Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)
Więcej o mnie. GG: 7918088

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fotoaparatka.bikestats.pl
[url=http://zaliczgmine.pl/users/view/332][img]http://zaliczgmine.pl/img/buttons/button-332-black.png[/img][/url]


Darmowe fotoblogi
Wpisy archiwalne w kategorii

sam na sam

Dystans całkowity:3317.14 km (w terenie 952.94 km; 28.73%)
Czas w ruchu:171:24
Średnia prędkość:19.35 km/h
Maksymalna prędkość:49.20 km/h
Suma kalorii:29927 kcal
Liczba aktywności:108
Średnio na aktywność:30.71 km i 1h 35m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
18.80 km 14.32 km teren
01:00 h 18.80 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 206 kcal
Rower:Author

po mostku, gajówce i stodole....

Środa, 7 marca 2012 · dodano: 07.03.2012 | Komentarze 10

Ta słoneczna pogoda nie daje mi spokoju.... załapałam powtórnie bakcyla rowerowego na całego ;)
I dziś kiedy kończę prace po głowie chodzi tylko jedna myśl, żeby choć na chwilę, choć na moment wyskoczyć na rower. Udaje się ! Po szybkim obiedzie pakuje manatki, przebieram się w rowerowe i w drogę...
Przez leśna arterie, które ku mojemu zadowoleniu są suche, docieram do mostu na rzece Wierzbie. Tam tradycyjnie robię sobie przystanek
Mosteczek na rzece © fotoaparatka


Ruszam dalej obierając sobie dalej terenową trasę mijając bokiem Marki. Tu już się tak przyjemnie nie jedzie. Gdzie nie gdzie jeszcze błocko, które skutecznie spowalnia pedałowanie.
leśna stołówka © fotoaparatka


Na każdej bocznej ścieżynie zastaje tabliczki z zakazem wstępu Ostoja zwierzyny i faktycznie obok jednej takiej dróżki spotykam pokaźne stadko jeleni. Niestety zwierzęta szybko mnie zauważają i nie zdążam wyciągnąć aparatu :(
Ruszam więc dalej...
Wyjeżdżam z leśnej drogi na asfalt, z którego jednak za chwilę zjeżdżam w stronę gajówki... lubię to miejsce, nie wiem dlaczego ale lubię.
gajówna na Markach © fotoaparatka


Obchodzę zabudowania ze wszystkich stron, co wiosną i latem byłoby raczej niemożliwe, z powodu krzaków okalających płot, po czy wsiadam na rower i "pędzę" w kierunku Wierzbia.
Obieram drogę powrotną, tym razem do samych Marek asfaltem.
Jakże przyjemnie się jedzie, gdyby jeszcze nie to zimne powietrze wypełniające płuca było by świetnie.
Zaraz po wjeździe do wioski zamienia równą asfaltową drogę na terenowe dziury, by po kilku metrach skręcić w stronę Mileniówki. Wcześniej zatrzymują mnie jeszcze opustoszałe zabudowania.
bo ja lubię stodoły © fotoaparatka

Przeczesuje wnętrze stodoły, bo jak by inaczej, jednak oprócz rozwalonej wersalki nic tam ciekawego nie znajduje. Pakuje wiec aparat i dojeżdżając do mostku, wracam do domu tą samą trasą.
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
22.40 km 3.45 km teren
01:16 h 17.68 km/h:
Maks. pr.:44.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Starymi drogami

Sobota, 15 października 2011 · dodano: 24.10.2011 | Komentarze 7

Wchodzę do garażu, rzucam spojrzenie na rower i robi mi się przykro, że tak ostatnio go zaniedbuję. Wracam do domu przebieram się w rowerowe i idę wyprowadzić brykę na przejażdżkę. Pogoda typowo jesienna ciemne chmury z odrobiną słonecznych chwil. Postanawiam popedałować nad Wartę, wszak dawno mnie tam nie było.
Przez Kałuże Kol. docieram do Kępowizny. Przejeżdżam obok drewnianego młyna wodnego, za którym na chwilę przystaję, by uwiecznić pożółcone liście.
jesienna droga © fotoaparatka

