Info
Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Maj1 - 2
- 2013, Czerwiec1 - 4
- 2013, Maj1 - 2
- 2013, Kwiecień1 - 4
- 2012, Listopad1 - 6
- 2012, Wrzesień2 - 8
- 2012, Sierpień2 - 7
- 2012, Lipiec3 - 8
- 2012, Czerwiec6 - 13
- 2012, Maj10 - 43
- 2012, Kwiecień9 - 44
- 2012, Marzec7 - 57
- 2011, Październik2 - 12
- 2011, Wrzesień4 - 25
- 2011, Sierpień7 - 44
- 2011, Lipiec11 - 46
- 2011, Czerwiec12 - 86
- 2011, Maj11 - 99
- 2011, Kwiecień12 - 108
- 2011, Marzec14 - 116
- 2011, Luty5 - 29
- 2011, Styczeń5 - 35
- 2010, Październik2 - 10
- 2010, Wrzesień2 - 4
- 2010, Sierpień4 - 10
- 2010, Lipiec14 - 58
- 2010, Czerwiec13 - 23
- 2010, Maj13 - 3
- 2010, Kwiecień7 - 2
Dane wyjazdu:
12.20 km
5.60 km teren
00:37 h
19.78 km/h:
Maks. pr.:36.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 142 kcal
Rower:
By na chwilę się zadumać...
Środa, 22 czerwca 2011 · dodano: 02.07.2011 | Komentarze 5
Po urlopie daje na trochę odpocząć rowerkowi. Trzeba powrócić do normalnego, pracowniczego życia, nie ma więc czasu na pedałowanie.W środę jednak nie wytrzymuje i mimo, iż późno wracam z pracy, wskakuję na mojego dwukołowca. Przez leśne ścieżyny docieram do Doliny Objawienia. Pozostaję tam dłuższą chwilę. Lubię tak sobie posiedzieć wśród leśnej przyrody. Mam czas byt parę rzeczy z życia przemyśleć.
Dolina Objawienia© fotoaparatka
Siedzę tam do momentu, aż zjawiają się jacyś ludzie i przerywają moją zadumę. Nie chce mi się jeszcze wracać do domu, więc pedałuję nad Wartę. Koniec roku szkolnego obfituje w niezrównoważonych kierowców, toteż nie wypuszczam się dalej.
w drodze nad Wartę© fotoaparatka
Nad brzegami mnóstwo rozbawionej młodzieży świętującej rozpoczęcie wakacji. Chwilę przystaję przy brzegu, po czym wracam do domu. Tego mi było trzeba!
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
24.10 km
0.00 km teren
01:04 h
22.59 km/h:
Maks. pr.:48.50 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 336 kcal
Rower:Author
Piątek, czyli pożegnanie ze Szczyrkiem
Piątek, 17 czerwca 2011 · dodano: 02.07.2011 | Komentarze 7
Piątek. Nadszedł w końcu dzień, w którym trzeba się pożegnać z górami. Komunikacja kolejowa nie pozwala nam nacieszyć się tym ostatnim dniem, w Bielsku bowiem musi stawić się na 10.30. Po śniadaniu kończymy pakowanie. Jeszcze ostatni rzut oka na widok za oknem i wyruszamy w stronę stacji.widok z okna pokoju© fotoaparatka
i to już koniec© fotoaparatka
Bardzo szybko wyjeżdżamy ze Szczyrku, zresztą cała droga na stację PKP upływa jakoś tak nadzwyczaj szybko.
W Bielsku jesteśmy trochę przed czasem, wiec Krzysiek proponuje jeszcze zajrzeć do sklepu rowerowego. Kiedy on buszuje po sklepie, ja zwiedzam Bielsko z aparatem.
Zamek w Bielsku© fotoaparatka
Kościu w Bielsku© fotoaparatka
Po sesji fotograficznej ruszamy już bezpośrednio na dworzec. Dostajemy się na peron, po czym oczekujemy na podstawianie pociągu.
w oczekiwaniu na pociąg© fotoaparatka
W końcu pociąg nadjeżdża. Pakujemy się do ostatniego wagonu, ustawiamy bezpieczne rowery i za oknem widzimy...
pociąg opóźniony© fotoaparatka
Takie rzeczy mogą zdarzyć się tylko na polskiej kolei. W końcu jednak ruszamy Bielsko żegna nas deszczem, co trochę poprawia nasze humory. Podróż powrotna już bez specjalnych przygód.
