Info
Ten blog rowerowy prowadzi fotoaparatka z miasteczka Kałuże / Wieluń . Mam przejechane 5730.28 kilometrów w tym 1406.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.84 km/h i się wcale nie chwalę, bo i nie ma czym :)Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Maj1 - 2
- 2013, Czerwiec1 - 4
- 2013, Maj1 - 2
- 2013, Kwiecień1 - 4
- 2012, Listopad1 - 6
- 2012, Wrzesień2 - 8
- 2012, Sierpień2 - 7
- 2012, Lipiec3 - 8
- 2012, Czerwiec6 - 13
- 2012, Maj10 - 43
- 2012, Kwiecień9 - 44
- 2012, Marzec7 - 57
- 2011, Październik2 - 12
- 2011, Wrzesień4 - 25
- 2011, Sierpień7 - 44
- 2011, Lipiec11 - 46
- 2011, Czerwiec12 - 86
- 2011, Maj11 - 99
- 2011, Kwiecień12 - 108
- 2011, Marzec14 - 116
- 2011, Luty5 - 29
- 2011, Styczeń5 - 35
- 2010, Październik2 - 10
- 2010, Wrzesień2 - 4
- 2010, Sierpień4 - 10
- 2010, Lipiec14 - 58
- 2010, Czerwiec13 - 23
- 2010, Maj13 - 3
- 2010, Kwiecień7 - 2
Dane wyjazdu:
48.21 km
12.68 km teren
02:21 h
20.51 km/h:
Maks. pr.:44.50 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 554 kcal
Rower:Author
zwiedzannie ościennego powiatu
Piątek, 27 kwietnia 2012 · dodano: 27.04.2012 | Komentarze 1
Dziś pierwszy dzień urlopu. Aura wprost wymarzona do rowerowych wojaży, czasu wolnego sporo jakże takich warunków nie wykorzystać.Przypominam sobie o mapce Powiatu Oleskiego, która zakupiłam zimną, i która przeleżała na półce aż do dziś. Przeglądam stronice i po chwili mam już zaplanowaną trasę na dziś.
Po godzinie 13 wyjeżdżam na zwiedzanie ościennego powiatu. Przez Marki dostaję się do Wierzbia, gdzie po krótkiej chwili na krajówce skręcam w polną drogę. Jedzie się bardzo przyjemnie, nawet wiaterek nie przeszkadza a wręcz sprawia radość ochłodą.
Na końcu owej, polnej drogi dopada mnie sfora piesków, przed która jednak udaje mi się jakoś umknąć. Chwilę później po wyjeździe na szlak spotykam drugiego psa, tym razem cztery razy większego niż poprzednie. Przy bliższym spotkaniu zastanawiam się, kto jest bardziej przestraszony ja czy to bydlę. Na ratunek jednak przychodzi gospodarz, który przekonuje mnie, że psina niegroźna. Spokojnie więc ruszam dalej.
Po dotarciu na Stawy Ożarowskie robię sobie krótki przystanek, co by odreagować niedawne przeżycia :)
Kasztanowy żółty szlak© fotoaparatka
Na stawach niestety nie widać jeszcze życia
Jeden z ożarowskich stawów© fotoaparatka
Ruszam dalej zgodnie z oznakowaniem szlaku, którym docieram do punktu czerpania wody. Urokliwe to miejsca i jak udało mi się dostrzec porządnie zarybione.
ożarowski punkt czerapania wody© fotoaparatka
Wracam na główny trakt, którym pedałuję sobie do wsi Kowale. Bardzo przyjemna to trasa, raz przed rowerem wyskakuje sarna raz zajączek.
Przemierzam wieś i dostaję się do Praszki, chwilkę krajówką po czy wjeżdżam na ścieżkę rowerową. Dojeżdżam do centrum i przystaje w parku przy kościele Wniebowzięcia NMP.
Kościół Wniebowzięcia NMP w Praszce© fotoaparatka
Kościół zbudowany w stylu neobarokowym pochodzi z lat 1872-1874. Powstał na miejscu drewnianego kościoła.
Ruszam dalej. Przy wyjeździe na główną drogę przypinam sobie o drewnianej kapliczce. Ruszam więc w kierunku Gorzowa Śląskiego, by po chwili skręcić na Krzyżanowice. Jedzie się dobrze, także myślę czy by ta trasa nie popedałować dalej. Po dojeździe jednak do kapliczki zmieniam zdanie.
drewniana kapliczka w Krzyżanowicach© fotoaparatka
Panowie drogowcy właśnie remontują pokonany przeze mnie odcinek, co sprawia, że moje koła całe oblepione są drobnymi kamyczkami. Nie mam ochoty mierzyć się z lepiąca warstwą asfaltu.
Wracam do Praszki, z której wyjeżdżam tzw. gańską drogą. Dojeżdżam do Rozterku, gdzie skręcam na Skotnicę. Po drodze robiąc jednak przystanek przy rzece Wyderce.
