Info
Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Maj1 - 2
- 2013, Czerwiec1 - 4
- 2013, Maj1 - 2
- 2013, Kwiecień1 - 4
- 2012, Listopad1 - 6
- 2012, Wrzesień2 - 8
- 2012, Sierpień2 - 7
- 2012, Lipiec3 - 8
- 2012, Czerwiec6 - 13
- 2012, Maj10 - 43
- 2012, Kwiecień9 - 44
- 2012, Marzec7 - 57
- 2011, Październik2 - 12
- 2011, Wrzesień4 - 25
- 2011, Sierpień7 - 44
- 2011, Lipiec11 - 46
- 2011, Czerwiec12 - 86
- 2011, Maj11 - 99
- 2011, Kwiecień12 - 108
- 2011, Marzec14 - 116
- 2011, Luty5 - 29
- 2011, Styczeń5 - 35
- 2010, Październik2 - 10
- 2010, Wrzesień2 - 4
- 2010, Sierpień4 - 10
- 2010, Lipiec14 - 58
- 2010, Czerwiec13 - 23
- 2010, Maj13 - 3
- 2010, Kwiecień7 - 2
Wpisy archiwalne w kategorii
Załęczański Park Krajobrazowy
Dystans całkowity: | 2294.87 km (w terenie 605.51 km; 26.39%) |
Czas w ruchu: | 121:42 |
Średnia prędkość: | 18.86 km/h |
Maksymalna prędkość: | 48.90 km/h |
Suma podjazdów: | 400 m |
Suma kalorii: | 20004 kcal |
Liczba aktywności: | 68 |
Średnio na aktywność: | 33.75 km i 1h 47m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
40.80 km
6.20 km teren
02:04 h
19.74 km/h:
Maks. pr.:44.10 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 480 kcal
Rower:Author
Nadwarciańskimi brzegami
Poniedziałek, 30 maja 2011 · dodano: 02.06.2011 | Komentarze 6
Poranek spędzam w pracy. Powrót do domu w gorącym samochodzie sprawia, że żałuję porannego lenia. Po południu jednak trzeba nadrobić zaległości rowerowe. Po kilku załatwionych sprawach ruszam na swoim dwukołowym rumaku przed siebie.Początkowo nie mam obranego celu, jednak w trakcie jazdy postanawiam popedałować do Kamionu. Przez Kępowiznę docieram do Wąwozu Królowej Bony, gdzie przystaję na chwilę by napawać się widokami oraz napłnić bidon źródlaną wodą.
Droga do wąwozu królowej Bony© fotoaparatka
napawanie widokami :)© fotoaparatka
Ruszam dalej, gdy mam już wyjeżdżać z wąwozu moją uwagę przykuwa boczna droga. Nie mogę się oprzeć pedałuję w nieznane:) Docieram do "skrzyżowania" gdzie jedna doga prowadzi prosto druga skręca w prawo, jednak na szlaku staje strumyk. Zostawiam więc rower a ja zdejmuję buty i przechodzę przez strumień. Droga doprowadza mnie do zarośniętego brzegu Warty, więc zawracam. Znów przejścia przez lodowatą wodę i mogę jechać dalej.
Z terenu wyjeżdżam w Bieńcu Małym i dalej kieruję się żółtym szlakiem, gdzieniegdzie skręcając w boczne drogi. Szukam jakiś przyjemnych spokojnych zakątków Warty i nawet udaje mi się takowe odnaleźć.
jeden z samotnych zakątków© fotoaparatka
Przed wyjazdem w Przywozie skręcam jeszcze w jedno miejsce, gdzie spotykam kajakarzy, którzy wcześniej mijali mnie w Wąwozie. Tu też odbywam pierwsze w tym roku "zanurzenie' w Warcie. Co prawda tylko po kolana, ale muszę przyznać, że woda bardzo rześka i jak na taki skwar świetna.
wczesniej spotkanie kajakarze© fotoaparatka
Wrata z zanurzenia© fotoaparatka
Po chwili ochłody ruszam dalej przez Przywóz, Toporów do Kamionu, gdzie przejeżdżam przez most i zjeżdżam nad brzeg rzeki. Chwilkę przystaję przy moście po czym ruszam dalej na drugą jego stronę.
most w kamionie© fotoaparatka
Ludzi nad rzeką multum, mimo iż jest to poniedziałek, szukam więc jakiegoś ustronnego dojścia do rzeki. Po chwili znajduję kawałek bezludnego brzegu.
bezludny brzeg© fotoaparatka
Spoglądam na zegarek, a więc czas powoli zbierać się w drogę powrotną. Wsiadam na rower, jednak długo to nie trwa. Zauważam bowiem jeszcze jedno bezludne miejsce. Schodzę w dół i nagle pod moimi nogami przepełza żmija. Nie nawiedzę tych pełzających stworzeń!!! Otrząsam się i wędruję w stronę progu na rzece. Próby sfotografowania wzburzonej wody okazują się klęską. Słońce mi ewidentnie nie sprzyja. Postanawiam zaniecham prób i wracam do roweru. Podchodzę do plecaka i znów spotykam pełzającą koleżankę, która na mój widok zmyka w tataraki. Sprawdzam jeszcze ostrożnie czy nie mam żadnej niespodzianki w plecaku i ruszam w drogę powrotną.
w tym zielonym ukrywa się żmija© fotoaparatka
próg w Kamionie© fotoaparatka
Obieram tą samą trasę z tą różnicą, że tym razem omijam Wąwóz Królowej Bony i jadę przez Bieniec.
