Info
Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Maj1 - 2
- 2013, Czerwiec1 - 4
- 2013, Maj1 - 2
- 2013, Kwiecień1 - 4
- 2012, Listopad1 - 6
- 2012, Wrzesień2 - 8
- 2012, Sierpień2 - 7
- 2012, Lipiec3 - 8
- 2012, Czerwiec6 - 13
- 2012, Maj10 - 43
- 2012, Kwiecień9 - 44
- 2012, Marzec7 - 57
- 2011, Październik2 - 12
- 2011, Wrzesień4 - 25
- 2011, Sierpień7 - 44
- 2011, Lipiec11 - 46
- 2011, Czerwiec12 - 86
- 2011, Maj11 - 99
- 2011, Kwiecień12 - 108
- 2011, Marzec14 - 116
- 2011, Luty5 - 29
- 2011, Styczeń5 - 35
- 2010, Październik2 - 10
- 2010, Wrzesień2 - 4
- 2010, Sierpień4 - 10
- 2010, Lipiec14 - 58
- 2010, Czerwiec13 - 23
- 2010, Maj13 - 3
- 2010, Kwiecień7 - 2
Dane wyjazdu:
30.24 km
1.12 km teren
01:38 h
18.51 km/h:
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 355 kcal
Rower:Author
Dzisiejszy cel elektrownia wiatrowa
Sobota, 10 marca 2012 · dodano: 10.03.2012 | Komentarze 6
Z nadzieją w oczach zerkam dziś za okno, gdzie raz zza chmur nieśmiało wygląda słońce, a raz zbiera się na deszcz. A ja ma taką wielką chęć na wycieczkę....Koło godziny 13 przestaję się jednak przejmować tym co dzieje się na niebie, przebieram się w rowerowe i ruszam w świat.
Przez Kałuże Kolonie, Kępowiznę docieram do Bieńca, z którego jednak parę metrów dalej skręcam w stronę mojego ulubionego rozwidlenia dróg:)
Krzyż na rozwidleniu© fotoaparatka
Po chwilowym przystanku wsiadam powtórnie na siedzonko i przez Bieniec Mały docieram do Łaszewa.
Zaraz po wspinacze do wioski napotykam pedałujących w przeciwnym kierunku rowerowych zapaleńców, tak więc nie jestem sama w tym marcowym pedałowaniu.
Przemierzam Łaszew, by w końcu dotrzeć do umyślonego celu dzisiejszej podróży, a mianowicie elektrowni wiatrowej.
Oj powstało jesienią trochę tych wiatraczków na terenie Ziemi Wieluńskiej, ale ponoć ten jest z nich największy....
Elektrownia wiatrowa© fotoaparatka
Nie docieram jednak zbyt blisko, bo okazuje się, że trzeba by było dostać się do Mierzyc, a mi wiatr zaczyna coraz bardziej doskwierać.
Tym razem wystarcza mi jedynie widok z pobliskich Łaszewskich pól, gdzie błota po kolana.
Cóż pozostaje udać się w drogę powrotną i na walkę z coraz mocniejszym wiatrem.
Żegnam Łaszew i przez Bieniec Mały, gdzie o mały włos nie zaatakowało mnie wyrośnięte psisko (ludzie chyba nigdy nie nauczą się zamykać furtek, na których zawsze widnieje tabliczka Uwaga zły pies), znów znajduję się na rozstaju przy krzyżu.
Tym razem wracam przez Parcele i Pątnów, drogą za którą moja gmina będzie musiała słono zapłacić;)
W Pątnowie robię sobie krótki postój na przystanku, żeby choć na chwilę odetchnąć od wszechobecnego wiatru.
Ruszam dalej i przed wjazdem do Bieńca skręcam w teren...... Szybko żałuję tej decyzji... ale już nie chce mi się wracać.... brnę więc w potężnym błocku, prowadząc rower, bo o jeździe nie ma mowy. TRAGEDIA
Wkrótce jednak czaka mnie nagroda za trudy.
Staje przy sadzie, który od zawsze budził moją ciekawość za sprawą szopy, która w nim stoi. Nigdy nie jedna nie pofatygowałam się przyjrzeć jej bliżej. Dziś postanawiam nadrobić zaległości. Zresztą chwila odpoczynku mi się należy.