Wyderka w Rozterku© fotoaparatka
Tu tez wypijam ostatnie krople wody z bidonu, a że gorąca nie zaspokaja to mojego pragnienia.
Przez Skotnicę, Kuźniczkę, Kużnicę z nadzieją w oczach wypatruję jakiegoś spożywczaka. Usługi brukarskie owszem są ale spożywczaka jak nie było tak nie ma. W końcu docieram do Łazów a tam już w oddali widać Rudniki, gdzie z pewnością znajdę wodę.
Radość moja ogromna, gdy w końcu parkuję rower przy małym markecie. Kupuję wodę i batona i idę na chwilę spocząć w rudnickim parku. Potrzebna mi była ta chwila zregenerowanie sił.
Czas w końcu wracać do domu. Nie che mi się już kombinować, więc potulnie krajówką pedałuję do Kałuż
Kategoria sam na sam
Dane wyjazdu:
46.18 km
4.36 km teren
02:19 h
19.93 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 541 kcal
Rower:Author
plan oszczędności czas zacząć czyli do i z pracy rowerem
Czwartek, 26 kwietnia 2012 · dodano: 27.04.2012 | Komentarze 4
Po wczorajszym niezrealizowanym planie, dziś z małymi oporami wstaję zgodnie z nawoływaniem budzika. Ubieram się w rowerowe, pakuje plecak i zaczynam plan oszczędnościowy. Zostawiam czerwonego chrząszcza w domu a do pracy zaciągam rower.Droga do Wielunia tradycyjnie, tak jak w ubiegłym roku, krajówką nr 43. Na szczęście po 5 rano nie ma na niej dużego ruchu, a mijające ciężarówki zachowują bezpieczną odległość :D
Pedałowanie idzie mi dość szybko, co prawda mam lekkie zadyszki przy podjazdach ale co tam jak za chwilę można odetchnąć na zjazdach:) Po 43 minutach jestem już przy drzwiach przychodni.
Teraz tylko zaparkować Authorka, przebrać się w cywilne ubranie i można zacząć pracę, która dzisiaj jakoś nadzwyczaj się dłuży.
Koło godziny 13 udaje się jednak pożegnać ostatniego pacjenta w poradni i można zacząć szykować się na powrót rowerkiem do domu.
Opuszczam przychodnię i przez ulicę Zieloną, następnie Szpitalną opuszczam miasto kierując się na Gaszyn.
Już na początku przestaje mi się podobać. Wiatr, którego rano praktycznie nie było, teraz wieje mi prosto w twarz spowalniając mnie do żółwiego tempa. Do tego ciężarówy, które tym razem nie zważają na moją obecność na drodze, doprowadzają mnie do białej gorączki. Jakież jest moje szczęście kiedy w końcu mogę zjechać w boczną drogę prowadzącą do drewnianego kościółka.
Kościółek w Gaszynie przód© fotoaparatka
Kościółek w Gaszynie tył© fotoaparatka
Po krótkiej chwili spędzonej przy sakralnym zabytku ruszam dalej, znów wyjeżdżając na krajówkę. I tak psiocząc pod nosem na wiatr i samochody docieram do Kadłuba gdzie, robię kolejny przystanek przy następnym drewnianym kościółku.
Kościółek w Kadłubie przód© fotoaparatka
koścółek w Kadłubie bok© fotoaparatka
Ruszam dalej, tym razem chwile tylko pedałuję krajówką, po czym skręcam zgodnie z oznakowaniem szlaku na boczną spokojną drogę. Widoczki jakie ukazują mi się po wyjechaniu z wioski zapierają dech ...
widoczki w Kadłubie© fotoaparatka
wiosenne widoczki© fotoaparatka
Udaje mi się nawet dostrzec ptaka kołującego nad polami ...
kołowanie nad polami© fotoaparatka
Boczną drogą docieram do Popowic, gdzie czeka na mnie kolejny z serii drewnianych kościółków w stylu wieluńskim.
Kościółek w Popowicach© fotoaparatka
Opuszczam plac kościelny i ruszam dalej bocznym szlakiem do Józefki, gdzie skręcam w kierunku nieszczęsnej krajówki. Główną drogą dostaję się do Wierzbie, gdzie zbaczam w kierunku Marek i dalej już lasem do domu.