W Janinowie jesteśmy trochę po 16, jeszcze tylko kilka kilometrów na rowerze i jesteśmy w domu. Szkoda, że tak szybko ten czas upłynął.
Kategoria W towarzystwie, Wśród górkich krajobrazów
Dane wyjazdu:
41.96 km
0.00 km teren
02:21 h
17.86 km/h:
Maks. pr.:53.50 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 529 kcal
Rower:Author
Czwartek_ Wisła, czyli skocznia i jezioro
Czwartek, 16 czerwca 2011 · dodano: 02.07.2011 | Komentarze 5
Czwartek. Ponieważ to tak naprawdę ostatni dzień naszego pobytu w górach postanawiamy wyruszyć na trochę dłuższą wycieczkę. Przy śniadaniu wertujemy mapę i ustawiamy cel na Wisłę. Wyruszamy zaraz po przetrawieniu porannego posiłku. Pogoda niby słoneczna ale coś jakby wisi w powietrzu.Wyjazd ze Szczyrku przypomina mi ubiegłoroczną trasę z Wisły do Kubalonki, czyli niekończący się podjazd. Przy pozytywnym myśleniu utrzymywał mnie fakt, że jak teraz pod górkę to gdzieś na pewno będzie zjazd.
Krzysiek pedałuje pełną parą przed siebie, jednak mi tej pary brakuje, wymuszam wiec pierwszy przystanek. Chwile oddechu łapię przy zbójeckich postaciach.
tak powitali nas zbójnicy© fotoaparatka
zbójnik numer jeden© fotoaparatka
miejsce przystankowe© fotoaparatka
zbójnicy dwaj© fotoaparatka
Ruszamy dalej. Z każdym kolejnym zakrętem mając nadzieję na rychły koniec zmagań z górą. Płonne są to jednak nadzieje, więc przychodzi czas na kolejny przystanek. Krzysiek pogania a ja mogłabym tak stać i stać.... :)
góralska chatka© fotoaparatka
Ruszamy przed siebie, kolejny przystanek robiąc już na samym szczycie podjazdu. Jakaż przepełnia mnie w tej chwili radość. Szczęście jednak przysłaniają chmury, który coraz bardziej kłębią się nad nami.
Przystanek na szczycie© fotoaparatka
chwila wytchnienia na szczycie© fotoaparatka
Kupujemy jakiś napój izotoniczny i po chwili ruszamy dalej, tym razem z górki. Piękny jest to zjazd. Ta prędkość, wiatr we włosach i cudne widoki...czego chcieć więcej. Jestem w raju.
W szybkim tempie docieramy do skoczni w Wiśle, gdzie przystajemy w celu zwiedzania obiektu. Trafia nam się jakaś wycieczka z przewodnikiem, toteż mamy możliwość zdobycia jakiś informacji na temat budowli.
skocznia w Wiśle© fotoaparatka
W trakcie wsłuchiwania się w opowieści zaczyna padać deszcz, początkowo powoli, delikatnie by za chwilę przywalić potężną ulewą.
zbliża się ulewa© fotoaparatka
Zmykamy do baru obok skoczni, gdzie pod dachem przy market-owych zapiekankach przeczekujemy ulewę.
Pół godziny później wychodzi słońce i możemy ruszać zdobywać kolejny cel Jezioro Czerniańskie, które w ubiegłym roku podczas pobytu w Istebnej, nie było nam dane zobaczyć. Skręcamy z głównej drogi i po chwili pedałowania dostrzegamy wodospadzik na Wisełce. Przystajemy by aparat mógł się wykazać.
wodospadzik© fotoaparatka
Po sfotografowaniu atrakcji pedałujemy już bezpośrednio w stronę jeziora. TU znów zaczyna kropić, a na domiar złego słychać odgłosy burzy. W objęciach mżawki docieramy na miejsce. Krzysiek dostrzegając w oddali Zameczek postanawia podjechać. Ja pozostaje przy jeziorze. Pamiętam doskonale jak ciężko było mi spod rezydencji dostać się do Kubalonki, póki co nie chce tego powtarzać.