Sad w Ddzietrznikach dzrewka© fotoaparatka
szopa w sadzie© fotoaparatka
Podchodzę bliżej zabudowania i co dziury w tej szopce takie, że wiatr hula we wszystkie strony.... bardziej to przypomina drewniane sitko, niż szopę:) Postanawiam jednak nie wchodzić do środka, zresztą wszystko i tak widać na zewnątrz.
Zwiedzam dalej sad, a tu w oddali dostrzegam pokaźne stadko pasące się na łące.
stadko wyczuło intruza© fotoaparatka
uciekać czy nie uciakć© fotoaparatka
trzeba przerwać obiad... wiejemy© fotoaparatka
Sarny dają mi czas na wyciągniecie aparatu, pstryknięcie parę fotek po czym uciekają. Nie pozostaje mi nic innego jak też odwrót w stronę roweru.
Udaje mi się w końcu wybrnąć z błota na asfalt, gdzie ma miejsce krótkie czyszczenie opon patyczkiem. Nie wiele to jednak daje...
Ruszam, by po chwili zatrzymać się przy moim parafialnym kościele. Chwile fotografowania, w której stwierdzam, że z nieba zaczynają powoli kapać mokre krople.
Kościół w Dzietrznikach_ parafia© fotoaparatka
Nie ma czasu na dłuższy postój, oraz realizację wcześniejszych planów. Trzeba skrócić trasę i krajówką dotrzeć do domu.
Lekko zroszona wracam do domu, by chwilę później obserwować już deszcz zza okna.
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
18.80 km
14.32 km teren
01:00 h
18.80 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 206 kcal
Rower:Author
po mostku, gajówce i stodole....
Środa, 7 marca 2012 · dodano: 07.03.2012 | Komentarze 10
Ta słoneczna pogoda nie daje mi spokoju.... załapałam powtórnie bakcyla rowerowego na całego ;)I dziś kiedy kończę prace po głowie chodzi tylko jedna myśl, żeby choć na chwilę, choć na moment wyskoczyć na rower. Udaje się ! Po szybkim obiedzie pakuje manatki, przebieram się w rowerowe i w drogę...
Przez leśna arterie, które ku mojemu zadowoleniu są suche, docieram do mostu na rzece Wierzbie. Tam tradycyjnie robię sobie przystanek
Mosteczek na rzece© fotoaparatka
Ruszam dalej obierając sobie dalej terenową trasę mijając bokiem Marki. Tu już się tak przyjemnie nie jedzie. Gdzie nie gdzie jeszcze błocko, które skutecznie spowalnia pedałowanie.
leśna stołówka© fotoaparatka
Na każdej bocznej ścieżynie zastaje tabliczki z zakazem wstępu Ostoja zwierzyny i faktycznie obok jednej takiej dróżki spotykam pokaźne stadko jeleni. Niestety zwierzęta szybko mnie zauważają i nie zdążam wyciągnąć aparatu :(
Ruszam więc dalej...
Wyjeżdżam z leśnej drogi na asfalt, z którego jednak za chwilę zjeżdżam w stronę gajówki... lubię to miejsce, nie wiem dlaczego ale lubię.
gajówna na Markach© fotoaparatka
Obchodzę zabudowania ze wszystkich stron, co wiosną i latem byłoby raczej niemożliwe, z powodu krzaków okalających płot, po czy wsiadam na rower i "pędzę" w kierunku Wierzbia.
Obieram drogę powrotną, tym razem do samych Marek asfaltem.
Jakże przyjemnie się jedzie, gdyby jeszcze nie to zimne powietrze wypełniające płuca było by świetnie.
Zaraz po wjeździe do wioski zamienia równą asfaltową drogę na terenowe dziury, by po kilku metrach skręcić w stronę Mileniówki. Wcześniej zatrzymują mnie jeszcze opustoszałe zabudowania.
bo ja lubię stodoły© fotoaparatka
Przeczesuje wnętrze stodoły, bo jak by inaczej, jednak oprócz rozwalonej wersalki nic tam ciekawego nie znajduje. Pakuje wiec aparat i dojeżdżając do mostku, wracam do domu tą samą trasą.