Posilam się obiadem i znów wsiadam na rower tym razem załadowana książkami do biblioteki. Oddaje przeczytane, pożyczam nowe i wracam do domu, gdzie daje już mojemu rowerowi wolne:)
Kategoria sam na sam, Szlakiem drewnianej architektury, do i z pracy
Dane wyjazdu:
33.47 km
23.21 km teren
01:40 h
20.08 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 389 kcal
Rower:Author
raz chmury, raz słońce
Środa, 25 kwietnia 2012 · dodano: 25.04.2012 | Komentarze 4
Budzę się dziś bladym świtem z myślą, że w końcu popedałuje rowerem do pracy a tu mży i wieje... ze smętną miną kładę się dalej do łóżka a do pracy jadę czerwonym chrząszczem.Po powrocie do domu komputer zabiera mi dużą część wolnego popołudnia, w końcu jednak mówię dość tego. Przebieram się w rowerowe i w trasę.
Przez Kałuże Kol. do Załęcza, gdzie skręcam w stronę mostu i dalej na Bukowce.
Żółty leśny szlak© fotoaparatka
Wjeżdżam w las, gdzie dalej żółtym szlakiem docieram do Żabiego Stawu. To co spotykam na szlaku nie nastraja mnie zachęcająco. Ostatnia wycinka drzew zostawiła po sobie niemiłe atrakcje na trasie.
Koniec końców docieram w końcu do stawu, gdzie jeszcze załapuje się na godowa zawołania kumaków. Niesamowite, hipnotyzujące odgłosy dochodzą znad toni wody. Niestety nie udało mi się ich zarejestrować :(
żabi staw w pochmurny dzień© fotoaparatka
Krótki postój i ruszam w drogę powrotną, niestety tą samą trasą. Jednak dla jej urozmaicenia przystaje to tu to tam.
wąwóz do bułej wsi Jarzębie© fotoaparatka
Nie omieszkam również zawitać na starorzecze Wronią Wodę, gdzie zastaje mnie słoneczne niebo.
starorzecze Wronia Woda© fotoaparatka
Kiedy mam już wracać do roweru w oddali dostrzegam białą plamkę, po chwili owa plamka zamienia się łabędzia.
łabędź w oddali© fotoaparatka
Ptak wydaje się nie przejmować moją obecnością, a więc mogę przyjrzeć mu się bliżej.
bliższe spotkanie z łabędziem© fotoaparatka
Ruszam dalej przez Bukowce dostaję się znów do Załęcza Wielkiego, po wyjeździe z którego modyfikuję troszkę powrót. Postanawiam wracać przez Dolinę Objawienia, gdzie zatrzymuje się na chwilę by zaczerpnąć wody do bidonu.
Chwilę później ruszam dalej lasem, drogą nad torami, gdzie o mało co nie wpadają na mnie dwie sarny.
Przejeżdżam przez tory kolejowe i po dotarciu do krajówki przecinam ją, by dotrzeć do szutrówki, którą wracam do domu.
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
15.02 km
11.20 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
pogadać
Sobota, 21 kwietnia 2012 · dodano: 25.04.2012 | Komentarze 2
Nie będę się rozpisywać. Weekend zdominowały inne sprawy, rower zszedł na drugi plan. W sobotę z Krzyśkiem znaleźliśmy jednak chwilkę na krótką wycieczkę. Obwodnica Marek do wioski, gdzie zrobiliśmy przystanek w Mileniówce na śląskie picie i do domciupo śląsku© fotoaparatka
Kategoria W towarzystwie
Dane wyjazdu:
50.34 km
20.32 km teren
02:39 h
19.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 574 kcal
Rower:Author
poszukiwania zguby...
Środa, 18 kwietnia 2012 · dodano: 18.04.2012 | Komentarze 5
Kolejny nierowerowy weekend sprawia, że brak roweru doskwiera mi coraz bardziej. Z niepokojem obserwuje pogodowe prognozy, które ostatnio nie nastrajają pozytywnie do pedałowania. Dziś jednak mówię dość stagnacji i po powrocie z pracy przebieram się w rowerowe i wio przed siebie.Już na samym początku okazuje się, że nie będzie łatwo. Pierwsze kilka kilometrów pod wiatr daje mi się we znaki, jednak żaden wiatr nie jest dziś w stanie mnie zatrzymać.
Po skręcie w kierunku Kępowizny robi się już przyjemniej co sprawia, iż droga do Bieńca mija mi bardzo szybko. Kiedy już dostaję się do wioski kieruję się na Bieniec Mały i Łaszew, gdzie skręcam zgodnie z oznakowaniem szlaku w szutrową drogę do Przywozu. Po drodze jednak zatrzymuję się przy rzece gdzie już powoli przebija się wiosenny klimat.
Warta w Przywozie© fotoaparatka
Ruszam dalej, jednak nie trwa to długo ponieważ świeża zieleń zatrzymuje mnie jeszcze w jednym miejscu przy szlaku.
Przwóz przy brzegu Warty© fotoaparatka
Mijam bokiem kurhany i po dostaniu się do Przywozu, ruszam w kierunku mostu sprawdzić pewną rzecz. Po przeszukaniu brzegu, wsiadam powtórnie na rower i teraz już asfaltem pedałuję do Kamionu.