jedno z moich ulubionych miejsc© fotoaparatka
Kategoria Załęczański Park Krajobrazowy, sam na sam
Dane wyjazdu:
41.62 km
0.00 km teren
02:08 h
19.51 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 479 kcal
Rower:Author
Granatowe źródła, uroczysko i mnóstwo wody
Niedziela, 29 maja 2011 · dodano: 29.05.2011 | Komentarze 9
Jakoś poza wtorkiem żaden dzień tygodnia nie zdopingował mnie do wyciągnięcia roweru. Dużo w tym winy zarówno śpiocha jak i lenia, ale nie ma co dzisiaj trzeba pokonać swoje słabości. Aplikuje sobie poranną dawkę kofeiny i wyruszam na szlak. Celem stają się po raz wtóry Granatowe Źródła.I tak przez Kałuże Kol., Załęcza Wielkie do Załęcza Małego, przed którym robię sobie chwilę przerwy na zrzucenie z siebie nadmiernego odzienia:)
Pomiędzy Załęczem Dużym a Małym© fotoaparatka
Robi się chłodniej i od razu lepiej się pedałuję. Dojeżdżam do końca drogi, gdzie skręcam w lewo. Nie przepadam za tym odcinkiem, gdyż asfalt tam przypomina bardziej ser szwajcarski niż jezdnię, ale jakoś sobie radzę. Wyjeżdżam z Załęcza i chwilę późnej skręcam w las. Zamiast jednak jechać prosto do źródeł skręcam w boczną drogę z nadzieją na dotarcie do Warty. Do rzeki udaje mi się dojść po zbożu:)
Warta przy Granatowych źródłach© fotoaparatka
Wracam do roweru i teraz już bez przeszkód docieram do głównego celu wycieczki.
granatowe źródła© fotoaparatka
Co by odmienić pobyt, do źródeł docieram inną niż zwykłam to robić, ścieżką. Schodzę w dół mijając dookoła mnóstwo śmieci. Miejsce jak zwykle zachwyca, kolor wody jest wprost niesamowity.
Przy brzegu spotykam drzewo. Dziwne drzewo, bo jak gdyby całe pokryte pajęczyną. Już kiedyś podobne widziałam. Dziś jednak postanawiam przyjrzeć się bliżej zjawisku. Po chwili dostrzegam sprawców całego zamieszania. Tych małych liszek na tym jednym, biednym drzewie jest tysiące.
sprawcy pajęczynowego drzewa© fotoaparatka
Wracam do roweru, obmyślając dalszą trasę, za wcześnie bowiem by wracać do domu.
Ruszam i po chwili jestem już na asfalcie, którym kieruję się do Starej Wsi. W pewnym momencie asfalt się kończy i wjeżdżam w piaszczystą drogę. Nie dostrzegając w oddali niczego interesującego zawracam.
W drodze powrotnej moim oczom ukazuje się opuszczony ośrodek wypoczynkowy. Z informacji wymalowanej na ścianie, popadającego w ruinę budynku, doczytuję się nazwy "Uroczysko".
Jestem zachwycona miejscem. Zostawiam rower przy drzewie i ruszam odkrywać ośrodek.
Dochodzę do zejścia,
zejście do strumyka© fotoaparatka
które doprowadza mnie do większego strumyka
strumyk przy mostku© fotoaparatka
Spędzam chwilę na mostku po czym ruszam wgłąb ośrodka. W lesie mnóstwo jest zrujnowanych domków letniskowych. To tu to tam jakiś budynek. Smutne, że to wszystko tak wygląda, bo miejsce naprawdę świetne.
droga przez ośrodek© fotoaparatka
Wracam do roweru z postanowieniem, że jeszcze kiedyś tam wrócę.
Pedałuję dalej asfaltem do Załęcza Małego, gdzie skręcam na Cieśle i dalej na Gligi. Za wioską kończy się fajna droga i zaczyna teren. Polnymi ścieżkami jadę przed siebie z nadzieją na odnalezienie rzeki. Nie wzięłam mapy, więc czuję się trochę obco, ale co tam, każda droga musi przecież dokądś prowadzić.
W pewnym momencie na drzewie dostrzegam oznakowanie szlaku i od razu jakoś lżej. Jak się okazuje jest to jedyny znak na trasie. Droga wygląda na uczęszczaną więc pedałuję przed siebie. Nagle dojeżdżam do skrzyżowania. Widzę krzyż, mnóstwo oznaczeń zarówno rowerowych jak i pieszych szlaków ale nadal nie wiem gdzie jestem. Spoglądam w lewo i widzę most i nagle zapala się lampka w głowie, a więc jestem w Bobrownikach. Ogarnia mnie radość, bo po pierwsze wiem gdzie jestem, a po drugie nie muszę wracać tą samą trasą:)
na moście w Bobrownikach© fotoaparatka
Chwila odpoczynku na moście i ruszam dalej przed siebie, szlakiem już bardzo dobrze mi znanym.
Wyjeżdżam z Bobrownik i wjeżdżam na piaszczysty, żółty szlak. Chwilę później wspinam się na żabi staw.
żabi staw koło Bobrownik© fotoaparatka
Cieszę się, że trafiam na niego właśnie o tej porze. Staw bowiem przepięknie zakwitł. Wygląda to trochę tak, jakby ktoś rozłożył na nim dywan z białych lilii.
dywan z lilii© fotoaparatka
Na brzegu dostrzegam jednego ze sprawców nazwy owego stawu, który podejrzliwie na mnie zerka.
żaba z żabiego stawu© fotoaparatka
Nie chcąc nadwyrężać gościnności zielonego kumaka ruszam dalej żółtym szlakiem. Po deszczu, pedałowanie leśnymi drogami nie sprawia takich piaszczystych problemów, szybko więc docieram do Wroniej Wody. Na miejscu szukam mojego ulubionego zejścia. Zostawiam rower i schodzę w dół ku starorzeczu.
Tu zastaję zielony dywanik, na szczęście nie całej powierzchni wody.
wronia woda© fotoaparatka
W przybrzeżnych szuwarach dostrzegam samotnego łabędzia.
łabędź w szuwarach© fotoaparatka
Przechadzam się brzegami po czym wspinam się do roweru i ruszam dalej. Teraz już praktycznie bez przystanków docieram do Bukowców, skąd pedałuję prosto do Załęcza Wielkiego. Lubię tą trasę.