Kategoria sam na sam
Dane wyjazdu:
18.34 km
0.32 km teren
01:00 h
18.34 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 200 kcal
Rower:Author
mimo słońca w burzowej atmosferze
Sobota, 3 marca 2012 · dodano: 04.03.2012 | Komentarze 6
Dzisiejszy wyjazd rowerowy stoi pod ogromnym znakiem zapytania, a to za sprawą dziwnego bólu jaki wkradł się pomiędzy żebra mojego towarzysza.Po południu postanawiamy pojechać, ze względu jednak porę dnia oraz ograniczone możliwości oddechowe, wybieramy krótką trasę.
Mimo, iż na niebie pełne słońce pomiędzy Authorem a Meridą trzaskają gromy, które jednak im bliżej rzeki tym bardziej tracą na sile.
Nad Wartę dostajemy się przez Kałuże Kolonie, z których skręcamy na Kępowiznę, skąd dalej prosto do głównego punktu naszej wycieczki.
Krzyż w Kałużach© fotoaparatka
Przed Bieńcem skręcamy z asfaltu, zgodnie z oznaczeniem żółtego szlaku, w kamienisty zjazd na pola.
To co ukazuje nam się za zakrętem nie zachęca Nas do dalszego pedałowania, bo i pedałować się nie da. Błoto i kałuże po kolna.
Po takim widoku nie upieram się co do odwiedzin źródła Królowej Bony. Mimo, iż jesteśmy niedaleko, skręcamy jednak w stronę rzeki, gdzie robimy krótki pojednawczy postój :)
Gdzie niegdzie jeszcze lód© fotoaparatka
Warta w Bieńcu© fotoaparatka
Na plaży okazuje się, że gdzieś po drodze zniknęło nam przednie oświetlenie Meridy, więc powrót na asfalt to zerkanie po trawiastych brzegach szlaku. Ku naszej radości lampka odnajduje się i możemy już spokojnie ruszać w drogę powrotną, w znacznie lepszych nastrojach:)
Nie kombinujemy z drogą powrotną, po tym co zobaczyliśmy na szlaku wolimy trzymać się asfaltu. Wycieczkę wieńczy widok jaki ukazuje się naszym oczom po do-pedałowaniu do Kałuż.
srenki na łące© fotoaparatka
Kategoria Załęczański Park Krajobrazowy, W towarzystwie
Dane wyjazdu:
23.65 km
0.51 km teren
01:20 h
17.74 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 272 kcal
Rower:Author
inauguracja 2012
Piątek, 2 marca 2012 · dodano: 03.03.2012 | Komentarze 5
Od mojego ostatniego kręcenia mijają trzy miesiące. Nie sposób więc opisać ogromna radość, kiedy w końcu mogę powtórnie zasiąść na mój ukochany rower.Pogoda co prawda nie za specjalna bo i pochmurno i gdzieś w eterze ciągle napominają o jakiś deszczu ale co tam... mam towarzysza i ogromne chęci więc wyruszamy przed siebie.
Tradycyjnie po długiej nieobecności, na pierwszy plan idzie rzeka Warta, więc kierujemy się w stronę Ośrodka Nadwarciański Gród. Nie inaczej jak przez Kałuże Kolonie, gdzie zaczynam odczuwać przerwę w rowerowaniu, do Załęcza Wielkiego, gdzie skręcamy w stronę mostu.
Przy przeprawie na druga stronę rzeki robimy, krótki postój głównie dla mnie i dla aparatu, który czekał z wytęsknieniem w plecaku:)
Warta przy moście w Załęczu Wielkim© fotoaparatka
Kiedy Krzysiek stwierdza, że moje pstrykanie to najnudniejsza część każdej rowerowej wycieczki ruszamy dalej, już drugą stronę rzeki. I tak z visa vi z wiatrem docieramy w końcu do Grodu.
Brama główna Nadwarcieńskiego Grodu© fotoaparatka
Tam nasz szlak zmierza w kierunku brzegu Warty, gdzie korzystamy z wszystkich atrakcji placu zabaw, w końcu w każdym z nas tkwi dziecko :)
Po chwili zabawy ruszamy w drogę powrotną. Pogoda coraz bardziej zaczyna nam doskwierać i niebo coraz bardziej się zachmurza. Nie ma co czekać.