Ruszam dalej żółtym szlakiem, który jak to zwykle bywa doprowadza mnie do zjazdu na źródło królowej Bony. Cóż zjeżdżam i chwilę później zatrzymuję się by przyjrzeć się łące, która jeszcze niedawno kwitnęła tęczą kolorów, a dziś .....
pożółkłe pola przy szlaku © fotoaparatka

Ruszam dalej dojeżdżam do zabudowań oraz owego źródła, gdzie sprawdzam pozostawionego kiedyś waipointa. Ku mojemu zadowoleniu odnajduję go na swoim miejscu i to nawet w bardzo dobrym stanie :)
zabudowania przy źródle © fotoaparatka

Ruszam dalej. Szlakiem biegnącym przy samym korycie Warty docieram do skrzyżowania, gdzie dostrzegam drogę, której jeszcze nie zwiedziłam. Pokusa odkrycia nowych ciekawych miejsc jest tak silna, że kierownica sama skręca w nieznaną leśną ścieżkę. Docieram nią do niezwykle urokliwego brzegu rzeki, zboczenie z obranej trasy staje się więc genialnym pomysłem. Stawiam rower przy drzewie i przechadzam się piaszczystym szlakiem. Żałuję tylko, że nie trafiłam tam latem.
nowo odkryty brzeg © fotoaparatka

Podczas przechadzki wychodzi nawet słońce...
Druga strona brzegu © fotoaparatka

W końcu trzeba jednak wrócić do rzeczywistości... wracam do roweru i pedałuje w stronę punktu wyjścia. Docieram do skrzyżowania i dalej już wąwozem docieram do Bieńca Małego.
Z powodu dokuczającego wiatru rezygnuję z jednego z zaplanowanych punktów wycieczki i kieruję się w stronę Bieńca. Po drodze zatrzymuje mnie jednak zółte pole pełne słoneczników. Nie da się obok takiego widoku przejechać obojętnie, przystaję więc by wiecznik widok moim "trzecim okiem".
jesienne pole słoneczników © fotoaparatka

Ruszam dalej w drogę powrotną. Mijam Kępowiznę i po wyjeździe na "załęczańską" drogę decyduję się jeszcze zahaczyć o źródełko Objawiania.
Droga do Doliny Objawiania © fotoaparatka

Dolina Obajwania raz jeszcze © fotoaparatka

Spędzam tam chwilę, podczas której sprawdzam pozostawionego waypointa i ruszam już bezpośrednio do domu.
Omijam Kałuże Kolonię bokiem i wracam leśnymi ścieżynami.

Dane wyjazdu:
31.13 km 10.23 km teren
01:38 h 19.06 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 364 kcal
Rower:Author

Inauguracja jesieni_ stawy Ożarowskie

Sobota, 1 października 2011 · dodano: 15.10.2011 | Komentarze 5

Nie mam weny, więc opis będzie później.... póki co są zdjęcia
stara stodoła © fotoaparatka

jeden z ożarowskich stawów © fotoaparatka

ostatni ze stawów © fotoaparatka

łabędzia rodzina © fotoaparatka
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
31.82 km 15.28 km teren
01:45 h 18.18 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author

Przykra niespodzianka i jazda pod ostrzałem

Niedziela, 18 września 2011 · dodano: 18.09.2011 | Komentarze 6

I znów tygodniowa przerwa w trakcie, której nie zaglądałam do mojego roweru i jak się okazuje był to błąd. Dziś gdy już postanowione zostaje, że udam się na rowerową wycieczkę, zastaję niemiłą niespodziankę. Już chce wyprowadzać mój pojazd z miejsca postoju kiedy okazuje się, że w przednim kole nie ma zupełnie powietrza.Po głowie kłębią się pytania jak to się mogło stać? Przecież jeszcze tydzień temu wszystko było w należytym porządku, no może nie licząc jakiejś usterki w tylnych hamulcach. Szukam w pamięci odpowiedzi na kolejne pytanie, czy ja mam jakiś zapas i uzyskuję negatywną odpowiedź. I co teraz.... ????
W tym momencie moim oczom ukazuje się rower Krzyśka, który wydaje się, że wręcz krzyczy...weź mnie:) Skoro już nie mam wyjścia, raz mogę zrobić wyjątek.
Jak mam już pojazd pozostaje zjeść obiad i ruszać w drogę. Jak zwykle nie potrafię się zdecydować na trasę. Po głowie chodzą bowiem dwie opcje. Decyduje w trakcie jazdy. Nie skręcam na Kluski w zamian za to kieruję się na most w Załęczu Wielkim. Przejeżdżam przez most i pedałuje do pomnika, gdzie niegdyś zostawiłam chyba pierwszego w swojej "karierze" waypointa. Sprawdzam miejsce ukrycia i ku mojemu zadowoleniu znajduje i pozostawiony kod.