Przejeżdżam przez most i zjeżdżam do brzegów rzeki, tym razem od drugiej strony. Wyciągam aparat co sprawia, że spędzam tam dłuższą chwilę.
most wzałęczu© fotoaparatka
Wyjeżdżam na asfalt, gdzie wiatr dość mocno daję o sobie znać. Z Załęcza przez Kałuże kolonie docieram do domu.
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
30.42 km
13.55 km teren
01:33 h
19.63 km/h:
Maks. pr.:38.80 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 354 kcal
Rower:Author
Rezerwat Bukowa Góra
Wtorek, 17 maja 2011 · dodano: 17.05.2011 | Komentarze 14
Kończę pracę dziś szybko, prace do której planowałam dojechać rowerem ale budzik nie dał rady. Brak porannego pedałowania postanawiam zrekompensować po pielęgniarskich obowiązkach w pracy.Po powrocie do domu, gdy tylko kończę jeść obiad, przebieram się w rowerowe i ruszam za cel obierając sobie odnalezienie Rezerwatu Bukowa Góra. I tak tradycyjnie już przez Kałuże Kolonie na "załęcką drogę", z której skręcam na Kluski. Po wjeździe do wioskę, kieruję się terenem zgodnie z oznaczeniem żółtego szlaku. Po wdrapaniu się na górkę, przystaje na chwilę w takiej oto sprawie :)
Kluski widok z żółtego szlaku© fotoaparatka
Chowam aparat i ruszam dalej, po chwili w krzakach dostrzegam psiaka, który złowroga na mnie zerka. Biorę więc w rękę kamień i przemykam obok niego. Na szczęście kundel nie rusza na pożarcie moich kostek, tak i kamień ląduje z powrotem na ziemi. Chwilę później przystaję, by bliżej przyjrzeć się drewnianej chatce, która wzbudziła moje zainteresowanie poprzedni razem, kiedy przemierzałam ten szlak.
Drewniany domek© fotoaparatka
Ruszam dalej pięknym, wiosennym, żółtym szlakiem.
żółty szlak© fotoaparatka
Chwile później znów przystaję przy leśnym pomniku, na którym widnieje napis "Swojemu patronowi Św. Hubertowi oraz ku czci i wiecznej pamięci kolegów, którzy odeszli na wieczne łowy "
leśny pomnik© fotoaparatka
Pogoda zaczyna się psuć, słońce gdzieś znika i zamiast niego na niebie zaczyna pojawiać się coraz więcej ciemnych chmur. Po chwilowych wahaniach postanawiam więc odpuścić sobie pedałowanie do Kleśnisk i poszukiwania Rererwatu, ponieważ jednak do domu jeszcze wracać nie chce, przypomina mi się pewien szlak, który dalej pozostał dla mnie zagadką. Owy szlak odkryłam zupełnie przypadkiem w ubiegłym roku, ale piach jaki wtedy zastałam skutecznie zniechęcił mnie do zgłębiania jego tajemnic.
Ruszam przed siebie po chwili skręcam w znanym mi miejscu, chwile pedałowania wśród powycinanego lasu oraz wszędobylskiego błota i po chwili moim oczom ukazuje się piękna droga, przy której spotykam równie zachwycające widoki.
to co spotykam po błocku© fotoaparatka
Pierwszy przystanek robię przy strumyku, przy który napotykam kawałek bukowego lasu. Do głowy wpada myśl, że rezerwat musi być gdzieś blisko.
strumyk przy bukowym lesie© fotoaparatka
Nie da się tam jednak długo wytrzymać, plaga komarów jaka atakuje nie daje choć na chwilę postać w bezruchu. Zachwycona terenami ruszam dalej żółtym szlakiem. W pewnym momencie wśród drzew dostrzegam bagna. Nie miałam pojęcia, że tak blisko można spotkać takie krajobrazy.
bagnno wśród drzew© fotoaparatka
Tu też komary nie dają dłużej rozkoszować się widokiem , ruszam dalej. Po chwili żółty szlak skręca a ja razem z nim. Kawałek dalej okazuje się, że znajduje się na ścieżce edukacyjnej. Edukuje się więc i idę oglądać olchowy las.
las olszowy© fotoaparatka
i już wiem gdzie zaczynają się wcześniej napotkane bagna.
bagnisty poczatek© fotoaparatka
Wracam do roweru. Przyglądam się jeszcze raz tabliczce i do głowy przychodzi myśl, że skoro to ścieżka edukacyjna to musi mnie zaprowadzić do rezerwatu. Ruszam dalej, z każdym kawałkiem tracąc nadzieję na jego odnalezienie. A tu po chwili żółty szlak skręca w oddali widzę śmieszną ambonę a obok przepiękny bukowy las. Jestem na miejscu !!!
Rezerwat ten jest chyba najpiękniejszych ze wszystkich okolicznych. Niestety na zdjęciach nie da się oddać piękna jakie ukazuje się oczom. Mi widok zaparł dech!
w drodze do rezerwatu© fotoaparatka
rezerwat Bukowa góra fot.1© fotoaparatka
Rezerwat Bukowa Góra fot.2© fotoaparatka
Robię całe mnóstwo zdjęć, jednak żadne z nich nie oddaje magii tego miejsca.
Nawet komary mi tu specjalnie nie przeszkadzają, w końcu jednak trzeba powrócić do roweru i wyruszyć w drogę powrotną. Tym razem robię już tylko jeden przystanek przy miejscu, które dostrzegłam ze szlaku. Dziwne to miejsce... Krzyż przy drzewie. Wygląda trochę jak jakiś grób, ale co to dokładnie nie umiem określić.