Do mostu docieramy tym samym szlakiem, jednak z krótkim postojem :)
kornik w wierzbie© fotoaparatka
Kiedy udaje nam się już wyjechać z Załęcza, Krzysiek wpada na pomysł małej modernizacji drogi powrotnej. Przyznam szczerze, że nie pałam entuzjazmem do nowej idei ale w końcu daję się namówić.
Po wyjeździe z wioski skręcamy, wiec w stronę Klusek, z których przez Garbową dostajemy się do Dalachowa.
Kiedy kończy nam się asfalt i docieramy do skrzyżowania, mój pewny znajomości drogi, towarzysz gubi się :) Nie słuchając moich podpowiedzi kręcimy się po wszystkich bocznych dróżkach.
W ostateczności jednak wybór pada na drogę, którą ja obstawiałam, choć wygląda ona na najmniej zachęcającą .
Koniec końców docieramy wreszcie do Gabryśki, gdzie robimy krótki postój.
Do domu wracamy krajówką męcząc się z wiatrem wiejącym prosto w twarz.
Kategoria W towarzystwie, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
22.40 km
3.45 km teren
01:16 h
17.68 km/h:
Maks. pr.:44.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Starymi drogami
Sobota, 15 października 2011 · dodano: 24.10.2011 | Komentarze 7
Wchodzę do garażu, rzucam spojrzenie na rower i robi mi się przykro, że tak ostatnio go zaniedbuję. Wracam do domu przebieram się w rowerowe i idę wyprowadzić brykę na przejażdżkę. Pogoda typowo jesienna ciemne chmury z odrobiną słonecznych chwil. Postanawiam popedałować nad Wartę, wszak dawno mnie tam nie było.Przez Kałuże Kol. docieram do Kępowizny. Przejeżdżam obok drewnianego młyna wodnego, za którym na chwilę przystaję, by uwiecznić pożółcone liście.
jesienna droga© fotoaparatka
Ruszam dalej żółtym szlakiem, który jak to zwykle bywa doprowadza mnie do zjazdu na źródło królowej Bony. Cóż zjeżdżam i chwilę później zatrzymuję się by przyjrzeć się łące, która jeszcze niedawno kwitnęła tęczą kolorów, a dziś .....
pożółkłe pola przy szlaku© fotoaparatka
Ruszam dalej dojeżdżam do zabudowań oraz owego źródła, gdzie sprawdzam pozostawionego kiedyś waipointa. Ku mojemu zadowoleniu odnajduję go na swoim miejscu i to nawet w bardzo dobrym stanie :)
zabudowania przy źródle© fotoaparatka
Ruszam dalej. Szlakiem biegnącym przy samym korycie Warty docieram do skrzyżowania, gdzie dostrzegam drogę, której jeszcze nie zwiedziłam. Pokusa odkrycia nowych ciekawych miejsc jest tak silna, że kierownica sama skręca w nieznaną leśną ścieżkę. Docieram nią do niezwykle urokliwego brzegu rzeki, zboczenie z obranej trasy staje się więc genialnym pomysłem. Stawiam rower przy drzewie i przechadzam się piaszczystym szlakiem. Żałuję tylko, że nie trafiłam tam latem.
nowo odkryty brzeg© fotoaparatka
Podczas przechadzki wychodzi nawet słońce...
Druga strona brzegu© fotoaparatka
W końcu trzeba jednak wrócić do rzeczywistości... wracam do roweru i pedałuje w stronę punktu wyjścia. Docieram do skrzyżowania i dalej już wąwozem docieram do Bieńca Małego.
Z powodu dokuczającego wiatru rezygnuję z jednego z zaplanowanych punktów wycieczki i kieruję się w stronę Bieńca. Po drodze zatrzymuje mnie jednak zółte pole pełne słoneczników. Nie da się obok takiego widoku przejechać obojętnie, przystaję więc by wiecznik widok moim "trzecim okiem".
jesienne pole słoneczników© fotoaparatka
Ruszam dalej w drogę powrotną. Mijam Kępowiznę i po wyjeździe na "załęczańską" drogę decyduję się jeszcze zahaczyć o źródełko Objawiania.
Droga do Doliny Objawiania© fotoaparatka
Dolina Obajwania raz jeszcze© fotoaparatka
Spędzam tam chwilę, podczas której sprawdzam pozostawionego waypointa i ruszam już bezpośrednio do domu.