Zadowolona ruszam dalej, za cel obierając sobie Wronią Wodę. Przed Bukowcami zatrzymuje się jednak aby spojrzeć okiem obiektywu na widok jaki roztacza się ze wzniesienia nieopodal szlaku. Przedzieram się przez piach zoranego pola i wdrapuje się na górkę. Wyciągam aparat i robię to co uwielbiam. Wtem słyszę odgłos wystrzału. Nie ma co ryzykować trzeba schodzić, tym bardziej, że gdzieś w oddali wypatruję ambonę myśliwską.
wzniesienie na szlaku © fotoaparatka

widok ze wzniesienia 2 © fotoaparatka

Wracam do roweru i ruszam dalej. Zauroczona brzozami, które powoli zaczynają przybierać jesienne kolory zbaczam ze szlaku i pedałuję tajemniczą drogą. Nie trwa to jednak długo, znów słyszę strzały, tym razem gdzieś bliżej mnie. Wracam na szlak zastawiając się, czy oby na pewno brnąć dalej do wyznaczonego celu.

Docieram do Bukowców i dalej szlakiem przez las prosto do starorzecza. Od czasu do czasu słysząc odgłosy strzałów. Nie mam wątpliwości, że w okolicach jest jakieś polowanko.
Drga do Wroniej Wody © fotoaparatka

W końcu docieram do Wroniej Wody.
Dziwnie tam dzisiaj. Taka ładna pogoda, a ja nie dostrzegam żadnego wędkarza. Przechadzam się brzegami i znów gdzieś blisko słyszę strzały. Staje się mało przyjemnie, nie ma co czekać trzeba zabierać się z tego lasu.

Wracam. W pewnym momencie okazuje się, że gdzieś posiałam okulary. Nie mam najmniejszej ochoty wracać, ale jednak jest mi ich szkoda. Zawracam na szczęście odnajduje je w pobliżu przy drodze.
Docieram do Załęcza. Za mostem jeszcze zbaczam w polną drogę, co okazuje się doskonałym pomysłem. Zastanawiam się dlaczego wcześniej tam nie trafiłam. Pstrykam i wracam na szlak powrotny.
nowa miejscówka nad Wartą © fotoaparatka

Wyjeżdżam z Załęcza i mam już wracać do domu, kiedy dopada mnie straszne pragnienie. W bidonie jak zwykle w takich sytuacjach sucho. Najbliższe źródło Dolina Objawiania. Nie ma wyjścia trzeba pragnienie zaspokoić.
Żółtym szlakiem, przez teren prywatny docieram do źródełka, gdzie napełniam bidon zbawienną wodą.
Kilka łyków i człowiek od razu czuje się lepiej. Wracają siły do dalszej jazdy, postanawiam wiec odwiedzić jeszcze jedno miejsce.

Z Objawienia wydostaje się lasem i drogami, które doprowadzają mnie do feralnego przejazdu. Tym razem schodzę z roweru i piechotą przekraczam tory. Kawałek za przejazdem skręcam w lewo na mogiłę powstańców.
mogiła powstańców © fotoaparatka

Dawno mnie tam nie było i trochę się na miejscu pozmieniało, głownie za sprawą czynników atmosferycznych i korników. Droga do pomnika też dość zaniedbana, a po ostatnich wycinkach i moja orientacja, w przecież znanym mi terenie, zawodzi.
Na miejscu zostawiam waypointa. Przysiadam na chwilkę.
Jest to chyba jedno z nielicznych miejsc gdzie zawsze jest pusto. Gdzie można spędzić chwilę w zupełnej samotności.