Krzyż przy drzewie© fotoaparatka
Ruszam przed siebie i po chwili jestem w miejscu, od którego wszystko się zaczęło. Nie chce mi się wracać tą samą trasą, więc skręcam w kierunku Cisowej. Brnę przez piaszczysty szlak i docieram do żwirowni, którą dziś postanawiam zwiedzić od dołu. Skręcam więc ze szlaku w boczną ścieżkę i przy próbie skrętu do żwirowni zaliczam glebę. Skutkiem czego jest obdarte kolano i łokieć. Początkowo myślałam, że coś stało mi się z nadgarstkiem bo bolał ostro, ale po chwili na szczęście przeszło.
Podniosłam się otrzepałam z piachu, sprawdzam czy na spodenkach żadnej dziury nie ma i idę wgłąb żwirowni.
żwirownia w Cisowej© fotoaparatka
Chwilę później ruszam dalej. Wyjeżdżam z Leśnej drogi w Cisowej skąd kieruję się już asfaltem do Załęcza Wielkiego, przystając tylko na chwilkę na szczycie górki przy przydrożnej kapliczce.
przysdrożna kapliczka© fotoaparatka
Zjazd z górki i z Załęcza już prosto do domu.
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
53.11 km
0.00 km teren
02:39 h
20.04 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 626 kcal
Rower:Author
Rezerwat Dąbrowa w NIżankowicach
Sobota, 14 maja 2011 · dodano: 14.05.2011 | Komentarze 9
Dzisiejsza wycieczka wypada zupełnie niespodziewanie i to w dodatku w towarzystwie. Celem staje się Rezerwat "Dąbrowa w Niżankowicach".Po godzinie 14 wyruszam z domu przez Kałuże Kolonię, Kępowiznę, Bieniec docieram do skrzyżowania przy krzyżu. Po chwili dociera tam również mój dzisiejszy towarzysz i od tej pory to On obejmuje przewodnictwo całego rowerowego wypadu.
Przez Bieniec Mały, Łaszew docieramy do Mierzyc, gdzie skręcamy w boczną asfaltową drogę. Owa trasa doprowadza nas do pięknego punktu widokowego.
Widok z punktu© fotoaparatka
Przechadzamy się dłuższą chwilę po tamtejszych polach, spotykając po drodze kapliczkę położną wśród zbóż.
Polna kapliczka© fotoaparatka
Wracamy do rowerów dalej podziwiając widoki roztaczające się z góry.
widok z góry© fotoaparatka
Ruszamy dalej tym razem polną drogą. Do samego Toporowa doprowadza nas przepiękny wąwóz.
Z Toporowa docieramy Do Kamionu, gdzie na chwilę przystajemy na moście.
Warta z mostu w Kamionie© fotoaparatka
Ruszamy dalej tym razem już do Niżankowic. Po drodze jednak zatrzymują nas widoki jakie roztaczają się ze szlaku. Zostawiamy roweru na jakiejś łące i wspinamy się na pagórek. Jak widać warto było.
Widok pomiędzy Kamionem a Niżankowicami© fotoaparatka
Widko z drugiej strony© fotoaparatka
widok numer 3 :)© fotoaparatka
Wracamy do rowerów i już bezpośrednio pedałujemy do Niżankowic. Mijamy zabudowania i skręcamy w las początkowa bukowy, który wraz z początkiem rezerwatu przechodzi w dębowy.
jedna z leśnych dróg© fotoaparatka
W samym rezerwacie podążamy piękna leśną drogą, wśród wysokich dębów.
Rezerwat Dąbrowa w Niżankowicach© fotoaparatka
droga przez Rezerwat Dąbrowa© fotoaparatka
Muszę przyznać, że rezerwat cudny. Początkowo między drzewami spotykamy mnóstwo kwitnących poziomek, a po chwili naszym oczom ukazują się całe połacie pachnących knowali. W takiej ilości ich jeszcze nie widziałam.
połacie konwali© fotoaparatka
konwalie i paparocie© fotoaparatka
Wśród roślinności można spotkać wiele różnych żyjątek od motylków przez padalce do chrząszczy majowych. Wystarczy tylko skierować wzrok ku ziemi:)
chrabąszcz majowy© fotoaparatka
Z rezerwatu i lasu wyjeżdżamy zielonym, piaszczystym szlakiem rowerowym, docieramy z powrotem do Niżankowic, skąd tą samą trasą, którą przyjechaliśmy dojeźdżamy do Kamionu, Toporowa. Tam skręcamy na Przywóz, z którego już terenem docieramy do Łaszewa, gdzie przychodzi nam się rozstać.
Do Domu wracam tradycyjnie przez oba Bieńca , Kępowiznę i Kałuże Kolonię. Na podwórku spotykam rodzinkę przy rozpalonym grillu, tak więc szybko uzupełniam stracone kalorie.
W tym miejscu wypada mi podziękować mojemu dzisiejszemu towarzyszowi za wycieczkę i za odkrycie przede mną nowych nieznanych mi miejsc :)
Kategoria W towarzystwie, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
20.07 km
0.00 km teren
00:52 h
23.16 km/h:
Maks. pr.:32.80 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 247 kcal
Rower:Author
Ośrodek ZHP Nadwarciański Gród
Czwartek, 12 maja 2011 · dodano: 12.05.2011 | Komentarze 10
Nadrabiania zaległości ciąg dalszy choć dziś już nie tak owocny w kilometry jak wczoraj.Wracam z pracy późnym popołudniem, nie mam więc czasu na jakąś dłuższą wycieczkę. Z zachodu powoli zaczyna się chmurzyć i nie ma co odwlekać wyjazdu. Wskakuje na rower obierając sobie za cel Nadwarciański Gród. Przez Kałuże Kolonie docieram do Załęcza Wielkiego, przejeżdżam przez most i zatrzymuję się przy pomniku. Jakoś zawsze podczas wypadów w załęczańskie tereny tylko mijam obelisk postawiony w hołdzie bohaterskim żołnierzom poległym w czasie II Wojny Światowej. Dziś nadrabiam zaległości.
pomnik w hołdzie bohaterom© fotoaparatka
Ruszam już dalej prosto do Ośrodka ZHP piękną malowniczą trasą, po lewo mając Wartę.
