kościoła w Pątnowie.
Studnia Źródła Św. Rocha © fotoaparatka

kościół w Patnowie © fotoaparatka

Pogoda zaczyna się klarować i zagrożenie opadowo-burzowe z każdą chwilą oddala się. W głowie zaczynają tlić się pomysły jak tu sobie drogę powrotną wydłużyć.
Pedałuje dalej obok Urzędu Gminy, co bym mogła zmierzyć się z górką na krajówce w stronę Grębienia. Przed jej końcem skręcam jednak w lewo i dalej przez boisko, ścieżką wydeptaną wśród żółtych kwiatów docieram do "dworku" w Pątnowie. Montuję kolejną karteczkę i uwieczniam budynek na fotografii.
dworek Pątnów © fotoaparatka

wejści do budynku © fotoaparatka

Ruszam w drogę powrotną. Znów wyjazd na krajówkę, na której nie zabawiam jednak długo. Przy pierwszej okazji skręcam na Grębień, a tam dalej do drewnianego kościółka. Jedzie się wyśmienicie temperatura idealna a i wiatr znikomy.
Docieram do kościółka , gdzie poszukuje jakiegoś miejsca do ukrycia waypointa. Muszę przyznać , że nie jest to łatwe ale w końcu udaję się i mogę pospacerować wokół zabytku z aparatem.
wejście na teren wokół kościoła w Grębieniu © fotoaparatka

dzwonnica przy kościele © fotoaparatka

Wracam ponownie na krajówkę, którą docieram do Dzietrznik. W wiosce skręcam w stronę mojego kościoła parafialnego, po drodze zatrzymując się jeszcze przy drewnianej chatce, ukrytej wśród kwitnących kwiatów.
chatka w kawiatach © fotoaparatka

Teraz pedałuję już bezpośrednio w stronę ponad 100 letniej świątyni.
wieża kościoła © fotoaparatka

kościół w Dzietrznikach z boku © fotoaparatka

Kościół w Dzietrznikach © fotoaparatka

Do domu wracam krajówką.

Dane wyjazdu:
37.67 km 4.33 km teren
02:00 h 18.84 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 433 kcal
Rower:Author

zamiast setki trzydzistka

Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 · dodano: 17.08.2011 | Komentarze 6

Były ogromne plany.... miała być pierwsza w życiu setka i co.... po pięknej sobocie niedziela wita nas pochmurną aurą.
Spotykamy się z Krzyśkiem po 8 i postanawiamy chwilę poczekać na rozwój pogodowej sytuacji. Długo jednak nie czekamy przed 9 wyruszamy w bardzo skrócona trasę.
Tradycyjnie przez Kałuże Kolonie, gdzie skręcamy na Dolinę Objawiania po wodę do bidonów. W obu bowiem panuje niesamowita susza. Ze źródełka kierujemy się na Załęcze Wielkie. Docieramy do wioski, gdzie pedałując pod górkę zmierzamy w kierunku Załęcza Małego. Tam jak to zwykle bywa trafiamy na tłumu wiernych idących do kościoła ;) Mijamy rowerzystów z bukietami w ręku oraz niezdecydowanych kierowców i pedałujemy w stronę opustoszałego ośrodka rekreacyjno-wypoczynkowego UROCZYSKO . Krzysiek jest tam pierwszy raz więc mam okazję oprowadzić towarzysza;)
Przy ruinavh ośrodka © fotoaparatka

domki na terenie Uoczyska © fotoaparatka

pozostałości domków © fotoaparatka

ruiny ośrodka Uroczysko © fotoaparatka

Nie jestem pewna czy Krzyśkowi tak bardzo podoba się to miejsce jak mi, ale najważniejsze, że mogę mu pokazać coś nowego:) Spacerujemy chwilę po pozostałościach ośrodka i ruszamy dalej. Udaje mi się ubłagać Krzyśka, żebyśmy wracali inną trasą, i muszę przyznać, że nie było to specjalnie trudne;)
Skręcamy na Troniy i dalej już terenem, na którym dziękowałam Bogu, że popadał deszcz, dotarliśmy do Bobrownik. Na moście tradycyjnie robimy sobie postój.
Na moście w Bobrownikach © fotoaparatka

Chwila wytchnienia i ruszamy w drogę powrotną... moją ulubioną drogę powrotną z Bobrownik. Z Krzyskiem jednak nie da się zrobić przystanków przy każdym ciekawym miejscu na trasie. Dla otarcia łez pozostaje mi tylko Żabi Staw.
żąbi staw w sierpniu © fotoaparatka

Mijając bokiem górę Św. Genowefy, Jarzębie i Wronią Wodę docieramy do mostu w Załęczu Małym i dalej już przez Kałuże Kolonię do domu.