Ruszam dalej. Z lasu po małych zawirowaniach orientacyjnych wyjeżdżam na krajówkę, gdzie niby już prosto do domu ale.... Patrze na licznik brakuje mi dosłownie 3 kilometrów do 30. Mam to tak zostawić? Nie da rady.
Wjeżdżam na tzw. "żużlówkę", którą pedałuję do skrzyżowania. Tam skręcam znów w stronę krajówki, którą już podążam do domu.

Dane wyjazdu:
40.24 km 4.25 km teren
01:58 h 20.46 km/h:
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 477 kcal
Rower:Author

wycieczka bogata w waypointy

Sobota, 3 września 2011 · dodano: 04.09.2011 | Komentarze 6

Rozochocona wczorajszą wycieczką, postanawiam nie marnować tak pięknej, wrześniowej, słonecznej pogody na siedzenie w domu. I gdy tylko zdołałam się uporać z domowymi obowiązkami, przygotowując kolejne waypointy zasiadam na rower. Nie mam specjalnie pomysłu na wycieczkę. A jak ja nie mam pomysłu to wiadomo, że zaniesie mnie do Wąwozu Królowej Bony.
Tak też dzieje się i tym razem. Przez Kępowiźnie, gdzie zostawiam waypointa przy zabytkowym, drewnianym młynie wodnym docieram do wąwozu, gdzie zaznaczam kolejne miejsce. Chwilę spędzam przy źródle, po czym ruszam dalej. Trochę się tam pozmieniało od momentu kiedy zapedałowałam tam ostatnio. Nie ma zbóż, a na polach już tylko zorana ziemia. Cóż jesień czuć już w powietrzu.
Podjazd pod Bieniec Mały, bardziej prowadzony niż pedałowany. Piach, piach i jeszcze raz piach.
W końcu udaje się mi dotrzeć do wioski, gdzie dalej już z górki do Łaszewa.Tam znów trzeba się wspinać. Zgodnie z oznakowaniem szlaku skręcam w szutrową drogę. Mijam kilku rowerzystów i przy brzegu Warty, mijając domki letniskowe docieram do Kurhanów Książęcych. Szukam miejsca do zainstalowania waypointa i gdy takowe znajduję ruszam na fotograficzne łowy.
kurhan książęcy w Łaszewie © fotoaparatka


Wracam na szlak, który doprowadza mnie do Przywozu i tu jakoś ciężko mi się pedałuje. Niby mi się chce a jednak nie. Postanawiam skrócić troszkę trasę i zamiast do Kamionu kieruję się na Mierzyce. Tam robię sobie przystanek przy kościele i znów wracają mi siły.
Kościół w Mierzycach © fotoaparatka


Nie ma odporu teraz trzeba kombinować, co by wycieczkę troszkę wydłużyć. Rezygnuje z bezpośredniego dotarcia do Łaszewa na rzecz dłuższej trasy.
Przemierzam całe Mierzyce i chwilę po wjeździe w las skręcam na Jajaczaki i dalej na Strugi, gdzie skręcam w stronę zabytkowego kościoła w Łaszewie. Niestety trafiam na mszę i nici z kolejnego waypointa :( Będę musiała tam wrócić innym razem.
Nie ma wyjścia jadę dalej. Droga powrotna przez Łaszew to praktycznie jeden ciąg z górki, także przejazd przez wioskę mija bardzo szybko. Znów jestem w Bieńcu Małym skąd tym razem omijając wąwóz, asfaltem zmierzam do Bieńca.
droga do Bieńca © fotoaparatka

Chwilę później jestem już w Kępowiźnie, skąd kieruję się do ostatniego punktu wycieczki Doliny Objawiania . W bidonie susza a więc będzie okazja uzupełnić zapas wody.
Docieram na miejsce, gdzie przy źródle zastaję mały tłum. Rezygnuje więc ze źródlanej wody i idę poszukać miejsca do ukrycie waypointa. Nie zajmuje mi to dużo czasu, wszakże zakątków tam nie brakuje:)
Dolinowy anioł © fotoaparatka

Ołatarz w Dolinie Objawienia © fotoaparatka


Otoczona leśną ciszą, spędzam chwilę przy ołtarzu po czym przez Kałuże Kolonię wracam do domu.