Tutaj też przystaję przy moście w tej samej sprawie co poprzednio, nie odnajdując jednak zguby, pstrykam zdjęcie i obmyślam drogę powrotną.
Wrta w Kamionie przy progu© fotoaparatka
Wybór pada na wąwóz, który pokazał mi Piotrek podczas naszej wycieczki do rezerwatu w Niżankowicach. Gdy tylko dostaje się do wąwozu, wiem , że była to dobra decyzja.
Wąwóz w Przywozie© fotoaparatka
Obrany szlak doprowadza mnie do punktu widokowego.
Krzyż na widokowej górze ;)© fotoaparatka
Widok z widokowej góry ;)© fotoaparatka
Przechadzam się po polach, po czym, mając w pamięci ostrzeżenia Piotrka zbieram kamyki do kieszeni i ruszam do Mierzyc. Ostrzeżenia okazują się słuszne bo przy jednym z mijanych domów atakują mnie rozwścieczone psiaki. Na szczęście ich właściciele znajdują się na podwórzu i szybko przywołują zwierzaki do siebie.
Po dotarciu do wioski mam tylko jeden cel elektrownie siłową .... ponoć jedną z największych w regionie.
Wieje przy nim strasznie, nie przeszkadza mi to jednak, żeby obfotografować go ze wszystkich stron.
Wiatraczek w Mierzycach© fotoaparatka
Dopieszczona przez wiatr ruszam dalej na Jajczaki, skąd przez Strugi dostaję się do Pątnowa. Przy Urzędzie Gminy robię sobie przystanek na odbudowanie straconych kalorii :)
Z Pątnowa wyjeżdżam na krajówkę, gdzie po wspięciu się na wzniesienie skręcam na Grębień. Dalej po przejechaniu praktycznie całej wsi docieram do zabytkowego drewnianego kościółka. Jednego z tych zbudowanych w stylu wieluńskim .
Kościółek w Grębieniu Kwiecień© fotoaparatka
Po chwili odpoczynku, ruszam polnymi drogami w kierunku Budziaków. Musze przyznać, że nie jest to dobry wybór. Nie dość, że dziura na dziurze, to jeszcze ogromniaste kałuże, które zmuszają mnie do zejścia z roweru.
W końcu udaje mi się dostać do leśnej drogi, gdzie dalej już szutrówką pedałuję do domu na pulpety :)
Dane wyjazdu:
30.22 km
2.12 km teren
01:40 h
18.13 km/h:
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 347 kcal
Rower:Author
zawilce pod wiatr
Środa, 11 kwietnia 2012 · dodano: 11.04.2012 | Komentarze 10
Dziś kończę pracę wcześniej, na termometrze słupek dobija do 20 stopni, nie ma więc wyjścia trzeba wykorzystać fakt wolnego popołudnia. Nie jest mi łatwo jednak dzisiaj zebrać do kupy i wsiąść na rower, w końcu się udaje i przed godzinę 15 pedałuję już w najlepsze.Trasa nad dziś cóż... podczas wczorajszego pedałowania dostrzegłam zawilce to i dzisiaj obieram kierunek na miejsce, gdzie w ubiegłym roku spotkałam ich tysiące.
Przez Kałuże Kol., Kępowizne docieram do Bieńca, gdzie zjeżdżam w teren kierując się na źródło Królowej Bony. Kiedy już znajduję się przy brzegu rzeki, nie potrafię sobie odmówić, by choć na chwilę nie postawić nogi na białym promie, skąd rozciąga się piękny widok na rzekę. Niestety dziś krajobraz zasnuty chmurami.
Wracam do roweru i teraz już bezpośrednio do źródła, wokół którego otoczenia zaczyna się zielenić.
Źródło Królowej Bony_kwiecień 2012© fotoaparatka
Po chwili spędzonej przy źródle, cofam się do rozwalającej się szopy, gdzie pomiędzy drewnianymi deskami dostrzegam coś ciekawego...
stare sanie© fotoaparatka
Owe znalezisko przypomina mi sanie. Niestety stan szopy w której się znajduje nie pozwala mi na zgłębienie tematu. Groziło by to dłuższym,nie koniecznie przyjemnym, pozostaniem tym drewnainym przybytku.
Wracam do mojego dwukołowca i przez piękny piaszczysty wąwóz dostaję się do Bieńca Małego, z którego już prosto do Łaszewa. Przez całą wieś wiatr jest mym sprzymierzeńcem i cudownie popycha mnie do przodu,jednak w Strugach dobra passa się kończy i trzeba zmierzyć się z dzisiejszą pogodą.
W Pątnowie na pierwszym skrzyżowaniu obieram kierunek w prawo i po przejeździe przez przejazd kolejowy docieram w końcu do celu dzisiejszej wycieczki.
zawilce pomiędzy Pątnowem a Kamionką© fotoaparatka
Niestety zawilce jeszcze do końca nie zakwitły, jednak gdzie nie gdzie w lesie można dostrzec biały dywan.