Jezioro Czerniańskie© fotoaparatka
po drugiej stronie drogi© fotoaparatka
Po kilku minutach mój towarzysz z powrotem jest przy mnie. Pogoda się troszkę poprawia, więc pedałujemy dalej. Chcemy dostać się Wodospadu Kaskady Rodła. Nasza podróż w jego stronę nie trwa jednak długo, bo znów zaczyna padać. Nie ma co kusić losu wracamy. Jeszcze kiedyś tu przecież wrócimy.
Droga powrotna... cóż pod górkę. Początkowo jest fajnie, ale tylko początkowo. Widząc jak Krzysiek męczy się za mną, pedałując moim żółwim tempem, puszczam go przed siebie. Niech jedzie, jednak stara się nie oddalać ode mnie zbyt daleko.
Przychodzi czas na pierwszy przystanek, gdzie po naradzie zapada moja decyzja o pozostawieniu mnie w tyle. Przecież się nie zgubię, a Krzysiek nie potrzebnie się męczy pilnując grmlina.
Przystanek w drodze do Szczyrku© fotoaparatka
Ruszamy i po chwili tracę już towarzysza z zasięgu wzroku. Powolnym tempem toczę się przed siebie, robiąc sobie krótkie przystanki to tu to tam. Od czasu do czasu zaczyna pada deszcz, który w tej sytuacji wcale mi nie przeszkadza. W końcu docieram na szczyt, gdzie czeka na mnie już wypoczęty Krzyś. Łapię oddech i ruszamy w stronę Szczyrku z górki. Zjazd nie trwa długo. Przed samym końcem podróży dopada nas ulewa, do kwatery docieramy więc przemoczeni.
Wieczorem przychodzi czas na pizze, pamiątki i pakowanie, bo jutro trzeba wracać do domu.
Kategoria W towarzystwie, Wśród górkich krajobrazów
Dane wyjazdu:
19.12 km
0.00 km teren
01:04 h
17.93 km/h:
Maks. pr.:49.80 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 254 kcal
Rower:Author
Środa_ dwa niekoniecznie udane szczyty
Środa, 15 czerwca 2011 · dodano: 01.07.2011 | Komentarze 4
Środa. Dzień rozpoczyna się słonecznie, postanawiamy więc wykorzystać aurę na zwiedzanie widoków ze szczytu Skrzyczne. Rowery zostawiamy u gospodarza, w końcu im też należy się chwila urlopu:)Do wyciągu docieramy pieszo, a szczyt już prosto kolejką. Na między stacji pogoda zaczyna się dość szybo psuć, tak że na szczycie nie widzimy już praktycznie nic. Jak by tego było mało zaczyna padać deszcz. Po spożyciu grillowanego oscypka rezygnujemy z dłuższego pobytu na szczycie i wracamy do Szczyrku. A oto co udaje nam się zobaczyć w drodze na i ze Skrzycznego.
Widok numer 1© fotoaparatka
pochmurne widoki© fotoaparatka
i milka też się znalazła© fotoaparatka
widok_szczyty© fotoaparatka
Droga powrotna.....
wyciąg_widoki© fotoaparatka
a w dole między stacja© fotoaparatka
Wracamy do pokoju przemoczeni deszczem, który w końcu nas dopada. Pogoda nadaje się tylko do błogiego leżenia do góry brzuchem, co też czynimy. Po obiadku grzecznie kładziemy się na łóżku i zasypiamy. Przebudzenie promykami słońca wpadającymi do pokoju, postanawiamy jednak nasze rowerki zaciągnąć do roboty. Celem staje się Klimczok, jednak jak się później okazuje nie jest to do końca przemyślany wybór. Już na samym początku pedałowania przestaje mi się podobać, a później jest jeszcze gorzej.
tu jeszcze mi się chce© fotoaparatka
W pewnym momencie moje nogi odmawiają posłuszeństwa. Zsiadam z roweru i zaczynam prowadzić, Krzysiek jednak dzielnie sobie radzi z podjazdem. Parę minut później i prowadzenia roweru mi się odechciewa. Mam dość! Koniec końców rezygnujemy ze zdobywania szczytu.