Dane wyjazdu:
33.79 km 4.23 km teren
01:35 h 21.34 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 387 kcal
Rower:Author

Stawy Ożarowskie ... a jednak sie udało

Piątek, 2 września 2011 · dodano: 04.09.2011 | Komentarze 6

Dawno już mnie na rowerze nie było. Przerwa spowdowana była niekoniecznie brakiem cyklozy a wydarzeniami które miały miejsce ostatnio w moim rodzinnym domu. Stres jaki panował przez ostatnie dni i kompletny brak czasu zmusił mnie do odstawiania mojego rumaka na bok.Jednak kiedy już wszystko wróciło do normy nie mogłam doczekać się kolejnej rowerowej wycieczki.
I oto dziś wreszcie znajduje czas na rowerowe oderwanie się od rzeczywistości. Przywołuje dwukołowca z dwutygodniowego wygnania i ruszam za cel obierając sobie Stawy Ożarowskie.
I tak przez Marki docieram do asfaltowej drogi, którą wiedzie mnie do Wierzbia, gdzie robię sobie pierwszy przystanek.


Widok przed Wierzbiem © fotoaparatka


Chwila na nacieszenie oczu widokami i ruszam dalej, polną drogą jaką poznałam na jedynej grupowej wycieczce w tym roku. Polna ścieżka tym razem nie specjalnie przypada mi do gustu, ale najważniejsze, że doprowadza mnie do celu. Wyjeżdżam na szutrówkę i po chwili jestem już nad stawami. Zółte liście kasztanów przy drodze prowadzącej brzegami akwenów i tworzące swego rodzaju tunel dogłębnie daje do zrozumienia, że wielkimi krokami zbliż się do nas jesień.
Spędzam chwilę przy stawach, przypatrując się ptactwu co rusz przefruwającemu nad moją głową, po czym pedałuje dalej zielonym szlakiem. Doprowadza mnie on do kolejngo stawu, otoczonego ze wszech stron lasem. Woda ma tam niezwykle piękny zielony odcień. Przechadzam się brzegami podziwiając to urokliwe miejsce.

Staw w lasach Ożarowa © fotoaparatka


Aż dziw bierze, że będąc tam w ubiegłym roku nie zwróciłam na ten urok uwagi.
Nie chcąc wracać tą samą drogą, wertuję mapę i obieram dalszy ciąg zielonego szlaku. W pewnym momencie nie odnajdując żadnych oznakowań gubię się. Nie mam ochoty wracać, więc brnę w nieznane. W pewnym momencie gdy jestem szczęśliwa z odnalezienia trasy, atakuje mnie, wyszczerzając swą szczękę psiak. Przyśpieszam i nie wyrabiając na zakręcie skręcam w odwrotnym kierunku niż powinnam. W końcu psina odpuszcza a ja muszę zawrócić. Raz jeszcze, tym razem wyposażona kamyki, przejechać obok rozwścieczonego bydlęcia. Prędkość robi swoje i szybko go gubię.
Teraz kiedy wiem gdzie jestem mogę dalej pedałować obmyślanym szlakiem. Asfaltówką docieram do Ożarowa, gdzie przemykam obok kościoła i dalej kieruję się na Kocilew po drodze mijając takie oto widoki.

Widok z Ożarowa © fotoaparatka


i kawałek dalej....znów mój ulubiony koźlak

Widok na Kocilew © fotoaparatka


Teraz już bezpośrednio zmierzam w stronę Grębienia, które to przemierzam dość szybko. Wyjazd na krajówkę i przez Dzietrzniki zmierzam do domu. W pewnym momencie skręcając jeszcze w leśną drogę, która to doprowadza mnie na Kałuże.
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
33.23 km 3.25 km teren
01:32 h 21.67 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 416 kcal
Rower:Author

Z nową misją :)

Środa, 17 sierpnia 2011 · dodano: 18.08.2011 | Komentarze 6

I znów przychodzi mi podróżować w samotności...ale ja to nawet lubię :) Po pracy uporawszy się z domowymi obowiązkami wyruszam w trasę.
Mijam Kałuże Kol. i dalej kieruję się w stronę Kępowizny. Przemykam obok drewnianego młyna wodnego i dalej do Bieńca, gdzie skręcam z asfaltu w teren do Źródła Królowej Bony. Mam tu pewne zadanie do wykonania. Uporawszy się z nim ruszam dalej do wąwozu, który wyprowadza mnie do Bieńca Małego.
wąwóz do Bieńca Małego © fotoaparatka