Omijam Kałuże Kolonię bokiem i wracam leśnymi ścieżynami.
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
31.13 km
10.23 km teren
01:38 h
19.06 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 364 kcal
Rower:Author
Inauguracja jesieni_ stawy Ożarowskie
Sobota, 1 października 2011 · dodano: 15.10.2011 | Komentarze 5
Nie mam weny, więc opis będzie później.... póki co są zdjęciastara stodoła© fotoaparatka
jeden z ożarowskich stawów© fotoaparatka
ostatni ze stawów© fotoaparatka
łabędzia rodzina© fotoaparatka
Kategoria sam na sam
Dane wyjazdu:
31.82 km
15.28 km teren
01:45 h
18.18 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
Przykra niespodzianka i jazda pod ostrzałem
Niedziela, 18 września 2011 · dodano: 18.09.2011 | Komentarze 6
I znów tygodniowa przerwa w trakcie, której nie zaglądałam do mojego roweru i jak się okazuje był to błąd. Dziś gdy już postanowione zostaje, że udam się na rowerową wycieczkę, zastaję niemiłą niespodziankę. Już chce wyprowadzać mój pojazd z miejsca postoju kiedy okazuje się, że w przednim kole nie ma zupełnie powietrza.Po głowie kłębią się pytania jak to się mogło stać? Przecież jeszcze tydzień temu wszystko było w należytym porządku, no może nie licząc jakiejś usterki w tylnych hamulcach. Szukam w pamięci odpowiedzi na kolejne pytanie, czy ja mam jakiś zapas i uzyskuję negatywną odpowiedź. I co teraz.... ????W tym momencie moim oczom ukazuje się rower Krzyśka, który wydaje się, że wręcz krzyczy...weź mnie:) Skoro już nie mam wyjścia, raz mogę zrobić wyjątek.
Jak mam już pojazd pozostaje zjeść obiad i ruszać w drogę. Jak zwykle nie potrafię się zdecydować na trasę. Po głowie chodzą bowiem dwie opcje. Decyduje w trakcie jazdy. Nie skręcam na Kluski w zamian za to kieruję się na most w Załęczu Wielkim. Przejeżdżam przez most i pedałuje do pomnika, gdzie niegdyś zostawiłam chyba pierwszego w swojej "karierze" waypointa. Sprawdzam miejsce ukrycia i ku mojemu zadowoleniu znajduje i pozostawiony kod.
Zadowolona ruszam dalej, za cel obierając sobie Wronią Wodę. Przed Bukowcami zatrzymuje się jednak aby spojrzeć okiem obiektywu na widok jaki roztacza się ze wzniesienia nieopodal szlaku. Przedzieram się przez piach zoranego pola i wdrapuje się na górkę. Wyciągam aparat i robię to co uwielbiam. Wtem słyszę odgłos wystrzału. Nie ma co ryzykować trzeba schodzić, tym bardziej, że gdzieś w oddali wypatruję ambonę myśliwską.
wzniesienie na szlaku© fotoaparatka
widok ze wzniesienia 2© fotoaparatka
Wracam do roweru i ruszam dalej. Zauroczona brzozami, które powoli zaczynają przybierać jesienne kolory zbaczam ze szlaku i pedałuję tajemniczą drogą. Nie trwa to jednak długo, znów słyszę strzały, tym razem gdzieś bliżej mnie. Wracam na szlak zastawiając się, czy oby na pewno brnąć dalej do wyznaczonego celu.
Docieram do Bukowców i dalej szlakiem przez las prosto do starorzecza. Od czasu do czasu słysząc odgłosy strzałów. Nie mam wątpliwości, że w okolicach jest jakieś polowanko.
Drga do Wroniej Wody© fotoaparatka
W końcu docieram do Wroniej Wody.
Dziwnie tam dzisiaj. Taka ładna pogoda, a ja nie dostrzegam żadnego wędkarza. Przechadzam się brzegami i znów gdzieś blisko słyszę strzały. Staje się mało przyjemnie, nie ma co czekać trzeba zabierać się z tego lasu.
Wracam. W pewnym momencie okazuje się, że gdzieś posiałam okulary. Nie mam najmniejszej ochoty wracać, ale jednak jest mi ich szkoda. Zawracam na szczęście odnajduje je w pobliżu przy drodze.