tu już mi się odechciewa ale te widoki....© fotoaparatka
tu już mam dość© fotoaparatka
Ja powoli sprowadzam rower a Krzysiek zjeżdża co budzi we mnie ogromy niepokój. Zostaje na szlaku sama z aparatem, więc w ogóle nie śpieszy mi się na dół:)
tak też można... czyli instrukcja radzenia sobie z rowerem :)© fotoaparatka
Powolutku schodzę sobie z mnóstwem przystanków po drodze. Ni z tego ni z owego wpada na mnie Krzysiek z pretensjami. Fakt mógł pomyśleć, że coś mi się stało, bo to wiadomo co mi się w głowie uroi:) Tak to jest jednak zostawiać mnie sama na sam z aparatem :D
w drodze powrotnej© fotoaparatka
w drodze powrotnej 2© fotoaparatka
W momencie kiedy mam przeczucie, że zjazd jest już bezpieczny wsiadam na rower. Uwielbiam te prędkości:) Mój towarzysz pędzi jeszcze szybciej, więc po chwili tracę go z pola widzenia. Dojeżdżam do skrzyżowania a Krzyśka nie ma. Telefonu jak są potrzebne to leżą w pokoju. Pedałuję do Biedronki bo oboje o niej wspominaliśmy, tam też go jednak nie zastaję. Wracam do punktu wyjścia i kiedy jestem już bliska płaczu, mój ukochany zjawia się z uśmiechem na ustach. Mam ochotę go udusić.... Następuje chwilowa wymiana zdań, po której pedałujemy w stronę marketu. Robimy zakupy i wracamy na kwaterę:)
Kategoria W towarzystwie, Wśród górkich krajobrazów
Dane wyjazdu:
61.37 km
0.00 km teren
03:03 h
20.12 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Wtorek_ jezioro i browar
Wtorek, 14 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 8
Wtorek. Budzimy się rankiem, który wita nas piękną słoneczną aurą. Humory dopisują, trasa dzisiejszego wyjazdu już obrana, a więc zjadamy śniadanie, zmieniamy klocki hamulcowe i ruszamy w podróż. Celem dzisiejszego pedałowania Żywiec.Ze Szczyrku wyjeżdżamy drogą, która wczoraj nas do niego doprowadziła. Na rondzie wybierając tym razem inny interesujący nas zjazd.
Przez wioski dojeżdżamy do bardzo ruchliwej drogi na Żywiec i tu przestaje mi się podobać jazda, W końcu jednak udaje nam się dojechać do miasta.
Na kolejnym, dzisiejszego dnia, rondzie mamy chwilę zawahania, jednak rzut oka na mapę rozwiewa nasze wątpliwości.
Pierwszym celem jaki sobie zakładamy jest Muzeum Browaru. Nie mamy żadnego problemu z jego odnalezieniem. Muszę przyznać,że dojazd jest bardzo dobrze oznakowany. Po chwili pedałowania jesteśmy więc na miejscu. Szukamy stojaków na rowery ale w zasięgu wzroku nie dostrzegamy żadnego. Pozostaje nam odnalezienie czegoś do czego można byłoby nasze dwukołowce bezpiecznie przypiąć. Nie szukamy długo. Po chwili jesteśmy już w środku, rozpoczynamy zwiedzanie.
matryca muzeum© fotoaparatka
wnętrze muzeum© fotoaparatka
Zazwyczaj słowo muzeum przyprawia mnie o gęsią skórkę, jednak przyznać muszę, że to pozytywnie mnie zaskoczyło. Interaktywne muzea to jest to! Gdyby każde zwiedzanie tak wyglądało to odwiedziła bym chyba wszystkie:) Ach no i na koniec można było skosztować wyrabianego w browarze trunku. Co prawda wybrałam sok bo głowa słaba, ale trochę udało mi się wysępić od mojego towarzysza:) Czas w muzeum upływał bardzo szybko, sama nie wiem kiedy minęła godzina.