Teraz już czas udać się w drogę powrotną tym bardziej, że trzeba będzie się zmierzyć z wiatrem twarzą w twarz.
Wracam przez Pątnów droga przy torach, gdzie na wzniesieniu od ubiegłego roku górują trzy wiatraki.
T
trójca wiatrakowa© fotoaparatka
Zatrzymuję się przy nich na krótką chwilę po czym ruszam dalej. Po dotarciu do szkoły robię kolejny przystanek. Wiatr powoli staje się nie do zniesienia. Uzupełniam płyny i zjeżdżam w dół wprost do źródła Św. Rocha.
Źródło Św. Rocha strużka kwiecień 2012© fotoaparatka
Nie chce mi się stamtąd ruszać, najchętniej zostałabym na dłużej ale wiatr i pustka w żołądku pogania.
Drogą przy cmentarzu wydostaję się z Pątnowa i znów jestem w Bieńcu, gdzie skręcam na skrótowaca do Dzietrznik. Z polnej drogi wydostaję się nieopodal parafialnego kościoła i dalej już bezpośrednio na krajówkę. Nie chce mi się kombinował więc wybieram najprostszy, choć najmniej lubiany wariant powrotu do domu.
Już przed samym skrętem na ostatnią prosta przystaję jeszcze przy stawach, gdzie przed paroma tygodniami pojawiło się stadko łabędzi. Udaje mi się niestety uwiecznić tylko jednego.
Kałużański łabędź© fotoaparatka
Teraz już prosto do domu.
Kategoria sam na sam, Załęczański Park Krajobrazowy
Dane wyjazdu:
37.14 km
15.62 km teren
02:07 h
17.55 km/h:
Maks. pr.:43.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 420 kcal
Rower:Author
Rezerwat Bukowa Góra w kwietniu
Wtorek, 10 kwietnia 2012 · dodano: 10.04.2012 | Komentarze 9
Oj ta pogoda ostatnio nas nie rozpieszczała, tak więc i mnie to co działo się na zewnątrz nie zachęcało do rowerowych wojaży. Miałam nadzieję, że może w święta ale jak tu oderwać się od stołu kiedy na nim takie pyszności ;) Dziś przychodzi czas na choć częściowe spalenie wielkanocnych kalorii.Wracam z pracy i co.... słonecznie, nawet ciepło ale jakoś tak wietrznie. Chwilę się zastanawiam i wybierając leśne postanawiam jednak skorzystać z wolnego popołudnia. Za cel obieram sobie Rezerwat Bukowa Góra.
Przez Kałuże przemykam szybko bo wiaterek w plecy ale już po skręcie na "załęcką" drogę nie jest tak przyjemnie.
Chwilę później skręcam w stronę Klusek i tu już mam las i niby spokojnie ale tylko przez chwilę. Tuż po wyjeździe z lasu czeka mnie jednak pedałowanie pod górkę i pod wiatr. Na szczycie muszę trochę odsapnąć, ostatni brak rowerowania daje o sobie znać.
Kluski wjazd© fotoaparatka
Wsiadam ponownie na rower, by przemknąć przez Kluski i dalej żółtym szlakiem już na dobre wjechać w las. Mijam drewnianą chatkę i dalej prosto gdzie nie gdzie męcząc się z piaskiem pod kołami, docieram do skrzyżowania na którym skręcam z głównego szlaku.
leśna droga do rezerwatu© fotoaparatka
Nie jest to jednak prosta droga do celu, co chwila zatrzymuję się by co nieco uchwycić okiem aparatu. I tak rejestrowanie mokradeł kończy się ugrzęźnięciem butów w leśnym, liściastym mule zarówno podczas wchodzenia na mokradła jak i wychodzenia. I sprawdza się powiedzenie, gdzie diabeł nie może tam babę poślę :)
mokradła© fotoaparatka
Teraz ruszam już bezpośrednio do Rezerwatu, który nawet na początku kwietnia, kiedy jeszcze nie ma liści na drzewach, wygląda wspaniale. I choć mały urzeka.
Rezerwat Bukowa Góra w kwietniu© fotoaparatka
rezerwatowy buk© fotoaparatka
wejście do rezerwatu© fotoaparatka
Spaceruję po rezerwacie, co ze względu na jego rozmiar nie trwa długo, po czym wracam do roweru i kiedy mam już wyruszać w drogę powrotną pod moim dwukołowcem dostrzegam mech, który już poczuł wiosnę.
wiosenny mech© fotoaparatka
Pakuję aparat i ruszam w drogę powrotną. Trasa ta sama z małymi zboczeniami z kursu ;) Tym razem pedałuje się o niebo lepiej, bo nie dość, że większość trasy z górki to jeszcze wiatr w plecy.