Docieram do Załęcza. Za mostem jeszcze zbaczam w polną drogę, co okazuje się doskonałym pomysłem. Zastanawiam się dlaczego wcześniej tam nie trafiłam. Pstrykam i wracam na szlak powrotny.
nowa miejscówka nad Wartą© fotoaparatka
Wyjeżdżam z Załęcza i mam już wracać do domu, kiedy dopada mnie straszne pragnienie. W bidonie jak zwykle w takich sytuacjach sucho. Najbliższe źródło Dolina Objawiania. Nie ma wyjścia trzeba pragnienie zaspokoić.
Żółtym szlakiem, przez teren prywatny docieram do źródełka, gdzie napełniam bidon zbawienną wodą.
Kilka łyków i człowiek od razu czuje się lepiej. Wracają siły do dalszej jazdy, postanawiam wiec odwiedzić jeszcze jedno miejsce.
Z Objawienia wydostaje się lasem i drogami, które doprowadzają mnie do feralnego przejazdu. Tym razem schodzę z roweru i piechotą przekraczam tory. Kawałek za przejazdem skręcam w lewo na mogiłę powstańców.
mogiła powstańców© fotoaparatka
Dawno mnie tam nie było i trochę się na miejscu pozmieniało, głownie za sprawą czynników atmosferycznych i korników. Droga do pomnika też dość zaniedbana, a po ostatnich wycinkach i moja orientacja, w przecież znanym mi terenie, zawodzi.
Na miejscu zostawiam waypointa. Przysiadam na chwilkę.
Jest to chyba jedno z nielicznych miejsc gdzie zawsze jest pusto. Gdzie można spędzić chwilę w zupełnej samotności.
Ruszam dalej. Z lasu po małych zawirowaniach orientacyjnych wyjeżdżam na krajówkę, gdzie niby już prosto do domu ale.... Patrze na licznik brakuje mi dosłownie 3 kilometrów do 30. Mam to tak zostawić? Nie da rady.
Wjeżdżam na tzw. "żużlówkę", którą pedałuję do skrzyżowania. Tam skręcam znów w stronę krajówki, którą już podążam do domu.
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
33.60 km
0.42 km teren
01:40 h
20.16 km/h:
Maks. pr.:38.40 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 411 kcal
Rower:Author
Pizza w terenie
Niedziela, 11 września 2011 · dodano: 12.09.2011 | Komentarze 7
I znów dopada mnie przerwa w rowerowaniu. Tym razem za sprawą perfidnej anginy, która wtargnęła na prywatny teren moich migdałków. Wtorek, środa staje się dla mnie istną gehenną, podczas której przełknięcie śliny wiąże się z niesamowitym bólem o jedzeniu nie wspominając. Cała historia kończy się antybiotykiem, który w szybki sposób niszczy chorobę. Czwartek, piątek i sobota to walką z chęcią wyjścia na rower. Słoneczna niedziela jednak nie daje za wygraną i kusi mnie rowerową przejażdżką. O dziwo Krzysiek zgadza się pojechać ze mną.Przygotowujemy nasze pojazdy, przebieramy w rowerowe i ruszamy przed siebie. Piękna, letnia pogoda prowadzi nas nad Wartę, gdzie jak się okazuje Krzysiek umówiony jest z kuzynem.
Przez Kałuże Kolonię kierujemy się do Załęcza Wielkiego a tam prosto na most. Po przekroczeniu rzeki skręcamy w lewo, gdzie pedałując podążamy wzrokiem za miejscem ukrycia Mateusza.
Nadwarciański azyl wędkarzy© fotoaparatka
I tak nie spotykając nikogo dojeżdżamy do Ośrodka ZHP Nadwarciański Gród. Krzysiu wykonuje telefon do kuzyna, ustalając jego dokładne położenia,a ja knuję plan. Okazuje się, że musimy się wrócić, skoro jednak jesteśmy już na ośrodku muszę wykonać pewne zadanie.
a co tam jest tak ciekawego?© fotoaparatka
Kręcimy się po terenie grodu po czym ruszamy w drogę powrotną.