na zewnątrz_ wejście© fotoaparatka
W końcu jednak trzeba było opuścić budynek i ruszyć dalej. kolejnym celem staje się zamek w Żywcu. Krętymi uliczkami dojeżdżamy do centrum, jakoś nie zauważając po drodze zabytku. Jesteśmy zmuszeni się wrócić:)
Zamek w Żywcu© fotoaparatka
zamek w Żywcu 2© fotoaparatka
Wjeżdżamy na teren przepięknego parku otaczającego zamek. Chwilę spędzamy spacerując po ogrodach i tu odzywają się nasze wygłodniałe żołądki. Nie ma wyjścia trzeba poszukać jakiejś strawy:) W tej kwestii radzimy się znajomego Krzyśka i jak się okazuje jest to bardzo dobre posunięcie. Obiad pyszny, wypełnia nasze żołądki po brzegi.
z pełnymi i zadowolonymi brzuchami ruszamy dalej w poszukiwaniu żywieckiego jeziora. W rynku dowiadujemy się o kierunek, który musimy obrać. Pałujemy na poszukiwania.
Nie wiem czy źle zrozumieliśmy wskazówki jakie dawał nam przechodzień czy jaki inne licho. Jedziemy bowiem dłuższy czas, a jeziora jak nie było tak nie ma.
widoczki po drodze© fotoaparatka
Spotykamy jakąś kobietę, która uświadamia nam, że wybraliśmy jakąś bardzo okrężna drogę. Radzi nam się wrócić lub brnąć dalej, postanawiamy jednak pędzić prosto przed siebie. Po jakimś czasie udaje się i na horyzoncie dostrzegamy jezioro! Hura!
Jezioro w Żywcu© fotoaparatka
Teraz przychodzi nam szukać jakiejś fajnej miejscówki, nie mamy z tym jednak większych problemów. Zjeżdżamy w pierwszą lepszą boczną droga, która doprowadza nas do urokliwego miejsca.
wędkarz© fotoaparatka
jezioro żywieckie© fotoaparatka
Chwilę odpoczywamy przy brzegach jeziora po czym ruszamy w drogę powrotną. Radzimy się mapy, która ukazuje nam najkrótszą drogę do miasta. Nie jest to jednak taka droga, którą lubię. Znów nieszczęsne natężenie ruchu doprowadza mnie do furii. W stronę Bielska wcale nie jest lepiej. Z utęsknieniem wyczekuje momentu kiedy wreszcie uda nam się zjechać z głównej drogi.
Po krótkim postoju przy spożywczaku docieramy w końcu do upragnionego zjazdu. Teraz już spokojniej ale z nerwami pedałujemy do Szczyrku.
Kategoria W towarzystwie, Wśród górkich krajobrazów
Dane wyjazdu:
24.43 km
0.00 km teren
01:29 h
16.47 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
pechowy poniedzialek
Poniedziałek, 13 czerwca 2011 · dodano: 22.06.2011 | Komentarze 11
Poniedziałek. Pobudka skoro świt, ubieranie, śniadanie i w drogę. Rozpoczynamy urlop.Parę minut po 5 stawiamy się Z rowerami na stacji PKP Janinów. Pakujemy rumaki do pociągu i ruszamy. Można powiedzieć, że dostaje nam się miejsce w pierwszej klasie, podróżujemy bowiem przedziałem służbowym. Nasze rowery nie pozostają osamotnione,ponieważ towarzyszą im stare zdezelowane dwukołowce. Zastanawiam się jakie historię kryją sie za tymi pojazdami.
rowery w podrózy© fotoaparatka
Z kolejarzami w przedziale podróżujemy razem do stacji w Herbach i do samych Katowic jesteśmy już sami, jest więc czas na odprężenie się :)
chwila na medytacje© fotoaparatka
W Katowicach czeka nas godzinne oczekiwanie na przesiadkę. Postanawiamy napić się kawy, jednak automat pożerając kasę nie wydaje nam napoju. Złość! Poszukujemy więc jakiegoś pewniejszego źródła. Zakupujemy kawę u pewnej kobietki, która radzi nam zadzwonić do firmy zajmującej się automatami. Tak też czynimy.
Po godzinie wsiadamy wreszcie do pociągu, który ma nas zawieźć do Bielska Białej. I znów niespodzianka sami w przedziale.