Droga do Nadwarciańskiego Grodu© fotoaparatka
Warta w Załęczu Wielkim© fotoaparatka
Dojeżdżam do Grodu, gdzie już z oddali słychać, że sezon "zielonych szkół" w pełni. Przystaję przy ławkach i idę fotografować ośrodek. Niewiele jednak z owego pstrykania wychodzi:)
Toalety w Nadwarciańskim Grodzie© fotoaparatka
Ruszam w drogę powrotną. Nie jest to jednak droga prosto do domu. Chwilę po wystartowaniu zbaczam w leśną drogę w celu spenetrowania szałasu, który znalazłam w ubiegłym roku podczas grzybobrania. Jak widać szałas w sam raz dla małego Gremlina, ale coś ewidentnie mi wzrok rozproszyło :)
Gremlin w szałasie© fotoaparatka
Mam wracać do roweru kiedy w oddali dostrzegam coś bardzo zastanawiającego. Podobne do kurhanów w Łaszewie pagórki porośnięte brzozami. Ewidentnie pagórki nie stworzyły się same a i drzewa na nich rosnące zastanawiają bo dookoła las sosnowy. Muszą zacząć drążyć temat, bo ciekawość mi się rozbudziła.
tajemnicze leśne pagórki© fotoaparatka
Po obfotografowaniu tajemniczych pagórków wracam do roweru i ruszam w drogę powrotną do domu. Po krotki postoju na moście i spostrzeżeniu złowrogich chmur postanawiam nie kombinować i obieram tę samą trasę, którą przyjechałam.
most w Załęczu Wiekim© fotoaparatka
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
76.89 km
10.24 km teren
03:34 h
21.56 km/h:
Maks. pr.:45.80 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 922 kcal
Rower:Author
Nadrabianie zaległości
Środa, 11 maja 2011 · dodano: 11.05.2011 | Komentarze 10
Zapuściła się w pedałowaniu ale powodem było przeziębienie, czyli przyczyna ode mnie niezależna. Jednak kiedy już prawie puściło ni stąd ni zowąd znalazł się powód, który złożył się na mój urlop od roweru. Czasem w życiu tak się zdarza :)W poniedziałek jednak postanawiam, iż w środę przerywam ten stan. Aby postanowienie weszło w życie zrywam się wczesnym rankiem, pałaszuje śniadanie i ruszam rowerem do pracy. Tradycyjnie krajówką przez Dzietrzniki, Pątnów, mijając bokiem Popowice przez Kamionkę i Nowy Świat docieram do Wielunia. Parkuje rower i przystosowuje się do funkcjonowania wśród ludzi.
Kilka minut po 12 wychodzę z pracy, zahaczając jeszcze o spożywczak, w którym to zaopatrzam się w batony na drogę powrotną. Z racji, iż nie lubię wracać ta samą trasą, obieram inną drogę.
Wyjeżdżam z Wielunia kierując się na Gaszyn, Krzyworzekę gdzie robię pierwszy przystanek przy zabytkowym kościele.
Kościół Św.Pawła i Piotra_Krzyworzeka© fotoaparatka
Kościół Św. Pawła i Piotra_ przód© fotoaparatka
Zastaję otwarte drzwi świątyni, więc mogę sfotografować jej wnętrze.
Wnetrze kościoła w Krzyworzece© fotoaparatka
Spod Kościoła ruszam dalej w kierunku Mokrska, gdzie chce zobaczyć kolejną świątynie. Po wjeździe do wsi kusi mnie jednak kierunkowskaz na Chotów, któremu nie mogę się oprzeć. Skręcam i dość szybko docieram na miejsc, gdzie odnajduję kolejny kościół. Historię budynku można znaleźć tutaj.
Kościół Św. Marcina w Chotowie© fotoaparatka
Wracam do Mokrska, gdzie przez chwilę pedałuję w kierunku Krzyworzeki skręcając jednak w drogę prowadzącą do Ożarowa. Owy asfalcik praktycznie cały czas prowadzi pod górkę. Wynagrodzeniem za trud staja się jednak widoki roztaczające się ze Wzgórz Ożarowskich.
Widok ze Wzgórz Ożarowskich© fotoaparatka
Zjazd ze Wzgórz czysta przyjemność. Osiągam tam najszybszą prędkość dzisiejszej wycieczki.
Po kolejnym krótkim podjeździe docieram do Ożarowa, gdzie przy budynku tamtejszej przychodni zatrzymuje mnie dzwonek telefonu. Oczywiście sekundy mi zabrakło żeby odebrać, ale skoro się już zatrzymałam uwieczniam jeszcze kościół.
Kościół w Ożarowie© fotoaparatka
Ruszam dalej asfaltem biegnącym z boku ożarowskiego dworku z nadzieją, że uda mi się nią dostać do stawów. Z niewielkim wahaniem pedałuje przed siebie, aż do momentu kiedy moim oczom ukazuje się pokaźne stado owiec.
część stada owiec© fotoaparatka
Wracam na drogę i po chwili widzę znajome budynki co oznacza, że jestem niedaleko zielonego szlaku. Odnajduję oznakowanie i skręcam zgodnie z nim w las. Niestety jest to ostatnie znaczek, który widzę. Przekonana, że pedałuje dobrze odkrywam zawaloną drewnianą chatkę.
drewniana chatka© fotoaparatka
Momentalnie rozbudza się moja ciekawość. Obchodzę budynek dookoła, zaglądam w okna gdzie widzę świetną drewnianą szafę. Korci mnie by wejść do środka i dokładnie się jej przyjrzeć, rozsądek jednak bierze górę i zostaje na zewnątrz. Widać, że chatka kryta była jeszcze strzechą.