Wjeżdżam do wioski, gdzie rzucam okiem na coraz ciemniejsze niebo i już wiem, że zaplanowaną trasę będę musiała skrócić. Cóż za spuszczoną głową ruszam do skrzyżowania przy krzyżu, gdzie mój aparat rzuca swe cyfrowe oko na nieboskłon.
nieboskłon © fotoaparatka

Ruszam do Pątnowa, mijam przejazd kolejowy i docieram do Źródła Św. Rocha. majstruje przy chwilę przy zadaszeniu aby umieścić to co mam umieścić i ruszam kawałek dalej obok kościoła w Pątnowie.
Studnia Źródła Św. Rocha © fotoaparatka

kościół w Patnowie © fotoaparatka

Pogoda zaczyna się klarować i zagrożenie opadowo-burzowe z każdą chwilą oddala się. W głowie zaczynają tlić się pomysły jak tu sobie drogę powrotną wydłużyć.
Pedałuje dalej obok Urzędu Gminy, co bym mogła zmierzyć się z górką na krajówce w stronę Grębienia. Przed jej końcem skręcam jednak w lewo i dalej przez boisko, ścieżką wydeptaną wśród żółtych kwiatów docieram do "dworku" w Pątnowie. Montuję kolejną karteczkę i uwieczniam budynek na fotografii.
dworek Pątnów © fotoaparatka

wejści do budynku © fotoaparatka

Ruszam w drogę powrotną. Znów wyjazd na krajówkę, na której nie zabawiam jednak długo. Przy pierwszej okazji skręcam na Grębień, a tam dalej do drewnianego kościółka. Jedzie się wyśmienicie temperatura idealna a i wiatr znikomy.
Docieram do kościółka , gdzie poszukuje jakiegoś miejsca do ukrycia waypointa. Muszę przyznać , że nie jest to łatwe ale w końcu udaję się i mogę pospacerować wokół zabytku z aparatem.
wejście na teren wokół kościoła w Grębieniu © fotoaparatka

dzwonnica przy kościele © fotoaparatka

Wracam ponownie na krajówkę, którą docieram do Dzietrznik. W wiosce skręcam w stronę mojego kościoła parafialnego, po drodze zatrzymując się jeszcze przy drewnianej chatce, ukrytej wśród kwitnących kwiatów.
chatka w kawiatach © fotoaparatka

Teraz pedałuję już bezpośrednio w stronę ponad 100 letniej świątyni.
wieża kościoła © fotoaparatka

kościół w Dzietrznikach z boku © fotoaparatka

Kościół w Dzietrznikach © fotoaparatka

Do domu wracam krajówką.

Dane wyjazdu:
51.88 km 21.32 km teren
02:39 h 19.58 km/h:
Maks. pr.:43.50 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 619 kcal
Rower:Author

pewnej słonecznej niedzieli

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · dodano: 16.08.2011 | Komentarze 4

W końcu doczekujemy się pięknej słonecznej niedzieli, która po deszczowej sobocie napawa niezwykłym optymizmem do życia. Nie da się tego pozytywu nie wykorzystać, tym bardziej, iż kroi się całkiem pokaźna rowerowa ekipa. Plany psuje tylko ograniczenie czasowe jakie pojawia się kilka godzin przed wyjazdem.
Umawiamy się przed drugą i z Kałuż, mając za przewodnika Łukasza przez żużlówkę docieramy do Budziaków, gdzie skręcamy kierując się na Dzietrzniki. Mijamy wioskę boczkiem i dalej drogą nad lasem, psiocząc pod nosem na naszego przewodnika, dojeżdżamy do polnej drogi, na której Krzysiek powoduje kolizje;) Trawiasto- gliniasta trasa doprowadza nas do drewnianego kościółka w Grębieniu. Przystajemy na chwilę by strzepać z siebie pozostałości przejechanego odcinka wycieczki, po czym ruszamy dalej.
Mijamy cmentarz w Grębieniu, gdzie ostry zjazd z asfaltu w teren przyprawia część ekipy o szybsze bicie serca. Z polnej drogi wyjeżdżamy w Popowicach, gdzie kierujemy się na kolejny drewniany kościół, który jak się okazuje jest w remoncie.
Wsiadamy na rowery i przez Józefkę pedałujemy w stronę Kocilewa. Kolejnym punktem wycieczki jest zabytkowy młyn, obok którego całkiem niedawno udało mi się być. Tutaj urządzamy trochę dłuższy postój, więc mam okazję wyciągnąć aparat ;)
zabytkowy młyn w Kocilewie © fotoaparatka