Podróż mija bardzo szybko. W Bielsku wysiadamy na dworcu głównym. Chwila orientacji w terenie i ruszamy w kierunku Szczyrku. Przeraża mnie ruch panujący na głównej drodze, a na domiar złego w pewnym momencie moje tylne hamulce zaczynają szwankować. Nie ma wyjścia trzeba poszukać sklepu rowerowego. Wjeżdżamy do centrum i ku naszemu zadowoleniu szybko odnajdujemy poszukiwany sklep. Zakupujemy klocki hamulcowe i ruszamy do Szczyrku.
Jakaż szczęśliwa jestem kiedy w oddali dostrzegam ścieżkę rowerową, która wyprowadza nas z miasta.
gdzieś w Bielsku© fotoaparatka
Droga do punktu docelowego niby cały czas pod górkę, ale mimo to bardzo fajnie się pedałuje. Dojeżdżamy do ronda w ...... . Po zjeździe dostrzegamy tabliczkę Szczyrk, a więc jesteśmy prawie na miejscu.
W miasteczku robimy krótki postój przy drewnianym kościele. Tam właśnie odzywają się nasze wygłodniałe żołądki.
drewniany kościół w Szczyrku© fotoaparatka
pod kościołem© fotoaparatka
Skuszeni pierwszym napisem pizza, wchodzimy do knajpki. Zamawiamy i okazuje się, że jesteśmy bardzo rozczarowani. Nie ma sosu, na cieście można zęby połamać a na dodatek w ogóle nie zaspokaja ona naszego głodu. Zdegustowani opuszczamy lokal. Jest jednak coś co przypadło mi tam do gustu :)
śniadanie na kaca© fotoaparatka
Ruszamy dalej w poszukiwaniu naszej kwater. Przejeżdżamy ze Szczyrku Dolnego w Górny, odnajdujemy interesującą nas ulicę. Bez błądzenia się jednak nie obywa. Wpuszczeniu w pole dzwonimy do właściciela i po chwili jesteśmy na miejscu.
wpuszczeni w pole© fotoaparatka
Co do Kwatery to w 100% mogę polecić. Ceny przystępne, właściciel bardzo miły i pomocny no i nie było żadnego problemu z bezpiecznym przechowaniem naszych rowerów.
Po zaaklimatyzowaniu się w pokoju, rozpakowaniu tego i owego ruszamy, tym razem już, na piesze zwiedzanie Szczyrku.
skocznie w Szczyrku© fotoaparatka
Szczyrk© fotoaparatka
Po powrocie obmyślamy rowerowe plany na jutro i kładziemy się spać :)
Kategoria W towarzystwie, Wśród górkich krajobrazów
Dane wyjazdu:
17.52 km
2.34 km teren
00:48 h
21.90 km/h:
Maks. pr.:35.60 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 214 kcal
Rower:Author
odreagować po pracy
Wtorek, 7 czerwca 2011 · dodano: 07.06.2011 | Komentarze 12
Cały dzień spędzam w gorącym i dusznym gabinecie, podziwiając piękną pogodę zza okna. Kiedy już opuszczam nagrzane mury i mogę wreszcie oddychać świeżym powietrzem jestem szczęśliwa.Wracam do domu, jem obiad i wsiadam na rower, by choć przez chwilę pobyć na świeżym powietrzu. Wyruszam późno, więc nie mam czasu na jakąś większą wycieczkę, postanawiam zatem skierować kierownicę ku mostowi w Załęczu Wielkim.
Przez Kałuże Kol. docieram do "załęckiej" drogi, z której szybko skręcam na Ośrodek Wczasowy "Warta". Mam miłe wspomnienia związane z tym miejscem, więc postanawiam trochę się po ośrodku powłóczyć.
Droga do domków wczasowych© fotoaparatka
Na miejscu spotykam całkowicie zaniedbany i zarośnięty basen , w którym jeszcze kilkanaście lat temu z radością się pluskałam. Dziś basen wygląda tak....
basen w ośrodku© fotoaparatka
Przechadzam się jeszcze na brzeg Warty i wracam do roweru. Wyjeżdżam z ośrodka i pedałuję już prosto w stronę mostu.
Po dotarciu na miejsce przystaję na chwilę, by odetchnąć od dzisiejszego dnia.
Warta w Załęczu Wielkim© fotoaparatka
Kiedy już ukoiłam nerwy ruszam w drogę powrotną. Wyjeżdżam z Załęcza i kawałek dalej przystaję na łąkach. Bardzo lubię te okolice Warty.