Po wyjeździe z lasu w przybrzeżnych szuwarach dostrzegamy w końcu poszukiwane osoby. Dołączamy do nich, posiedzieć na kocyku ;) Chwilę gadamy, po czym otrzymuję propozycję pizzy w terenie. Nie ma co się długo zastanawiać, w końcu oboje uwielbiamy pizze.
Koło 18 zbieramy się do domu, aby przebrać się w cieplejsze ciuszki.
Przygotowani na niższe temperatury, pedałujemy na umówione miejsce zalew w miejscowości Młyny. Synchronizacja czasowa idealna. Chwilkę po przyjeździe na miejsce, dojeżdżają do nas kompani znad rzeki i zmotoryzowani dostarczyciele pizzy.
Teraz już w szóstkę wdrapujemy się na wzniesienie nieopodal zalewu, rozkładamy koce i przy zachodzie słońca rokoszujemy się smakiem pizzy. Muszę przyznać, że miejscówka naprawdę świetna. Niesamowity widok roztacza się ze wzniesienia. Żadna pizzeria czy restauracja nie jest w stanie tego przebić.
Kategoria W towarzystwie, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
40.24 km
4.25 km teren
01:58 h
20.46 km/h:
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 477 kcal
Rower:Author
wycieczka bogata w waypointy
Sobota, 3 września 2011 · dodano: 04.09.2011 | Komentarze 6
Rozochocona wczorajszą wycieczką, postanawiam nie marnować tak pięknej, wrześniowej, słonecznej pogody na siedzenie w domu. I gdy tylko zdołałam się uporać z domowymi obowiązkami, przygotowując kolejne waypointy zasiadam na rower. Nie mam specjalnie pomysłu na wycieczkę. A jak ja nie mam pomysłu to wiadomo, że zaniesie mnie do Wąwozu Królowej Bony.Tak też dzieje się i tym razem. Przez Kępowiźnie, gdzie zostawiam waypointa przy zabytkowym, drewnianym młynie wodnym docieram do wąwozu, gdzie zaznaczam kolejne miejsce. Chwilę spędzam przy źródle, po czym ruszam dalej. Trochę się tam pozmieniało od momentu kiedy zapedałowałam tam ostatnio. Nie ma zbóż, a na polach już tylko zorana ziemia. Cóż jesień czuć już w powietrzu.
Podjazd pod Bieniec Mały, bardziej prowadzony niż pedałowany. Piach, piach i jeszcze raz piach.
W końcu udaje się mi dotrzeć do wioski, gdzie dalej już z górki do Łaszewa.Tam znów trzeba się wspinać. Zgodnie z oznakowaniem szlaku skręcam w szutrową drogę. Mijam kilku rowerzystów i przy brzegu Warty, mijając domki letniskowe docieram do Kurhanów Książęcych. Szukam miejsca do zainstalowania waypointa i gdy takowe znajduję ruszam na fotograficzne łowy.
kurhan książęcy w Łaszewie© fotoaparatka
Wracam na szlak, który doprowadza mnie do Przywozu i tu jakoś ciężko mi się pedałuje. Niby mi się chce a jednak nie. Postanawiam skrócić troszkę trasę i zamiast do Kamionu kieruję się na Mierzyce. Tam robię sobie przystanek przy kościele i znów wracają mi siły.
Kościół w Mierzycach© fotoaparatka
Nie ma odporu teraz trzeba kombinować, co by wycieczkę troszkę wydłużyć. Rezygnuje z bezpośredniego dotarcia do Łaszewa na rzecz dłuższej trasy.
Przemierzam całe Mierzyce i chwilę po wjeździe w las skręcam na Jajaczaki i dalej na Strugi, gdzie skręcam w stronę zabytkowego kościoła w Łaszewie. Niestety trafiam na mszę i nici z kolejnego waypointa :( Będę musiała tam wrócić innym razem.
Nie ma wyjścia jadę dalej. Droga powrotna przez Łaszew to praktycznie jeden ciąg z górki, także przejazd przez wioskę mija bardzo szybko. Znów jestem w Bieńcu Małym skąd tym razem omijając wąwóz, asfaltem zmierzam do Bieńca.
droga do Bieńca© fotoaparatka
Chwilę później jestem już w Kępowiźnie, skąd kieruję się do ostatniego punktu wycieczki Doliny Objawiania . W bidonie susza a więc będzie okazja uzupełnić zapas wody.