Po powrocie na "załęcką" drogę postanawiam jeszcze pognać nad Wartę i posiedzieć chwilkę przy moście, gdzie już powoli wierzby zaczynają się zielenić.
Chwila relaksu i ruszam w kierunku domu.
Z racji, iż znów wiatr zaczyna przeszkadzać postanawiam powrót zrobić przez las i tak jadąc do leśnej ścieżki na polu dostrzegam zwierzynę
lokalizacja wroga© fotoaparatka
można jeść spokojnie© fotoaparatka
Sarny nie specjalnie zdają się przejmować moją osobą i spokojnie dają się sfotografować a nawet sfilmować .
Zostawiam leśną zwierzynę w spokoju i dalej drogą przy Florku kieruję się w stronę Objawiania po wodę do bidonu. Tam chwilę przysiadam na ławce po czym przez Kałuże Kolonie, pod wiatr docieram już prosto do domu.
Kategoria Załęczański Park Krajobrazowy, sam na sam
Dane wyjazdu:
50.41 km
30.24 km teren
02:46 h
18.22 km/h:
Maks. pr.:39.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Author
rów, podwórko i pizzerinki
Niedziela, 25 marca 2012 · dodano: 26.03.2012 | Komentarze 8
Cały tydzień czekałam na tę chwilę. Przeżyłam piękną słoneczną sobotę podczas której musiałam zrezygnować z rowerów na rzecz przyziemnych przyszłych spraw. Jednak w końcu nadchodzi niedziela i można wreszcie wyciągnąć rower na przejażdżkę. Dziś w towarzystwie Krzyśka i Forumowego Klubu.Podczas gdy forumowicze podążają w naszym kierunku z Wielunia Krzysiek i ja próbujemy się wybrać z domu, przy czym mi to wybieranie zajmuje zdecydowanie za dużo czasu. W końcu jednak udaje nam się wyruszyć, naszym przyszłym towarzyszom na przeciw.
Już na początku okazuje się, że pogoda mimo iż słoneczna trąci przenikliwym chłodem. Ja cieszę się, że zabrałam polar ale Krzyśkowi z pewnością zimno;) Przez Kałuże Kol. docieramy do Kępowizny, gdzie przy zabytkowym drewnianym młynie spotykamy się z resztą dzisiejszej ekipy.
Robimy przystanek przy brzegu Warty, podczas którego Krzysiek wraca po cieplejsze odzienie, a mój rower zostaje oznakowany...
i zostałam oznakowana© fotoaparatka
Po chwili przerwy ruszamy w kierunku Doliny Objawiania leśną drogą koło Florka. W końcu docieramy do źródełka, gdzie jak się okazuje cześć osób jeszcze nie była...
Dolina Objawiania widok na źródło© fotoaparatka
Figura Matki Boskiej© fotoaparatka
no więc zwiedzamy....
na wyspie w Dolinie© fotoaparatka
źródełko numer dwa© fotoaparatka
a wodzie natrafiamy na kawior ;)
oj będzie żab w Dolinie© fotoaparatka
Kiedy dociera do nas już przygotowany na chłód Krzysiek ruszamy dalej lasem. Docieramy do przejazdu kolejowego, gdzie dalej za sprawą Ferbika przychodzi nam jechać rower przeciwpożarowym, do kolejnego leśnego przejazdu :) Nie jest jednak tak źle jak się spodziewałam rów okazuje się rowerowo przystępny.
I znów przejeżdżamy przez tory kolejowe i trzymając się drogą przy torowisku docieramy do Dzietrznik, gdzie robimy kolejny krótki przystanek.
Ruszamy dalej pedałując wzdłuż toru. Po zjechaniu jednak w dół drogi okazuje się, że wyprowadza nas ona na jakiś podwórko. Właścicielka jednak okazuje łaskę i pozwala nam przejechać przez jej posesję i tak wydostajemy się z Dzietrznik.
Dalej już skrótem docieramy do Bieńca. Ów skrót jest ostatnio najczęściej prze zemnie przemierzaną drogą ;)
Z Bieńca do Pątnowa, gdzie po raz kolejny przecinamy tory. Po krótkim zjeździe z górki przychodzi nam podjazd, który kończy się przy szkole. Co niektórym odzywa się głodny żołądek, który objawiania się złośliwą miną. Z ratunkiem przychodzi Ferbik, który proponuje nam kolejny przystanek przy piekarni, gdzie dostajemy pyszne pizzerinki i bułeczki.
Z ucieszonymi żołądkami ruszamy dalej w kierunku Strug, gdzie przychodzi nam się pożegnać z wieluńską częścią ekipy. Oni kierują się na Wieluń a my na Kałuże.