łąki nad Wartą© fotoaparatka
Ponownie zasiadam na siedzonko i pedałuje w stronę skrzyżowania, na którym skręcam ku mojej ukochanej wiosce. Po drodze spotykam cudnie lśniące w zachodzącym słońcu łany zboża oraz jelonka pasącego się na łące.
złościste kłosy© fotoaparatka
jelonek na łące© fotoaparatka
Na koniec z racji, że jeszcze mi mało robię sobie rundkę po lesie i wracam do domu.
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
14.53 km
5.21 km teren
00:44 h
19.81 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 169 kcal
Rower:Author
Po burzy jeździ sie lepiej
Niedziela, 5 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 10
Poranek spędzam na kompletnie biernym wylegiwaniu się na słońcu. Po obiedzie kiedy już z Krzyśkiem mamy zbierać się na rowery, nagle zaczyna się złowrogo chmurzyć. Postanawiamy więc chwilę poczekać na rozwój pogodowej sytuacji. Jakiś czas później dochodzą do nas odgłosy burzy a za pół godziny leje już na całego.Czekanie na poprawę pogody spędzamy na powrocie do dość odległej przeszłości. Co zdecydowanie poprawia nam humory :D
Po godzinie 19 na dworze robi się przyjemnie. Postanawiamy więc wybrać się na krótką przejażdżkę.
Przez Kałuże Kolonie docieramy do Źródełka Objawianie, aby chwilę po obcować z leśną ciszą i krwiożerczymi komarami, których jest tam mnóstwo.
Dolina Objawiania_źródełko© fotoaparatka
Krzysiek chce wracać do domu ale na każdego znajdzie się sposób. Stosuję mały szantażyk i chwilę później pedałujemy już nad rzekę. Z racji iż do zachodu nie zostało wiele czasu, decydujemy się na dojazd do kąpieliska w Kępowiźnie. Zanim jednak docieramy do obranego celu skręcamy do jednego z moich ulubionych miejsc nad rzeką. Tu spotyka nas niespodzianka. Zagrodzona droga i zrobiony z talerza zakaz wjazdu. Wjeżdżamy, jednak z oddali widzimy jakiś ludzi i decydujemy się na odwrót. Dojeżdżamy do kąpieliska, gdzie moczymy nogi w ciepłych wodach Warty po czym wracamy do domu.
zachód słońca nad Wartą© fotoaparatka
Powrót już asfaltem, tradycyjnie bo wiele kombinacji nie ma :D
zachód słońca nad Kałużami© fotoaparatka
Kategoria W towarzystwie, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
35.82 km
0.00 km teren
01:33 h
23.11 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 440 kcal
Rower:Author
Krótko do i z pracy
Sobota, 4 czerwca 2011 · dodano: 04.06.2011 | Komentarze 7
Nie będę się rozpisywać. Sobota pracująca, a więc zrywam się skoro świt i ruszam do pracy, oczywiście na rowerku. Tradycyjnie przez Dzietrzniki, Pątnów, Kamionkę i Nowy Świat.poranek w drodze do pracy© fotoaparatka
Spędzam w pracy cały poranek i trochę popołudnia, po czym wsiadam na swojego rumaka. W założeniach wracam drogą nieco zmodyfikowaną, ale tylko w założeniach.
Z miasta wyjeżdżam tą samą trasa co wczoraj. Na Nowym Świecie odzywa się głód, a ponieważ w plecaku tylko karta i kompletny brak gotówki, zmuszona jestem wracać najkrótszą drogą. Żegnam się z bocznymi drogi i wracam dokładnie tak samo jak przyjechałam.
Kategoria do i z pracy, sam na sam
Dane wyjazdu:
54.66 km
5.21 km teren
02:37 h
20.89 km/h:
Maks. pr.:43.70 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 652 kcal
Rower:Author
okrężną drogą do domu
Piątek, 3 czerwca 2011 · dodano: 03.06.2011 | Komentarze 3
Dziś zaskakuję samą siebie, budzę się bowiem jeszcze przed dzwonkiem budzika. Mam taką ochotę na pedałowanie, że wstaję z łóżka bez żadnego problemu. Jem śniadanko i ruszam do pracy. Tradycyjnie drogą krajową nr 43, z małym skrętem w boczną drogę.widoki o poranku© fotoaparatka
W pracy jestem kilka minut po 6, a więc w sam raz aby przebrać się i w spokoju wypić poranną kawę. Od 7 już tradycyjnie pacjent za pacjentem, a w miedzy czasie telefon za telefonem. Codzienność.