niedzielna ekipa © fotoaparatka

Ruszamy dalej w stronę Ożarowskiego Dworku, na którego teren udaje nam się wjechać rowerami. Robimy kolejny, krótki postój.
Dworek w Ożarowie © fotoaparatka

dworskie podwórze © fotoaparatka

gdyby kiedyś ktoś się wybierał © fotoaparatka

Opuszczamy dworskie podwórze i dalej najpierw szutrową a później polną drogą dojeżdżamy do asfaltu na Marki, gdzie ekipa odłączą się ode mnie i pędzi pokopać piłkę. Mi jednak mało pedałowania i dalej już sama jadę pokręcić się w okolice Warty.
Lasem docieram do krajówki nr 43, którą zjeżdżam do skrzyżowania. Skręcam na Kałuże Kol. Z racji, iż w bidonie susza ocieram się o źródełko Objawiania. Żółtym szlakiem wyjeżdżam na "załęcką" szos i dalej już prosto do Załęcza Wielkiego, gdzie kieruje się na most. Za mostem przystaję na jednym z moich ulubionych miejsc. Spędzam tam dłuższą chwilę przypatrując się ludziom spędzającym wolny czas w kajakach.
jedna z moich ulubionych miejscówek © fotoaparatka

droga na ZHP © fotoaparatka

Ruszam w drogę powrotną zahaczając jeszcze o pomnik upamiętniający żołnierzy walczących na tych terenach w walkach 1-2 września 1939 roku.
pomnik w Załęczu Wielkim © fotoaparatka

Wracam do domu.

Dane wyjazdu:
33.10 km 9.63 km teren
01:35 h 20.91 km/h:
Maks. pr.:41.80 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 767 kcal
Rower:Author

postraszyło i nie padało......

Sobota, 6 sierpnia 2011 · dodano: 06.08.2011 | Komentarze 9

Zbieram się dziś cały dzień, aby zagonić rower do roboty, ale do samego popołudnia jakoś kiepsko mi idzie. Mobilizuję się dopiero przed 17 stawiając sobie za cel Stawy Ożarowskie. Ładuje aparat na plecy i ruszam przez Marki do Wierzbia, gdzie skręcam w stronę Ożarowa. Patrzę na niebo i wiem, że na stawy z pewnością dziś nie trafię. Akurat tam właśnie zebrały się ciemne chmury wróżące rychły deszcz. Dojeżdża do Ożarowa, gdzie jednak postanawiam skręcić we wcześniej wybrany szlak. Docieram do zrujnowanych dworskich zabudowań i zawracam. Nie będę jednak ryzykować.
Dworskie zabudowania © fotoaparatka

Kapliczka przy dworku © fotoaparatka

Tym razem wracam przez Kocilew, gdzie ku mojemu zaskoczeniu zastaje asfalt. Nie mogę oprzeć się widokom jakie roztaczają się z owej drogi. Przystaję na chwilę..
Droga na Kocilew © fotoaparatka

Wiatrak w Kocilewie © fotoaparatka

Widok z Kocilewa © fotoaparatka

Kocilew krajobrazy © fotoaparatka

Ruszam dalej. Z wiatrem i po nowiutkim asfalcie pedałuje się znakomicie. Kawałek dalej jednak zatrzymują mnie kolejne widoki...
kolejne ślady żniw © fotoaparatka