Z Krzyśkiem ze Strug skręcamy na Łaszew, dalej na Bieniec i Kępowiznę. Wyjeżdżamy na "załęcką" drogą rozdzielamy się. Mój towarzysz pędzi na obiad, a ja że mi mało jeszcze pedałowania postanawiam ruszyć w stronę Załęcza. Moje plany psuje jednak spora psina pałętająca się poboczem drogi, więc zmuszona jestem zawrócić.
Wracam do skrzyżowania, gdzie rozstałam się z Krzyśkiem i kieruję się w kierunku moich Prusaków, zahaczając jednak po drodze o pierwszy z leśnych stawów.
pierwszy leśny staw© fotoaparatka
Robię sobie chwilę przerwy na obserwację łabędzi po czym ruszam dalej. Kiedy jestem już praktycznie przy płocie, stwierdzam, że jeszcze mi mało. Skręcam w las i ruszam poszukiwać wiosny, bo ponoć już przyszła.
Docieram do leśnego strumyka gdzie dostrzegam pierwszy w tym roku kwiatuszek :)
wiosna zawitała w Kałużach ;)© fotoaparatka
Znalazłam wiosnę, teraz spokojnie mogę wracać do domu. Na podwórku okazuje się jednak, że gdzieś posiałam okularki.... wracam pamięcią do wydarzeń dnia dzisiejszego i cóż muszę się wrócić do strumyka.
Na szczęście pamięć mnie nie myli i odnajduje na miejscu zgubę, wracam do domu teraz już na dobre.
Kategoria z WFKR
Dane wyjazdu:
65.01 km
0.00 km teren
03:28 h
18.75 km/h:
Maks. pr.:43.30 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 736 kcal
Rower:Author
Mój pierwszy raz z Wieluńskim Forumowym Klubem Rowerowym
Niedziela, 18 marca 2012 · dodano: 18.03.2012 | Komentarze 13
Dziś rano wiedziałam tylko to, że z całą pewnością zahaczę o Krzyworzekę i, że na pewno będę pedałować w towarzystwie, a potem to było tak....Przed godziną 12 ruszam z domu, teoretycznie krajówką prosto do Wielunia, gdzie mam się spotkać z Ferbikiem, jednak w Dzietrznikach dzwoni telefon... cóż po chwili zastanowienia muszę zmienić trasę, bowiem miejsce spotkania zmienia się z Wielunia na Kamion.
Nie ma wyjścia, skręcam z krajówki przy kościele w Dzietrznikach i dalej drogą nad torami, na której trochę mniej błota niż ostatnio, docieram do Pątnowa. Stamtąd już z oszałamiającą jak na mnie prędkością docieram do Bieńca Małego i dalej do Łaszewa, gdzie skręcam na żółty szlak biegnący przy brzegu Warty. Wiaterek chyba w plecy bo jedzie się wyśmienicie i nie wiem nawet kiedy dojeżdżam do Toporowa:) Tam spotykam towarzyszy dwóch i już razem pedałujemy do mostu we wsi, gdzie robimy przerwę w oczekiwaniu na czwartego członka załogi :)
dzisiejsza ekipa w komplecie© fotoaparatka
Chwilę po dotarciu Kitora , gdy zamierzamy ruszyć w drogę w moim rowerze pojawia się przewlekła kontuzja hamulcowa. Chłopcy jednak szybko dają sobie z nią radę , za co nie wypłacę się im chyba do końca życia :D
Ruszamy trasą, którą dotarłam do Toporowa nad brzegami rzeki do Łaszewa. Tam podjazd pod górkę i skręcamy w kierunku Strug, w których zjeżdżamy w zupełnie mi nieznany czerwony szlak. Szlak doprowadza nas do Rudy i dalej na stację Orlen, gdzie przychodzi się rozstać z dwoma członkami ekipy.
Z Kitorem ruszamy dalej polną, skrótową drogą na końcu której opuszcza mnie ostatni towarzysz. Dalej już sama muszę sobie radzić :)
Wyjeżdżam na drogę i już kieruję się bezpośrednio do Krzyworzeki do babci, gdzie od razu rzucam się na ciastka :D
Chwila przerwy na herbatkę i spełnienie zawodowego obowiązku i ruszam w drogę powrotną.
Z Krzyworzeki wydostaję się asfalcikiem przy cegielni. Trochę pedałowania pod górkę ale dla widoków jakie się rozlegają dokoła warto się pomęczyć.
widok na cegielnię w Krzyworzece© fotoaparatka
Po chwilach trudu udaje mi się dotrzeć do szczytu wzniesienia skąd już z górki do Ożarowa., gdzie skręcam na wiatrak. Nie byłabym sobą gdybym go ominęła :D
wiatrak w Kocilewie po raz pierwszy w 2012© fotoaparatka
Chwila postoju i wracam do Ożarowa, skąd już z górki do Wierzbia i asfaltem na Marki. Przejeżdżam obok Mileniówki, która tętni życiem na całego. W sumie nie dziwie się gdybym miała z kim też chętnie bym na zimne piwko wskoczyła, ale, że sama .... trzeba obyć się smakiem ;)
Teraz już prosto lasem do domu z małą przerwą .... dorwałam zwierz
a w oddali podwieczorek© fotoaparatka
Na leśnym skrzyżowaniu mijam jeszcze jakąś zrowerowaną grupkę, po czym kieruję się już prosto po domu.