Po południu opuszczam pracę i ruszam w okrężną trasę powrotną do domu. Pierwszym etepem staje się znalezienie takiej drogi wyjazdowej z Wielunia, aby ominąć główne ulice. Muszę przyznać, że nawet mi się to udaje.
Wyjazd z Wielunia przychodzi mi dziś niespodziewanie łatwo. Zazwyczaj ten początkowy odcinek sprawia, iż mam dość a dziś proszę :) Krajówką dojeżdżam do Nowego Świata, gdzie niespodziewanie postanawiam skręcić w lewo na Rudę. Po chwili docieram do wioski i tu kieruję się zielonym szlakiem. Mijam kościół, cmentarz i przed samym zjazdem z asfaltu przystaję na chwilę, by zorientować się w terenie.
orientacja w terenie© fotoaparatka
Wjeżdżam w polną drogę. Na najbliższym słupie odnajduję oznakowanie i upewniam się, że jadę właściwą trasą. Owa droga ma mnie doprowadzić do wsi Wierzchlas i tak też się dzieje. Na szlaku oprócz piaszczystego podłoża odnajduję mnóstwo potłuczonych butelek i innych szklanych odłamków. W duszy modlę się, żeby żaden z nich nie utknął w mojej oponie.
polna kapliczka© fotoaparatka
W końcu docieram do wioski, gdzie atakuję spożywczak by zakupić wodę i batona, bo w brzuchu zaczyna burczeć. Napełniam bidon, pałaszuję słodkości i ruszam dalej w kierunku Przycłap. Tutaj praktycznie cały czas z górki więc szybko osiągam cel.
Wyjeżdżam na szos, która prowadzi do Przywozu. Pedałowanie asfaltem nie trwa jednak długo. Po wjeździe do lasu, po lewej stronie, dostrzegam ławeczki i jakąś dużą tablicę. Ruszam zbadać teren. Na miejscu okazuje się, że jest to zakończenie szlaku dydaktycznego Nadleśnictwa Wieluń.
zakończenie dydaktycznej ścieżki© fotoaparatka
Skoro zakończenie, więc gdzieś musi być początek. Rozglądam się chwilę i w oddali dostrzegam kolejną tablicę. Ruszam w jej stronę i na miejscu odnajduję piękny, pokryty strzechą paśnik. Tak więc warto było zboczyć z trasy.
pasnik kryty strzechą© fotoaparatka
Jeszcze kawałek pedałuję ścieżką przed siebie, jednak dojechawszy do skrzyżowania zawracam i wracam na asfalt.
Po chwili praktycznie kończy się las a ja skręcam na Jajczaki. Jest tam coś takiego, co bardzo mi się podoba. Mianowicie drzewo, pomnik przyrody, który rośnie sobie na środku drogi. Zastanawiam się ile osób się na niego nadziało:) Mimo wszystko takie rozwiązanie bardzo mi się podoba, choć widać, że drzewo chyba powoli kończy swój żywot :(
ot taka niespodzianka na drodze:)© fotoaparatka
Z Jajczak dojeżdżam do Strug, gdzie skręcam na Łaszew. Mijam kościół i wdrapuje się na Piotrkową Górę, z której chwilę później zjeżdżam. Z Łaszewa kieruję się na Bieniec Mały i na skrzyżowaniu jadę w stronę Pątnowa, który jednak mijam bokiem.
czarny szlak© fotoaparatka
Widoki z czarnego szlaku© fotoaparatka
Przed samym Bieńcem wjeżdżam w teren i droga nad torami docieram do Dzietrznik. Tu zastaję trochę błota, które wypryskuje spod opon we wszystkie strony.
W Dzietrznikach znów wyjeżdżam na krajówkę, którą pedałuję sobie już prosto do domu.
Kategoria do i z pracy, sam na sam