Opuszczam miejsce i w przekonaniu, że jadę dobrze ruszam przed siebie. Po czasie jednak okazuje się, że w pewnym momencie zgubiłam gdzieś szlak :) Udaje mi się jednak wyjechać na drogę już mi znaną, którą kieruję się nad Stawy Ożarowskie.
staw numer 1© fotoaparatka
staw numer 2© fotoaparatka
staw numer 3© fotoaparatka
Wracam na zielony szlak otoczony kwitnącymi kasztanami, który wyprowadza mnie z terenu stawów.
zielony szlak© fotoaparatka
Owym docieram do wsi Dobijacz, gdzie spotkam dwa bociany w czasie klekotkliwej wymianie zdań.
gnizdo z boćkami© fotoaparatka
Z Dobijacza powracam do Ożarowa, skąd kieruję się na Wierzbie, Marki i lasem wracam do domu.
W domu uzupełniam stracone kalorie, wypijam herbatę i stwierdzam, że jeszcze za mało pedałowania dzisiaj. Wskakuję w SPD-ki i za chwilę jestem już w drodze do Bieńca. Tam jak zwykle interesuje mnie źródło, w którym napełniam bidon oraz Warta przy której brzegach spędzam, dłuższą chwilę.
Warta przy źródle Bony© fotoaparatka
Wracam przez Kępowizne i Kałuże Kolonie do domu.
Kategoria do i z pracy, sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
34.16 km
19.70 km teren
01:55 h
17.82 km/h:
Maks. pr.:38.80 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 379 kcal
Rower:Author
rezerwat węże i żabie kumkanie
Niedziela, 1 maja 2011 · dodano: 01.05.2011 | Komentarze 15
W planach był dziś Danków, ale jak to zwykle bywa nie wyszło. Z racji dość niepewnej pogody wybieramy żabi staw i Rezerwat Węże.Po obiedzie przebieramy się więc w rowerowe i ruszamy. Już na początku wiatr dość ostro daje się we znaki. Dojeżdżamy do Załęcza Wielkiego i skręcamy w stronę mostu, z którego kierujemy się na Bukowce. Po kilku minutach mijamy wioskę i dalej żółtym szlakiem pedałujemy w las.
Na drodze ewidentnie widać, że od dawna porządnie nie padało. Zastajemy tam piach, piach i jeszcze raz piach.
Męcząc się z piaskiem pod kołami bokiem mijamy Wronią Wodę, Jarzębie i Górę Św. Genowefy. W końcu jednak udaje nam się wyjechać z lasu ,co jednak nie zmienia sytuacji. Polna droga wita nas tym samym co było w lesie.
Wyjazd na polną drogę© fotoaparatka
Po trudach jazdy w terenie docieramy w końcu do stawu.
Niestety przez niemiłosierny wiatr z trudem można usłyszeć niesamowite echo kumkających żab. Wieje tak, że chce nam pourywać głowy, więc nie zabawiamy tam długo. Ruszamy dalej piaszczystym szlakiem w kierunku Bobrownik. Przed samą wsią zaliczam glebę, ale ląduję w piasku więc upadek nie jest bolesny:)
W Bobrownikach znów przekraczamy Wartę i kierujemy się w stronę rezerwatu. Tym razem docieramy tam pieszym szlakiem, na którym nie jesteśmy jedynymi rowerzystami. Po częściowym podjeździe na Górę Zelkę dostrzegamy pierwszą niezakratowaną jaskinie.
Chwila przerwy, w której decydujemy się na dalsze wniesienie rowerów, bo podjechać się niestety nie da. W rzeczywistości wygląda to jednak tak, że Krzysiek wnosi rowery na szczyt a ja mu się bacznie przyglądam i kibicuje ;)
Na górze zastajemy całe mnóstwo rowerzystów, którzy błądzą po rezerwacie szukając drogi wyjścia. Oczywiście próbujemy pomóc :)
Jeszcze na chwilę przystajemy przy dwóch jaskiniach, po czym ruszamy z powrotem niebieskim szlakiem.
Zjazd z Góry Zelki potrafi podnieść trochę adrenalinę. Na szczęście udaje mi się jakoś bezpiecznie zjechać na dół.
W drodze powrotnej jeszcze na chwilę przystajemy na moście w Bobrownikach po czym, ku mojemu niezadowoleniu, wracamy do domu ta samą trasą.
Kategoria Załęczański Park Krajobrazowy, W towarzystwie
Dane wyjazdu:
52.29 km
8.43 km teren
02:35 h
20.24 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 617 kcal
Rower:Author
między deszczem
Piątek, 29 kwietnia 2011 · dodano: 29.04.2011 | Komentarze 9
Wczesna pobudka i półgodziny później pedałuje już do pracy, Leń został przerwany. Poranek rześki i nawet ciepły.Pierwszy przystanek robię sobie przy stawach, niestety nie parują dziś tak jak poprzednio, ale mimo wszystko widok jest piękny.
stawy o poranku© fotoaparatka
Ruszam dalej krajówką przez Dzietrzniki, mijając bokiem Grębień do Pątnowa. Na górce przy Skręcie na Popowice robię sobie chwilkę przerwy na uchwycenie wschodu słońca i drogi w porannym świetle.
droga krajowa nrr 43© fotoaparatka
wschód© fotoaparatka
Ruch dziś mimo wczesnej pory duży, obserwując kolejne zapakowane po brzegi auto uświadamiam sobie, że to przecież piątek- dzień targowy. Mijam Kamionkę, Nowy Świat i po lekkim podjeździe docieram do Wielunia. Jeszcze kilka skrzyżowań i jestem na miejscu, pół godziny wcześniej. W sam raz aby doprowadzić się ze stanu rowerowego na pracowniczy :D
W samo południe powrót do rowerowego stanu, obranie trasy powrotnej i ruszam. Już po chwili cieszę się, że dziś wybrałam rower. Wieluń zakorkowany po brzegi. Samochody stoją a ja mykam sobie w najlepsze. Po chwili jestem już na drodze w kierunku Gaszyna. Droga ta niespecjalnie przyjazna rowerzystą. Nie dość, że krajówka to jeszcze zero jakiegokolwiek pobocza.