żniwowanie pełną parą © fotoaparatka

Z Kocilewa wyjeżdżam na krajówkę, z której chwilę później skręcam na Grębień. Przez wioskę z pomocą wiatru przemykam bardzo szybko. Docieram do "Częstochowskiej", którą pedałuję do Dziterznik. Nie jest to łatwe zadanie. Wiatr. który wieje prosto w twarz skutecznie spowalnia moją wycieczkę. Po wjeździe na sporą, jak na moje tereny górkę staję, by na chwilę odpocząć i tu w głowie zakwita pomysł na zmianę trasy. Zawracam więc i przez Dzietrzniki za torem docieram do żółtego szlaku wiodącego do Doliny Objawiania. Dziś udaje mi się sfotografować owe "wydmy".
"wydmy" w Kałużach © fotoaparatka

Dalej leśną ścieżka docieram do Źródełka, gdzie napełniam bidon wodą na jutrzejszy dzień.
ławki olbrzmy _ dolina objawiania © fotoaparatka

Z Doliny, lasem docieram do szlabanu. Nad torami kieruję się do kolejnego przejazdu kolejowego i dalej leśną ścieżką do szczytu tzw "dzietrznickiej góry". Teraz już tylko krajówką w dół. Jako, że dalej czuję niedosyt włóczę się jeszcze po lesie i wracam do domu.
Kategoria sam na sam


Dane wyjazdu:
30.25 km 9.11 km teren
01:26 h 21.10 km/h:
Maks. pr.:35.90 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 364 kcal
Rower:Author

Za mostem w prawo, za mostem w lewo

Czwartek, 4 sierpnia 2011 · dodano: 06.08.2011 | Komentarze 8

Kiedy już tracę nadzieję na skorzystanie z roweru nagle pojawia się światełko w tunelu. Wyjeżdżam późnym popołudniem. Głównym celem staje się most w Załęczu Wielkim jednak po dostaniu się na niego postanawiam popedałować dalej. Początkowo kieruję się na Bukowce. Przez najstarszą część Załęcza dostaje się na otwarte pola, gdzie skręcam w boczną dróżkę aby dotrzeć do brzegu rzeki. Przystaje tam na chwilę po czym ruszam już w kierunku wioski.
Warta w Bukowcach © fotoaparatka

Na miejscu przy skrzyżowaniu dróg zastaję kierunkowskaz, który bardzo mi się podoba. W końcu wiadomo która droga dokąd kieruje.
Bobrowniki, Przywóz, Załęcze © fotoaparatka

Kręcę się trochę po Bukowcach po czym wracam koło mostu, gdzie tym razem kieruję się na Ośrodek ZHP Nadwarciański Gród. Bardzo przyjemnie się pedałuje, temperatura idealna, wiatru praktycznie brak, więc czego chcieć więcej.
Po dotarciu do ośrodka przystaję przy mapie ze szlakami w Załęczańskim Parku i muszę przyznać, że odnajduje na niej miejsca o których nie wiedziałam. Szczególne zainteresowanie wzbudzają we mnie zaznaczone wydmy w Kałużach. Człowiek 25 lat tam mieszka, a teraz dopiero dowiaduje się takich ciekawostek. Nie ma wyjścia trzeba wsiadać na rower i zbadać temat:) Wracam do mostu, który przy zachodzącym słońcu bardzo ciekawie się prezentuje.
most o zachodzie © fotoaparatka

Wracam do skrzyżowania w stronę Koloni. Nie skręcam jednak w stronę wioski a kieruję się w stronę zółtego szlaku prowadzącego do Doliny Objawienia. Wjeżdżam w teren i po chwili dostrzegając w oddali żniwa zsiadam z roweru i idę przyjrzeć się bliżej. Spędzam tylko chwilę, ponieważ wstrętne koński muchy nie dają mi spokoju.
badszedł czas żniw © fotoaparatka

Ruszam dalej docierając w końcu do owych wydm. Przynajmniej tak mi się wydaję. Nie wiem co w nich specjalnego piach jak w większości Załęczańskiego Parku i nic więcej. Pedałuje więc dalej do Objawienia.
Dostrzegając prośbę umieszczoną obok zaproszenia na mszę która odbędzie się tam 15 sierpnia jadę w stronę ołtarza, gdzie mają być zostawione zaproszenia do rozklejenia po wioskach. Na miejscu jednak nic nie zastaję i nici ze spełnienia dobrego uczynku. Widocznie kartki rozeszły się jak świeże bułeczki.
Ze źródełka wracam już prosto do domu, gdzie jednak trochę włóczę się po lesie aby dobić te 30 kilometrów:)