Docieram na miejsce, gdzie przy źródle zastaję mały tłum. Rezygnuje więc ze źródlanej wody i idę poszukać miejsca do ukrycie waypointa. Nie zajmuje mi to dużo czasu, wszakże zakątków tam nie brakuje:)
Dolinowy anioł© fotoaparatka
Ołatarz w Dolinie Objawienia© fotoaparatka
Otoczona leśną ciszą, spędzam chwilę przy ołtarzu po czym przez Kałuże Kolonię wracam do domu.
Kategoria Załęczański Park Krajobrazowy, sam na sam
Dane wyjazdu:
33.79 km
4.23 km teren
01:35 h
21.34 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 387 kcal
Rower:Author
Stawy Ożarowskie ... a jednak sie udało
Piątek, 2 września 2011 · dodano: 04.09.2011 | Komentarze 6
Dawno już mnie na rowerze nie było. Przerwa spowdowana była niekoniecznie brakiem cyklozy a wydarzeniami które miały miejsce ostatnio w moim rodzinnym domu. Stres jaki panował przez ostatnie dni i kompletny brak czasu zmusił mnie do odstawiania mojego rumaka na bok.Jednak kiedy już wszystko wróciło do normy nie mogłam doczekać się kolejnej rowerowej wycieczki.I oto dziś wreszcie znajduje czas na rowerowe oderwanie się od rzeczywistości. Przywołuje dwukołowca z dwutygodniowego wygnania i ruszam za cel obierając sobie Stawy Ożarowskie.
I tak przez Marki docieram do asfaltowej drogi, którą wiedzie mnie do Wierzbia, gdzie robię sobie pierwszy przystanek.
Widok przed Wierzbiem© fotoaparatka
Chwila na nacieszenie oczu widokami i ruszam dalej, polną drogą jaką poznałam na jedynej grupowej wycieczce w tym roku. Polna ścieżka tym razem nie specjalnie przypada mi do gustu, ale najważniejsze, że doprowadza mnie do celu. Wyjeżdżam na szutrówkę i po chwili jestem już nad stawami. Zółte liście kasztanów przy drodze prowadzącej brzegami akwenów i tworzące swego rodzaju tunel dogłębnie daje do zrozumienia, że wielkimi krokami zbliż się do nas jesień.
Spędzam chwilę przy stawach, przypatrując się ptactwu co rusz przefruwającemu nad moją głową, po czym pedałuje dalej zielonym szlakiem. Doprowadza mnie on do kolejngo stawu, otoczonego ze wszech stron lasem. Woda ma tam niezwykle piękny zielony odcień. Przechadzam się brzegami podziwiając to urokliwe miejsce.
Staw w lasach Ożarowa© fotoaparatka
Aż dziw bierze, że będąc tam w ubiegłym roku nie zwróciłam na ten urok uwagi.
Nie chcąc wracać tą samą drogą, wertuję mapę i obieram dalszy ciąg zielonego szlaku. W pewnym momencie nie odnajdując żadnych oznakowań gubię się. Nie mam ochoty wracać, więc brnę w nieznane. W pewnym momencie gdy jestem szczęśliwa z odnalezienia trasy, atakuje mnie, wyszczerzając swą szczękę psiak. Przyśpieszam i nie wyrabiając na zakręcie skręcam w odwrotnym kierunku niż powinnam. W końcu psina odpuszcza a ja muszę zawrócić. Raz jeszcze, tym razem wyposażona kamyki, przejechać obok rozwścieczonego bydlęcia. Prędkość robi swoje i szybko go gubię.
Teraz kiedy wiem gdzie jestem mogę dalej pedałować obmyślanym szlakiem. Asfaltówką docieram do Ożarowa, gdzie przemykam obok kościoła i dalej kieruję się na Kocilew po drodze mijając takie oto widoki.
Widok z Ożarowa© fotoaparatka
i kawałek dalej....znów mój ulubiony koźlak
Widok na Kocilew© fotoaparatka
Teraz już bezpośrednio zmierzam w stronę Grębienia, które to przemierzam dość szybko. Wyjazd na krajówkę i przez Dzietrzniki zmierzam do domu. W pewnym momencie skręcając jeszcze w leśną drogę, która to doprowadza mnie na Kałuże.
Kategoria sam na sam