W Gaszynie atakuję drewniny kościółek, koło którego byłam zimą :) Otoczony świeżą zielenią prezentuje się o wiele lepiej.
Kościół Gaszyn© fotoaparatka
Z Gaszyna dalej krajówką do Kadłuba i następnego drewnianego kościoła. Tym razem zastaję otwarte drzwi, więc mogę zajrzeć do środka. Przez kratę co prawda ale to zawsze coś.
wnętrze kościoła w Kadłubie© fotoaparatka
Po wyjściu ze świątyni spoglądam na niebo, które coraz bardziej zaczyna mnie niepokoić. Nad głową zaczyna mi się kłębić coraz więcej ciemnych chmur.
W Kadłubie z krajówki skręcam na czarny szlak, mijam cmentarz i kilka minut później jestem już w Popowicach. Na chwilkę przystaję przy tamtejszym kościele i ruszam dalej, z coraz większym niepokojem obserwując niebo.
Kościół Popowice© fotoaparatka
Czarnym szlakiem docieram do Grębienia, gdzie mam zahaczyć o kolejny drewniany kościół. Jednak przybierający na sile wiatr i chmury, które już centralnie wiszą nad moją głową skutecznie zniechęcają mnie do pomysłu. Czym prędzej pedałuję w kierunku dobrze mi znanej "częstochowskiej".
Po wyjeździe na krajówkę wiatr ostro daje się we znaki, co bardzo szybko zniechęca mnie do dalszej jazdy. W Dzietrznikach zatrzymuje mnie dylemat: czy dalej prosto, czy skręcić i wybrać dłuższą trasę ale za to przez las. Pierwsza opcja zwycięża i szybko okazuje się, że jest to bardzo dobry wybór. Około 1,5 kilometra przed domem atakuje mnie deszcz. Początkowo delikatnie, by później przybrać na sile. Na podwórko dojeżdżam przemoczona, ale to wiosenny deszczy i kto wie może jeszcze urosnę :D
Przeczekuje deszcz i po obiedzie dopada mnie niedosyt pedałowania. Pogoda ni to na deszcz, nie to na słońce. W między czasie dostaję zadanie do wykonania, po męczarniach z drukarką pakuje zaproszenie i ruszam w kierunku Doliny Objawienia.
Ruszam szlakiem, który ostatnio pokazał mi brat. Chcę sprawdzić pewne miejsce.
nowy szlak© fotoaparatka
Nie wiem czy dokładnie trafiam do umyślonego miejsca, jednak muszę jeszcze podpytać tatę o dokładną lokalizację. Po chwili modyfikuję trochę trasę i znaną mi od dawna drogą ruszam do doliny. Wieszam zaproszenie, co wcale nie jest takie łatwe jak myślałam i schodzę do źródełka.
Objawienia tablica© fotoaparatka
Droga do źródełka© fotoaparatka
Pogoda zdecydowanie idzie ku lepszemu, decyduję się więc na Kępowiznę. Z Objawienia wyjeżdżam żółtym szlakiem. Po kilku minutach wyjeżdżam na asfalt i prosto na kąpielisko. Tutaj słoneczko znów pokazuje się za chmur i robi się na powrót piękna pogoda.
Kąpielisko© fotoaparatka
Otoczona brzoza© fotoaparatka
Spędzam chwilę na plaży po czy ruszam w drogie powrotną. Znów przez Objawiane, tym razem docierając tam drogą przy Florianie.
Pedałuję dalej, przejeżdżam przez przejazd kolejowy i za chwilę jestem przy pomniku powstańców.
pomnik© fotoaparatka
Pod nogami spotykam ślimaka, którego przez chwilę niepokoję.
ślimak© fotoaparatka
Stąd drogą przy trzecim stawie docieram do asfaltu i nim już kieruje się prosto do domu.
Dane wyjazdu:
40.05 km
19.01 km teren
02:09 h
18.63 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 459 kcal
Rower:Author
Byle gdzie, byle pojeździć ......
Sobota, 16 kwietnia 2011 · dodano: 16.04.2011 | Komentarze 6
Jakoś tak wyszło, że praktycznie cały tydzień nie byłam na rowerze. Jak nie paskudna pogoda to praca, nic więc dziwnego, że nie mogłam się doczekać weekendu :)Dziś pogoda idealna lekki wiaterek, słońce i ciepło, po uporaniu się więc z przedświątecznymi porządkami ruszam bez celu, byle przed siebie. Leśnymi ścieżkami przemykam koło trzeciego stawu, mogiły powstańców do Doliny Objawienia, gdzie przystaję. Po chwili mijając figurkę Floriana skręcam w drogę prowadzącą na asfalt, z którego po kilku metrach skręcam na żółty szlak w kierunku Kępowizny. Dojeżdżam na plażę, gdzie kieruje się do mojego ulubionego zakątka nad Wartą.
Warta_Kępowizna© fotoaparatka
Słońce przyjemnie grzeje, aż nie chce się ruszać dalej. Po kilku minutach wracam znów na drogę prowadzącą do Załęcza. Do samej wsi jednak nie wjeżdżam. Kierując się drogowskazem skręcam na Kluski. Troszkę pedałowania pod górkę i moim oczom ukazuje się taki oto widok.