Dane wyjazdu:
51.88 km 21.32 km teren
02:39 h 19.58 km/h:
Maks. pr.:43.50 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 619 kcal
Rower:Author

pewnej słonecznej niedzieli

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · dodano: 16.08.2011 | Komentarze 4

W końcu doczekujemy się pięknej słonecznej niedzieli, która po deszczowej sobocie napawa niezwykłym optymizmem do życia. Nie da się tego pozytywu nie wykorzystać, tym bardziej, iż kroi się całkiem pokaźna rowerowa ekipa. Plany psuje tylko ograniczenie czasowe jakie pojawia się kilka godzin przed wyjazdem.
Umawiamy się przed drugą i z Kałuż, mając za przewodnika Łukasza przez żużlówkę docieramy do Budziaków, gdzie skręcamy kierując się na Dzietrzniki. Mijamy wioskę boczkiem i dalej drogą nad lasem, psiocząc pod nosem na naszego przewodnika, dojeżdżamy do polnej drogi, na której Krzysiek powoduje kolizje;) Trawiasto- gliniasta trasa doprowadza nas do drewnianego kościółka w Grębieniu. Przystajemy na chwilę by strzepać z siebie pozostałości przejechanego odcinka wycieczki, po czym ruszamy dalej.
Mijamy cmentarz w Grębieniu, gdzie ostry zjazd z asfaltu w teren przyprawia część ekipy o szybsze bicie serca. Z polnej drogi wyjeżdżamy w Popowicach, gdzie kierujemy się na kolejny drewniany kościół, który jak się okazuje jest w remoncie.
Wsiadamy na rowery i przez Józefkę pedałujemy w stronę Kocilewa. Kolejnym punktem wycieczki jest zabytkowy młyn, obok którego całkiem niedawno udało mi się być. Tutaj urządzamy trochę dłuższy postój, więc mam okazję wyciągnąć aparat ;)
zabytkowy młyn w Kocilewie © fotoaparatka

niedzielna ekipa © fotoaparatka

Ruszamy dalej w stronę Ożarowskiego Dworku, na którego teren udaje nam się wjechać rowerami. Robimy kolejny, krótki postój.
Dworek w Ożarowie © fotoaparatka

dworskie podwórze © fotoaparatka

gdyby kiedyś ktoś się wybierał © fotoaparatka

Opuszczamy dworskie podwórze i dalej najpierw szutrową a później polną drogą dojeżdżamy do asfaltu na Marki, gdzie ekipa odłączą się ode mnie i pędzi pokopać piłkę. Mi jednak mało pedałowania i dalej już sama jadę pokręcić się w okolice Warty.
Lasem docieram do krajówki nr 43, którą zjeżdżam do skrzyżowania. Skręcam na Kałuże Kol. Z racji, iż w bidonie susza ocieram się o źródełko Objawiania. Żółtym szlakiem wyjeżdżam na "załęcką" szos i dalej już prosto do Załęcza Wielkiego, gdzie kieruje się na most. Za mostem przystaję na jednym z moich ulubionych miejsc. Spędzam tam dłuższą chwilę przypatrując się ludziom spędzającym wolny czas w kajakach.
jedna z moich ulubionych miejscówek © fotoaparatka

droga na ZHP © fotoaparatka

Ruszam w drogę powrotną zahaczając jeszcze o pomnik upamiętniający żołnierzy walczących na tych terenach w walkach 1-2 września 1939 roku.
pomnik w Załęczu Wielkim © fotoaparatka

Wracam do domu.