Na koniec pozostaje mi podziękować członkom Wieluńskiego Forumowego Klubu Rowerowego, którego dziś aktywnie stałam się członkiem, za wycieczkę :D
Kategoria W towarzystwie, Załęczański Park Krajobrazowy, z WFKR
Dane wyjazdu:
50.13 km
15.50 km teren
02:39 h
18.92 km/h:
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 578 kcal
Rower:Author
Nadwarciańsakimi brzegami punkt po punkcie
Sobota, 17 marca 2012 · dodano: 17.03.2012 | Komentarze 9
Oj jak ja czekałam na ten weekend. Na ten piękny słoneczny weekend i kiedy staje się on w końcu rzeczywistością nogi aż świerzbią, żeby postawić stopy na pedały. Nie ma wyjścia trzeba szybko uporać się z sobotnimi zajęciami i w drogę.Dziś postanawiam w całości skupić się na ZPK i zakątkach, w których już dawno mnie nie było.
Pierwszy wybór pada na Granatowe Źródła, tak więc przez Kałuże Kolonie, Załęcze Duże docieram do Załęcza Małego skąd już prosto do wyznaczonego miejsca.... przynajmniej tak mi się wydaję.
Po skręcie z asfaltu w teren, który ma mnie doprowadzić do źródeł postanawiam jednak zwiedzić brzegi Warty, więc zamiast zgodnie ze szlakiem postanawiam jechać prosto.
Po chwili jestem już przy rzece. Przechadzając się z aparatem brzegami dostrzegam nieznana mi dotąd drogę. Nie zastanawiając się długo wsiadam na rower i pędzę w nieznane...
Warta nieopodl Granatowych Żródeł© fotoaparatka
bardzo urokliwe nieznane...
Rzeka przy nieznanym szlaku© fotoaparatka
Tak sobie pedałuję przed siebie do momentu, gdy dostrzegam traktor pilnowany przez psiaka, który to nie jest do mnie pokojowo nastawiony.
Z niechęcią zawracam podążając już w kierunku Granatowych Źródeł
Grantowe Żródła© fotoaparatka
Spędzam tam dłuższą chwilę po czym jadę odwiedzić jeszcze pewne miejsce ruiny Ośrodka Wypoczynkowego Uroczysko.
Oj jak ja lubię takie rudery.... Stawiam więc rower przy wersalce i ruszam buszować po terenie :)
Wypoczynek pod chmurką© fotoaparatka
Z ogromną chęcią weszła bym do środka głównego budynku, jednak z racji, iż jestem sama a z sufitu zwisają jego elementy rezygnuję tymczasowo z pomysłu. Na pocieszenie zostaje mi przechadzka po zapuszczonych włościach, gdzie dostrzegam pierwsze tego roku łabędzie
łabędzie na Uroczysku© fotoaparatka
Wracam do roweru, którym wydostaję się z Załęcza Małego docierając do Dużego. I znów skręcam nad Wartę tym razem celem staje się Wronia Woda.
Na moście jednak nie ma mocnych muszę się zatrzymać, ot taki mój rowerowy zwyczaj....
Warta widok z mostu w Załęczu© fotoaparatka
Teraz już bezpośrednio przez Bukowce, gdzie wjeżdżam już zupełnie w las, szlakiem dostaje się do..... no właśnie ..... najpierw kolejny zakątek Warty ....
Warta przy Wroniej Wodzie© fotoaparatka
..... by później moim oczom ukazał się zamarznięty widok Wroniej wody.
Wronia Woda strona pierwsza© fotoaparatka
Swoją drogą to strasznie fajne, temperatura na dworze 20 stopni a tu widzisz zamarzniętą wodną połać.
Wronia Woda strona druga© fotoaparatka
Do dodatkowy plus takiego stanu... przy brzegach nie ma żadnego wędkarza, można więc bez przeszkód przemierzyć brzeg starorzecza.
Wracam tę samą trasą i znów chwila postoju na moście w Załęczu w celach orientacyjnych, po czym ruszam dalej.
Ostatnim punktem dzisiejszej wycieczki jest Kępowizna. Wyjeżdżam z Załęcza i dalej żółtym szlakiem docieram do celu, a dokładniej do miejsca, z którego lubię obserwować wędkarzy. Co tez czynię i tym razem :)
Chwila relaksu i ruszam w kierunku domu, gdzie jeszcze robię rundkę po lesie by dobić do 50 kilometrów.