Kluski_widok© fotoaparatka
Z Klusek dalej żółtym szlakiem skręcam w teren i znów pod górkę, ale o dziwo jakoś łatwo się podjeżdża. I tak owym szlakiem jadę sobie przed siebie, po drodze mijając śliczny drewniany domek, jednakże przed domem stoi gospodyni i dziwnie się na mnie patrzy, rezygnuję więc z fotografowania. (ale ja tam jeszcze wrócę :)) Chwilkę później mijam pomnik postawiony przez koło łowieckie Daniel swojemu patronowi Św. Hubertowi. Przystaje przy nim chwilę po czym ruszam dalej powoli zaczynając brnąć w piachu. Parę minut później mój szlak styka się, ze żwirowiskiem. W środku wielkiego dołu dostrzegam kicające zające, które jednak okazują się szybsze od mojego aparatu :)
Żwirowisko© fotoaparatka
Przed wyjazdem na asfalt napotykam jeszcze jeden pomnik tym razem postawiony przez koło łowieckie "Sarna" z Działoszyna.
pomnik Św. Huberta© fotoaparatka
Na drogę wyjeżdżam w Załęczu Małym i po chwili zastanowienia ruszam w Kierunku Załęcza Wielkiego, gdzie skręcam na most. Na moście znów chwila zawahania jaką drogą dalej. Wybór pada na Wronią Wodę. Z mostu, skręcam więc w kierunku Bukowców w bardzo malowniczy szlak.
Załecze Wielkie_żółty szlak© fotoaparatka
Wybór owego szlaku wiąże się z powrotem w teren i tak najpierw szutrową a potem leśną drogą pedałuję sobie obmyślając jakiś innowacyjny plan na starorzecze. Postanawiam ze szlaku skręcić wcześniej niż zazwyczaj. Wybór okazuje się niezwykle trafny. Odnajduje bardzo urokliwy zakątek Warty, do którego z pewnością jeszcze nie raz będę wracać, a i Wronia Woda ukazuje mi się z zupełnie innej strony niż zwykła to robić :)
zakątek Warty© fotoaparatka
Wronia Woda© fotoaparatka
Spędzam dłuższą chwilę, zarówno w jednym jak i w drugim miejscu, po czym wyruszam w drogę powrotną. W Załęczu Wielkim atakuje mnie pies, na szczęście z kagańcem. Właściciele jednak szybko reagują i psina potulnie do nich wraca zostawiając mnie w spokoju.
Po wyjeździe na most jeszcze na moment ruszam w kierunku ośrodka ZHP do wierzby, która o tej porze roku bardzo fajnie się prezentuje.
Wierzba na Wartą© fotoaparatka
Spod wierzby przez Załęcze Wielkie i Kałuże Kolonię docieram praktycznie do domu. Praktycznie bo po drodze zjeżdżam jeszcze na staw, gdzie bardzo dawno mnie nie było, a stamtąd już prosto na rodzinne podwórko:) I tak przekroczyłam 2000 km. kto by pomyślał :D
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
30.56 km
4.50 km teren
01:43 h
17.80 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Ćwierćwieczne poszukiwanie wiosny.
Środa, 6 kwietnia 2011 · dodano: 06.04.2011 | Komentarze 12
I stało się, rano wstałam już o rok starsza. Od dziś mogę legalnie używać kremów przeciwzmarszczkowych 25+ :D Wracając jednak do mojego dzisiejszego pedałowania... założenie było takie ile lat tyle kilometrów, ale nie wyszło koniec końców skończyłam na trzydziestce. Pogoda dzisiaj nie specjalnie ochoczo nastrajała do jazdy ale słowo się rzekło.Po pracy i upichceniu obiadu ruszam zdobywać kolejne lata :) Na chwilkę wyjeżdżam na krajówkę, z której po paru metrach skręcam w las. Droga leśna, cóż akcja wycinki drzew w pełni, a drogi szkoda gadać. Na poboczu napotykam jemiołę i na wszelki wypadek zaopatrzam się w jedną gałązkę.. cóż nigdy nic nie wiadomo :D
wycinka© fotoaparatka
W lesie przejeżdżam przez przejazd kolejowy skąd już prosto do Doliny Objawienia po wodę do picia. Przy źródełku już powoli zaczyna kręcić się wiosna z mnóstwem swoich kolorowych akcentów.
Objawienie© fotoaparatka
To tu to tam jakiś maleńki kwiatuszek lub zielona gałązka :)
cyganki© fotoaparatka
kwiatek© fotoaparatka
gałązka maliny© fotoaparatka
Z Objawienia żółtym szlakiem, z którego skręcam przy pomniki Floriana i dalej leśno-polną drogą docieram do asfaltu. Tam znów skręcam na żółty szlak i przez Kępowizn, Bieniec docieram do brzegów Warty obok źródła Królowej Bony. Na plaży przy dźwiękach muzyki szukam kolejnych oznak wiosny :)
kotek© fotoaparatka
różowy© fotoaparatka
Ruszam dalej nad brzegami rzeki w pewnym momencie skręcając w piękny wąwóz prowadzący do Bieńca Małego.
wąwóz© fotoaparatka
Wjeżdżam do wsi gdzie trzeba zmierzyć się z wiatrem, który powiewa w przeciwnym kierunku. Dojeżdżam do skrzyżowania i skręcam w kierunku Pątnowa.
czarny szlak© fotoaparatka
Tym razem przez chwilę wiatr z boku a ja ciesze się, że wzięłam ze sobą mp3 to przynajmniej nie słyszę nieprzyjemnych podmuchów. Boczny wiatr trwa jednak chwilę i znów staje z nim twarzą w twarz aż do samego Pątnowa.
Mijając po prawo źródło Św. Rocha skręcam w kierunku boiska, za którym stoi niedawno odkryty przez mnie dworek. Robię przerwę na batona i wędruję dokładnie przyjrzeć się budynkowi. Z mich dzisiejszych eksploracji wynika, że na terenie dworskiego podwórza znajdują się dwa pomniki przyrody. Piwnice to istne wylęgarnie komarów o specyficznym piwnicznym zapachu. Do środka wejść nie można, choć gdyby się uprzeć przez piwnicę dałoby radę :)
pątnów dworek© fotoaparatka
tyły dworku© fotoaparatka
Po penetracji wsiadam na rower i ruszam w drogę powrotną z małym zawahaniem. Wracać przez Bieniec czy przez Dzietrzniki? Wybieram pierwszą opcję, do której przekonuje mnie wiatr :) Ostatni odcinek trasy znów twarzą w twarz z podmuchami ale jakoś udaje się dotrzeć do domu.
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy